Rozdział 7
* POV Dalia *
Pozwoliłam się zaprowadzić w stronę ludzi. Całe szczęście, Kilian podążał za mną, trzymając mnie z początku w talii, potem za rękę.
- Nie jesteś zła, że tyle tu nas jest? - spytała mnie mama mojego chłopaka. Od razu pokręciłam głową.
- Nie, skądże. Jestem, co prawda, zaskoczona taką ilością osób. U mnie w rodzinie to skromnie z tym jest. - Liliah uśmiechnęła się do mnie i szepnęła na ucho:
- Teraz to także twoja rodzina. - odpowiedziałam jej uśmiechem. Po czym dotarliśmy do salonu.
- Wszyscy cisza! - krzyknęła Luna. Zaczynam powoli się orientować, jak to wszystko funkcjonuje... W momencie, gdy zakrzyknęła, wszyscy ucichli jak makiem zasiał, a spojrzenia wszystkich spoczęły na nas. - To jest nasz nowy członek rodziny. Przyjmijcie ją ciepło.
Rozległy się rozmowy i powitania. Kilian szybko zabrał mi dziecko, zanim mu się coś stało. Nagle wszyscy zaczęli podchodzić do nas i mnie przytulać, albo wychwalać zorganizowanie tego spotkania przez Liliah, która starała się wytłumaczyć mi po kolei, kto jak się nazywa. Pierwsi podeszli najstarsi członkowie rodziny
- Witaj w rodzinie, dziecinko. - powiedziała starsza kobieta. - Ja jestem Maria, ale możesz mi mówić babciu, jak wszyscy. A to jest nasz stary przyjaciel rodziny, generał Herman.
- Wcale nie jestem stary. Jestem bardzo żywiołowy i nie raz, i nie dwa bym jeszcze rozłożył na łopatki tych ze wschodu. - Po tej deklaracji, objęła mnie i chwyciła pod rękę generała, po czym przeszła na bok.
- Tak, tak wiemy. Chodźmy usiąść. - rzekła jeszcze, puszczając mi oczko i zaniknęli w tłumie.
- Herman jest trochę zwariowany, ale to przez różne wojny. Nie ma się czym przejmować. - szepnęła mi Luna. - Chcesz się czegoś napić?
- Byłabym wdzięczna.
- Już lecę. - I także zniknęła w tłumie.
- Chcesz poznać moje siostry? -spytał Kilian, cały czas będąc obok. Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Przecież już poznałam Octavie i Alice.
Młody mężczyzna zaśmiał się.
- To się zdziwisz... - przeszliśmy do innego pomieszczenia, gdzie było dużo kobiet rozmawiających ochoczo, wraz z ogromną ilością dzieci na kolanach, na rękach i na dywanie. Wśród nich byli też ci, których zdążyłam poznać. Jednak nie było w tym gronie ani jednego mężczyzny.
- Moje drogie panie, to jest moja mate, Dalia. - spłonęłam rumieńcem pod wpływem takiej ilości obserwujących mnie osób.
- To może przedstawimy się po kolei, abyś się nie zgubiła. - zaproponowała mi jedna z kobiet, a inne zgodziły się z nią.
- Zacznijmy od tego, abyś podeszła do nas bliżej. - Inna zaśmiała się.
- Spokojnie nie gryziemy, ale nie damy sobie odciąć ręki za naszą dzieciarnie.
Podeszłam do nich i usiadłam na brzegu kanapy.
- A ty, Kilian, zmiataj stąd! Kobiety rozmawiają! -zawołała Alice. Na to on podniósł dłonie w ruchu geście kapitulacji, po czym podał Mell Octavii (matce dziecka), a następnie wycofał się z pokoju.
- Teraz to możemy gadać.
- No to tak, przedstawimy ci się od brzegu, byś chociaż trochę załapała.
- To ja jestem Veronica.
- Nathalia.
- Ja Ruth.
- Mnie już znasz. -zachichotała Alice.
- A ja jestem Empire.
- Ja Decky.
- Mnie też już zdążyłaś poznać.
- Jestem Kalina.
- A ja Nina.
- Juliett.
- Mam na imię Nadyja.
- A ja Crystal.
- I zostałam tylko ja, Ice.
Szczerze? Dużo...
- Wow, więcej was mama nie miała? -zaśmiałam się, nadal będąc w szoku. Dziewczyny także się zaśmiały.
- Miała, ale nie przyszła dziś Muriell z mate i Cyntia z Dymitrem.
- Matko, jak ja to zapamiętam?
- Hehe, zrobimy ci naklejki albo wizytówki.
- Albo będziemy nosić swetry z naszytymi imionami.
- A które z was są siostrami Kiliana? Mówił mi, że sporo ich ma.
- To jestem ja. - zaczęła Octavia. - To też Alice, Ruth, Kalina, Veronica, Ice i Cyntia, której nie ma.
-Dużo was, serio.
- A zauważyłaś, że jestem siostrą bliźniaczką twojego mate? - powiedziała Kalina. Podejrzewam, iż moje oczy są poza oczodołami z powodu tego wszystkiego.
- No i jeszcze Ruth i Ver są bliźniaczkami. - dopowiedziała chyba Nina.
- No to akurat zauważyłam. Ty jesteś Nina, tak? - skierowałam pytanie do dziewczyny.
- Nie, ja jestem Decky. -uśmiechnęła się, a ja znowu zrobiłam się czerwona.
- Spokojnie, łatwo nas pomylić.
- Mam jeszcze jedno pytanie. No może dwa.
- Dawaj! Z chęcią udzielimy ci na nie odpowiedzi.
- Skoro wy jesteście rodzeństwem Kiliana, - spojrzałam na te osoby. - to kim są dla niego pozostałe osoby?
- To też ci uporządkujemy.
- Muriel, Empire i ja, Nadyja, jesteśmy siostrami taty Kiliana. Poznałaś go już?- pokręciłam głową na znak zaprzeczenia. - OKEY. To my jesteśmy dziećmi Marii.
- Tak, Luna mnie już z nią poznała.
I właśnie w tym momencie u progu drzwi stanęła Liliah.
- Ooo, tu jesteście dziewczyny. A ja was tyle szukam. - usiadła z bawiącymi się dziećmi na podłodze. - Widzę Dalia, że poznałaś już damską stronę naszej rodziny.
- Tak. Dość duża ta część. -wszyscy się zaśmiali.
- Spokojnie, męska grupa jest chyba mniejsza. Choć w sumie licząc dzieciaki...
- No to poczekaj chwile Lilian, skończymy jej tłumaczyć, kto jest z kim powiązany.
- Mężczyźni Niny, Juliette i Nathalii są rodzeństwem.
- Okey, tyle zrozumiałam nawet. Możecie dalej mi robić pranie mózgu.
- Crystal jest szwagierką Decky. Czyli Deck jest siostrą faceta Crystal.
- Natomiast i Roger i Decky są moimi dziećmi. - dołączyła do wyjaśnień Empire. - Tak samo Nadyja jest mamą tej zgrai facetów od Julii, Nathalii i Niny.
- Dobra, chwila przerwy. - zachichotałam. - Mój mózg się przegrzewa.
- No, damy ci trochę spokoju, ale w sumie i tak to był koniec.
- Miałaś Dalia jeszcze jedno pytanie.
Uśmiechnęłam się i wskazałam okrężnym ruchem dzieci, które nie zwracały na nas uwagi, tylko nieustannie były zajęte układaniem klocków.
- Które jest czyje?
- Tu się skup, bo są ruchliwe i ciężko będzie wskazać które. Nicholas i Klaus są moimi dziećmi. - odezwała się Ruth, wskazując maluchy.
- Ja mam tylko tą małą kruszynkę. - powiedziała Kalina, całując maleńką dziewczynkę na jej rękach.
- A jak się nazywa?
- Maya, jutro ma trzy miesiące.
- Widzisz tego największego zbója? -zapytała Julia.
- To jest Lio, prawda?
- Tak, dorwał cię już? - zaśmiały się.
- Nie, Kilian i Dalia pomogli mi przyprowadzić wcześniej dzieciaki tutaj. - odpowiedziała za mnie Octavia.
- Miło z waszej strony. - rzuciła Liliah.
- Widzisz tego rudego chłopca? - pokiwałam głową. - To mój syn Nathaniel, a tatulek ma pilnować Florenca. -powiedziała.
- Ooo... Dobrze robisz Nina! Nie daj się stłamsić przez wilka. - za to, Kalina syknęła na Margaret.
- Nie krzycz. Dziecko mi ledwo zasnęło.
- Oj, wybacz. - powiedziała skruszona siostra.
- Moją ferajnę poznałaś. -powiedziała Octavia.
- No i ostatnie to mój Thomas, ale jego też Roger pilnuje.
- Oby mu się nic nie stało. - Empire z udawanego przerażenia chwyciła się za serce. - Ale z dzieci, to tyle.
- A nie! Jeszcze Cyntia jest w siódmym miesiącu ciąży.
- I ja też. -powiedziała cichutko Liliah.
- CO?! -wykrzyknęła większość kobiet w tym pomieszczeniu. Na ten hałas biedna Maya i te młodsze dzieci albo się obudziły, albo mocno wystraszyły, od razu biegnąc do swoich matek.
* POV Kilian *
Dziewczyny zamknęły drzwi, i to z hukiem. Odwróciłem się w stronę hihów i śmiechów męskiej strony rodziny.
- Spodziewałeś się, że cię wpuszczą? - zaśmiał się Roger, trzymając dziecko na rękach. Podrapałem się po karku.
- No, może trochę.
- Chodź do nas, a nie stój jak prostytutka pod latarnią. - rzucił Paul i przesunął się na sofie, robiąc mi miejsce. Usiadłem we wskazanym miejscu, witając się z rodziną. Byli tu prawie wszyscy. Nie widzę tylko Dymitra i Rasella. A tak to cała zgraja napalonych, ociekających testosteronem wilków plus Terence. Może zacznę tłumaczyć. Philip, Paul i Serge są braćmi, natomiast ich ojcem jest Simon. Jest tu też Roger, który ma przy sobie swojego malucha. Jego tata to Terry. W naszym towarzystwie są też narzeczeni/mate/chłopacy moich sióstr; Octavius, Robin, Dorian i Terence. A na koniec zostaję ja i mój ojciec - Jeremiah.
- Ładną masz tą dziewczynę. - powiedział Philip. Na jego słowa zawarczałem.
- Z daleka od mojej partnerki. - wycedziłem ledwo przez zęby.
- Woo... Spoko, chłopie. Nikt nie zamierza ci jej odebrać. Tylko ci gratulujemy.
Uspokoiłem się i uśmiechnąłem się, mimo, iż było to wymuszone. Mężczyźni rozmawiali na różne tematy. Jak to faceci, był to seks, ich kobiety i bijatyki. Nie chciałem jakoś się wychylać. Po mojej pierwszej przemianie, trochę mi odwaliło, była to jedna wielka hulanka. Nie jestem jakoś z tego dumny, bo kto by był?
- Kilian, ona jest człowiekiem? - usłyszałem pytanie, więc wybiłem się z zadumy.
- Co?
- Ona jest wilkiem? Pachnie jakoś inaczej. - dopowiedział inny.
- Jest wilkołakiem, ale jeszcze się nie przemieniła. - wyjaśniłem. A na większości twarzach zabłysło zaskoczenie.
- Roger, zajmij się dzieckiem. - przerwał nam Terry. - Pilnuj, by znowu ci nie upadł Thomas. Nie chcę mieć uszkodzonego wnuka.
- Ej, ale to było przypadkiem i nigdy się więcej nie zdarzy. - prychnął mężczyzna.
- Haha, ty się tylko módl, by Crystal się o niczym nie dowiedziała. - zaśmiał się Simon, poklepując go po ramieniu.
- Nie zrobilibyście mi tego...
- Poczekaj tylko. - uśmiechnąłem się. On zmroził mnie wzrokiem, lecz nie było w nim powagi.
- Ale panowie, no ofence... - dopowiedział Robin. Zaśmialiśmy się wszyscy, a zaraz potem w drzwiach stanęła Luna, na co Wielki Wódz od razu zareagował aktywnością słuchania i spoglądania po wszystkich.
- Witamy, Luno. - powiedzieliśmy razem w różnym czasie. Tylko ojciec nic nie mówił.
- Coś się stało kwiatuszku? - ona oparła się o framugę.
- Nie, nic się nie stało. Tylko sprawdzam, czy jeszcze żyjecie. - my zaśmialiśmy się. Jakby trafiła tu parę minut temu, to by się ciekawych rzeczy dowiedziała.
- Jeszcze... Ale wszystko się może zdarzyć. - mrugnął jej okiem Simon, za co potem dostał w potylicę od Jeremiaha.
- Tylko bez bójek panowie. - powiedziała, wskazując nas palcem.
- Się robi ser general! - niektórzy zasalutowali na to. Moja mama zaśmiała się słodko, jak miała w zwyczaju.
- To ja was opuszczam. -odwróciła się i odeszła.
- Dobra, nie ma jej. - Simon znowu dostał od swojego szwagra w głowę.
- Co mnie bijesz?
- Bo mogę. - powiedział mężczyzna, z nutką wesołości.
-- Nadal z Nathalie staracie się o potomstwo? - zadał bratu Paul pytanie.
- No wiadomo, jak walczyć, to do końca.
Zaraz rozległ się dziki wrzask dużej ilości kobiet na raz. Wszyscy, jak jeden mąż, zerwaliśmy się ze swoich siedzeń i pobiegliśmy do miejsca, gdzie znajdowały się nasze wybranki oraz dzieci. Wielki Alpha z hukiem otworzył pomieszczenie i zawarczał, jednak wszyscy szybko się uspokoiliśmy, gdy zobaczyliśmy wszystkie kobiety piszące i przytulające się wraz z dziećmi do innych.
- Co tu się dzieje?! - głos Alphy wydobył się z gardła Jeremiaha, co spowodowało natychmiastową ciszę.
* POV Dalia*
Dziewczyny zaczęły piszczeć zawzięcie i się przytulać. Było to zachowanie, które nie specjalnie rozumiem. Jest w ciąży, ale żeby aż tak zareagować? Jednak nigdy nie znałam osoby, która by była w ciąży. Większość znanych mi osób jest albo w moim wieku, albo w wieku moich rodziców.
Chwilę później drzwi pokoju otworzyły się gwałtownie, a do niego wbiegli nasi mężczyźni, którzy aż z zaskoczenia przystanęli.
- Co tu się dzieje?- krzyknął ktoś potężnym głosem, tak iż nawet ja się wzdrygałam. Na raz podbiegł do mnie Kilian i mocno objął. Do moich nozdrzy dotarł jego piękny zapach, który wykręcił mój brzuch w przyjemnych skurczach i posłał dreszcze po ramionach i plecach.
- Yy... No bo widzisz kochanie... Dziewczyny właśnie się dowiedziały o tym, że będziemy mieli następnego dzidziusia... - wytłumaczyła Liliah. Reakcja Jeremiaha była niesamowita. W jednej chwili podszedł do swojej ukochanej i padł na kolana, patrząc na wybrankę.
W pokoju rozległy się odgłosy szoku i rozczulenia. Nikt chyba się nie spodziewał być świadkiem czegoś takiego.
Obserwowałam jak Wódz przytula ramionami brzuch Luny, obcałowując go. Był to przepiękny widok pełen miłości i czułości. Objęłam ciaśniej tors mojego mężczyzny.
- Jak się czujesz najdroższa?
- Dobrze - odpowiedziałam.
- Jer, nie musisz robić widowiska. - szepnęła mu do ucha, patrząc nieśmiało na wszystkie osoby w pomieszczeniu.
- Będę mieć następną siostrę albo brata? - zaśmiała się Ice.
- Najwyraźniej. - uśmiechnął się dumnie Jeremiah, wstając z kolan i przysuwając do siebie Liliah.
- A ja proponuje jeść, w końcu. - odezwała się Maria, która pojawiła się nie wiadomo skąd. Wszyscy pokiwali głowami rozochoceni i skierowali się do jadalni. Na miejscu pozostaliśmy tylko ja i Kilian, nigdzie się nie ruszając.
- Idziecie? -spytał się nas mężczyzna trzymający za rękę Octavie. Spojrzeliśmy na nich.
- Zaraz do was dołączymy. - odpowiedział za mnie Kil, po czym wyszli. Ja nadal byłam przytulona do mojego przystojnego mężczyzny.
- Księżniczko... Spójrz na mnie. - poprosił mnie, ujmując mój podbródek w palce i podnosząc. Ledwo zerknęłam w fiołkowe oczy, a serce zaczęło mi bić niewiarygodnie szybko jak na zdrowego człowieka, a całe moje ciało oblało ciepło. Tona ciepła.
Nabrałam gwałtownie powietrza. Chłopak pochylił się w moją stronę. Nie pocałował mnie. Zatrzymał się, będąc kilka milimetrów od moich ust. Wyciągnęłam głowę do góry, by być bliżej. Nasze wargi dotknęły się, ale nic więcej.
- Dalia, musimy iść do gości.
- Tak, tak musimy. - powiedziałam, ciężko wydychając powietrze. Żadne z nas się nie odsunęło. Przerwałam kontakt wzrokowy, by zjechać spojrzeniem na jego usta. Przygryzłam mimowolnie wargę. Na to Kilian westchnął.
- Pie*rzyć to. - warknął i złączył nasze usta w gwałtownym pocałunku. Całowaliśmy się spragnieni siebie, a moje ręce instynktownie poszukiwały jego ciała, jego ciepła, którym tak mnie rozpalał. I szybko znalazły się na jego torsie, przemierzając go z dołu na górę, zatrzymując się na szyi i pozostając tam. W tym samym czasie, dłonie Kiliana ujęły tył moich ud i z swobodną wręcz łatwością podniósł mnie, zmuszając do owinięcia jego pasa nogami, by się ustabilizować. Młody mężczyzna ścisnął mocniej, trzymając moje nogi i zagryzł moją wargę, kiedy przylgnęłam do niego, chcąc być bliżej i bliżej. Wymienialiśmy się pocałunkami żarliwie, pokazując tęsknotę za drugą osobą.
- Kilian... powinnyśmy iść... już... do nich... - szepnęłam między pocałunkami. Chłopak tylko mruknął coś nieskładnego i nadal nie odsunął się ode mnie.
Z każdym ruchem naszych ust, napięcie między nami stawało się coraz bardziej nie do wytrzymania.
Jęknęłam, kiedy chłopak zrobił krok w przód, usadzając mnie na komodzie. Byłam trochę wyżej, przez co nie musiałam tak się wyciągać, by go ucałować. Kilian korzystając z tego, że nie musi mnie już podtrzymywać, sunął dłońmi z ud na moją wąską talię. Przyciągnęłam go jeszcze bliżej mnie, rozsuwając nogi, by mógł się do mnie zbliżyć. Stykaliśmy się klatkami piersiowymi, przez co z gardła Kiliana wydobyło się przyjemne warczenie pełne radości i namiętności. Zrobił jeszcze następny krok w moją stronę, przez co poczułam jego krocze, ocierające się o moje. To wraz z wydanym w moim przypadku jękiem, podziałało na mnie jak kubeł lodowatej wody.
- Kilian, dość. Stop. - powiedziałam z trudem, odpychając go od siebie. Odsunął się, lecz nadal był wystarczająco blisko, bym czuła jego ciepło.
- Okey, księżniczko.
- Musimy iść. Twoja rodzina na nas czeka. - zeszłam z mebla i poprawiłam swój wygląd.
- Teraz to też twoja rodzina, kochanie. - zarumieniłam się. Kilian chwycił moją rękę i pociągnął lekko w stronę jego osoby. Podeszłam, a on znowu myślał, że go pocałuję, jednak ja przeszłam obok niego i zaprowadziłam do salonu. Tylko tam wiem, jak dojść.
- Gdzie jest jadalnia? - zapytałam.
- Na pewno chcesz tam teraz iść? Jak nas zobaczą, tak spóźnionych, to pomyślą tylko jedno. - mrugnął do mnie okiem, a ja znowu pokryłam się rumieńcem.
- To co, na pewno chcesz tam teraz pójść?
- No nie wiem, ale jestem piekielnie głodna... - jęknęłam rozżalona.
- Co jest dla ciebie bardziej ważniejsze? Opinia ludzi, czy żarcie? - zaśmiał się Kilian, a a prychnęłam.
- Jasne, że żarcie.
- Proszę, tędy, księżniczko. - powiedział, wskazując korytarz.
*POV Kilian*
Bardzo zadowolony zaprowadziłem Dalię do jadalni. Sam też byłem głodny, jednak chciałbym robić w tym momencie coś innego, niż jeść obiadokolacje. (wyczujcie podtekst)
Dziewczyna spojrzała na mnie niepewnie, po czym wkroczyła do pomieszczenia. Wszystkie twarze oprócz małych dzieci, które były zbyt zaaferowane jedzeniem, zwróciły się w naszą stronę, a ja pierwszy raz w życiu widziałem tak speszoną i zarumienioną księżniczkę.
- Możecie się zająć sobą i przestać się tak lampić na nas? -warknąłem ze śmiechem. - Nie widzicie, że dziewczyna jest nieśmiała.
Dalia spojrzała na mnie, jakby planowała mnie ukatrupić. I myślę, że znowu coś ma z tym jej wilczyca i ich przerażające wizje. Skierowałem pytanie do matki.
- Luno, znajdzie się jakieś miejsce dla tego głodomora?
Parę osób się roześmiało, w tym moja przeznaczona. Ona tak ślicznie i słodko się śmieje.
- Jasne, siadajcie. -powiedziała i skazała na wolne miejsca. Przenieśliśmy się tam prędko, by nie zrobić większego zamieszania, jednak te plany szybko zostały naruszone przez księżniczkę, kiedy ta wyrżnęłaby prawie orła, gdyby nie moja wilcza zwinność.
~ Taaa, ty tu jesteś wilczy... Phi!
Nawet nie ma sensu tego komentować. Nie zamierzam się tak poniżać, by się odszczeknąć.
- Żyjesz kochanie? - zapytałem dalej przytrzymując Dalię w pasie.
- Tak, tak, jest dobrze. -powiedziała prostując się i opuszczając moje ramiona. Potem już bez problemów dotarliśmy do naszych miejsc. Nie żeby ratowanie mojej małej księżniczki nie było fajne. Bo jest. I to bardzo. Jednak widok takiej ukochanej powoduje, iż rzadko bym chciał widzieć tak zasmucona i zawstydzoną Dalię. Usiadłem na pierwszym wolnym miejscu, które znajdowało się zaraz obok Paula. Zauważyłem, iż Dalia chciała usiąść na drugim miejscu.
No tak, ona nie zna zasad i niektórych tradycji panujących w tej rodzinie.
~ Ale i tak ją kochamy. - powiedział wilk.
~Tak, z tym się zgadzam.
Chwyciłem jej biodra i pociągnąłem na swoje kolana.
- Ej! Co ty robisz? - zaśmiała się wciąż czerwona dziewczyna.
- Wybacz, taka tradycja, że kobieta musi siedzieć na kolanach mężczyzny przy posiłku. To oznaka szacunku dla niego i dla jego domu. -wytłumaczył jej Pan domu. Ona obejrzała się po zebranych tu osobach. I jak zwykle mam rację.
- A czemu Octavia i parę osób tego nie przestrzega? - zapytała mnie po cichu.
- Bo widzisz kochanie, te kobiety pilnują i karmią potomstwo, więc muszą czasem nawet biegać za dziećmi. - chichrałem się.
- Ty sobie uważaj mały, bo jak ty zostaniesz ojcem, to z taką dziewczyną nie będziesz mieć takich luzów. - zaśmiała się Ruth, a w konsekwencji i reszta znajdujących się przy stole.
- Da się zrobić, prawda Dalia? -powiedziałem, posyłając siostrze i ukochanej najbardziej dziarski uśmiech, na jaki mnie było stać.
- Pożyjemy, zobaczymy, mały. - prychnęła karmiąca. Moja dama totalnie zignorowała mój komentarz, bo do jej mózgu dotarło, ile znajduje się tu jedzenia. Dalia spojrzała na mnie z pytaniem wypisanym na twarzy.
- Co chcesz zjeść kochanie? -zapytałem.
- Tamte naleśniki. - powiedziała, a jej oczka zaświeciły blaskiem. No tak, to właśnie naleśniki jadła wtedy po lodowisku.
- Paul, podasz nam te naleśniki? - kumpel w mgnieniu oka sięgnął po ogromny talerz i podał nam go. Dziękując mu, położyłem go przed Dalią, która już zdążyła chwycić za widelec.
Spodziewałem się, że nałoży sobie ile będzie chciała, jednak ona skromnie chwyciła nożem i widelcem jeden naleśnik, po czym przeniosła go na mały talerz.
- No co? Może ktoś też będzie chciał. - powiedziała, zerkając na mnie na nowo się czerwieniąc.
- Ale Dalia, nie musisz się martwić, że braknie u nas jedzenia. U nas to niemożliwe. - wsparła ją Liliah.
My wszyscy chyba nie zrozumieliśmy jej intencji. Przysunęła bliżej siebie naczynie z resztą jedzenia i zabrała się do skonsumowania zawartości. Ryknąłem takim śmiechem wraz z większością osób. Nikt tak tego nie odbierał.
- Nie śmiejcie się, głodna jestem. - rzuciła obrażona dziewczyna. Objąłem moją księżniczkę w talii swymi ramionami i ucałowałem jej bark. Chwyciłem następnie sztućce i wbiłem je do mojego upolowanego naleśnika.
- EJ! Gdzie z tymi łapami?!
- Ja też chcę zjeść!
- To sobie nałóż, a nie mi z talerza zabierać. - odrzekła moja dziewczyna. - Zabawny jesteś.
Moje rodzeństwo, oraz ciotki wraz z rodziną spoglądali na nas jednym okiem, tak, że niby nie obserwują, a jednak i tak śmieszkując z nas pod nosem. Taka wspaniała rodzinka, która zamiast wam pomóc, będzie cisnąc bekę.
Schowałem dumę do kieszeni i zabrałem sobie do jedzenia coś innego.
Dalia dość dobrze poradziła sobie w tamtej sytuacji. Przy tak dużej ilości ludzi, łatwo się zdezorientować, a ona mimo częstego zakłopotania i zarumienienia się, była także wesoła i łapała kontakt z członkami rodziny, a zwłaszcza z moimi siostrami i ich dziećmi.
Po obiadokolacji Dalia zniknęła na prawie dwie godziny w czasie, gdy ja pomagałem sprzątać ze stołu. Nie martwiłem się jakoś specjalnie, ale wiadomo - był niepokój.
- Uspokój się, chłopie. Nic jej nie będzie, ona tylko zniknęła.
- No, ale jej nie ma, a ja nie wiem gdzie ona jest.
Część rodziny siedziała teraz w salonie przy telewizorze, wraz z ciastami i ciastkami. Partnerki znajdowały się na kolanach u swoich mężczyzn lub do nich ciasno przytulone.
A mojej księżniczki nadal nie było. Odnalazła się po paru godzinach, kiedy ukazała się u progu salonu z informacją, że któreś dziecko chce do toalety. Na to Ruth wstała i przeszła do pomieszczenia, gdzie znajdowały się maluchy.
- Chodź tu, kochanie. - powiedziałem do niej, kiedy moja siostra zniknęła, a ona została.
Podeszła do mnie i stanęła przy mnie. Zerknąłem na nią z dołu, po czym objąłem ramieniem nogi mojej małej księżniczki oraz zaciągnąłem ją w moją stronę.
Dziewczyna pisnęła zaskoczona.
- Ej! Czemu ty zawsze mnie spychasz na swoje kolana?! - spojrzała na mnie oburzona.
- Bo uwielbiam, kiedy jesteś blisko mnie. - splotłem ręce wokół talii dziewczyny. Ona nic na to wyznanie nie odpowiedziała, lecz ułożyła się wygodniej, czym spowodowała nagły wzrost ciśnienia, tętna i przepływu krwi w moich żyłach i tętnicach oraz fale gorąca w całym ciele. Chyba nie była świadoma tego, co robi.
- Wszystko dobrze, Kilian? - spytała moja mate, odwracając się do mnie przodem, siadając bokiem i zarzucając mi swoją dłoń na bark.
- Tak, jasne. - szepnąłem, chowając twarz w jej rozpuszczonych włosach i zaciągając się ich zapachem. Umm... Wiatr i truskawki...
Ludzie wokół nas rozmawiali między sobą, a ja byłem skupiony tylko na niej.
Po jakimś czasie błądzenia myślami, poczułem jak moja ukochana wstaje z moich nóg. Zmarszczyłem czoło w niewiedzy.
- Kochanie, gdzie idziesz?
- Pożegnać gości. - powiedziała, wywracając na mnie oczami. Nie za bardzo zrozumiałem, co do mnie mówiła, ale również się podniosłem. Wyszliśmy na korytarz, a tam część rodziny przytulała się i żegnała. Wcześniej wychodził Octavius z żoną i dzieciakami, Kalina z Dorianem i malutką Mayą, kuzynka Nina wraz z Sergem i ich dziećmi Nathanielem i Florencem, a na sam koniec babcia Maria i wuj Herman. Trochę duże zbiorowisko się zebrało, ale co poradzić. Po wszystkim Dalia przytuliła się do mnie, opierając głowę na mojej klatce piersiowej.
- Zmęczona?
- Bardzo. - odpowiedziała mi.
- Za chwilę pójdziemy, kochanie, tylko znajdę mamę i podziękuję jej. - zacząłem się rozglądać w tłumie.
-Pójdę z tobą. Też podziękuję.
Zatem razem zaczęliśmy przepychać się w towarzystwie.
- Na pewno musicie iść? - zapytała zatroskana Liliah. - Impreza się dopiero zaczyna, kiedy dzieci idą spać. - zaśmiała się, a my wraz z nią.
- Naprawdę byśmy zostali, ale jesteśmy trochę zmęczeni, a Dalia nie jest przyzwyczajona do takiej ilości osób. - odpowiedziałem matce, przytulając swoją kobietę.
- No to jak chcecie, ale wpadnijcie też za niedługo. - uśmiechnęła się do nas, po czym objęła swoją nową synową oraz mnie. Następnie udaliśmy się do zbiorowiska i pożegnaliśmy wszystkich.
Potem ulotniliśmy się z Wielkiego Domu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro