Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

- Księżniczko! Zaraz się spóźnimy! Pośpiesz się łaskawie!

Mieliśmy iść na kolację do rodziców Kiliana. Jestem tym przerażona. A co jeśli im się nie spodobam i mnie nie zaakceptują?

Wstałam sprzed toaletki i chwyciłam telefon, który rozwibrował się. To Chesley.

" Baw się dobrze, ale mogłabyś już wrócić :( "

" Dziękuje, będę. Nie martw się :*" - odpisałam.

Wyłączyłam urządzenie i schowałam je do małej torebki, zbiegając po schodach.

Na dole w moim salonie czekał na mnie Kilian.

- Gotowa?

- Jak nigdy. - szepnęłam. - Chodźmy już, zanim zejdę na zawał.

Chłopak zaśmiał się i objął mnie ramieniem, przysuwając do siebie.

- Będzie dobrze. -pocieszył mnie. - Tylko nie przeraź się moją mamą.

- CO?! - krzyknęłam spanikowana.

- Ona wręcz kocha gadać. Papla przez dwadzieścia cztery godziny na dobę.

Wzięłam powoli oddech, by się uspokoić. Nic się nie dzieje... Tylko idę na zwykłą kolacje z obcymi ludźmi. Nie ma tragedii.

- To co, idziemy? Głodna jestem. -przyznałam i otworzyłam drzwi pojazdu, po czym wpakowałam się do środka. Nixon zamknął je za mną, jak prawdziwy dżentelmen. Szybko potem znalazł się za kierownicą i mknęliśmy ulicą.

~ Nadal się tym stresujesz? -usłyszałam głos.

~ Nie powinnaś znać tej odpowiedzi, skoro żyjesz ze mną w jednym ciele?

~ Znam, ale chcę to usłyszeć od ciebie, na tym polega przyjaźń i klucz komunikacji. Możesz znać odpowiedź, ale daj możliwość drugiej stronie się wygadać trochę.

Ktoś położył dłoń na moim kolanie. Nawet przez czarne spodnie czułam jego ciepło. Przeniosłam swoją na Kiliana i splotłam nasze palce. Mężczyzna patrzył się na wprost, na jezdnie, ale jego usta wygięte były w ogromnym uśmiechu.

- Jesteśmy, księżniczko.

Westchnęłam i wyszłam z zaparkowanego samochodu.

- Przygotowana?

- Phi! No raczej. -mruknęłam, ujmując dłoń chłopaka i podążając w kierunku budynku.

Z wielkiego białego domu wyszła para młodych ludzi elegancko ubranych. Śmiali się między sobą. W czasie, kiedy zbliżaliśmy się do nich, dwójka zauważyła naszą obecność. Na to dziewczyna zeskoczyła ze schodów i podbiegła do nas, po czym rzuciła się na szyję mojemu Kilianowi.

Warknęłam głośno. Było to całkowicie nieprzemyślane...

Nixon zachichotał, ale przytulił dziewczynę. Następnie odsunął się i objął mnie ramieniem.

- Księżniczko... Spokojnie, nie zabij mi czasem siostry. - te słowa szepnął mi do ucha. Moja złość w jednym momencie wyparowała. Ups...

~Oj... To dlatego nim pachniała.

- Wybacz. - powiedziała brunetka. - Ty pewnie jesteś Dalia.

Wyciągnęła rękę w moim kierunku, a ja przywitałam się z dziewczyną.

- Przepraszam, za takie powitanie, ale tak dawno go nie widziałam.

- Ale nie zamierzasz się jeszcze na niego rzucać? - spytałam. Ona zaśmiała się tak przyjemnie, że uśmiech sam cisnął się na usta.

-Ja nie, ale nie twierdzę, że nie zrobi tego reszta.

- Jaka reszta? -zapytał Kilian, wtrącając się do rozmowy.

Podszedł do nas mężczyzna w wieku Kiliana, pocałował szaloną dziewczynę w głowę i powiedział:

- Jest tu cała rodzina i wszyscy znajomi.

- O matko... - Poczułam jak robi mi się słabo.

- Nie strasz jej! Ty wiesz ile ona panikuje od wczoraj? - zawołał półserio mój towarzysz. - Chodź, przywitamy się.

- Musimy? -zapytałam z nadzieją.

- Tak, kochanie. Czym szybciej to zrobimy, tym będzie lepiej.

- Spokojnie, to tak jakoś setka ludzi. -próbowała mnie pocieszyć dziewczyna, której nadal nawet nie znałam imienia.

- A jak się nazywasz, tak a propos? Czekaj! Setka?!

* POV Kilian *

- Tak, setka. Nazywam się Alice, a to jest Terence. - wskazała na znajdującego się przy niej chłopaka. Po zapachu zrozumiałem, iż nie jest on jej mate i nie jest wilkołakiem. Spojrzałem pytająco na swoją siostrę. Machnęła tylko ręką i zaprowadziła nas do swojego domu.

- Wow! Ale ogromny dom! - zawołała Dalia, kiedy przekroczyliśmy próg.

- Czekaj, a co my robimy w twoim domu? - spytałem, obejmując moją ukochaną w talii.

- Co? To nie ten dom? - szepnęła mi do ucha. Pokiwałem przecząco głową.

- To nie ten.

Zza rogu wyszła dziewczyna, która wcześniej znikła w odmętach budynku.

- Co?

- Kilian się pytał, co tu robimy? Właśnie, co tu robimy? - jej chłopak, był również zagubiony, jak my.

- Jak to co? - zaśmiała się Alice. - Ktoś musi mi pomóc, zgarnąć te dzieciaki! Chodźmy do salonu, tam są.

- Dzieci! - pisnęła cicho do mnie księżniczka, a jej oczy świeciły się radośnie. Przeszliśmy do wskazanego pokoju. Na podłodze siedziała garstka małych człowieczków, bawiących się ze sobą. Na fotelu siedziała młoda kobieta z jeszcze mniejszym dzieckiem na kolanach.

- Kilian! -zawołała i wstała się przywitać. Octavia stanęła przed nami i poprawiając malucha, niezgrabnie podała rękę Dalii. Zawsze to ona była tą  mądrzejszą, więc nie dziwię się, że  tak postąpiła. Tym okazuje Dalii  szacunek i nie powoduje możliwości spiny, i zazdrości ze strony damskiej.

- Jestem Octavia. - przywitała się. - Ty pewnie jesteś przeznaczoną mojego małego brata?

- Żadnego małego! - żachnąłem się.

Uśmiechnęła się pięknie i spojrzała na mnie.

- Przytrzymaj mi Mell. Przydaj się na coś. - rzuciła i wepchnęła mi w ręce brzdąca. Mała uśmiechnęła się tak, że pokazała mi swojego jednego ząbka, a w tym czasie Octavia już przytulała Dalię.

- Tak, jestem Dalia. Miło mi cię poznać. - Wysunęła się z objęć dziewczyny i przybliżyła się do malca. - Cześć mała... - Chwyciła jej małą rączkę, a Mell ścisnęła jej palec.

- Chodźmy do dzieciaków. - powiedziałem i przeszedłem do salonu.

- Patrzcie kto przyszedł! -to zwróciło uwagę w pokoju i rozległy się tupotania małych stóp i wołania.

- Wujek! - Na tą zgraję, spojrzałem na Dalię i podsunąłem jej Mellanie.

- Potrzymaj ją chwilkę, proszę. - ona z uśmiechem wzięła ode mnie małą dziewczynkę i odsunęła się w momencie, kiedy zostałem powalony na ziemie i zgnieciony przez dzieciaki.

- Ej, ej ej! Nie znokautować wujka, bo nie będzie wieczorynki! - zawołała Octavia, a Alice zachichotała pod nosem.

-Dobra, dobra, dość! - zawołałem, ale te małe potworki tego chyba nie usłyszały. - Poddaję się! Wygrałyście! Możecie ze mnie zejść!

Dalia patrzyła na mnie z uśmiechem, ale nie pomogła mi.

- Pomożemy mu? - spytała Alice, patrząc na resztę kobiet i na Terenca.

- Nie... Patrz jak słodko to wygląda. - powiedziała moja księżniczka. Zmroziłem ją wzrokiem, a ona wysłała całusa.

- I ty, Brutusie, przeciwko mnie?

- A żebyś wiedział. Kobiety takie są. - zaśmiał się Terence. - Dobra, ja ci pomogę. Dzieciaki! Jedzenie!

Dzieciaki zeskoczyły ze mnie w mgnieniu oka. Podniosłem się z podłogi i przeniosłem do Terca, który teraz siedział na kanapie z wszystkimi dziećmi.

- Widzę Myrona, Mieczysława, Magnusa, Nicholasa i Lionela. Gdzie jest reszta? - spytałem siostry.

- Reszta? - wtrąciła się zaskoczona Dalia. - To jeszcze nie wszystko?

Na te słowa wszyscy się zaśmiali.

- Nie, kochanie, to dopiero początek.

- Pozbierajmy je i chodźmy do Głównego Domu. Tam wszyscy czekają. - stwierdziła Octavia. - Myron! Mietek! Magnus! Już tu buty zakładać! - krzyknęła. Chłopcy przyszli i usiedli na podłodze. Kucnąłem przy nich i pomogłem im się ubrać.

- A teraz reszta! - Nicholas i Lionel także przybiegli, po czym ubrali się równie szybko.

- Wszytko mamy? - Alice spytała się Terenca, który się już pozbierał.

- Tak, ciociu. - zawołał Nicholas i chwycił jej dłoń.

- A kto idzie z wujkiem Kilianem i z wujkiem Terencem? - spytała Alice, udając oburzenie. Wołań nie było końca. Podbiegł do mnie Magnus i Mietek, po czym oboje chwycili się mnie z dwóch stron. Myron zabrał Terrego za dłoń i pociągnął na pole.

- A ty, Lio? Z kim idziesz? - spytałem. Na co on posłał mi mrożące w żyłach krew spojrzenie.

- Jestem już duży, nie muszę iść z kimś za rękę. - zaśmialiśmy się i opuściliśmy budynek.

* POV Dalia *

Patrzyłam na to oniemiała. Tyle radości, tyle śmiechu, tyle dzieci. Wyszliśmy z domu. Ja nadal trzymałam Mell na rękach i muszę przyznać, trochę już waży.

- Wziąć od ciebie małą? - spytała mnie Octavia, marszcząc brwi.

- Co? Nie. - odpowiedziałam. - Które to są twoje dzieci?

Ona zaśmiała się miło.

- Wszystkie poza Nicholasem. To jest mój siostrzeniec.

- To jest syn Alice? - Na to wtrąciła się owa dziewczyna.

- Nie, ja nie mam dzieci. Ale z chęcią bym to nadrobiła. - powiedziała. My szłyśmy z tyłu, kiedy Kili i chłopak Alice, kroczyli z przodu. - Słyszysz kochanie?!

- Co mówiłaś? - odkrzyknął jej Terence.

- Że chcę mieć dzieci! - Jego mina niesamowicie się rozpogodziła, a oczy rozbłysły.

- To się da zrobić, kotku!

Zaśmiałyśmy się z dziewczynami. Chwilę potem ujrzałam ogromny dom.

- To pałac! Nie dom!

- A żaden pałac, po prostu musi nas wszystkich pomieścić. - stwierdziła Octavia. Weszłyśmy do domu za mężczyznami. Dzieci rozbiegły się po pokojach.

- Witamy! - zawołała kobieta, wyglądająca na mniej więcej czterdzieści lat. Obok mnie nagle pojawił się Kilian i przytulił ją mocno.

- Cześć, mamo.

- Kilian! Jak ja cię dawno nie widziałam! - zawołała i chwyciła twarz chłopaka. - Nic się nie zmieniłeś przez ten tydzień. No może te oczy.

Patrzyłam nieśmiało na tą sytuację. Matko, tu jest tyle ludzi.. .

~Normalne spotkanie rodzinne. - zaśmiała się wilczyca.

-Luno, poznaj moją mate, Dalię. - kobieta spojrzała na mnie i mnie także mocno przytuliła, uważając na gaworzącą Mellanię. Ludzie tutaj są bardzo uczuciowi i weseli.

- Kochanie, jesteś taka śliczna. - powiedziała, gładząc moje włosy w opiekuńczym geście.

- Dziękuję, proszę Pani.

- Żadna Pani! Jestem Liliah. Chodź ze mną, oprowadzę cię po rodzinie i przedstawię. Tylko przygotuj się na nawał imion. - zachichotała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro