Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12



O matko, gorszej sytuacji chyba być nie może. Moja kobieta ma poważne huśtawki nastroju przez durny okres, plus mamy za chwilę jechać do moich teściów a jej rodziców, lecz prawie nic nie jest spakowane. Dalia trochę świruje, a ja nie mam pojęcia, co mam zrobić w takiej sytuacji. Ratunku...

~ Uspokój się, Kilian. Kobiety są jak wilki, wyczuwają strach, a jak już go wyczują, to wtedy atakują.

~ Wiesz, że to mnie zbytnio pociesza?

~ Podejrzewam, ale już wiesz na przyszłość.

Usłyszałem szuranie, rozlegające się po pokoju. Otworzyłem drzwi i zajrzałem do środka. Dalia jak gdyby nigdy nic, spokojnie pakowała ubrania do walizki.

- To co, jedziemy? - spytała, patrząc na mnie. - Jeszcze trochę i będziemy spóźnieni.

Zaskoczenie odebrało mi zdolność poruszania się i powiedzenia czegokolwiek. Czy tak się dzieje co miesiąc? Jak ja to przeżyję?!

~ Gościu, tyle mężczyzn to przeżyło i ty także się przyzwyczaisz. Chodź do samochodu.

~ Nie wiem, co jest lepsze. Stać tu i czekać na następną gównoburzę w wykonaniu swojej dziewczyny, czy jechać potulnie do teściów, którzy mnie nie za bardzo trawią, przez to, że prawie ukatrupiłem ojca Dalii.

~ Nie dowiesz się, jeśli nie podejdziesz do czegokolwiek, ale osobiście sądzę, że bezpieczniejsza będzie opcja druga. Tam zawsze się możesz obronić. Tu natomiast jesteś bezbronny. - rzucił wilk.

- Idziesz? - usłyszałem głos z korytarza.

- Tak, już.

Szybko się ogarnąłem i zszedłem na dół. Powrzucałem bagaże do samochodu i ruszyliśmy w trasę.

Przez całą drogę serce waliło mi jak oszalałe. Dalia siedziała obok, pisząc coś zawzięcie na telefonie.

- Piszesz z Chelsey? - spytałem, stojąc na czerwonym świetle, by jakoś nawiązać temat. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.

- Nie, z Samem. - spiąłem się na te słowa. Nie żebym coś miał do niego, poza tym, iż jest samcem. Dalia spostrzegła moją reakcję i wywróciła oczami tak mocno, że przez moment było widać jej same białka. - Weź się opanuj, zamierzasz atakować każdego chłopaka, z którym mam cokolwiek do czynienia?

- Tak. - odparłem z pewnością.

- A gdyby tu chodziło o naszego syna? - powiedziała to cicho, jednak mój słuch to wyłapał. W momencie na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Spojrzałem na moją małą księżniczkę z czułością. Jej oczy błyszczały.

Światło zmieniło się najpierw na żółty, a następnie na zielony. Ruszyłem.

- Kochanie, wiesz, że żeby dzieci powstały to trzeba się dużo napracować wcześniej? - powiedziałem sugestywnie, kładąc dziewczynie dłoń na kolanie. Nawet przez materiał spodni, które miała na sobie, mogłem wyczuć jej miękką, delikatną skórę. Chwilę później przeniosłem wzrok z drogi przede mną, na jej pełną emocji twarz.

Miłość.

Zawstydzenie.

Pożądanie.

Byłem zszokowany, powracając umysłem pragnień, które chwilę wcześniej zostały uwolnione z jej cudownie miękkich ust. Relacje bardziej intymniejsze zawsze kończyły się tylko na namiętnych pocałunkach, a dopóki jej to odpowiadało, dopóty mi było z tym dobrze.

Wnet zrobiło mi się tak ciepło, że musiałem odrzucić kurtkę, którą miałem zarzuconą na ramiona.

Wyprostowałem się w fotelu, by się choć trochę uspokoić. Mam jeszcze długą trasę przed sobą. Nie mogę się tak rozpraszać. Mógłbym spowodować jakiś wypadek... Zabrałem więc swoją rękę z ciała dziewczyny, dając sobie i jej możliwość opanowania emocji, jednak jak tylko poczuła, że moje dłonie nie spoczywają już na jej skórę, przeniosła swoją rękę na moje udo, przesuwając w górę i w dół, aż do wysokości samego paska w spodniach.

Zamruczałem na ten ruch, a moje bokserki stały się ciaśniejsze, niż dotychczas. Próbowałem skupić się na tej durnej drodze i na tym, by nas nie zabić, ale jest to niewiarygodnie ciężkie, kiedy obmacuje was najpiękniejsza kobieta, jaką kiedykolwiek w życiu widziałeś.

- Dalia, skarbie... Przestań. - powiedziałem słabo, jednocześnie pragnąc i chcąc zaprzestać jej ruchom, jej całemu ciału.

- Na pewno, Kilian? - spytała, zsuwając dłoń w najbardziej pobudzone miejsce. Wciągnąłem gwałtownie, dużą ilość powietrza do płuc. Drgnąłem nerwowo.

- Dalia... - szepnąłem przeciągle, zjeżdżając nagle na pobocze. Nie jestem w stanie tak prowadzić. Wstałem z fotela i przeszedłem wokół pojazdu, otwierając drzwi po stronie Dalii. Ona siedziała tam z błyskiem w oczach, z leniwym uśmiechem na twarzy.

Starałem się być delikatny, kiedy podałem jej dłoń, by pomóc jej wyjść. Ujęła ją i mikrosekundy później przyparłem jej ciało swoim. Oparłem swoje czoło o jej, będąc wpatrzony w zielone oczy, w których ujrzałem triumf. Byłem rozgrzany i mocno podniecony przez moją ukochaną.

- Księżniczko, wiesz, że jeśli chcesz mnie pocałować lub cokolwiek, to masz tylko do mnie przyjść i to uczynić? - Zamruczałem zmysłowo. Przeniesione moje dłonie na jej biodrach, powoli zacząłem przesuwać w dół i w górę jej ciała, zsuwając je na plecy i pośladki dziewczyny.

- Jesteś taka piękna. - wyszeptałem, muskając jej usta swoimi. Jej ciało drgnęło, przybliżając się bliżej mnie. Jęknąłem, gdy przetarła nieświadome moje strategiczne miejsce.

- Dalia...

*POV Dalia*

- Dalia... - powiedział.

- Kilian...

W moim ciele zachodziły najróżniejsze reakcje, o których wcześniej nie miałam nawet pojęcia. Mruknęłam na reakcję Kiliana. Uniosłam dłonie i wplotłam je we włosy mężczyzny. Tak bardzo chcę go pocałować... Patrzyłam w objęte żarem, fioletowe tęczówki.

- Kilian, proszę. - szepnęłam. On chyba widząc moją desperację, pochylił się i złączył nasze wargi ze sobą. Ten pocałunek był inny niż reszta. Był namiętny, gorączkowy, pełen niesamowitych emocji. Wypuścił w moje usta długo wstrzymywane powietrze. Przeszły mnie ciarki, tak intensywne, iż musiałam przymknąć oczy.

Palce Kiliana obejmowały silnie moje biodra. Stanęłam na palcach u stóp, by łatwiej sięgnąć warg Nixona. On natomiast przygniótł mnie do drzwi samochodu. Oparł się na mnie całym swoim ciężarem, a ja w tym czasie wysunęłam język i musnęłam nim o wargę mężczyzny. Uchylił usta, zasysając go i drażniąc swoim. Kilian ujął moje uda, po czym uniósł, zmuszając do oplecenia sobie nimi jego bioder. To spowodowało zetknięcie się naszych strategicznych miejsc.

Jęknęłam przeciągle. Jakoś nie bardzo nas obchodziło to, że znajdowaliśmy się na poboczu autostrady, prowadzącej do miasta. Jednak nie wszystkim było to obojętne...

- Ekhem... Czy ja w czymś przeszkadzam? - usłyszeliśmy ciężki głos. Oderwaliśmy się od siebie, nadal jednak mając ze sobą cielesny kontakt. Oboje przenieśliśmy wzrok na posiadacza ciężkiego niczym głaz, głosu.

O matko...

Policja.

Wyszczerzyłam oczy w przerażeniu. Strzepnąłam dłonie Kiliana i stojąc już na swoich nogach, poprawiłam koszulkę, która się nieco podwinęła.

- Dzień dobry, Panie Władzo. - zaczął Kilian. Był na tyle spokojny, aby nie jąkać się, czy zacinać.

- Mogę spytać, co Państwo tutaj robią? - spytał się, przybierając groźną minę. Był on dość wysoki, jednak nie tak, jak mój chłopak. Jego twarz była gładko ogolona, a włosy idealnie ułożone na żelu. Nie powiem, że nie - był przystojny, ale nikt, ale to nikt nie był w stanie dorównać mężczyźnie, który stał właśnie obok mnie i próbował nas wyplątać z tej sytuacji.

- Yyy, stoimy. - odpowiedział mu Kilian.

- A co to jest za publiczne okazywanie uczuć poprzez niestosowne zachowanie?

~ Dalia myśl... MYŚL. - Rzuciła Anastazja, a ja poszłam za jej radą.

Przejechałam wzrokiem po samochodzie i po policjancie.

~ DŁOŃ! - krzyknęła.

~ No, i co dalej?!

~ Masz na niej pierścionek.

~ No tak, od dziadka. - powiedziałam jej i chwilę później zorientowałam się, o co jej chodzi.

- To co ,dostanę te wyjaśnienia? Może kara nie będzie taka wysoka.

Spojrzałam na Kiliana, on w tym czasie obserwował moje rozentuzjazmowane zachowanie.

- Panie Policjancie, trochę nas poniosło, bo mój chłopak właśnie mi się oświadczył. - powiedziałam pewnie, wyciągając dłoń pod jego nos, na którym tkwiła biżuteria. Nixon przez chwilę był w szoku, ale szybko podjął temat i grę aktorską.

- Tak, a ona się zgodziła. - powiedział uśmiechając się do mnie promiennie, obejmując mnie ramieniem.

Mężczyzna w mundurze, chyba to kupił, bo westchnął przeciągle w reakcji na to, co usłyszał.

- Dobra, udało wam się tym razem, ale potrzebuję wasze nazwiska. Wypiszę zatem tylko upomnienie. Na jakie nazwisko?

Już miałam podać swoje, kiedy przerwał mi w porę Kilian.

- Kilian, i przyszła Dalia, Nixon. - odpowiedział. Tak, to było przemyślane. To mu trzeba przyznać. Służba wypisała coś na kartce, a ja w tym momencie wysłałam wdzięczne spojrzenie, mojemu "narzeczonemu".

- Dobrze. Wpisałem na jedno nazwisko, mimo, że nie powinienem. Jeszcze nie jesteście małżeństwem, ale skoro za niedługo ślub, to nikt tego nie zobaczy. - uśmiechnął się do nas, podając mam kartkę. Chwyciłam ją w dłoń i przeczytałam.

Upomnienie

W odpowiedzi na działania Pana/Pani (podać imię i nazwisko) Kilian i Dalia Nixon, wydane jest pisemne oświadczenie o popełnieniu przewinienia (wpisać powód) niestosowne zachowanie w miejscu publicznym, bez konieczności nadania kary.
Prosimy o zachowanie kultury i bezpieczeństwa.

Z poważaniem

Miejska Komenda Policji
w Harve

~Okeyyyy... - szepnęła Anz.

- Dobrze, dziękujemy. - przerwał ciszę Kilian po przeczytaniu oświadczenia.

- To będzie wpisane do systemu policji, ale nie jest to żadne zagrożenie, do momentu, gdy zyskacie trzy takie upomnienia. Potem już się dostaje zazwyczaj karę pieniężną. - odpowiedział policjant. Ubrał czapkę, którą wcześniej przetrzymywał pod pachą. - Do widzenia i życzę udanego życia małżeńskiego.

Podziękowaliśmy i po pożegnaniu, wsiedliśmy do pojazdu, ruszając w końcu do moich rodziców.

Się działo...

*POV Kilian*

O mój Boże... Ale nam się udało...

~ Było ostro! Ale jazda! - krzyknął ochoczo wilk. Przewróciłem oczy i spojrzałem na moją nową "narzeczoną".

- Księżniczko, jesteś genialna. - powiedziałem, uśmiechając się i jednocześnie patrząc na drogę. Jej twarz się rozpromieniła.

- To wszystko przez Wilczycę, to ona na to wpadła. - rzuciła skromnie.

- Nie całkiem, moje kochanie. Jesteś zbyt skromna.

~ Mógłbyś też mnie kiedyś pochwalić. - burknął.

~ Jak zapracujesz.

~ A kiedy mnie wypuścisz? - usłyszałem nadzieję w jego głosie, jednak wiem, że nie mogę być zbyt ufny co do niego.

~ Kiedy nadejdzie odpowiedni czas. - rzuciłem odrobinę zirytowany.

Wydawało się, że od wydarzeń w domu minęły wieki, a tak naprawdę to tylko maksymalnie dwie, trzy godziny. Kto by pomyślał, że dzień tak szybko będzie mijał.

~ Stary, obmacywałeś i uwielbiałeś swoją kobietę. Przy tym czas zawsze leci bardzo szybko.

~ Możliwe, ale jednak.

~ Dalej chcesz jechać do tych teściów? - spytał się wilk. Chyba nadal nie był przekonany do tego pomysłu. Wjechałem do miasta, w zawrotnym tempie przecinając każdą ulicę.

~ Tak, to dobry pomysł. Dalia dawno ich nie widziała, a jej szczęście jest najważniejsze.

Mój towarzysz westchnął, a dziewczyna delikatnie się spięła, gdy wjechałem na drogę prowadzącą na skraj lasu.

Chwilę później już zaparkowałem pod domek, gdzie się wychowała.  Zgasiłem silnik i wyszedłem otworzyć jej drzwi.

Umówiliśmy się, że nie będziemy wspominać jej rodzinie o ekscesach dzisiejszej drogi.

Wyjąłem nasze wszystkie torby z bagażnika i chwyciłem wolną ręką jej dłoń.

- Chodź, pewnie już czekają. - powiedziałem, kojąco pocierając wierzch jej delikatnej dłoni.

- Pewnie tak. - szepnęła i wspięła się po schodach. Zadzwoniła do drzwi wejściowych i parę sekund później pojawił się w nich jej ojciec Ryszard.

- Witajcie! - rzucił i błyskawicznie objął swoją córkę. Mi podał męską dłoń, którą równie szybko przyjąłem.

- Wejdźcie do środka. Nie stójcie w progu.

Zgłębiliśmy się w pomieszczenie.

- Przepraszam, gdzie mogę położyć te bagaże? - zapytałem. Mężczyzna zbliżył swą nieco pomarszczoną dłoń do twarzy.

- No tak, gdzie ja mam maniery! Jestem dzisiaj taki roztargniony. - zaśmiał się, a my zawtórowaliśmy mu.

- Dalia, pokaż mu, gdzie masz pokój. Tam będziecie spali.

Dziewczyna uśmiechnęła się rozentuzjazmowana. Chyba cały ten stres i uraza do rodziców szybko się ulotniła, co jest bardzo dobrą wiadomością.

Przeszła na pierwsze piętro, a ja podążałem tuż za nią. Zatrzymała się przy jednych drzwiach.

- Kilian, z tego co wiem, to od mojego wyjazdu nic się tutaj nie zmieniło. - powiedziała nieśmiale.

- Ochh, kochanie, ty nie chcesz wiedzieć, jak wyglądał nasz dom, zanim ty się wprowadziłaś. - zaśmiałem się, otwierając pomieszczenie.

Pokój utrzymywany był w jasnych barwach. Fiolecie, szarości i bieli. Jej pościel na dużym łóżku także była dopasowana pod kolor ścian. Różniła się jedynie wzorem w jakieś dziwne kwiaty.

- Lubisz fioletowy, co? - spytałem, odkładając walizki koło jednej z szafek.

- No tak, bardzo. - powiedziała rumieniąc się, gdy przechadzałem się po jej starym stylu życia. Na biurku były poukładane książki i zeszyty, szafki były pozamykane, a pościel zaścielona.

~ Chyba matka tu wbiła.

Jednak nie zareagowałem na jego zaczepkę, bo zastanowiło mnie jedno.

- Czyli moje oczy ci się podobają ze względu na barwę?

- Po części. - powiedziała, siadając na materacu. - Głównie dlatego, że należą do ciebie i są piękne, a pobocznie, bo są fiołkowe.

Pokiwałem głową i powróciłem do przeglądania jej rzeczy.

Jakiś czas później usłyszeliśmy wołanie na obiad. Pospiesznie, w dobrych humorach zeszliśmy na dół.

*POV Dalia*

Obserwowałam jak Kilian przechadzał się po moim pokoju. Dziwne uczucie przeszywało mnie od środka, gdy spoglądał na każde moje zdjęcie z dzieciństwa. Podejrzewam, że byłam wówczas cała zaczerwieniona.

Położyłam się na łóżku, czekając, aż on coś powie, albo usiądzie obok.

Zamknęłam, pozwalając, by moje ciało i umysł wyciszyły się, odpoczywając od całego stresu, jakie ostatnio przeżywam.

Jakiś czas później poczułam znajomy zapach oraz ciepło ramienia, oplatającego mnie w talii.

- Wiesz, księżniczko, że cię kocham, prawda? - usłyszałam. Uśmiechnęłam się delikatnie. Przysunęłam się bliżej niego, nadal nie otwierając oczu.

- Wiem, ja ciebie też kocham, Kilian. - wyszeptałam, wtulając się w jego męskie, wysportowane ciało.

- Nie spychaj mnie! Jak mnie zrzucisz, to polecisz razem ze mną! - zawołał, próbując mnie przesunąć na środek łóżka.

- Nie zrobiłbyś tego. To mój pokój. - odpowiedziałam pewna siebie.

- Jesteś tego pewna? - prychnął, a ja poczułam jak podnosi mnie i umieszcza prawie całą moją sylwetkę na jego ciele. Moja głowa znalazła się na jego klatce piersiowej, gdzie świetnie słyszałam każde uderzenie jego serca oraz czułam, jak pracują płuca, w momencie, gdy wdychał powietrze i wydychał dwutlenek węgla.

- Tak.

- To źle. - zaśmiał się, po czym poruszył się podejrzanie. Gwałtownie otworzyłam oczy, gdy poczułam, że spadam. Jednak Kilian całkowicie zamortyzował upadek.

- Kilian! Idioto! Wystraszyłam się! - krzyknęłam zaaferowana. Tak się nie robi.

~ Dalia, spokojnie, to tylko mężczyzna. Zwykle dziecko. - zaśmiała się Anastazja, a ja zawtórowałam jej.

- Z czego się śmiejesz? Ja też się chcę pośmiać. - powiedział markotnie mój chłopak.

- Bo-o Anastazja po-powiedziała... - zacinałam się przez śmiech. - Że mam się tobą nie przejmować, b-bo jesteś tylko facetem, czyli zwykłym dzieckiem! - chichrałam się jak głupia. O matko, to było takie tru...

- No wiesz ty! To tak się bawisz?! - rzucił chłopak i przewrócił nas tak, że leżałam pod nim. Chwile później poczułam jego dłonie ma moim brzuchu, gdzie miewam niesamowite łaskotki.

Zaczęłam się śmiać i wyrywać, by znajdować jak najdalej od jego smukłego ciała.

- Przestań! - krzyczałam. Wykręcałam się jak mogłam. W ruch poszły ręce i nogi. On jednak był nieugiety i bezlitościwy.

- Błagam, Kilian! Przestań! - piszczałam między salwami śmiechu. Przejechałam w obronie paznokciami po jego szyi. Z faktu, że wbiłam je dość głęboko, poczułam dezorientację i nerwowość chłopaka.

- Zrób to jeszcze raz... - mruknął cicho zaraz przy moim uchu, delikatnie muskając go wargami. Nagle zrobiło się poważnie i namiętnie.

Odsunął się ode mnie i spojrzał mi w oczy. Przeniosłam palce na jego kark i utrzymując z nim kontakt wzrokowy, przeharatałam paznokciami po skórze.

Uniosłam głowę i pocałowałam go jeden raz w usta, powracając potem na swoje miejsce.

- Dalia! Kilian! Zejdźcie na dół na obiad! - rozległ się głos mojej mamy z parteru.

- Dobrze, już schodzimy! - odpowiedziałam i starałam się zrzucić Kiliana z mojego ciała. - Matko, ile ty ważysz?! Ale ty jesteś gruby!

On zaśmiał się cicho, próbując być poważnym.

- To są mięśnie, kochanie.

- Ta, jasne. - zaśmiałam się, ale puścił mnie, bym wstała. Także pozbierał się z podłogi i po moim poprawieniu fryzury i ubioru, podjęliśmy się, drugi już raz, próby zejścia na dół do rodziców.

*POV Kilian*

Konsumowaliśmy chyba najlepszego kurczaka, jakiego kiedykolwiek miałem w ustach. Do tego mama Dalii sporządziła trzy rodzaje sałatek oraz ziemniaki, a to wszystko popijaliśmy jakimś sokiem.

- Wspaniałe jedzenie, Pani Ward. - powiedziałem, gdy skończyłem spożywać. Kobieta uśmiechnęła się, wycierając usta serwetką.

- Dziękuję, Kilianie.

- Dalia, kiedy zamierzasz wrócić do szkoły? - zadał pytanie Richard. Spojrzałem niepewnie na nią.

No tak, ona jeszcze nie zakończyła szkolnej edukacji.

~ Pewnie będzie chciała ją kontynuować.

~ Ale ona nie może...

~ Może.

- Jeszcze nie wiem kiedy, ale myślę, że tak za niedługo. - powiedziała, poprzednio szybko przełykając przeżuwany pokarm.

Nie patrzyła mi w oczy. Uparcie odwracała wzrok, starając się spoglądać wszędzie, tylko nie ma mnie.

To się skończy tym, że codziennie będzie znajdowała się wśród dużej ilości napaleńców. Przecież taka szkoła będzie posiadała parę setek uczniów. Tym bardziej, że ona tam będzie spędzać tam prawie cały swój czas. Przestanie ze mną tyle czasu, co zwykle. Odsunie się ode mnie, od mojego wilka. Prawdopodobnie będzie chciała rozmawiać i spotykać się ze znajomymi, w tym z jakimiś chłopakami.

~Nie możemy jej na to pozwolić. Ona nas zostawi. - sprzeciwił się wilczur. - Nie możemy na to pozwolić. Ona jest nasza!

~Uspokój się! Ona tego nie zrobi, musimy jej zaufać. Dalia nas kocha, tak jak my ją, więc musimy dbać o jej potrzeby. Pamiętasz co przed laty obiecaliśmy sobie oboje?

~Tak, pamiętam. Po pierwsze, nie porywamy naszej mate.

~Po drugie?

~ Będziemy ją kochać najmocniej. - odpowiedział posłusznie.

~ I co dalej? - dopytywałem, zmuszając go do przyznania się do błędu.

~ Nie ograniczamy i nie robimy czegoś, czego by ona nie chciała, chyba, że to jest dla jej dobra.

~ No właśnie. To oznacza, że jeśli nasza księżniczka chce iść do szkoły , to my jej w tym nie przeszkodzimy, tylko dlatego, że się boimy. - wytłumaczyłem mu.

Poczułem dłoń Dalii na swoim kolanie, więc spojrzałem na nią. Spoglądała na mnie zatroskana. Uśmiechnąłem się i splotłem pod stołem nasze ręce.

- Wszystko dobrze? - usłyszałem ciche słowa wydobywające się z jej ust. Pokiwałem głową, czule głaskając skórę jej dłoni.

- Oczywiście, kochanie.

- Mogę zabrać talerz, Kilian? - zwróciła się do mnie pani Hellena. Stojąc nade mną, wyczekiwała odpowiedzi. Na rękach już miała trzy talerze po reszcie członków rodziny.

~ Czy ty właśnie powiedziałeś, że należymy do tej rodziny? - powiedział radośnie wilk.

~ Chyba tak.

- O przepraszam, Panią. - powiedziałem i podniosłem się z krzesła, by zabrać jej naczynia. Ona spojrzała na mnie w szoku.

- Ależ Alpho! Ja to zrobię, spokojnie. Chciałam tylko wziąć twój talerz! - Jej głos zrobił się nienaturalnie wysoki, a twarz czerwona. Szybko chwyciłem trzymane przez kobietę rzeczy i wyniosłem do kuchni, gdzie był już pan domu.

- Gdzie to mam odłożyć? - zapytałem, patrząc na mężczyznę. Jego oczy jeszcze chwilę i wyszłyby z orbit. To chyba nie jest zbyt bezpieczne...

- T-tutaj. - wskazał na blat przy kranie, a ja odłożyłem naczynia tam, gdzie wskazał, wracając potem do jadalni, gdzie Dalia rozmawiała z swoją matką. Widocznie o czymś poważnym, gdyż dziewczyna była nerwowa, a jej wzrok rozproszony po całym pomieszczeniu.

- Coś się stało? - nie powiem, zrobiło mi się nieswojo. Wiem, że to jej rodzina, więc nie chcę robić jakiś scen zazdrości, czy agresji.

- Nie, nic kochanie. - powiedziała moja księżniczka, jednak nie poruszyła się. Odebrałem to jako znak na wycofanie się i zrobiłem to samo, mówiąc "okey".

*POV Kilian*

Leżałem na łóżku Dalii w jej pokoju z dzieciństwa. Wpatrywałem się w sufit i rozmyślałem nad tym wszystkim.

~ Nie prawda, kłamco! - zaśmiał się wilk. - Myślałeś o niej! A dokładnie o tym, że się kąpie całkiem naga!

~ Cicho siedź! - zawarczałem na niego. Nikt nie musiał wiedzieć o moich rozbieganych myślach i o problemie w kroku. Nie, żeby nie były one widoczne przez dresy, które dzisiaj na siebie włożyłem.

Usłyszałem zakręcaną wodę w łazience. Poruszyłem się niespokojnie. Spałem z nią codziennie i nigdy nie robiliśmy niczego, poza zwykłym, ewentualnie francuskim, pocałunkiem. Nie chciałem, by poczuła się źle z tym, co byśmy mogli zrobić. Poczekam na nią, aż sama zdecyduje się sparować. Liczę tylko, że do tego czasu nic złego się nie stanie.

Muszę także przygotować moją małą księżniczkę na obciążenie, jakim jest bycie Luną stada. Niebawem poczuje, jaka to odpowiedzialność. Luna dba i troszczy się o wszystkie dzieci i o wszystkie kobiety w watasze. Jest to trudne, ale dziewczyna jest otwarta i już zaskarbiła sobie dużo przychylności członków mojej rodziny.

Dalia, sparując się ze mną, odda część siebie dla całej naszej społeczności. Gdy ona będzie wesoła, to wszyscy poczują jej pozytywne odczucia i im także się to udzieli. Natomiast gdy będzie jej smutno, wszyscy pogrążą się w tymże stanie. Jest to tak jakby transakcja wiązana. Każdy poczuje moc i wsparcie bijącą od niej, nawet nie mając z nią kontaktu.

Tym bardziej, że wydaje się, że to Wódz Alpha jest najważniejszą osobą w stadzie. To guzik prawda. Bez Alphy stado przeżyje, lecz gdy zginie Luna, całą watahę czeka ogromne osłabienie, a przy długim czasie, niestety, śmierć całej społeczności.

Kontemplację przerwała mi Dalia, która otworzyła nieśmiało drzwi łazienki i wychyliła się.

- Możesz się nie patrzyć, proszę? - spytała, spoglądając na mnie. Podniosłem się i obróciłem na bok, podpierając się na łokciu.

- Nie mogę obiecać. - uśmiechnąłem się szeroko, swoim uśmiechem zarezerwowanym tylko dla niej.

- Ej! Kilian! No proszę! - zawołała, tupiąc nogą, jak małe dziecko. Wyglądała przesłodko. 

- No dobrze, ale muszę coś za to dostać w nagrodę.

- Czy ty zawsze musisz coś oczekiwać w zamian za jakąkolwiek prosbę? - spytała zbulwersowana, ale zgodziła się. - Dobra, co chcesz?

- Najlepszy pocałunek, jaki w życiu poczułaś.

- Okey, to zasłoń oczy. - zrobiłem jak prosiła, tylko odwróciłem twarz w drugą stronę. Musicie mi uwierzyć, chciałem nie kantować, ale moment, kiedy wyszła z tamtego pomieszczenia w mojej koszulce i w majtkach, które ujrzałem w lustrze na przeciwległej ścianie był jednym z najlepszych momentów, jakie przeżyłem w swoim dotychczasowym życiu. Zalała mnie fala gorąca. tak silna, jak jeszcze nigdy. Wszystko skupiło się w jednym miejscu. Wiadomo gdzie.

Już czekałem na obiecany pocałunek, kiedy Dalia wciągając na tyłek swoje spodenki, odwróciła się w moją stronę, widząc moje spojrzenie. No i po...

Tak oto wpadła w furię.

- Kilian! Ty idioto! Obiecałeś! - krzyknęła, podbiegając do mnie i bijąc mnie tymi malutkimi łapkami, gdzie tylko mogła.

- No przepraszam! - rzuciłem, próbując jakoś zapanować nad jej zachowaniem. Krzyczała jakieś różne wyzwiska i obelgi w stosunku do mnie, a ja tylko objąłem ją mocno i czekając, aż się uspokoi. Po jakimś czasie opanowała się, ale nadal trwała w moich ramionach.

- Jesteś dupkiem, wiesz? - spytała, patrząc mi w oczy.

- Wiem. - szepnąłem. - To teraz dostanę buziaka?

Uśmiechnąłem się do niej. Tak mocną ją kocham, że to prawie niemożliwe. Ona prychnęła na moje słowa i wyplątała się z moich objęć.

- Nigdy. Śpisz na podłodze. - powiedziała, siadając za mną na łóżku i nogami spychając mnie z niego.

- Ej! Nie możesz mi tego zrobić. - mruknąłem smutno.

- Mogę i zrobię. Dobranoc. - obróciła się plecami do mnie i zakopała pod kołdrę. Wykorzystałem tą chwilę i już chciałem się jej wpakować do łóżka, ale.. - NIE! Wypad.

Zrobiłem smutną minę i zabierając jedną poduszkę położyłem się na podłodze.

- Dostanę chociaż koc? Będzie mi zimno. - podszedłem ją na litość.

- Jesteś wilkołakiem, wam nigdy nie jest zimno. - powiedziała cicho, a ja przekląłem.

~ Kurwa!

~ To twoja wina, debilu!

~ Wypad. - wściekły zamknąłem oczy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro