DZIEŃ SIÓDMY
- Albusie! Nie powiesz mi chyba, że nie zamierzasz nic z tym zrobić...?!!
- Nie zamierzam nic z tym zrobić.
- Przecież ona mogła wczoraj doznać co najmniej urazu głowy, a w najgorszym przypadku nawet zginąć!
- Minerwo, nie dramatyzuj... Severus na szczęście był tuż obok i doskonale odegrał rolę dżentelmena w tej scenie.
- Mówisz tak, jakby grali w jakiejś tandetnej sztuce... – kobieta przyjrzała mu się lepiej, zauważając nienaturalny błysk w jego oczach. – O nie, tylko mi nie mów, że próbujesz ich wyswatać...
- Dobrze, nie powiem – puścił do niej oko i wyciągnął z opakowania cytrynowego dropsa.
- Zawsze myślałam, że lubisz tę dziewczynę.
- Bo tak jest. Skąd to stwierdzenie?
- Stąd, że najwyraźniej życzysz jej śmierci! Gdybyś zapomniał, w przypływie starczej demencji czy czegoś równie prawdopodobnego w Twoim przypadku, mówimy o Severusie! Wysoki, zawsze ubrany na czarno i nigdy nie uśmiechający się? Naczelny Postrach Hogwartu? Kojarzysz...? No więc właśnie z nim próbujesz połączyć Hermionę Granger, jedną z najspokojniejszych i najbardziej kulturalnych nastolatek w tej szkole. Dalej nic Ci tu nie zgrzyta?
- Absolutnie nie. Pomyśl tylko. Czy w ostatnim czasie nie zauważyłaś u obojga dziwnego zachowania? Większej niż zwykle tajemniczości? Może nawet ukradkowych spojrzeń...?
- Owszem, przyznaję, ostatnio mam wrażenie, że oboje żyją gdzieś obok nas, a nie z nami, ale nie połączyłabym tego w żadnym wypadku. Jak na to wpadłeś?
- Nie zamierzam zdradzać Ci wszystkich szczegółów, nie licz na to. Rozmawiałem jednak wczoraj z panną Granger i dowiedziałem się, choć z pewnością nie bezpośrednio, że rzeczywiście jest coś na rzeczy. Stąd lekkie podrasowanie przepisu o mundurkach, które w efekcie - co nie było jednak zamierzone w tej postaci - zaowocowało dość przyjemnym wieczorem dla obojga – uśmiechnął się zawadiacko.
- Albusie! Nie chcesz mi chyba powiedzieć...
- O nie, nic z tych rzeczy – roześmiał się. – Twierdzę jedynie, że oboje ruszyli wreszcie do przodu, więc mogę odetchnąć z ulgą - Severus nie zgnije w tym zamku. Już ona go weźmie w obroty, chyba nawet zacznę mu współczuć.
- Czyżbyś zaczynał jednak żałować...?
- W żadnym wypadku, żadne z nich nie mogło lepiej trafić, są siebie warci. Czy teraz, skoro już zaspokoiłem Twoją ciekawość, dasz się zaprosić na filiżankę herbaty? Moje nowe filiżanki czekają, aż wypróbuje je ktoś inny niż ja.
- Zupełnie jak dziecko... – westchnęła profesor McGonagall, rozsiadając się wygodniej w fotelu.
*****
Schodziła po krętych schodach, uważając, żeby nie przydepnąć ani milimetra długiej, czerwonej sukni. Nie było to takie łatwe, jeśli wziąć pod uwagę buty na obcasie i śliską powierzchnię pod nimi, ale jakoś dawała sobie radę. Dopiero w połowie drogi zorientowała się, że na dole ktoś na nią czeka.
Mężczyzna miał ciemne, niemal kruczoczarne włosy, kończące się nieco nad ramionami. Ubrany był w drogi garnitur, a w dłoni trzymał czarną różę. Stał do niej tyłem, rozmawiając z innym mężczyzną, który w tym momencie ją zauważył. Poinformował o tym swojego towarzysza, po czym odszedł.
Miała go już prawie na wyciągnięcie ręki, niemal czuła zapach jego perfum oraz intensywny aromat kwiatu, gdy zaczął się do niej odwracać. Jego ciemne tęczówki napotkały jej spojrzenie, a uprzejmy uśmiech pojawił się na jego twarzy. Wyciągnął w jej stronę dłoń, którą już chciała chwycić, gdy nagle cała jego postać rozpłynęła się w powietrzu, pozostawiając po sobie tylko nikły dźwięk.
- Jedno słowo...
Hermiona usiadła na łóżku. Jej serce biło gwałtownie, jakby właśnie obiegła sprintem zamek. Dopiero po kilku chwilach otrząsnęła się ostatecznie ze snu, co pozwoliło jej przeanalizować go dokładniej. Nie zaszła jednak daleko w swych przemyśleniach, bo postać mężczyzny ze snu przeobraziła się we wspomnienie jak najbardziej realnego zdarzenia, którego kilka godzin wcześniej była uczestniczką. Choć w tym momencie obie sytuacje wydawały jej się jednakowo nierzeczywiste.
Zrezygnowana dziewczyna opadła bezradnie na poduszkę. Czuła się przytłoczona wszystkim, co wydarzyło się w ciągu ostatniego tygodnia. No bo czy to nie działo się za szybko...?
Zastanowiła się chwilę. Profesor Snape podoba mi się od jakiegoś czasu, wcześniej po prostu nie miałam okazji bezpośrednio się z tym zmierzyć. Dziś niedziela, ostatni dzień szlabanu, ale choćbym nie wiem jak tego chciała - nie pójdę z nim do łóżka, nie ma mowy. Przegra zakład, ale czy w takim razie jutro będzie chciał chociaż spojrzeć na mnie...? Cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak tylko to sprawdzić.
Doszła do wniosku, że dalsze leżenie nie przyniesie jej nic dobrego, więc postanowiła, że pójdzie na spacer, błonia zawsze działały na nią kojąco. Ubrała się więc na tyle ciepło, na ile pozwoliła jej na to dość krótka spódniczka, i wyszła z sypialni.
Na zewnątrz było całkiem przyjemnie. Wiał chłodny wiatr, ale zza niewielkich chmur co chwilę wychylało się słońce, co stanowiło odpowiednią jak dla niej mieszankę. Wielu uczniów wpadło na ten sam pomysł, więc co jakiś czas mijała mniejsze lub większe grupki spacerującej lub wylegującej się na trawie młodzieży.
Hermiona nie miała ochoty zatrzymywać się na pogawędki, po prostu nie była w nastroju do głupich rozmów o niczym. Wybrała więc wędrówkę nad dużo bardziej odosobnioną część jeziora, po czym usiadła na grubej kłodzie leżącej na jego brzegu. Myślała, że w takim miejscu jej umysł będzie w stanie uwolnić się od dręczących ją obrazów, ale była w błędzie.
Ponownie stanęła jej przed oczami scena z poprzedniej nocy. Mogła wręcz poczuć jego długie, chłodne palce na swojej nagiej skórze oraz usta, z taką czułością smakujące jej wargi. Przeszedł ją dreszcz. Ledwo zarejestrowała fakt, że jej dłoń zaczęła powoli przesuwać się wzdłuż uda pod spódnicę, i w ostatniej chwili ją stamtąd zabrała, później chyba nie dałaby już rady. Zastanawiała się, jak będzie wyglądać ich dzisiejsze spotkanie - nawiąże jakoś do poprzedniego dnia albo do zakładu, czy może przejdzie nad wszystkim do porządku dziennego i będzie chłodny i nieprzystępny jak zwykle...?
Bała się drugiej opcji, choć moralna część jej osobowości wywrzaskiwała pod jej adresem prawie niecenzuralne określenia, gdy tylko choć trochę odbiegła myślami od „prawidłowego" przebiegu ich spotkań. Musiała przyznać sama przed sobą, że nie potrafi jednak powstrzymać tych obrazów, ale nie przeszkadzało jej to jakoś specjalnie. Puściła więc wodze fantazji, całkowicie odcinając się od świata.
*****
Mistrz Eliksirów wyszedł z sowiarni. Wysłał właśnie zamówienie na brakujące mu do eliksirów składniki, nad którym spędził cały poranek, i teraz planował skorzystać z pierwszego od dawna wolnego dnia. Szedł po schodach, obserwując poruszające się bezustannie punkty, które z tej odległości stanowili dla niego uczniowie, kiedy zauważył niewielką grupkę, która odcinała się od reszty i przy okazji oddalała się od zamku.
Po lepszym przyjrzeniu się uczniom, rozpoznał w nich swoich Ślizgonów. Blond czupryna Dracona Malfoya odbijała promienie słoneczne, przez co był wyraźnie widoczny nawet dla niego. Obok niego najprawdopodobniej szedł Blaise Zabini, z którym ostatnio chłopak spędzał coraz więcej czasu, a jeśli byli to ci dwaj, to dwoma pozostałymi punktami byli z pewnością Vincent Crabbe i Gregory Goyle, najgłupsi mieszkańcy jego domu, jakich kiedykolwiek widział Hogwart.
Obserwował przez chwilę, jak idą wzdłuż brzegu jeziora, a w pewnym momencie zaczynają pokazywać sobie palcami coś, co zdecydowanie poprawiło im humor. Spojrzał we wskazanym przez nich kierunku i poczuł ogarniający go chłód: stosunkowo niedaleko od nich siedziała samotna postać, której burzy włosów na głowie nie dało pomylić się z żadną inną. Wiedział, że dojście do niej nie zajmie im dużo czasu, a fakt, że była tam sama, stanowczo nie polepszał jej położenia.
Odetchnął głęboko i przyspieszył kroku. Nie mógł biec, mimo szczerych chęci - ta szkoła nie była jeszcze gotowa na biegającego po jej terenach Severusa Snape'a. Po drodze oceniał, skąd najlepiej byłoby mu się pojawić, żeby nie wywołać niepotrzebnych pytań, i w jaki sposób ma zniechęcić ich do kontaktu z nią - tego, że zaczną ja zaczepiać, był pewien bardziej niż koloru swoich włosów. W końcu postawił na swój normalny styl, ostatecznie nawet Ślizgoni mogą czasem od niego oberwać, a Hermiona z pewnością wybaczy mu kilka niezbędnych do tego środków.
Hermiona...? Już nie panna Granger...? Po chwili doszedł jednak do wniosku, że już od jakiegoś czasu przestała być dla niego „panną Granger", co skłoniło go do przyspieszenia kroku jeszcze bardziej.
Do przejścia zostało mu jeszcze jakieś pięćset metrów, a od brzegu oddzielały go kępy krzaków, jednak bardzo dobrze słyszał, że są już przy niej i coś pokrzykują. Zaczepny ton bezsprzecznie należał do młodego Malfoy'a, tylko jemu mogłoby tak zależeć na uprzykrzeniu jej życia. W końcu zbliżył się do osłaniającej go zieleni i spojrzał na rozgrywającą się przed nim scenę.
Zabini właśnie podszedł od tyłu do dziewczyny i złapał ją tak, że nie miała zbyt wielu możliwości ruchu. Grabbe i Goyle stali z boku, bezczynnie przyglądając się tylko całemu zajściu, a blondyn powoli się do niej zbliżał, nie przestając podjudzać jej słowami do wyrywania się.
Snape szybko przeanalizował sytuację. Nie dzieje się nic takiego. Gdybym teraz tam poszedł i rozpędził towarzystwo, będzie to nadzwyczaj podejrzane. Z drugiej strony jeśli coś jej zrobią... Spokojnie, to są uczniowie, i nawet w tych okolicznościach dyrektor nie będzie zadowolony, gdy wrócą do szkoły w kawałkach... Z braku argumentów pozostał na swoim miejscu i skupił się ponownie w dobrym momencie.
- Bez swoich głupich kumpli nie jesteś już taka wygadana, prawda? – zobaczył jak Zabini nachyla się nad jej uchem i syczy złośliwym tonem.
- Żaden z Was też osobno nie kwapił się, żeby do mnie podejść – odpowiedziała z godnością, choć z wyraźnym gniewem. – Atakują w czterech na jednego, na dodatek dziewczynę, cóż za kultura...
- Musiałem zabrać kogoś, kto będzie Cię trzymał, nie chcę za bardzo się pobrudzić – towarzysze Malfoy'a zarechotali zgodnie. – Oczywiście nie na tyle, żeby odrobinę się z Tobą nie pobawić...
Przy tych słowach chłopak wsunął koniec różdżki pod brzeg jej spódnicy i uniósł go w górę. Dziewczyna szarpnęła się kilka razy, próbując uwolnić materiał, ale bezskutecznie. Wszyscy dalej śmiali się z jej nieudolnych prób oswobodzenia się, co tylko bardziej ośmieliło Dracona do działania. Przysunął się do niej jeszcze bliżej i zastąpił drewno własną dłonią.
Severus poczuł się tak, jakby dostał obuchem w głowę. Moją...??? Już ja Wam pokażę... Wyszedł z zarośli, starając się nadać krokom jak najbardziej naturalny wygląd. Gdy go zobaczyli, wyglądali tak, jakby wręcz ucieszyli się na jego widok, z pewnością nie spodziewając się reprymendy za swoje zachowanie - w końcu u niego wszystko uchodziło im płazem.
- Można wiedzieć, co tu się odbywa...? – wdech i wydech, wdech i wydech...
- Nic takiego profesorze, my tylko się tu bawimy – odparł bezczelnie Malfoy, patrząc na niego tak, jakby oczekiwał pochwały.
- To mi nie wygląda na zabawę. Zabini, puść pannę Granger. Dyrektorowi z pewnością nie spodobają się siniaki na jej nadgarstkach, a znając jego, posądzi mnie o znęcanie się nad uczniami na szlabanie. Czy to nie za chłodny dzień na tak skąpy strój? – zapytał, zwracając się już bezpośrednio do niej.
- Nowy przepis Rady Szkoły, nie miałam wyboru – wyrzuciła z siebie jednym tchem, rozcierając obolałe miejsca na skórze.
- Ach tak... Cóż, porozmawiam sobie z profesorem Dumbledore'em, przecież nie chcemy, żeby takie sytuacje miały miejsce częściej, prawda? A pan, panie Malfoy, mógłby nie rzucać się na wszystko, co pokaże więcej ciała, trochę gustu... – spojrzał na nią taksującym wzrokiem, modląc się jednocześnie, żeby ogarniające go podniecenie nie dało o sobie znać w widoczny sposób. – Każdemu z Was odejmuję pięć punktów za niemoralne zachowanie na terenie szkoły. A pani pójdzie ze mną do gabinetu dyrektora, tam sobie porozmawiamy o prowokowaniu kolegów.
Odwrócił się, łapiąc ją za ramię i odciągając od grupki Ślizgonów.
- To jakiś żart...? – Malfoy patrzył za nim oburzonym wzrokiem.
- Absolutnie. Gdybym się nie pojawił, kto wie, do czego by tu doszło, choć - nawiasem mówiąc - nie spodziewałem się, że włączy pan kolegów w swoje „podboje". Tak czy inaczej, cieszcie się, że to tylko dwadzieścia punktów. Za domniemaną próbę stworzenia kolejnego brudnokrwistego mieszańca - bo pewnie żaden z Was, ptasie móżdżki, nie wpadłby na pomysł zabezpieczenia się – powinniście dostać przynajmniej trzy razy tyle. Mało Wam jeszcze szlamu w szkole? Tak myślałem – dodał, patrząc na ich twarze. – Następnym razem nie będę już taki pobłażliwy – powiedział, tym razem nie powstrzymując już solidnej porcji jadu w głosie.
Dogonił Hermionę, która powolnym krokiem odeszła już od nich na kilkadziesiąt metrów. Rozejrzał się po drodze kilka razy, a gdy nie zobaczył nikogo w polu widzenia, złapał ją za rękę i oparł gwałtownie o najbliższe drzewo.
- Wyglądasz tak... Merlinie, aż brak mi słów...
Usłyszał jej głośny oddech i dopiero wtedy spojrzał w górę. W jej oczach czaiło się nieme przerażenie, a usta gwałtownie wyrzucały z siebie płytkie oddechy, które poruszały nieregularnie jej klatką piersiową. Odsunął się na wyciągnięcie rąk.
- Przepraszam. Ja... Nie chciałem. To znaczy chciałem, ale z pewnością nie w ten... - Merlinie, plączę się we własnych zeznaniach jak pierwszoroczniak...
Hermiona wpatrywała się w niego, powoli dochodząc do siebie. Jej umysł wreszcie pogodził się z faktem, że miała niewiarygodne szczęście - gdyby nie jego pojawienie się na polanie, kto wie, co mogłoby się stać. A teraz? Poczuła, że jej ciało po raz kolejny reaguje na niego tak, jak w żadnym wypadku nie powinno, choć teraz wiedziała, że po spojrzeniu, jakie mu posłała, już jej raczej nie dotknie.
- Dziękuję – wyszeptała miękko, odpychając się plecami od pnia i nieznacznie przysuwając do jego torsu. – To było naprawdę odważne: ochronić Gryfonkę i szlamę przed Ślizgonami. Nie boi się pan konsekwencji...?
- Bardziej bałbym się ich, gdybym tego nie zrobił... – odpowiedział cicho, starając się na nią nie patrzeć.
- Hmmm... Myślę, że dyrektor nie byłby aż taki zły - wie, że zawsze pan się tak zachowuje – mruknęła przekornie, czekając na jego reakcję.
- Pieprzyć dyrektora – zwrócił ku niej intensywne spojrzenie, które na chwilę zaparło jej dech w piersiach.
- Ciekawe ambicje, jestem pod wrażeniem.
Roześmiała się głośno, po czym musnęła jego policzek delikatnym pocałunkiem i szybkim krokiem odeszła w stronę szkoły. Stał tam jeszcze przez chwilę, śledząc jej wędrówkę w stronę zamku, po czym ruszył w tę samą stronę - w końcu miał zaprowadzić ją do dyrektora, a jego uczniowie mogli pojawić się tam w każdej chwili.
*****
Po zdarzeniu z poprzedniego wieczora, Hermiona ledwo powstrzymała się przed wejściem do gabinetu Mistrza Eliksirów bez pukania. Na szczęście w głowie pozostała jej choć odrobina rozumu, co uchroniło ja od niemałej wpadki. W środku okazało się bowiem, że jej nauczyciel nie jest sam - naprzeciw niego siedział Lucjusz Malfoy, który na jej widok z wyraźną niechęcią skinął głową.
- Panno Granger, proszę przejść do sali eliksirów, zaraz wyznaczę pani zadanie na dzisiejszy wieczór – ostrym głosem rzucił Snape.
- Oczywiście – odpowiedziała cicho i wyszła z gabinetu, nie chcąc przebywać w towarzystwie jasnowłosego mężczyzny nawet o sekundę dłużej, niż to konieczne.
Usłyszała tylko, jak obaj wymieniają jeszcze po kilka zdań, po czym żegnają się. Po chwili nie była już w pomieszczeniu sama.
- Najpierw myślałem, że dziś usiądziemy sobie i porozmawiamy - oboje chyba zgadzamy się z faktem, że jest o czym - ale dosłownie chwilę przed przyjściem Lucjusza pojawił się tu Filch.
- Chyba zaczynam się bać...
- I zdecydowanie jest czego. Przyszedł tu niezdrowo wręcz podniecony. Ubzdurał sobie, że szkoła pozytywnie rozpatrzy jego wniosek o przywróceniu kar cielesnych, i przyniósł mi trzy komplety zardzewiałych łańcuchów z kajdanami do przymocowywania nadgarstków, z poleceniem wyczyszczenia ich przez „jakiegoś recydywistę". Nie chciał przyjąć do wiadomości, że to nie zajęcie dla dziewczyn.
- Trudno, rozmowę musimy odłożyć na później. Ja tymczasem zabiorę się lepiej do pracy, jeśli chcę skończyć do rana...
Niechętnie poszła za nauczycielem, który zaprowadził ją do nieznanego jej wcześniej pomieszczenia na tyłach klasy. Okazało się ono składzikiem na niepotrzebny sprzęt: w jednym z rogów piętrzyły się różnej wielkości kociołki, a na regałach leżała cała masa fiolek, wag i innych narzędzi do przygotowywania mikstur. Pod najmniej osłoniętą ścianą leżała natomiast spora sterta pomarańczowych wręcz łańcuchów o dość sporych ogniwach. Hermiona zdębiała.
- I to wszystko ma być dziś czyste...? Przecież one wyglądają, jakby przynajmniej ostatnie dwie dekady spędziły na dnie jeziora... – jęknęła.
- Na pocieszenie dodam, że pan Filch niezbyt dobrze wychwytuje ślady magii pozostawione na przedmiotach, co może nieco ułatwić sprawę...
- Nie zamierzam oszukiwać. Zrobię to w tradycyjny sposób, choćbym miała spędzić tu całą noc.
To mówiąc, z determinacją podwinęła do łokci rękawy swetra, po czym wyczarowała sobie drucianą szczotkę oraz wiadro z wodą i octem. Gruba poduszka dopełniła zestaw potrzebnych jej rzeczy i dziewczyna rozpoczęła czyszczenie. Oddzieliła od pozostałych jeden z łańcuchów i usiadła z nim na podłodze.
Mistrz Eliksirów wrócił tymczasem do swojego gabinetu. W schowku nie miał odpowiednich warunków do pracy, a czekała na niego góra wypracowań do sprawdzenia na najbliższą środę - wolał mieć to za sobą jak najszybciej.
Skończył właśnie czwartą pracę, gdy niedaleko niego rozległ się przenikliwy krzyk. Przez chwilę patrzył tylko przed siebie i dopiero po tym czasie zorientował się, że odgłos dochodził z pokoju, w którym przebywała dziewczyna. Zerwał się z krzesła i w mgnieniu oka znalazł się dwa pomieszczenia dalej.
Widok, jaki przedstawiało wnętrze, wprawił go w osłupienie, ale i nielekko przestraszył: Hermiona stała przy ścianie, a do jej przegubów przypięte były wciąż zardzewiałe, i przez to chropowate kajdany. Nie wiedział jednak na pewno, czy powinien nazwać jej pozycję staniem - łańcuchy, które przymocowano do bransolet, były napięte do granic możliwości, przez co Gryfonka ledwo dotykała palcami do podłogi. Z jej oczu płynęły już strumienie łez, a nadgarstki były mocno poobcierane i zaczerwienione.
- Jak to się stało? – zapytał, nie mogąc otrząsnąć się z szoku.
- Czyściłam to żelastwo i dotknęłam obręczy na końcach. Wtedy poderwały się w górę i unieruchomiły mnie w tej pozycji. Proszę mi pomóc, to boli...!
Zadrżał, słysząc cierpienie w jej głosie. To przywróciło mu zdolność logicznego myślenia. Rzucił szybkie zaklęcie tnące w stronę łańcuchów, co niestety nie poskutkowało. Próbował jeszcze kilka razy, każdorazowo zmieniając stosowane czary, ale żaden z nich nie przyniósł żadnego efektu. Wtedy się poddał. Widocznie tylko Filch może ją uwolnić... Stary dureń, powinien mnie przynajmniej ostrzec.
- Idę po Filcha, chyba tylko on może tu pomóc. Wracam najszybciej jak się da – odwrócił się na pięcie, zmierzając w kierunku wyjścia.
- Proszę chociaż podstawić mi coś pod nogi, nie wytrzymam tu tak długo... – była zła na siebie za ten płaczliwy ton, ale każde zgrubienie nieznośnie wbijało jej się w skórę.
- Przepraszam, nie wpadłem na najprostsze rozwiązanie – podszedł do niej, po drodze wyczarowując niewielki drewniany podnóżek. – Dasz radę podnieść choć jedną nogę?
- Spróbuję.
Wyraźnie drgnęła, napinając mięśnie i usiłując oderwać końcówki palców lewej nogi od podłoża, ale było to ponad jej siły. Wypuściła powietrze przy akompaniamencie kolejnego jęku.
- Dobrze, nie denerwuj się. Podniosę Cię nad ziemię i przysunę stołek do ściany, wytrzymaj jeszcze chwilę.
- Nie mam innego wyjścia.
Patrzyła, jak stawia taborecik tuż przy jej stopach, a następnie pochyla się jeszcze niżej i obejmuje jej kolana. Poczuła, że jest unoszona nad ziemią, i już po chwili jej ciało poddało się uczuciu niewyobrażalnej ulgi. Jednocześnie zauważyła, że podnosząc się znowu do pionu, musnął policzkiem jej na wpół odsłonięte udo. Gdy stanął przed nią, był zaczerwieniony i oddychał nieco szybciej.
- Lepiej? – zapytał lekko drżącym głosem.
- O niebo lepiej. Dziękuję po raz drugi – uśmiechnęła się do niego, a jej puls przyspieszył na widok jego wzroku błądzącego po jej ciele.
Przysunął się do niej bliżej, wyciągając dłoń i przesuwając opuszkami palców wzdłuż jej wąskiej talii. Wywołał tym dreszcz na całym jej ciele, zwłaszcza dotykając niewielkiego nagiego skrawka jej skóry, który odsłonił uniesiony sweter. Spojrzał jej w oczy i przełknął głośno ślinę.
- Nie ma za co. Lepiej pójdę już po Filcha, nie wiemy, czy całe to ustrojstwo nie podniesie się niebawem jeszcze wyżej – rzucił półszeptem, nie odrywając od niej wzroku.
- Dobry pomysł – odpowiedziała tym samym tonem, wpatrując się nieprzytomnie w jego poruszające się wargi.
- Tak więc... – zrobił niewielki krok w jej stronę.
- Proszę już iść... – Nie odchodź...
- Bezzwłocznie... – czuł, jak porusza się jej klatka piersiowa.
- Ciekawe, gdzie może podziewać się Filch. Pewnie jak zwykle uprzykrza życie niewinnym uczniom... – wyszeptała prosto w jego wargi.
Pocałował ją niepewnie, jakby bał się, że mimo całej tej sytuacji odepchnie go zaraz od siebie i każe mu iść do diabła. Nic takiego jednak się nie stało. Hermiona sapnęła z przyjemności i rozchyliła usta, aby ułatwić mu wślizgnięcie się do środka. Smakowali się wzajemnie, delektując się swoją obecnością.
Ręce Severusa zaczęły wędrować wzdłuż całego jej ciała, najpierw muskając tylko przez ubranie jej piersi, a następnie zsuwając się na jej pośladki i uciskając je rytmicznie w przypływie emocji. Po chwili oderwał się od niej na chwilę.
- Filch... – wychrypiał niczym nastolatek.
- Nie chcę go tu teraz... – odpowiedziała i spojrzała na niego pożądliwym wzrokiem.
Nie mogła objąć go za szyję i przyciągnąć do siebie, więc tylko wygięła ciało w łuk, przybliżając się do niego i dając mu do zrozumienia, że ma dość tej przerwy. Zrozumiał ją bez słów. Złapał za różdżkę i rozciął jej sweter pionowym ruchem. Jego oczom ukazała się obcisła biała koszula, spod której widać było bieliznę.
Wpił się gorączkowo w jej wargi, jednocześnie rozpinając drżącymi dłońmi guziki, a następnie rozcinając pośrodku stanik. Jego oczom ukazały się dwie półkule piersi. Skórę miała jasną i bez skazy, a na jej tle wyraźnie odznaczały się ciemne otoczki sterczących już sutków. Wygięła się jeszcze bardziej w niemej prośbie, a on spełnił ją natychmiast - w tej chwili zrobiłyby dla niej absolutnie wszystko. Chyba, że kazałaby mu przestać...
Musnął językiem jeden z twardych guziczków, wywołując tym jej głośny wdech. Godryku! Jeszcze nikt nigdy nie dotykał mnie tak umiejętnie... Ssał jej piersi powoli, pozwalając jej rozkoszować się każdym dotykiem, a jednocześnie drażniąc ją maksymalnie - wilgoć na skórze i chłodne powietrze w lochu idealnie ze sobą współgrały.
W tym samym czasie jego dłonie przesuwały się coraz bardziej na południe, pieszcząc łagodnie jej uda i z każdą sekundą zagłębiając się coraz bardziej pod materiał. Czuł narastające z każdą sekundą ciepło jej ciała, a świadomość, że już za chwilę dostanie to, czego tak pragnął w ostatnim czasie, rozgrzewała i jego.
Podniósł się znów do pionu i zerknął na nią. Nagie piersi i krótka spódniczka, a pod nią... Dobra, trochę spokojniej, bo zaraz kompletnie się ośmieszę... Przejechał dłońmi jeszcze raz wzdłuż jej ciała, a potem odpiął guzik z boku jej spódnicy i pozbył się pasa materiału jednym ruchem. Została w samych koronkowych szortach, na widok których mężczyzna aż wciągnął głośniej powietrze.
Wiedziony instynktem oraz napięciem wyczuwalnym w powietrzu, umieścił dłoń pomiędzy jej udami. Jej bielizna była już całkowicie przemoczona, co jeszcze bardziej popychało go do przyspieszenia, ale powstrzymał się od tego. Chciał, żeby wszystko wyszło jak najbardziej naturalnie, bez pośpiechu.
Poruszył palcami, wsłuchując się w jej rozkoszne jęki. Czuł, jak naciska na niego od góry, co wystarczyło mu za wszystkie niewypowiedziane słowa. Zręcznie ominął pasek materiału i wsunął w jej rozpalone wnętrze dwa palce. Krzyknęła, a jej biodra powędrowały niżej, żeby wpuścić go do środka jeszcze głębiej. Jej mięśnie pulsowały wokół niego, a jej twarz wyrażała całą przeżywaną przez nią przyjemność.
Wpił się ponownie w jej usta, wchłaniając odgłosy, jakie wydawała, i jednocześnie penetrując jej wnętrze coraz szybszymi ruchami. Czuł, że za chwilę dojdzie, więc zabrał rękę, narażając się tym samym na niezbyt przychylne spojrzenie z jej strony.
- Rozbierz się...
Zdziwiony spojrzał w górę. Niemalże przewiercała go na wylot przenikliwym spojrzeniem, zmuszając go do posłuszeństwa. Jeszcze nigdy nie widział u niej takiej postawy, pełnej dominacji i pewności siebie.
- Dlaczego? – postanowił chwilę się z nią podrażnić.
- Bo ja nie mogę tego zrobić. Chyba, że w tym momencie ubierasz mnie i idziesz po Filcha, po czym zapominamy o całej...
Końcówka jej wypowiedzi zniknęła w przejmującym jęku, który wywołał pochylając się i przesuwając językiem wzdłuż jej wilgotnej kobiecości. Nawet nie wiedziała, kiedy pozbył się ostatniej przykrywającej ją sztuki odzieży, ale w tym momencie mało ją to obchodziło. Rozchyliła uda jeszcze bardziej, aby nie pominął ani skrawka jej ciała.
Całował jej dolne wargi, jednocześnie rozpinając swoje szaty i ściągając je w pośpiechu. Nie zwracał uwagi na to, gdzie je rzuca, ważne było tylko to, żeby jak najszybciej zostać bez nich. Kiedy już uwolnił się z krępującego go ubioru, przysunął się do niej i przycisnął jej plecy do chłodnej ściany, ogrzewając przód jej ciała własnym. Jego naprężony już całkowicie penis wsunął się powoli między jej uda i co jakiś czas trącał nabrzmiałą łechtaczkę dziewczyny.
- Jesteś tak cudowna... Mógłbym patrzeć na Ciebie całymi dniami...
- Po co patrzeć...? Nie lepiej dotknąć...? – zapytała słabym głosem.
- Oczywiście. Ale nie wiem, czy powinienem... I, co najważniejsze, czy mogę...
- Chyba już za późno na tego typu rozmyślania... – jej głos był pełen desperacji, którą nieudolnie próbowała powstrzymać.
- Zapytam inaczej: Hermiono, chcesz tego...?
Otworzyła szerzej oczy. Widziała na jego twarzy wyzwanie sprzed tygodnia, choć nie spodziewała się tego w tym momencie. Obiecałam sobie, że nie dam mu tej satysfakcji, nie mogę... Zaraz jednak przypomniała sobie jego dotyk i rozdarcie w jej wnętrzu zaistniało ponownie.
- Rozumiem, że jednak nie. W porządku. I tak nie spodziewałem się, że się zgodzisz, choć przyznam, że byłem bliski uwierzeniu w to w ciągu ostatnich kilku minut.
Patrzyła przerażona, jak podnosi z podłogi swoje ubrania i odwraca się do wyjścia, wcześniej kierując w jej stronę różdżkę.
- Zaczekaj...
- Nie mam na co. Zostało Ci jeszcze dużo pracy, więc Filch musi Cię uwolnić.
- Severusie...
Magiczny przedmiot w jego dłoni drgnął. Ta dziewczyna zdecydowanie zbyt mocno na mnie działa, trzeba to powstrzymać.
- „Profesorze Snape", panno Granger.
- Błagam...
Spojrzał na nią zszokowany.
- Słucham...?
- Błagam, dotknij mnie... Chcę, żeby Twoje dłonie z powrotem pieściły moje ciało... Chcę, żebyś podszedł bliżej, pocałował mnie tak, jak tylko Ty potrafisz, a potem wziął mnie tu, na tej ścianie Severusie... Mocno, szybko i namiętnie... Błagam Cię...
Nie potrafił wyjaśnić, gdzie podziały się rzeczy, które trzymał jeszcze przed sekundą w dłoniach. Teraz wiedział tylko to, że w jakiś sposób stał tuż przed nią, całując zachłannie jej opuchnięte już usta. Tylko to, że pragnął jej tak mocno, że nic innego nie miało znaczenia. I jeszcze to, że ona też go pragnęła.
Złapał ją za tylnią część ud i uniósł do góry, rozsuwając jednocześnie jej nogi. Chwilę zajęło mu znalezienie właściwego miejsca, po czym pchnął silnie, wbijając się w nią do samego końca. Dziewczyna krzyknęła ponownie, ale na jego wystraszone spojrzenie odpowiedziała jedynie głębokim pocałunkiem. W tej sytuacji wcisnął ją mocniej w ścianę i zaczął poruszać rytmicznie biodrami.
Krótkie przebłyski świadomości przyniosły ze sobą dwie rzeczy: ulgę z powodu tego, że całe lochy były odpowiednio wyciszone, oraz pobrzmiewający gdzieś w zakamarkach umysłu alarm. Nie miał teraz czasu ani chęci na szukanie różdżki, więc wymamrotał tylko krótką formułkę, która obojgu zagwarantowała bezpieczeństwo, i odgonił od siebie wszelkie myśli, które zakłócały tę chwilę.
Poczuł, że Hermiona wygina się w jego ramionach, chcąc jak najlepiej się do niego dopasować, więc odsunął się nieco od ściany. Objęła go udami i wypięła do przodu piersi, na które rzucił się jak wygłodniały niemowlak. Każdy ruch jego języka kwitowała cichym okrzykiem, a jej wnętrze spazmatycznie zaciskało się wokół jego przyrodzenia.
Czuł, że długo już nie wytrzyma. Zabrał jedną dłoń z jej pośladków i wsunął między nich, trafiając idealnie w nabrzmiały guziczek u zbiegu jej dolnych warg.
Dziewczynie zabrakło tchu. Ssał intensywnie jej sutki, uderzał w jej nagie i mokre ciało swoimi udami, a dodatkowo nacisnął na jej najwrażliwszy punkt w momencie, gdy już tylko sekundy dzieliły ją od upragnionego spełnienia.
Ich jęki połączyły się, przechodząc stopniowo w okrzyki ekstazy. Severus rozsunął mocniej jej uda i wbił się w nią po raz ostatni, zalewając jej gorące wnętrze swoim nasieniem. Gdy tylko je poczuła, ogarnęła ją niewypowiedziana rozkosz. Unieruchomiła w sobie jego drżący członek i odpłynęła, wijąc się w jego objęciach, jakby przypalano ją żywym ogniem.
Minęło kilkanaście sekund, zanim którekolwiek było w stanie wypowiedzieć choć słowo. Patrzyli tylko na siebie, jakby żadne z nich nie chciało zniszczyć tej chwili. Jednocześnie nie wiedzieli też, co mogą powiedzieć w takiej sytuacji - to, co się właśnie stało, było tak dalekie od jakichkolwiek standardów, jak to tylko możliwe.
Mistrz Eliksirów patrzył przez chwilę na dziewczynę, którą trzymał. Całe jej ciało było silnie zarumienione, a oddech nadal nie wrócił do normy. Zastanawiał się, czy mają choćby cień szansy na to, żeby było między nimi coś więcej, i dopiero po chwili dotarło do niego, o czym tak właściwie myślał. Nie obchodziło go to jednak - jeśli ona go nie zechce, rzuci nauczanie po tym roku i wyniesie się ze szkoły. Nie widział możliwości, żeby widzieć ją codziennie na korytarzach i nie móc z nią nawet porozmawiać. Nie spodziewał się jednak, że we wnętrzu Gryfonki rozgrywa się podobna bitwa.
Hermiona powoli dochodziła do siebie. Stopniowo nachodziły ją obrazy scen z udziałem ich dwojga, które chwilę wcześniej miały miejsce. Patrzyła w jego oczy i widziała cień niepewności, jakby chciał ją tu zostawić, ale nie wiedział jak to zrobić. Westchnęła ciężko. Nie pozwolę mu na to. Nie po tym, co się stało. W końcu sam w tym tygodniu powiedział, że nie chce tylko zaciągnąć mnie do łóżka. Ale w takim razie...
- Hermiono...? – cichy głos profesora Snape'a przebił się przez gonitwę jej myśli.
- Tak... Severusie...?
- Możesz tak do mnie mówić... Jeśli tylko masz na to ochotę oczywiście. No i tylko...
- Nie jestem głupia, nie wyskoczę z tym przy wszystkich – uśmiechnęła się łagodnie, próbując nie pokazać po sobie lekkiej urazy.
- Przepraszam, nie powinienem tego mówić.
- Nic się nie stało. Co chciałeś powiedzieć?
- Nie jestem tego pewny... Czy Ty...? Czy my...? Czy mogę w ogóle chociaż myśleć o jakichkolwiek „nas", nawet w dalekiej przyszłości...?
- Niestety Severusie, nie widzę „nas" w dalekiej przyszłości – patrzyła, jak wyraz jego twarzy diametralnie się zmienia - z wyrażającego ogromną przyjemność w jednej sekundzie, w krzyczący wręcz z rozpaczy w następnej. – Chyba, że rozpocznie się ona już teraz.
Nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. Czy ona naprawdę...?
- Tak Severusie, dobrze słyszałeś – powiedziała, jakby czytając mu w myślach. – Oczywiście pod warunkiem, że Ty też tego chcesz.
- Niczego nie pragnę w tej chwili bardziej – uśmiechnął się do niej i pocałował czule.
- Muszę Cię zmartwić, bo ja jednak owszem – wymamrotała, gdy już odsunął się od niej, oczekując z napięciem na wyjaśnienie. – Chciałabym uwolnić się z tych kajdan, są przynajmniej odrobinę niewygodne, nawet pomimo podwyższenia.
- Merlinie, z tego wszystkiego zapomniałem o tym. Już pędzę po Filcha.
Błyskawicznie odnalazł swoja różdżkę, doprowadził się do porządku i już miał wpaść do klasy, gdy usłyszał jej wyraźne chrząknięcie.
- Nie zapomniałeś o czymś...?
Odwrócił się w jej stronę. Jej wciąż nagie ciało aż krzyczało do niego, całym sobą prosząc o kolejne minuty wyłącznej uwagi. Moment - nagie...?
- Cieszy mnie, że zdążyłam Cię zatrzymać, inaczej Filch miałby ciekawą minę po wejściu tutaj... – roześmiała się zadziornie.
- Musiałbym go zabić. Nikt oprócz mnie nie będzie patrzył na Twoje cudowne kształty.
- Czy to znaczy, że od dzisiaj będę musiała się myć po omacku...? – zapytała z rozbawieniem.
- W drodze wyjątku mogę Ci udzielić pozwolenia na patrzenie na siebie – odpowiedział z przesadna powagą. – Choć wątpię, żebyś specjalnie często miała mieć możliwość samotnych kąpieli.
Hermiona zaczerwieniła się ponownie. Mężczyzna podszedł do niej swobodnym krokiem, wycałował raz jeszcze każdy fragment jej ciała, po czym jednym ruchem różdżki przywrócił wszystkie elementy jej garderoby na swoje miejsce.
- Teraz chyba mogę już iść...?
- Myślę, że tak. Ale wróć szybko, ręce już porządnie mi zdrętwiały...
- Nie martw się, dostaniesz eliksir zwalczający odrętwienie, a dodatkowo osobiście mogę zająć się obolałymi miejscami – spojrzał na nią wymownie, powodując dreszcz na jej karku.
- Zastanowię się – odpowiedziała z przesadną wyniosłością.
- Masz na to jakieś pięć minut, nie zmarnuj ich.
Wycisnął na jej wargach jeszcze jeden, krótki pocałunek, i opuścił schowek. Nie było go nawet krócej, bo już po chwili usłyszała skrzypienie drzwi i podniesione głosy. Widok wchodzącego do pomieszczenia woźnego tak ją rozzłościł, że aż podskoczyła ze złości na swoim miejscu i zaczęła krzyczeć.
- Zwariował pan?!! Gdyby profesora Snape'a nie było na miejscu, wisiałabym w tej pozycji nie wiadomo jak długo! Powinni pana natychmiast zwolnić!
- Dość! Panno Granger, to będzie kolejny tydzień szlabanu...
Snape uśmiechnął się mrużąc oczy, a Hermiona jęknęła, jednak tylko Filch doszukał się w tym dźwięku dezaprobaty.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro