Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15.

Po tych słowach Vlad po prostu zniknął, pozostawiając bladego jak ściana Francuza samego w drzwiach. Francis próbował coś z siebie wykrztusić, ale po prostu nie mógł.

- Hej, France, everythig's ok?- Ameryka ostrożnie położył dłoń na ramieniu niższej nacji.

- Nic nie jest "ok"- wymamrotał Francja, chwytając jego ręce.- Japonia przyjeżdża...- oczy Alfreda rozszerzyły się w szoku, po czym odwrócił się w stronę korytarza.

- ALARM TĘCZOWY, ALARM TĘCZOWY- wrzasnął, ciągnąć Francję w głąb domu. Niemcy spojrzał na Alfreda jak na opętanego, Feliciano z ciekawością, ale Anglia nagle zamarł.

- Nie mówisz poważnie...- wymamrotał.

- Mówię bardzo poważnie- nie wiedzieć czemu usta Alfreda rozciągnięte były w szerokim uśmiechu.

- Czym... jest kod tęczowy?- Niemcy uniósł jedną brew, co w ciele Włoch wyglądało raczej przezabawnie. Al musiał się nieźle powstrzymywać, by nie ryknąć śmiechem.

- To znaczy, że przyjeżdża Japonia...- wymamrotał Arthur, spojrzeniem karcąc syna. (sorry, I couldn't stop myself) Ta wiadomość wywarła na Ludwigowi duże wrażenie, wręcz wbiła go w podłogę. Jednak Włochy dalej nie rozumiał, tak samo jak i Antonio. Ale on w ogóle nie wiedział co sie dzieje.

- Co w tym złego? Przecież Kiku to nasz przyjaciel- uśmiechnął się wesoło, przymykając oczy. Pozostałe nacje nagle popatrzyły na niego w horrorze.

- Przestań, bo potem bedę miał koszmary- wydusił z siebie Anglia, a Alfred gorliwie pokiwał głową. Niemcy coś mruknął w odpowiedzi pod nosem i odwrócił się, by ukryć głęboką urazę wymalowaną teraz na jego twarzy.

- Coś nie tak?- zdziwił się Feliciano, spoglądając na resztę państw.

- Słuchaj, to jest raczej... nienaturalne by widzieć Niemcy uśmiechającego się w TEN SPOSÓB. Z Gilbertem to była zupełnie inna sprawa- powiedział Alfred, ukradkiem spoglądając na Prusaka. Jednak album od tylko wzruszył ramionami.

- Ale Ludwig często się uśmiecha... Jak piecze ciasto, bawi się z jego psami, jak się przytulamy....- zaczął wyliczać Feliciano na palcach, co wyglądało co najmniej komicznie.

- Dobra, dobra, myślę, że wszyscy już widzą o co chodzi- przerwał szybko Niemiec zanim Feliciano rozkręcił się na dobre. Nagle Gilbert wlepił wzrok w brata, zatapiając się w myślach. Alfred zauważył to i pomachał przyjacielowi przed oczami.

- Halo? Ziemia do Gila!- zaśmiał się, unosząc brew. Jednak albinos jedynie odtrącił jegą rękę, dalej się nad czymś zastanawiając.

- Emmmm... Nie chcę wam przeszkadzać, ale DALEJ NIE WIEM CO TU SIĘ DZIEJE! Czemu jestem w Anglii, do tego w ciele Romy, czemu Feli zachowuje się jak Niemcy i na odwrót?! I co się stało z wami dwojga?!- wybuchnął nagle Hiszpania, wskazując na Francję i Anglię. Arthur pokręcił z niedowierzaniem głową, po czym westchnął.

- Dobra, obudźmy wszystkich, potem wszystko się wyjaśni. Mam nadzieję...- Brytyjczyk spojrzał zmęczony na Francuza, po czym odszedł.

- To.... kto budzi Rosję? Czy... kogokolwiek, kto jest w jego ciele?- zapytał się Alfred, po czym aż podskoczył, gdy ciężka ręka wylądowała na jego ramieniu.

- Ne bespokoytes' ob eto, tovarishche- uśmiechnął się szeroko Rosja, poklepując, czytaj: waląc, Amerykanina po plecach.- Sam się zdążyłem obudzić. Ale towarzysz Polska dalej śpi... Mam go obudzić?- Alfred uśmiechnął się krzywo, ukradkiem spoglądając w stronę reszty, po czym przełknął ślinę.

- Słuchaj, nie chcę by dostał zawału, więc sam się tym zajmę...- wydusił z siebie, odsuwając rękę Ivana. Rosjanin pokiwał tylko głową, po czym się odwrócił i odszedł w stronę łazienki. Nacje jeszcze przez chwilę patrzyły się za nim, pomijając Gilberta, który dalej się gapił pustym wzrokiem na Ludwiga. W końcu Alfred się ruszył i zajrzał do pokoju, w którym spali Polska i Rosja. Polak, czy ktokolwiek to był, faktycznie dalej leżał na łóżku, zwinięty w ciasną kulkę. Ale nie spał.

- Hej, wszystko ok, dude?- zapytał się Alfred, ostrożnie dotykając jego ramienia. "Polska" spojrzał na niego ze strachem.

- Ameryka? Ile was tu jeszcze jest? Gdzie ja w ogóle jestem...?- wyszeptał, a Al uśmiechnął się krzywo.

- Eee... w domu Iggy'ego. A... mogę wiedzieć z kim rozmawiam?- "Feliks" spojrzał na niego ze zdziwieniem oraz jakby Amerykanin postradał zmysły.

- To ja, Litwa... Nie rozpoznajesz mnie?- Toris zmarszczył brwi, nie rozumiejąc o co mu chodzi.

- Radziłbym najpierw sprawdzić lustro- Ludwig oparł się o framugę, co nie dało żadnego efektu, po za tym, że wyglądał jak Feli, gdy był obrażony. Litwa spojrzał na niego "wtf" wymalowanym na twarzy, ale stwierdził, że nie wart się pytać.

- Czej...- Alfred zaczął grzebać po kieszeniach, po czym wyciągnął telefon i podał go Litwinowi.- Masz, zobacz się w tym- Toris spojrzał na swoje odbicie i aż oczy rozszerzyły mu się w szoku. Pospiesznie chwycił za swoje włosy, mając jeszcze cień nadziei, ale niestety był blond.

- Jestem FELIKSEM?!-

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro