Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12.

Gilbirda obudziły krzyki dochodzące z salonu oraz światło padające na jego twarz. Chłopak powoli otworzył oczy, próbują zasłonić się skrzydłem przed słońcem, po czym rozejrzał się po pokoju, w którym się znajdował. Jednak wszystkie meble wydawały się bardzo małe. Fotel, w którym siedział, był idealny do jego wzrostu. Gilbird powoli wstał, ale czuł się bardzo dziwnie. Nie dość, że kręciło mu się w głowie i było mu słabo, to jeszcze nie potrafił złapać równowagi. Kiedy już miał się wywalić jakieś silne ramiona złapały go i przytrzymały. Gdy Gilbird spojrzał do góry, jego wzrok napotkał łagodne spojrzenie błękitnych oczu swojego wujka. Czy teraz raczej właściciela.

- Wszystko dobrze?- Gilbird nie odpowiedział. Wiedział, że vati i tak go nie zrozumie. Jednak nagle brwi Prus niebezpiecznie się obniżyły, a czoło zmarszczyło, znów upodobniając go do swojego brata.

- Hej, zadałem ci pytanie. I oczekuję na nie odpowiedzi- jego głos był niski, co oznaczało, że był mocno rozdrażniony.

-  Trochę mi słabo...- Gilbird zamilkł, orientując się, że z jego ust wypływają faktyczne słowa, zamiast ćwierkania. Powoli, ze strachem, spojrzał w dół, by odkryć ciało młodego nastolatka, najwidoczniej należące do niego. Szybko odwrócił wzrok na twarz Gilberta, którego twarz złagodniała.

- Vati.... czy ja...- słowa ugrzęzły chłopcu w gardle. Był człowiekiem. EIN MANN.

- To wina Francji, przejęzyczył się przy zaklęciu... (gdyby mi się nic nie zepsuło to byście wiedzieli...) Większość skutków udało się odwrócić, ale nad twoją sprawą Anglia tylko załamał ręce- mruknął Gilbert, siadając w fotelu, po czym wskazał na swoje kolano. Gilbird posłusznie usiadł, chociaż zrobił to dość niezdarnie. Jednak Prusak się tym nie przejął, bo zastanawiał się nad inną sprawą.

- Hej, Gilbird, powiedz mi.... czemu zwracasz się do mnie "vati"?- powiedział nagle, a chłopcu krew stanęła w żyłach.

- Bo ja... ten... ten teges....- wydusił, powoli upodabniając się kolorem do ścian w łazience. Jednak Gilbert uśmiechnął się.

- To trochę dziwne, ale miłe- zaśmiał się.- A Vest to kto, onkel?-

- J-ja....- chłopak niepewnie kiwnął głową. To sprawiło, że na uśmiech Gilberta rozszerzył się jeszcze bardziej.

- HEJ, VEST, CHYBA NASZ PROBLEM SAM SIĘ ROZWIĄZAŁ! TYLKO MUSISZ MI ZAŁATWIĆ PAPIERY UPOWAŻNIAJĄCE MNIE DO OPIEKI NAD OSOBĄ ZBYT MŁODĄ DO PICIA PIWA!- wrzasnął w stronę wejścia do salonu. Na chwilę zapadła cisza, po czym rozległy się ciężkie kroki.

- Co ty znowu bredzisz, bruder?- westchnął ciężko Niemcy, wchodząc do pokoju. Był już zmęczony tą całą sytuacją i ciągłymi kłótniami, więc zdecydowanie nie miał ochotę słuchać nowych, "zagilbistych" pomysłów swojego brata. Jednak gdy zobaczył przytomnego chłopca, jego twarz trochę złagodniała.

- Wszystko dobrze, młody? Potrzebujesz jakiejś pomocy?- zapytał, ale Gilbird tylko pokręcił głową z uśmiechem. Zawroty i ból już przeszły, teraz czuł się tylko trochę niezdarnie.

- Mam rozwiązanie dla naszego problemu! Gilbird może z nami po prostu mieszkać jako oficjalny członek rodziny!- zadeklarował nagle Gil z wielkim uśmiechem na twarzy. Niemcy spojrzał na niego jak na wariata, ale po chwili sam dostrzegł w tym jakiś sens. Jedynie Gilbird był wstrząśnięty tą wiadomością.

- Vati, jesteś pewien? Nie chcę być dodatkowym obciążeniem...- powiedział nieśmiało, ale Gilbert tylko machnął ręką.

- Jakim tam obciążeniem! W końcu jesteśmy rodziną! Słyszysz, Vest? Zostałeś wujkiem!- Niemcy uśmiechnął sie lekko na ostatnie zdanie, ale zaraz jego myśli wróciły na "właściwe" tory.

- Będzie trochę trudno wytłumaczyć te skrzydła, ale może Anglia będzie wiedział co z tym zrobić... i zdecydowanie potrzebujesz nowego imienia, Gilbird jest zbyt dziwne- powiedział w zamyśleniu Ludwig, pocierając palcami koniec szczęki.- Papiery mogę wszystkie załatwić, ale....-

- Może Gilderoy?- zaproponował nagle chłopak, wyrywając Niemca z toku myślenia.- Powiedziałeś, że powinienem zmienić imię, a Gilderoy jest ładne i w sumie troszeczkę podobne do starego...- tu Niemcy znów się uśmiechnął lekko. Już zdążył polubić tego chłopaka, nawet jeśli wiedział, że w przyszłości może sprawiać równie dużo problemów co Prusy.

- Gut, to dobre imię- powiedział, podchodząc do chłopca.- Willkommen in der Familie, Gilderoy- powiedział, kładąc rękę na jego czuprynie. Chłopak uśmiechnął się promienie, po czym go mocno przytulił. To zaskoczyło Niemca, zwłaszcza, że zaraz objął ich jeszcze Prusy.

- No to teraz do pełnego rodzinnego składu brakuje tylko Feliciano! Tak w ogóle, kiedy ślub?- dodał po chwili sprawiając, że krew w Niemcu się zagotowała.

- PREUßEN!

Wiem, że krótko, ale nie mam ochoty pisać nic więcej w tym rozdziale. Możecie się ze mną nie zgadzać, ale to zepsułoby trochę tę rodzinną atmosferę. Przepraszam, że znów wyszły takie mydło i powidło, ale naprawdę chciałem coś takiego zrobić. Tyle że pisać nie umiem XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro