1/3 Twoja przygoda z Lavim
Jestem [ _____ ] i mam 18 lat. Kiedyś byłam zwyczajną dziewczyną, ale to się zmieniło, kiedy wyszło na jaw, że jestem kompatybilna z Innocence. Często też rozmyślałam nad tą nazwą, w końcu [innocent (ang.) - niewinny] tak powinno określać się coś niewinnego, a egzorcyści muszą walczyć. W prawdzie dzięki temu uwalniają dusze Akum, ale jednak...
Powoli szłam w kierunku biura kierownika. Pan Komui mimo wszystko nie wzbudzał we mnie szacunku, a do tego miał obsesję na punkcie swojej siostry i był leniwy.
- Och witaj [ _____ -chan]! Suń się! - krzyknął i odepchną mnie na bok pobijając wszelkie rekordy prędkości. - LEEEEEENALEEEE!! Przyniosłaś mi moją kawusię, jak ja Cię kocham! - rzucił się na nią całkowicie ignorując mnie, leżącą na podłodze.
- Przepraszam, że przerywam, ale kierownik mnie wzywał - wycedziłam przez zęby, ale nadal w miarę spokojnym tonem.
Mężczyzna w końcu się uspokoił...no może trafniej: został uspokojony przez siostrę.
- A więc, zostaniesz wysłana jako wsparcie dla Booknana i jego ucznia. Prawdopodobnie znaleźli Innocence na terenie twojego rodzinnego kraju (możesz uznać, że chodzi o Polskę). To jeden z powodów... - przerwał na chwilę by wziąć łyk kawy - dobrze znasz tereny i język, a to tylko ułatwi sprawę. (przyjmijmy, że to jest gdzieś na uboczu i jest tam spokojnie)
- Myślę, że dogadasz się z Lavim. Jesteście nawet w podobnym wieku - wtrąciła dziewczyna.
- Znasz go? - zapytałam odwracając głowę w jej stronę.
- Yhm. Ja, Allen i on jesteśmy przyjaciółmi. Jest bardzo miły - odparła, uśmiechając się. - Och ! Pozdrów go ode mnie. Ja mam misję razem z Allenem i Krorym - dodała i wyszła z pomieszczenia. Zdążyłam jednak się z nią pożegnać.
- A...kierowniku... jaki jest inny powód? - powiedziałam wychodząc.
- Jesteś zsynchronizowana w 92% i masz sokole oko, zawsze trafiasz - odparł, podpierając brodę rękoma.
Bookman - (inaczej Kronikarz) głównym zadaniem Bookmanów jest spisywanie wszystkich wojen , wszelkich informacji o danych osobach, a w szczególności ukryte historie świata .On niema imienia , a przynajmniej o nim nie wspomina , przedstawiając używa określenia swojej osoby , czyli "Bookman".
Wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyłam. Podróż pociągiem nie była tak długa jak się spodziewałam. Za oknem widziałam bezkresne pola żółtego rzepaku i innych roślin. Wiele razy czas jakby zwalniał, gdy patrzyłam na poruszane przez wiatr, opadające liście wiśni i jabłoni. Gdzieś w oddali promienie słońca odbijały się od powierzchni jeziora, które aż lśniło. Przypomniało mi się moje, jakże krótkie, dzieciństwo. Kiedy pojawiały się pierwsze pąki wybiegałam z domu i napawałam się cudownym zapachem wiosny.
Mogłabym tak wspominać i wspominać, ale pociąg zatrzymał się i musiałam wrócić do rzeczywistości. Szybko opuściłam stację i powędrowałam w kierunku miejsca, w którym powinni się znajdować Bookman i jego uczeń.
Idąc ulicą usłyszałam jakąś kłótnię.
- Ty idioto! Nie licz na to! - odezwał się pierwszy głos. Najprawdopodobniej mówił to jakiś starszy człowiek.
- A cicho bądź stara pando! - krzykną ktoś młodszy, ale najwyraźniej oberwał za to.
- Mam nadzieję, że to będzie starszy mężczyzna, nie masz co liczyć na panienkę! - wydzierała się ,,stara panda".
Niepewnie ruszyłam w kierunku głosów. Trochę zaskoczyło mnie to, co zobaczyłam - mieli mundury z Czarnego Zakonu.
- Faktycznie...P-P-PANDA! - wymsknęło mi się, ale na tyle cicho, że Bookman tego nie usłyszał - Ach! Przepraszam!
Chłopak zaczął się skręcać ze śmiechu.
- Ha! Widzisz dziadzie! A jednak dziewczyna! - zaśmiał się rudowłosy i stanął bliżej.
- Więc to Ciebie wysłał Zakon? - zaczął staruszek, ignorując swojego następcę.
- Tak. Nazywam się [ _____ _______ ] i pochodzę stąd. Mam nadzieję, że będę pomocna - odpowiedziałam lekko zdenerwowana i zdjęłam kaptur ukazując swoje duże oczy, delikatne włosy i szczery uśmiech.
- STRIKE! - krzyknął chłopak i znów dostał po głowie od kronikarza.
Po dość głośnej wymianie poglądów uspokoili się i zaczęli wyjaśniać mi dokładniej sytuację.
- ... w pobliżu Innocence prawdopodobnie jest wiele Akum na drugim poziomie. Oczywiście nie zabraknie tych na pierwszym, ale one nie są wielką przeszkodą - tłumaczył staruszek. - Wydaje mi się, że najlepszym rozwiązaniem będzie wysłanie ciebie i Laviego. Kiedy wy będziecie się zajmować Akumami, ja zabiorę Innocence i do was dołączę. Dzięki temu zmniejszymy ryzyko. Ten idiota pewnie by nie wytrzymał i ruszył na Akumy, a ty nie znasz jego położenia... - przytaknęłam. Trochę mnie drażniło nazywanie chłopaka idiotą, ale w końcu jeszcze go nie poznałam, więc nie będę oceniać. - Dopóki nie dam wam znaku, nie ruszajcie się z miejsca! - mówiąc to spojrzał na rudowłosego.
Następnie zajęliśmy swoje pozycje. Znaleźliśmy się w opuszczonym i zrujnowanym mieście. Z tego co mówił Bookman, ludzie stąd uciekli, bo woda w znajdującej się tu studni była okropnie podejrzana i powodowała dziwne zjawiska.
Wraz z Lavim ukryliśmy się za za gruzami jakiegoś budynku, natomiast kronikarz zaczął powoli zbliżać się do celu, niezauważony przez twory Earla.
Niestety dostrzegły go, gdy już był o krok od studni.
Chłopak w mgnieniu oka podniósł się z zamiarem ruszenia mu na pomoc.
Odruchowo złapałam go za rękę.
- Puść! Musze mu pomóc! - krzyknął.
- Spokojnie, Lavi! - mocniej ścisnęłam jego dłoń. - On sobie poradzi. Jest silny, prawda? - niepewnie przytaknął. - Poczekamy na sygnał, ale w razie czego jestem gotowa nie posłuchać jego rozkazu i razem z tobą mu pomogę! - oznajmiłam, lekko się uśmiechając.
Chłopak w końcu się uspokoił i puściłam go. Usiadł obok mnie ciągle bacznie obserwując walkę.
Na początku kronikarz dawał sobie radę, ale wkrótce opadł z sił i byliśmy zmuszeni zainterweniować. Nawet nie musiałam nic mówić - chłopak błyskawicznie wyjął swoje Innocence. Po chwili trzymał w dłoni gigantyczny młot i dzięki niemu, w kilka sekund znalazł się obok Bookmana...
Ja też nie stałam bezczynnie. Pędem pobiegłam do najbliższego niezniszczonego budynku i weszłam na dach, by móc wszystko dostrzec.
- Innocence, aktywacja! - krzyknęłam i w jednej chwili wycelowałam w największą Akumę. - Iteza*! Dalej! - dodałam i zeskoczyłam z wysokiego budynku ciągle strzelając do tworów Earla. Kochałam strzelać. To zawsze sprawiało mi przyjemność. Czas zwolnił, a ja unosiłam się. Obróciłam się kilka razy w powietrzu biorąc przy tym głęboki oddech. Z impetem grzmotnęłam Akumę drugiego poziomu w głowę, po czym oddałam strzał. Odskoczyłam w ostatniej chwili idealnie lądując nieopodal kronikarza.
* Iteza (jap. strzelec) tak nazywa się Twoje Innocence.
Liczba stworów szybko malała, co bardzo mnie cieszyło, bo czułam już krople potu na twarzy. Mimo to nie zamierzałam przerywać i zaczęłam się jeszcze bardziej starać.
- UWAŻAJ! - krzyknęłam na całe gardło. Wielka Akuma złapała koniec młota rudowłosego, a kolejna miała go już na celowniku. Odruchowo pognałam w jego stronę. Pech chciał, że w pośpiechu hamując, coś chrupnęło w mojej stopie. Nie przejęłam się tym jednak i w mgnieniu oka uwolniłam żałosne dusze.
- Dzięki wielkie, Kiri-chan! - chłopak uśmiechną się promiennie.
- Kiri-chan? - zapytałam, lekko zdziwiona nowym pseudonimem.
- Jesteś jak mgła. Poruszasz się w powietrzu delikatnie jak chmura i... - nie dokończył, bo na jego głowie wylądował staruszek.
- Wystarczy Lavi. Musimy się pospieszyć i wracać do Zakonu - odparł, krzywo patrząc na swojego następcę.
Niestety nie mogłam dotrzymać im kroku. Każdy ruch sprawiał mi ogromny ból, ale za nic nie chciałam tego po sobie poznać. Zacisnęłam zęby i ruszyłam dalej starając się nie kuśtykać.
- Kiri-chan, wszystko dobrze? Wydaje mi się, że coś nie tak z Twoją stopą - odparł, najwyraźniej zatroskany Lavi.
- Nie, nie. Nic mi nie jest - odpowiedziałam od razu, wymuszając uśmiech.
- Chodź, wezmę Cię. Jeszcze coś sobie zrobisz.
- N-nie chcę sprawiać Ci kłopotów, Lavi. Poza tym jestem ciężka i w ogóle... - tłumaczyłam się, lekko czerwona.
- Jestem bardzo silny wiesz? - uniósł dumnie głowę i skrzyżował ręce na piersi.
- Jesteś pewny...poza tym, to tylko stłuczenie - zaśmiałam się cicho. - Nie chcę być ciężarem, więc jeśli będę Was spowalniała, to gdzieś zostanę i poczekam...
- Nic z tego - nie dam mi skończyć i złapał mocno za rękę. - Jeśli się nie zgodzisz, to będzie mi przykro. Nie ufasz mi? - spuścił wzrok.
- Nie! - prawie krzyknęłam.
- A więc świetnie! Trzymaj się mocno!
Niepewne oplotłam ręce wokół jego szyi oraz położyłam głowę na jego ciepłym karku i dałam się podnieść.
Chyba jeszcze nigdy nie byłam tak czerwona.
Droga była mało interesująca. Mijaliśmy jakieś małe, szarobrązowe od błota i nie wiadomo czego jeszcze, rzeki, niewielkie sady z obumarłymi drzewami...ogólnie nie za ciekawe widoki. Walczyłam ze zmęczeniem i starałam się nie zasnąć. Na próżno.
- Chyba zasnęła - usłyszałam głos kronikarza.
- Serio? Pewnie jej broń zużywa sporo energii - mówił rudowłosy.
- A żebyś wiedział. Jest zsynchronizowana aż w 92% i do tego dziś bardzo się przyłożyła.
- Tak...Ciekawe co by powiedziała, gdyby się dowiedziała, że...
- LAVI! Gdzie Ty się z tymi rękami pchasz?! - momentalnie podniosłam głowę.
- Co? Czekaj, Kiri-chan...to nie jest torba, Tylko Twój...
- Idiota - załamał się staruszek - i może jeszcze się napawałeś tym, że ,,coś" miękkiego masz na plecach?
Chłopak zbaraniał i zarumienił się. Ja natomiast emitowałam morderczą aurę.
W końcu odpuściłam. Można powiedzieć, że - chyba - nie był świadomy tego, co robi.
Wzięłam głęboki wdech i poczułam woń kwitnącego bzu. Uniosłam głowę i moim oczom ukazała się aleja drzewek i krzewów. Ale jedynie bzy zakwitły. Dostrzegłam te śnieżnobiałe, mocno fioletowe, ale i te delikatniejsze; fioletoworóżowe. Zauważyłam też kilka innych odcieni, ale do moich uszu dotarł dźwięczny śpiew ptaków. Przelatywały z gałęzi na gałąź, jakby bawiąc się przy tym.
- Słuchać kukułkę - rzekł cicho Lavi.
- Nie słyszę - powiedziałam niemal niesłyszalnie.
- Wsłuchaj się - wykonałam polecenie i po chwili cieszyłam się przyjemnym odgłosem.
Wydawało mi się, że droga nie ma końca, ale nie przeszkadzało mi to, a wręcz wywoływało euforię.
- Zróbmy przerwę. Przyda się wszystkim - oświadczył kronikarz. Kiwnęłam głową. Miał rację. Miał już swoje lata, a Lavi był pewnie wykończony niesieniem mnie tak długo.
Bookman poszedł kawałek dalej by zająć się swoimi myślami, a chłopak ostrożnie postawił mnie na ziemi. Powoli usiadłam na kawałku muru i zaczęłam delektować się zapachem kwiatów, widokiem soczyście zielonej trawy oraz błękitnym niebem z chmurami przypominającymi śnieżnobiały puch. Mimowolnie zamknęłam oczy i dałam wiatru poruszać moimi włosami.
- Proszę, Kiri-chan - otworzyłam oczy. Przede mną stał rudowłosy z bukietem składającym się z bzów o różnych barwach. Nie umknęło mojej uwadze kilka zadrapań na jego rękach.
- Dziękuję Lavi, są cudowne, ale... - zaczęłam.
- Ja-jakie ,,ale"? Chciałem dobrze... - odparł zawiedziony. Zanim zdążył znów otworzyć usta, złapałam go za rękę i z wyrazem niezadowolenia wskazałam na rany.
- Kwiaty są przepiękne i bardzo się z nich cieszę, ale nie podoba mi się to, jak wyglądają teraz Twoje ręce - nie puszczając go, sięgnęłam do małej torby i wyjęłam z niej opatrunki. - Usiądź - powiedziałam z uśmiechem, aczkolwiek stanowczo. Posłusznie zajął miejsce obok mnie.
Opatrzyłam jego rany. Kątem oka dostrzegłam, że jego policzki się zaczerwieniły. Uśmiechnęłam się szeroko.
Sielanka nie trwała zbyt długo. Po odpoczynku ruszyliśmy dalej. Tym razem bez jakichkolwiek sprzeciwów podróżowałam na plecach chłopaka.
Byłam nadal zmęczona i nie bardzo kojarzyłam, co się wokół mnie dzieje. Gdy wróciłam do rzeczywistości byliśmy już na stacji. Bałam się spojrzeń zwyczajnych ludzi, więc po krótkim proteście pokuśtykałam do maszyny.
Podczas drogi siedziałam ze skwaszoną miną. Dlaczego? A dlatego, że kronikarz coś bełkotał, a Lavi zasną i chrapał jak zarzynany koń! Ślina spływała mu po twarzy...
Jednak nie byli tacy źli, a nawet całkiem mili.
The End (of part one)
<6094 słowa [łącznie] każdy rozdział ma po ok.2000
Podzieliłam to na 3 części, gdyż tak łatwiej jest czytać i można to rozłożyć w czasie.
Dostępna jest część druga, która dopiero powstaje (kontynuacja planowana na rok 2017)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro