9
Leyla:
Wyszłam z domu nie postrzeżenie gdy Liam zamykał drzwi tarasowe. Bez pożegnania z nim bałam się wiedziałam, że ojciec nie blefuje. Gdy tylko wyszłam ruszyłam biegiem przed siebie drogą powrotną. Tak jak myślałam zza drzewa wyszedł ojciec.
- Jak możesz robić to Maxowi! Jak możesz to robić matce która tak o ciebie dba.
- Wy dbacie tylko o swoje interesy - wtedy pierwszy raz w życiu ojciec podniósł na mnie rękę.
Uderzył mnie w twarz.
- Chcemy zapewnić wam dobre życie gdy nas zabraknie. Jak śmiesz tak mówić!
- Mam dość robienia ciągle tego co wy chcecie!
- Od dawna nie robisz nic co byśmy chcieli! Chcieliśmy żebyś została adwokatem albo sędzia to nie wielki płacz był i zostałaś tym czym jesteś!.
- A co to źle? Nie wiele od was mniej zarabiam! Radzę sobie świetnie nie trzeba być adwokatem czy sędzia by ludzie mnie szanowali! Tak jak was zresztą.. po co ja się produkuje was i tak to nie interesuje. Nic a nic - minęłam ojca chcą iść dalej.
- A ty gdzie! Do niego? - zatrzymał mnie szarpiąc za rękę.
- On przynajmniej nie traktuje mnie jak wy.. poza tym wyjeżdża za dwa dni możesz odetchnąć z pewnością o mnie zapomni. A ja zostanę żoną tego idioty.. - mówiąc to całkowicie zapomniałam, że przecież on wciąż był w domku i mógł to słyszeć.
- Idziemy do domu natychmiast! - podniósł głos tak, że aż wszystkie ptaki z okolicznych drzew uciekły.
Westchnęłam zrezygnowana w porządku już pójdę do tego piekła. I jestem pewna, że tam czeka mnie jeszcze gorsze. Bo ojciec napewno powie matce a ta dopiero będzie dramatyzować.
Drogę do samochodu jak i do domu przebyliśmy w ciszy. Żadne z nas nie odezwało się choćby słowem. Gdy przeszłam przez próg domu zdziwiona mama na mnie spojrzała.
- Co tak szybko? - zapytała.
Ale gdy zobaczyła ojca który wszedł po chwili za mną widziałam, że się zmartwiła. A ja korzystając z okazji dostałam się do pokoju zamykając się na klucz. Łzy spłynęły po moich policzkach mam już wszystkiego serdecznie dość. Zakochałam się prawdziwie się zakochałam i przyznaje się. Mam dość już życia tak jak inni chcą. Chce wsiąść życie w swoje ręce. Nie chce wychodzić za człowieka którego mało znam i co gorsza nie kocham. Rzuciłam się na łóżko z kieszeni wypadł mi telefon. Więc spojrzałam na niego nawet sms od niego nie dostałam. Napewno słyszał naszą rozmowę i już więcej się nie odezwie. I w sumie mu się nie dziwię kto by chciał zadawać się z takim czymś jak ja. Zaczęłam jeszcze bardziej płakać nagle do pokoju wpadła mama. No tak drugi klucz ona trzymała.
- Jak przyszłaś prawic mi kazania to odpuść usłyszałam już dziś wszytko od ojca.
- Jak śmiałaś ! Skąd ta nagła odwaga? Skąd wzięło ci się żeby nam się przeciwstawiać! Nigdy taka nie byłaś. Może ty się z nim przespałaś ? Wykorzystał cię? Może co gorsza się zakochałaś ?! - zaczęła lamentować.
Ja jedynie w odpowiedzi naciągnęłam na głowę kołdrę. Nie będę tego słuchać nie chcę nie dziś za dużo się działo.
- Odpowiedz mi!
- Dajcie mi spokój ! Błagam.. - mówię przez łzy.
- Ty płaczesz ? To już jasne zakochałaś się ! Już koniec z nami! - wstała i poleciała do ojca.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro