7
Leyla:
Odsunęłam się od niego odwracając tyłem łzy spłynęły mi po policzku. Gdy usłyszałam skrzypienie drzwi zrozumiałam, że właśnie wychodzi.
- Nie nie kocham tego człowieka nawet go nie znam. Ale na to już nikt nic nie poradzi muszę za niego wyjść..
- Niczego nie musisz - wrócił się zostawiając drzwi otwarte - Rozumiesz! Do niczego nikt cię nie ma prawa zmusić..
Odwróciłam się do niego przodem i zamarłam za Liam'em stał mój ojciec. Już po oczach widziałam, że był jak rozjuszony byk. Stałam w miejscu nawet się nie ruszyłam czułam, że będzie awantura. Liam poszedł za moim wzrokiem o odwrócił się przodem do mojego ojca. Ja już widziałam w wyobraźni jak rzucili się na siebie.
- Tato... to.. nie tak jak myślisz - od razu zaczęłam się tłumaczyć.
- Widzę czego pan szuka w pracy mojej córki? Przyszedł jej pan mieszać w głowie ? Miłość obiecywać wy muzycy nie znacie się na miłości. Byle na każdej z trasie zaliczyć jakąś pannę.
- Tato... przestań Liam..
- Co będziesz go bronić ?
- On taki nie jest - Liam odwrócił się do mnie przodem starając się mnie uspokoić.
- Uspokój się i usiądź - mówi przysuną bliżej krzesło bym mogła na nie usiąść.
Odwrócił się do mojego ojca i podał mu rękę przedstawiając się. Jednak mój ojciec nawet nie raczył uścisnąć jego dłoni.
- Zważając na pana wiek nie będę się awanturował w miejscu pracy pana córki.
- Wynoś się - powiedział mój ojciec - A ty idziesz ze mną koniec bajki wracasz do żywych - mówił i podszedł do mnie szarpiąc mnie bym wstała.
Spojrzałam za zszokowanego Liam'a który nie ogarniał co właściwie się dzieje.
- Proszę jej nie szarpać to nie zabawka - mówi zaczynając się zdenerwować.
- DOŚĆ ! Spokój cisza - podniosłam głos minęłam ich oboje wychodząc z gabinetu.
Ruszyłam przed siebie nie zważając na to, że oboje mnie wołali. Zrobili mi wstyd oboje są winni jak można się tak zachowywać w szpitalu. I to jeszcze o takie głupoty. Co sobie pomyślą o mnie koleżanki i koledzy z pracy?.
Szłam powoli chodnikiem jak zawsze po krawężniku. Zatrzymało się obok mnie auto spojrzałam w jego stronę i za kierownicą ujrzałam Liam'a.
- Wskakuj zabiorę cię w spokojne miejsce.
- Jesteś tu zaledwie kilka godzin a przewróciłeś cały mój świat do góry nogami.
Wstałam do jego samochodu i zapięłam pasy.
- Po twoim odjęciu twój ojciec zabrał kluczyki z twojego auta i twoją kartę kredytową. Resztę wziąłem na twoją torebka i resztę rzeczy leżą z tyłu na fotelach.
- Rozumiem to nie pierwszy raz więc spodziewałam się tego.
- Nie rozumiem?
- Mój ojciec to specyficzny człowiek zabrał mi to jego samochód dostałam od nich na urodziny.
A kartę też dostałam od nich w prezencie więc tak jak mówiła to co jego.
- I co teraz ? Nie masz pieniędzy?
- Niee coś ty zawsze się zabezpieczałam w takie wypadki. Samochód mam swój schowałby a wypłata idzie na drugie konto. Więc swoją kartę mam więc nic złego się nie wydarzyło.
- Wiesz, że to jest nie normalne?
- Wiem ale to mój ojciec co mam z nim zrobić?
- Dziwi mnie fakt, że mówisz o tym tak spokojnie.
- Bo przestałam się tego bać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro