10
Leyla:
Tak jak przeczuwałam jeszcze tego samego dnia przyszła do mnie z ojcem. I oboje mnie przekonywali o swojej racji. Mama spokojnie usiadła obok mnie na łóżku ojciec niepozornie stał z boku.
- Córciu my chcemy dla ciebie dobrze..
- Jasne tak chcecie dobrze, że aż wydacie mnie za mąż człowiekowi którego nie kocham i co najlepsze nie znam. Dziękuję za taką chęć dobroci z waszej strony.
Mama jedynie spojrzała na mnie ze złością w oczach lecz wciąż kontynuowała spokojnie.
- Skarbie poznacie się i z pewnością pokochacie.
- Mamo ale wy nic nie rozumiecie Max nie chce ślubu tak samo jak ja..
- Nie rozumiem ? - spojrzała na ojca.
- Rozmawiałam z nim kilka razy w ostatnim czasie i jest tego samego zdania co ja..
- Oświeć nas?
- To proste nie wiązać się ze sobą nie kochamy się mamy całkiem inne upodobania.
Mama z impetem wstała i wyszła mówiąc „ nie mam już do niej siły".
Ojciec nic nie powiedział i wyszedł za nią wtedy dostałam sms.
Liam ( Jak się czujesz ? Jesteś w domu?)
Uśmiechnęłam się do telefonu i od razu odpisałam ( w miarę wciąż trzaskają mi kolki na głowie z powodu ślubu... Tak jestem w domu)
Czekałam na odpowiedź lecz ona nie przyszła następnego dnia. Rodzice kazali zostać w domu bo będziemy mieć gości. Chodzi o szpital który ojciec kupił ten sam w którym pracuje. Podobno adwokat znalazł kogoś do zarządzania nim. Co w ogóle mnie nie interesuje. Ale skoro kazali to nie będę się z nimi teraz kłócić. Dość już tego.
Gdy dochodziła godzina 17 siedziałam przed lustrem kończąc się malować. Spojrzałam na siebie po raz ostatni i wyszłam z pokoju.
- Siostra wyglądasz pięknie.
- Dziękuję ty również - uśmiechnęłam się do siostry.
Obie usiadłyśmy do stołu gdzie byli już wszyscy oprócz owego człowieka na którego czekamy.
- To najlepszy kandydat po studiach z ogromnym dobytkiem który może nam pomóc w szpitalu - tłumaczył adwokat ojca.
- Rozumiem mam nadzieję, że się nie spóźni nie lubię tego.
Wtedy zabrzmiał dzwonek i wszyscy spojrzeliśmy na zegarek równo wybiła z dzwonkiem 17:30. Pokiwałam głową co do minuty nie spóźnił się wcale. Wzięłam szklankę i napiłam się łyk wtedy do pomieszczenia wszedł młody mężczyzna. W garniturze idealnie uczesany i miał okulary przeciw słoneczne na nosie. Buty to tak mu się skleciły że moglibyśmy oślepnąć. Gdy ściągnął okulary zachłysnęłam się wodą. Na co wszyscy na mnie spojrzeli.
- Liam? Co ty tu robisz ? - odezwała się moja siostra.
Ja jedynie wymieniałam się z nim spojrzeniami nie miałam odwagi się odezwać.
- Po reakcji siostry wnioskuję że nie wiedziała że przyjdziesz.
- Od dziś jestem dyrektorem generalnym pana szpitala - odezwał się w końcu.
Wciąż patrzył tylko w moje oczy.
- To są chyba jakieś kpiny! Co pan najlepszego narobił ! - odezwał ale ojciec do adwokata.
Liam ze spokojem odwrócił ode mnie wzrok i spojrzał na mojego ojca.
- My się już znamy proszę pana prawda?
- Ofszem nie zgadzam się by ten człowiek zarządzał moim szpitalem! - warknął ojciec.
- Dlaczego? - zapytał Liam wracając do mnie wzrokiem na krótką chwilę i wrócił do ojca - Bo kocham pana córkę ?
Zapadła ciężka cisza która szczerze zapowiadała armagedon.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro