5. Kolacja
#Alex
Po godzinie zatrzymaliśmy się przy lesie. Byłam bardzo zdziwiona.
Czemu mnie zabrał do lasu?
Chce mnie zgwałcić, a potem zabić i żyć normalnie ze swoją żoną?
-Choć Alex. ~powiedział.
Wyszedł z swojego samochodu i odszedł go. Otworzył drzwi od mojej strony i podał mi swoją dłoń.
Wysiadłam nie chętnie.
-Al musze zawiązać ci oczy bandamką, bo tak to nie będzie niespodzianki dla ciebie. ~powiedział.
Wyjął z kieszeni wcześniej wspomniany materiał i go zawiązał na moich oczach.
Wzioł mnie na ręce nie spodziewanie. Bardzo głośno aż piskłam ze strachu.
Andy trzymał mnie w stylu panny młodej. Cały czas szedł i nie zatrzymywał się wogule.
-Ile jeszcze?~zapytałam się go.
-Jeszcze chwila. ~powiedział krótko.
Yhhh...
Po pięciu minutach chyba, wreszcie się zatrzymaliśmy. Poczułam jak mnie na czymś posadził. Odwiązał mi wreszcie moje oczy i się z uśmiechem zapytał.
-I jak podoba Ci się?
-Jest tu przepięknie...~powiedziałam.
Ja z Andy'm znajdujemy się w bardzo bardzo bardzo ładnej altance. Jest ona porośnięta chluszczem i małymi zapalonymi światełkami.
W altance jest po środku stół z białym obrusem, a na nim sztućce, kieliszki talerze, jedzenie i picie. A do tego są dwa białe krzesła. Wokół niej jest las. Zauważyłam, że są też tu dwa głośniki. Jednym słowem jest tu bardzo przepięknie i romantycznie.
Postarał się on jednym słowem.
-Cieszę się, że ci się podoba. Jedzmy kochanie. ~powiedział, a ja tylko kiwłam głową na zgodę.
Jedzenie było bardzo pyszne.
-Alex może zagramy w 20 pytań, hm co ty na to?
-Okey. ~powiedziałam krótko.
PYTANIA NA PRZEMIAN SĄ:
-Ile masz lat?
-18 , a ty?
-26 , twój ulubiony kolor?
-Czarny i bordowy. Masz rodzeństwo?
-Tak młodszą siostrę adoptowaną, ale ją traktuje jak by była moją rodziną. A ty?
-Nie mam, jestem jedynaczką choć bardzo mocno bym chciała...
Nagle zadzwonił telefon Andy'ego. Odebrał na tych miast przepraszając.
-Halo mama ... Co się stało? ... CO?! Już jadę do szpitala. ... ~i się rozłączył.
Schował swój telefon do kieszeni swoich spodni. Podszedł do mnie z bardzo smutnym wzrokiem.
-Co się stało Andy?~ zapytałam się go.
-Moja siostra miała wypadek samochodowy i trafiła do szpitala.~powiedział.
-Bardzo mi przykro, pojadę z tobą do szpitala.~powiedziałam współczującym głosem.
-Nie trzeba. Przepraszam za to, że nam się wyszła randka. Odwioze ciebie do twojego domu i pojadę do szpitala.~powiedział.
-Mogę z tobą jechać, aby ciebie wesprzeć w trudnej sytuacji. ~powiedziałam.
-No dobrze skarbie, to chodzimy już z tąd. ~powiedział i załapał mnie za lewą dłoń.
Oboje poszliśmy do auta Andy'ego i wsiedliśmy do środka auta. Zapieliśmy pasy bezpieczeństwa i ruszyliśmy z tąd w zupełnej ciszy.
Cała droga zajęła nam z dwie godziny w całkowitej ciszy.
Andy szybko zaparkował swój samochód i wyszedł z niego. Obrzedł wokół swojego auta i otworzył drzwi z mojej strony. Podał mi swoją dłoń i wyszłam z samochodu. Zablokował go i schował kluczyki od samochodu do kieszeni swoich spodni. Poszliśmy do szpitala trzymając się za ręce.
Podeszliśmy szybko do recepcji i Andy się zapytał kobiety za ladą.
-Przepraszam, w której sali jest Alice Biersack? ~zapytał się jej.
-A pan kim jest dla niej? ~odpowiedziała pytaniem na pytanie.
-Jestem jej starszym bratem.~odpowiedział.
-Dobrze, sala numer 116 drugie piętro.~powiedziała.
Podziękowaliśmy za informacje i szybko poszliśmy do windy.
Jechaliśmy nie całe dwie minuty. Kiedy już byliśmy na odpowiednim piętrze to wyszliśmy z windy i poszliśmy szukać sali. Zajęło to nam trzy minuty. Przed salą stało dwoje ludzi, jedna kobieta i jeden mężczyzna. Byli bardzo przerażeni i bardzo mocno płakali.
Nie dziwię się im, tylko za to im bardzo bardzo bardzo mocno współczuję.
-Mamo, tato! Co się dzieje z Alice? ~zapytał się Andrew.
-Boże Andy!Alice miała wypadek samochodowy. Wracała do domu. Wpadła w poślizg i uderzyła autem prosto w drzewo...~powiedziała zapłakana mama Andy'ego i Alice.
-Kurwa!~powiedział załamany.
-Bardzo państwu współczuję, wiem, że to są tylko słowa...~powiedziałam współczującym głosem.
-Kim jesteś? ~zapytał mnie mężczyzna.
-Jestem Alex Mores, przyjaciółka Andy'ego. ~powiedziałam.
-Miło nam, jak jestem Amy Biersack a to mój mąż Christian Biersack. Jesteśmy rodzicami Andy'ego i Alice. ~powiedziała starsza kobieta.
-Mi też miło państwa poznać.~powiedziałam.
Andy usiadł na krześle i oparł łokcie na swoich kolanach i mocno przetarł twarz dłońmi. Usiadłam obok niego i delikatnie go przytuliłam.
-Nie martw się, będzie dobrze. Wierzę, że twoja siostra jest bardzo silna i się nie podda. Będzie walczyć o życie dla ciebie i twoich rodziców. Ponieważ z pewnością bardzo bardzo bardzo mocno was kocha. Z całych sił postaram się wam pomóc jak tylko będę potrafiła. ~powiedziałam.
Andy i jego rodzice byli w szoku, po tym co przed chwilą powiedziałam.
Po chwili do nas przyszedł lekarz, który zajmuje się Alice.
-Dobry wieczór proszę państwa. ~przywitał się z nami.
-Doktorze z naszą córką? ~zapytała Amy.
-Mam złe wieści. ~powiedział.
-Co?! Jakie są to złe wieści?~zapytał się Christian.
-Będzie potrzeba tranfuzja krwi, bo jej bardzo dużo straciła. Będzie potrzebny dawca krwi. Kto z państwa jest chętny pomóc?~powiedział i zapytał się nas lekarz poważnym głosem.
-Ja jestem chętna pomóc.~powiedziałam wstając z miejsca.
-I ja tak samo chce bardzo pomóc mojej adoptowanej siostrze. ~powiedział Andy i też wstał.
-Dobrze, to zapraszam za mną. Najpierw zrobimy badania na zgodność krwi, a potem pobierzemy krew od którego z was. ~powiedział.
Oboje poszliśmy za lekarzem do zabiegówiki. Tam nam pobrano próbki krwi. Musieliśmy poczekać z dwadzieścia minut na wyniki.
~~~DWADZIEŚCIA MINUT PÓŹNIEJ~~~
Wreszcie przyszedł lekarz z wynikami.
-Doktorze i co z naszymi wynikami?~zapytał się Andy.
-Nie ma żadnego problemu, bo macie tą samą grupę krwi.~powiedział spokojnie.
-Co? Mamy taką samą grupę krwi? ~pytał zdziwiony Andy.
-Tak, macie oboje grupę krwi ARh+. ~odpowiedział lekarz.~ To co, pani będzie pierwsza? ~zapytał.
-Mogę być pierwsza. ~odpowiedziałam.
Usiadłam na specjalnym fotelu i wystawiłam swoją prawą rękę.
Andy usiadł obok mnie na stołku i się mi cały czas przyglądał.
Lekarz mi odkaził w jego wybranym miejsce na mojej prawej ręce.
Wbił mi w nią weflon i podłączył do specjalnego woreczka do której spływa moja krew.
Po godzinie, cały specjalny woreczek był wypełniony moją krwią.
Lekarz wyjął delikatnie weflon z mojej żyły. Oczyścił to miejsce kucia, przyłożył małą gazę i przykleił na to plaster.
Ostrożnie zeszłam z fotela i usiadłam obok, na wcześniejszym miejscu Andy'ego, a on za to usiadł na moim miejscu.
Lekarz zrobił to samo jemu, co mi.
Oboje rozmawialiśmy na wszystkie tematy jakie wpadały nam do głowy. Przez co się bardziej poznaliśmy.
Po kolejnej godzinie i jego woreczek był już pełny z jego krwią.
Po chwili wyszliśmy i razem skierowaliśmy się do jego rodziców.
Siedzieli oboje na plastikowych krzesełkach w korytarzu przed salą, w której jest Alice.
-I jak? ~zapytali razem.
-Wszystko jest dobrze mamo. Pojadę zawieść Alex do jej domu, bo jest już dwudziesta trzecia.~powiedział Andy.
Chciałam zrobić krok do przodu, kiedy bardzo mi się zakręciło w głowie. Przed moimi oczami pojawiły się czarne mroczki. Poczułam jak już lecę do tyłu. Obawiałam się bardzo dużego bólu po upadku na podłogę.
Nagle Amy, Christian i Andy zobaczyli co się ze mną dzieje. Byli bardzo przerażeni.
-Alex! Nie zamykaj oczu księżniczko. Proszę! ~powiedział przerażony Andy.
-Pomocy!!!~krzykła Amy do jednego z lekarzy.
Bardzo szybko przybiegli tutaj do mnie i zaczeli mnie brać w jakimś kierunku.
Nagle nastała ciemność, nie słyszałam żadnego głosu, nie widziałam kompletnie nic.
Była sama pustka.
**********************************
1192 SŁÓW!!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro