Rozdział 25
Yuri
Chodziliśmy po wielkim centrum handlowym już prawie od 2 godzin. Nie ukrywam, bardzo mi się podobało, przez ten czas zdążyliśmy kupić dużo pluszaków misi, zabawek typu samochodziki, lalki i wiele innych, do tego poduszeki dekoracyjne, ramki na zdjęcia i wiele innych rzeczy które będą potrzebne albo i nie, oczywiście zostały nam do zamówienia mebelki i farby, ale to już zrobimy przez internet.
-Yuri?-odezwał się mój małżonek.
-Tak?
-Co z ubrankami?-zapytał chociaż odpowiedź była oczywista.
-Jak już dzieci będą z nami, to wtedy pójdziemy na zakupy, teraz to w ogóle nie ma sensu.-wyjaśniłem mu z uśmiechem na ustach, bo nie raz zadaje tak dziecinne i zarazem urocze pytania, że inaczej nie można.
-No tak, racja.-zaśmiał się sam z siebie.-To co...idziemy coś zjeść do restauracji czy wracamy do domu...i tam coś sami zrobimy?
-Nie chce mi się gotować, a ty byś spalił kuchnie samemu coś przygotowując, więc idziemy do restauracji.
-Ej!...Aż tak źle nie gotuję.-zrobił obrażoną minę, a ja chciałem się z nim jeszcze trochę podroczyć.
-Nieeee...Wcale...Trzeba by było jeszcze dokupić meble do kuchni, niż tylko do pokoju dzieci, hihi....
-Ranisz moje serce.-mówiąc to położył sobie prawą rękę na sercu, a lewą przyłożył do czoła, co wyglądało bardzo zabawnie. Dlatego wybuchłem niekontrolowanym śmiechem.-I jeszcze się ze mnie śmieje....O nie....Tak tego nie zostawie, ta zniewaga krwi wymaga....Obiecuje że mnie popamiętasz.-wygrażał się, a mnie to jeszcze bardziej bawiło, co nie uszło uwadze Victora.-No nabijaj się, zobaczymy co powiesz dziś w nocy, jak wezmę cię bez przygotowania, wiesz tak na ostro.-ostatnie zdanie wyszeptał mi do ucha, a mnie przeszły ciarki na całym ciele, bo zrozumiałem co mnie czeka.
-V..victor, ty tak na poważnie?-od razu się uspokoiłem, ale i tak nie dowierzałem zbytnio w jego słowa, chociaż mówił bardzo poważnie.
--Śmiertelnie poważnie, kochanie...Więc jak?...gdzie jemy?-ja nadal oniemiały nie wiedziałem co odpowiedzieć, ba ja już nawet o jedzeniu nie myślałem, tylko o tym co Victor zrobi ze mną w nocy...-Halo, tu ziemia do mojego skarba, proszę nie bujać w obłokach, do nocy mamy dużo czasu, a teraz idziemy coś zjeść i nawet wiem dokąd.
Kiedy się już ogarnąłem, zacząłem się zastanawiać, dlaczego Vitya chce czekać do wieczora, skoro chce się tak bardzo zemścić. I tak nagle wpadł na pomysł ostrego, a wręcz brutalnego seksu? Coś mi tu śmierdzi, i ja się dowiem co.
-Victor?
-Tak, kochanie?-zapytał jak gdyby nic.
-A czemu chcesz czekać do wieczora, może od razu wracajmy do domu, i od razu mnie ukarz, tak jak mówiłeś.
-Niecierpliwy jesteś kotku, ale to nic nie da czekasz do wieczora.-odpowiedział mi z chytrym uśmiechem. I to już jest znak że coś się świeci, tak samo jak oznacza moją zgubę.
-To co Yuri, idziemy?-zapytał z tym uśmiechem na ustach, który mu z twarzy nie schodzi.
-T-tak...-odpowiedziałem, ale już nie tak pewnie jak ostatnio, bo tak szczerze, to taki leciutki strach mnie już obleciał, ale tylko leciutki.
Ale przez to wiem, że już wszystko jest na swoim miejscu, i niech tak zostanie już zawsze.
Za błędy przepraszam! 😅
Oraz życzę miłej nocy/dnia 😚❤😁 (zależy kto kiedy czyta 😂😂😂)
Oraz ogłaszam że ostatni rozdział będzie epilog,iem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro