Rozdział 10
Yuri
-Nie!..przestań!!!...Nie chce!..-krzyczałem a raczej błagałem żeby przestał to robić, żeby przestał mnie gwałałcić.
-Wiem że tego chcesz.
-Nie, nie chce!...Puść mnie!...Victor pomóż mi...Co tak stoisz!-krzyczałem cały czas, ale Vitya ani drgnął, stał tylko pod ścianą i się patrzył jak ten zboczeniec robił mi te wszystkie rzeczy. Łzy napływały mi do oczu, nawet nie próbowałem ich w sobie dusić, pozwoliłem im płynąć.
-AAAA!...To...boli...-wciąż krzyczałem z bólu, a on nadal nie przestawał. Po chwili objął rękoma moją szyję i zaczął dusić. Brakowało mi już powietrza, próbowałem zawołać Victora, lecz nadal nie reagował...
***
Obudziłem się cały mokry łapiąc szybko powietrze i rozglądając się po sypialni. Zauważyłem jak Victor siedzi obok Z przerażonym spojrzeniem.
-Kochanie co się stało?-zapytał od razu przytulając mnie do siebie.
-Nic to tylko koszmar.-odpowiedziałem natychmiast.
-Na pewno...bo przez sen strasznie krzyczałeś martwiłem się.
-Już wszystko dobrze, przepraszam.
-Za co?-zdziwił się na moje przeprosiny.
-Za to że musiałeś się martwić...i za to że cię na pewno obudziłem(była 4:00 nad ranem) swoimi krzykami.-powiedziałem prawie szeptem ale tak żeby usłyszał.
- Nie masz za co głupolu, zawsze będę się o Ciebie martwić.-mówiąc to pocałował mnie w czoło, potem Szewczak do ucha "KOCHAM CIE YURI, I ZAWSZE BĘDĘ". Po tych ostatnich słowach nawet nie wiem kiedy usunąłem.
Victor
Po koszmarze Yuriego nie mogłem już zasnąć, zarazem czuwałem nad nim żeby znowu nie przyśniło mu się nic złego. Chociaż jestem bardzo ciekawy co śniło się mojemu ukochanemu prosiaczkowi, to nie będę naciskać, poczekam aż sam mi będzie chciał powiedzieć.
Mam już fajny pomysł żeby polepszyć Yurisiowi dzień. Po śniadaniu zabiorę go na spacer a potem do kina czy do kawiarni na lody. Na pewno się z tego ucieszy.
***
Skończyłem śniadanie dla mojego prosiaczka, który już czeka na nie w jadalni. Co zdążyłem zauważyć to że jest jakiś nie obecny, może wciąż myśli o Tym koszmarze który śnił mu się w nocy? Może go zapytam w prost? Nie, lepiej dać mu spokój. Chociaż sam jestem ciekawy o co w tym chodziło, ponieważ wołał mnie przez sen.
-Victor...-wyrwał mnie z przemyśleń głos Yuriego.
-Tak?
-Nad czym tak rozmyślasz?-spytał wkładając do ust kawałek naleśnika.
-Nad tym...czy byś chciał iść po śniadaniu na spacer I do kina albo na jakieś lody, wybór należy do Ciebie.-oczywiście skłamałem, postanowiłem dać mu z tym spokój.
-Pewnie że tak, dlaczego miałbym nie pójść.-powiedział to śmiejąc się pod nosem.
-Świetnie, w takim razie dokończ szybciutko śniadanie i możemy iść.- mówiąc to uśmiechnąłem się od ucha do ucha żeby nie zauważył mojego rozkojarzenia.
-Tak jest Panie pułkowniku.-zasalutował z uśmiechem na twarzy co bardzo mnie roczuliło.
***
Jak skończyliśmy śniadanie szybko pozmywałem, po czym poszedłem się przebrać tak samo jak zrobił to Yuri.
Byliśmy już gotowi, więc wyszliśmy z domu kierując się w stronę pobliskiego parku.
-A może najpierw pójdziemy do kina a potem spacer.-zapytał stając przed wejściem do parku
-Dobrze.-odpowiedziałem bez żadnego zastanowienia i skierowaliśmy się w stronę kina które było nie daleko.
Gdy już byliśmy na miejscu poszliśmy kupić bilety. Długo nie zajęło nam wybieranie filmu bo co się okazało chcieliśmy iść na to samo "Wonder Women". Skierowaliśmy się do wyznaczonej sali i zajęliśmy swoje miejsca. Po 15 minutach film się zaczął a wtedy Yuri złapał mnie za rękę i chyba nie miał zamiaru jej już puścić.
***
Film się skończył po 2 godzinach. Po opuszczeniu kina zaczęliśmy spacerować po ulicach Petersburga cały czas trzymając się za ręce.
Szliśmy tak z 20 minut aż mój prosiaczkowi nie zatrzymał się w pewnym momencie. Po dłuższej chwili zorientowałem się co tak zaciekawiło Yurigo. Tym czymś był sierociniec. Na ten widok nie mogłem dłużej stać cicho.
-Chcesz tam wejść?-spytałem bez cienia wątpliwości.
-Sam nie wiem.-ma te słowa westchnąłem głośno z uśmiechem na twarzy.
-Wiem że dopiero od kilku dni jesteśmy małżeństwem, ale kochamy się od ponad roku i jak chcesz adoptować dziecko to ja nie widzę w tym nic złego, będę się bardzo cieszył że będę ojcem dziecka które będę wychowywać z miłością moje życia.-nie mogłem powstrzymać emocji, łzy same zaczęły płynąć po moich policzkach.-obdarzymy to dziecko wielką miłością, naszą miłością. Tylko powiedz tylko słowo a wejdziemy tam i zapytamy co musimy zrobić aby adoptować dziecko.
-V-Victor...-sam Nie ukrywał emocji i zaczął płakać.-Nie wiem co mam powiedzieć...Bardzo chce zrobią stworzyć prawdziwą rodzine, ale nie miałem odwagi nigdy się Ciebie spytać czy ty tego chcesz.
-Oczywiście że tak głuptasie...To co wchodzimy?-spytałem wycierając mu łzy z policzków.
-Tak-po tym pytaniu odpowiedział z uśmiechem i złączył nasze wargi w namiętny pocałunek.
Jak odczepiliśmy się od siebie jak zabrakło nam powietrza wskazałem tylko głową na drzwi od budynku a on złapał mnie za rękę i pociągnął w ich stronę. Zapykalismy 2 razy i czekaliśmy aż ktoś nam otworzy, po kilku sekundach otworzyła nam pewną młoda kobieta.
-Witam panów, zapewne panowie w sprawie adopcji?-powiedział to tak radośnie aż zdziwiło to nas obydwu.
-Tak jesteśmy małżeństwem i chcemy stworzyć rodzinę dla jakiegoś dziecka.-zaczął Yuri cały w skowronkach.
-W takim razie zapraszam do środka.-weszliśmy do środka a kobieta pokierowała nas do swojego gabinetu.
-A więc tak, chcą panowie adoptować dziecko to już wiemy i to że jesteście Państwo małżeństwem, to dobrze bo pary które w nim nie są o wiele trudniej jest im otrzymać zgodzę na adopcję. Mam też kilka pytań do panów już na wstępnie, zgadzacie się żebym je zadała?
-Tak, oczywiście-powiedziałem spoglądają na Yuriego który tylko przytaknął głową.
-A więc pierwsze pytanie jak długo jesteście ze sobą.
-Od ponad roku a jako małżonkowie to dopiero od kilku dni.-te ostatnie słowa powiedziałem tak nie pewnie, bo wiedziałem że mogą na to źle patrzeć.
-Bardzo krótki starz pożycia małżeńskiego, ale proszę się nie martwić to aż tak ważne Nie jest. Dobrze to kolejne pytanie czy jesteście panowie od czegoś uzależnieni.
-Ja tak...od mojego męża.-szczerze powiedziałem prawdę bo bez mojego kochanego prosiaczka życia nie widzę.-kobieta tylko się uśmiechnęła na to a Yuri cały czerwony odpowiedział tak samo jak ja.
Kobieta z sierociniec zadała nam jeszcze kilka pytań i kazała wypełnić specjalne papiery których bez jej pomocy byśmy nie wypełnili.
-Więc tak tę papiery które Państwo wypełnili zostaną wysłane do sądu i po 2 tygodniach dostaniecie odpowiedź czy możecie adoptować dziecko.
-Dziękujemy bardzo i do widzenia.-powiedział Yuri żegnając się z kobieta co również uczyniłem.
Po wyjściu z domu dziecka musieliśmy ochłonąć więc skierowaliśmy się w stronę domu. Yuri starał się najrzadziej jak mógł puszczać moją rękę w drodze do naszego mieszkania. Jak byliśmy już na miejscu nie zdążyłem nawet dobrze zdjąć butów bo Yuriś się na mnie rzucił.
-Dziękuję...Dziękuję ci kochanie za wszystko.-powiedział bardzo szybko jakby miał mało czasu żeby to tak normalnie powiedzieć.
-Nie ma za co skarbie, szczerze mówią to już dawno chciał się Ciebie zapytać czy chciałbyś mieć ze mną dziecko.
-To wtedy zadałbyś głupie pytanie.
-Dlaczego?-zdziwiłem się bo nie wiedziałem do czego zmierza.
-Bo odpowiedz jest oczywista, bo brzmi ona "tak".
Już nic nie mówiliśmy tylko poszliśmy do salonu, usiedliśmy na kanapie przytulając się do siebie i nie wierząc że za nie całe 2 tygodnie może będziemy mieli nowego członka rodziny.
Od autorki:
Witam wszystkich bardzo serdecznie 😊 i od razu chce bardzo przeprosić ze tak długo czekaliście na kolejny rozdzial.
Piszcie w komentarzach jak się podoba 😄😁😜 życzę wszystkim miłego czytania pozdrawiam
agni692 😘😍😉
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro