Rozdział 20
Yuri
Cały czas nie mogę w to uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Będziemy rodziną!
Teraz czekałem aż Victor skończy się szykować. Dużo czasu to mu nie zajęło, bo dopiero po 10 minutach wyszedł z łazienki, albo "tylko".
-To co możemy ruszać?-zapytałem cały w skowronkach, z bananem na twarzy, na co Victor zaśmiał się pod nosem.
-Oczywiście, ruszajmy!-bardziej wyśpiewał, klaskając w dłonie, czym mnie trochę rozbawił.
Ubraliśmy buty, po czym wyszliśmy z domu, zamykając go na klucz. Zeszliśmy schodami z 4 piętra do garażu, w którym stał samochód Victora. Przed wejściem do auto Vitya otworzył pilotem automatyczną bramę, będąc już w samochodzie ruszyliśmy.
Jazda nie zajęła nam dużo czasu, góra 6-7 minut. Podczs jazdy Vitya pytał się cały czas, czy mam jakieś pomysły na urządzenie pokoju dla dziecka, ale teraz to nie miałem do tego głowy.
Gdy byliśmy już na miejscu, Victor wyszedł jako pierwszy i podbiegł do drzwi od mojej strony, otwierając je oraz podając rękę, żeby pomóc mi wysiąść, przez co się lekko zarumieniłem.
Po chwili staliśmy pod drzwiami "domu dziecka", teraz to się bałem, bardzo się bałem, że jednak to wszystko okaże się snem.
-No to, wchodzimy?-zapytał nagle Victor, wyciągając mnie z transu.
-Tak, wchodzimy.-powiedziałem pewnie i otworzym drzwi placówki. Weszliśmy do środka, cały czas trzymając się za ręce.
-Witam panów!-zawołała kobieta stojąca na drugim końcu korytarza, w którym staliśmy, po czym zaczęła kierować się w naszą stronę.
-Dzień dobry, pani.-powiedział Vitya.
-Dzień dobry.-też się przywitałem.
-Dobrze, że panowie już są. Zapraszam do mojego gabinetu, tam wszystko panom powiem.-powiedziała to bardzo miłym i spokojnym tonem, że trochę się uspokoiłem.
Przeszliśmy wcześniej wspomniany korytarz i weszliśmy do gabinetu kobiety.
-Proszę usiąść.- kobieta wskazał dwa fotele przed biurkiem, A sama zajęła miejsce za nim.
-Więc tak, zacznę od początku, jak panowie wiedzą drugi raz wysłałam państwa wniosek do rozpatrzenia, z moim osobistym dopiskiem, ale mniejsza z tym. Został on pozytywnie rozpatrzony i panowie mogą adoptować dziecko.-powiedziała bardzo radosnym tonem, a mi łzy same zaczęły lecieć po policzkach, co Victor oczywiście zauważył.
-Yuriś, nie płacz kochany mój.-próbował jakoś mnie uspokoić, co po dłuższej chwili mu się udało.
-Już dobrze Vitya...a mam takie jedno pytanie jeszcze do pani, jak długo będziemy czekać na dziecko?-zapytałem z szerokim bananem na ustach i jeszcze świerzymi łzami w oczach.
-Ogólnie wszystkie papiery mamy, nic już państwo przynosić nie musicie, został nam tylko dokładne zapoznanie z dzieckiem, po tym zawsze dajemy trochę czasu, na przygotowanie pokoju I innych rzeczy potrzebnych dla dziecka.-na te słowa spojrzałem się na Victora a on na mnie cały uradowany.
-Yuri...będziemy rodziną, o jakiej marzyliśmy.-teraz to on się popłakał.
-Ja wiem jakie to szczęście, ale może pójdziemy już do dzieci, poinformowałam je o państwa wizycie z czego bardzo się ucieszyły.
-Tak, chodźmy.-uradowany i zarazem wzruszony Victor, złapał mnie za rękę i pokierować do wyjścia z gabinetu kobiety.
-Proszę za mną, dzieci są teraz w świetlicy.-kobieta prowadziła nas do pokoju zabaw, jak ja to kiedyś nazywałem.
Szliśmy po schodach, i już słyszeliśmy krzyki i śmiechy. Przeszliśmy jeszcze przez korytarz i staliśmy już przed drzwiami świetlicy, do której po chwili weszliśmy.
-Dzieci!-krzyknęła kobieta, żeby dzieciaczki zwróciły na nią uwagę.-Dzieci, chce wam przedstawić Pana Victora i Pana Yuriego Nikiforova, są od nie dawna małżeństwem i chcą adoptować kogoś z was. Przywitajcie się.-po słowach swojej "opiekunki" dzieciaki chórem powiedziały "dzień dobry", co mnie znowu bardzo wzruszyło.
-Część dzieciaki.-powiedział wesoło Victor, po chwili uczyniłem tak samo.
-Hej maluchy.
-Możecie panowie tu zostać i porozmawiać, albo pobawić się z dziećmi.-powiedziała to bardzo miłym i ciepłym tonem.-Dzieci, panowie zostaną z wami na jakiś czas, bądźcie grzeczni.-podobnie zwróciła się do maluchów, które od razu odpowiedziały jednocześnie "dobrze".
Kobieta opuściła pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi. Ja i Victor staliśmy jeszcze jakiś czas koło wyjścia, bo nie wiedzieliśmy co robić. Nagle podeszła do nas dwójka dziecki.
-Dzień dobly.-powiedziała mała dziewczynka może w wieku pięciu albo sześciu lat, miała brązowe włosy i niebieskie oczy, która trzymała za rękę chłopca identycznie podobnego co do niej.
-Dzień dobry, słoneczka.-od razu się z nimi przywitałem.
Hej, maluchy.-również Vitya z uśmiechem na twarzy przywitał się z dziećmi.
-Plosze to dla was.-odezwał się chłopiec, podając ręcznie zrobioną laurkę Victorowi.
-Dziękujemy.-podziękował przyjmując od chłopca ustrojoną kartkę, która od razu otworzyliśmy. Co to w niej zobaczyłem wywołało u mnie szeroki uśmiech, a u Victora łzy szczęścia. Ponieważ w środku był rysunek przedstawiający mnie i Vitye, oraz dwójkę dzieci po bokach (Victora to po siwych włosach poznałem)
-Bardzo piękny rysunek, dziękujemy jeszcze raz...a skąd wiedzieliście jak wyglądamy?-zapytałem bardzo tego ciekawy, przecież dzieciaki nigdy nas nie widziały, ale jednak podobieństwo na rysunku jest.
-Pani Sala, wciolaj nam o was mówiła, i opisała jak wyglondacie.-opowiedziała po krótce dziewczynka.
-A jak macie na imię?-zapytał Victor.
-Ja Nadia, a to mój blat Andrij, jesteśmy lodzeństwem.-powiedziała z uśmiechem Nadia.
-Ślicznie, a ile macie lat?-teraz to ja zapytałem.
-Mamy po 5 lat.-uśmiech z ust Nadii nie schodził, ale zastanawiało mnie dlaczego Andrij nic nie mów? Może go tak o to zapytać?
-Andrij, czemu nic nie mówisz?-spytałem bardzo troskliwym głosem. Przez co chłopiec, dłuższą chwilę się zastanawiał.
-J-ja...ja się boję...boję że powiem coś zlego...i mnie nie polubicie.-mówił bardzo cicho i nie pewnie, zrobiło mi się go żal.
-Wiecie co, może nie będziemy tutaj tak stać, tylko pójdziemy sobie usiąść, co?-po słowach malca Victor od razu zmienił temat, co mi tak szczerze się nie spodobało.
-To może, tam?-Nadia wskazała palcem na okrągły stół z czterema krzesłami.
-Dobrze, chodźmy.-skierowaliśmy się w stronę wcześniej wspomnianego miejsca, gdy już tam dotarliśmy Victor usiadł na jednym z krzeseł, zwracając się do chłopca.
-Andrij, chodź do mnie na kolana.-jak to usłyszałem to nie wiedziałem co planuje Vitya. Ale chłopiec grzecznie do niego podszedł, A mój mąż posadził go sobie na kolanach. Ja oczywiście nie chciałem być gorszy i wskazałem dziewczynę na swoje kolana, na co od razu do mnie podeszła z uśmiechem, a ja ją posadziłem.
-A teraz nam powiedz, dlaczego się boisz że Cię nie polubowny, jak powiesz coś "nie odpowiedniego"?...Przecież jesteś dzieckiem, a dzieciom zdążą się mówić dużo " nie na temat ". -pytanie Victora, mówiąc szczerze wcale mnie nie zaskoczyło, to było wiadome że to on, albo ja zapytam.
-Bo przed waszym przyjściem, jakiś czas temu, byli tu taci ludzie, też chcieli, kogoś z nas zabrać, ale kiedy przysli do nas, to zapytałem od razu czy będą naszymi rodzicami, oni nic nie powiedzieli, i sobie posli.-po tych słowach chłopiec wyraźnie się zasmucił, ale ja podjąłem decyzję.
-Victor mogę Cię prosić na słowo?
-Jasne!
-Dzieciaczki poczekajcie tu chwilę na nas zaraz wracamy.-chce się zapytać Victora, czy by się zgodził zabrać akurat tą dwójkę.
-Co się stało, Yuri?-zapytał z troską i zaciekawieniem.
-Chce się tylko...Ciebie zapytać, czy byś chciał adoptować Nadie i Andrieja, bo Tak szczerze to te dzieciaki od samego początku skradły moje serce...a ty, co o tym myślisz?-jestem bardzo ciekawy, co on na to.
-Sam chciałem się Ciebie o to spytać...i tak Yuri chce adoptować Nadie i Andrieja.
od autorki:
Błędy przy wypowiedziach dzieci są specjalnie.
Miłego czytania życzę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro