Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

„Przyjaźń jest najpiękniejszym ze wszystkich prezentów, jakimi możemy zostać obdarowani aby szczęśliwie ukształtować swoje życie."

~ Epikur

Wczoraj wróciłyśmy takie zmęczone, że natychmiastowo położyłyśmy się do łózka, aby zasnąć. Szkoda, że świat funkcjonuje w taki sposób, że trzeba wstawać do szkoły. Mimo, że lubiłam się uczyć, czasami nie miałam ochoty do niej iść, ale nie przez wzgląd na lekcje, a raczej na ludzi, którzy mnie otaczali.

Miałam takie dni, że nawet najmniejszy żarcik mógł spowodować, że mój humor został zepsuty na cały dzień.

Idąc korytarzem i lokalizując swoją szafkę, zauważyłam Luke'a razem z Sophie.

Matko kochana, jak to zabolało.

Przyspieszyłam więc kroku. Powinnam się przejmować tym, że nie mam gdzie mieszkać, znaczy teoretycznie tak, ale... Ta sytuacja była koszmarna, a ja zaprzątałam sobie głowę chłopakiem. W dodatku nieczystym.

Jak moje myśli, kiedy widzę choć skrawek jego klaty.

Niechcący (wcale nie oglądałam się za siebie, aby uchwycić moment, w którym ta dwójka się rozchodzi ) wpadłam na Raven.

- Woow! Uważaj, bo się połamiesz. - zaśmiała się.

- Jestem na ciebie oficjalnie obrażona. - rano mnie wystawiła. Poszła sobie do szkoły z Colinem.

- Nadal...? - zrobiła minę szczeniaczka. - Przepraszam no, ale... To jest takie mega, mega zakochanie, że ahh... - rozmarzyła się zamykając oczy. - Widziałam wczoraj, że rozmawiasz z Lucasem. Pytał, czemu nie pływasz?

- Tak. Mówię ci, masakra. - pokręciłam głową.

- Co mu powiedziałaś?

- Uhm... No, że wstydzę się swojego ciała.

- Chciałaś mu wcisnąć, że masz kompleksy?! Myślisz, że się nabrał? - zapytała prychając. - Mowy nie ma, dziewczyno. - pokiwała palcem.

- Co miałam zrobić? - przestąpiłam z nogi na nogę.

- No w sumie... Masz racje, ciężko wytłumaczyć te blizny.

- Jakie blizny? - odwróciłam się na pięcie, a przede mną stał wcześniej wspomniany chłopak.

- Mama cię nie nauczyła, że się nie podsłuchuje? - zapytała Raven wyraźnie zdenerwowana. Ja za to byłam przerażona.

- Jakie blizny? - patrzył na mnie.

- Idźże stąd.

- Raven, zostaw nas. - rozkazał jej, a ona zdumiona rzeczywiście tak zrobiła. - Wyjaśnisz mi?

- Nie chcę o tym rozmawiać. - jęknęłam.

- Ostatnio o niczym nie chcesz rozmawiać. - poprawił ramię plecaka. - Jesteśmy przyjaciółmi, naprawdę możesz mi powiedzieć. - rozejrzałam się niepewnie.

- Mam blizny. Na plecach, dlatego nie chciałam pływać. Są bardzo widoczne. - założyłam ręce na krzyż.

- Dobre, dobre. A tak na serio?

- Mówię poważnie.

- Nie wierzę ci. - przewiercił mnie wzrokiem na wylot. - Niemożliwe. - kpił. - Gdybyś je miała, nie wystąpiłabyś w konkursie piękności.

- Lucas, serio? Istnieją różne sposoby na maskowanie blizn.

- Ta, jasne. - uśmiechnął się złośliwie.

- Nie okłamałabym cie przecież! - broniłam się, ponieważ było mi przykro z jego podejścia do sytuacji. - Raven ma różnych znajomych w branży, tam także trzeba zakrywać niedoskonałości. Podkład, korektor i tak dalej. To była profesjonalistka, dlatego nikt nie zauważył.

- Takiej bajki jeszcze nie słyszałem. - spojrzał na mnie kpiąco.

- Luke! Mam ci się tutaj rozebrać, żebyś mi uwierzył?! - machałam rękami.

- Mogłabyś! - krzyknął ktoś z drugiej klasy.

- Co ty tam mruczysz? - Lucas skinął w jego stronę. Patrzył na mnie jak na kłamcę.

- Naprawdę... - byłam bezsilna. - Dobra, nieważne. Nie mam siły, jest u mnie bardzo źle, nie chcę czuć się jeszcze gorzej. - chciałam odejść, ale złapał mnie za ramię.

- Poczekaj, no. - uniósł moją brodę wolną dłonią. - Porozmawiaj ze mną. Nie gryzę.

- To zbyt bolesne. - tak bardzo nie chciałam, ale uroniłam łzę.

- Lily... Cokolwiek się dzieje, możesz na mnie liczyć. Wiesz o tym, tak? - nagle zmienił ton.

- Przepraszam. - poszłam na swoją lekcję, uwalniając się z jego słownych objęć.


* * *

- Jest obiad! - krzyknęła zadowolona Raven, wyciągając z lodówki pudełko ze spaghetti.

- To taka rzadkość? - zapytałam, kryjąc uśmiech.

- Żebyś wiedziała. Są jakieś plusy twojego mieszkania u mnie. - powiedziała ironicznie. Przełożyła zawartość pudełka na dwa talerze, po czym wsadziła je po kolei do mikrofalówki w ramach przygrzania. Nie było złe, ale nie byłam zwolenniczką grzania takich potraw w mikrofali. Jadłyśmy oglądając jakieś talk show, którego nie znałam. Może dlatego, że zbyt często nie zapychałam czasu telewizją.

- Nadal źle się czujesz z tym mieszkaniem? - zapytała brunetka, robiąc smutną minę.

- Nie wiem... To dziwne. - oparłam cicho.

- Chciałabym powiedzieć, że rozumiem, ale tak nie jest. Sama nie wiem, co bym zrobiła. - wzruszyła ramionami zrezygnowana. - To nic złego, wiele przyjaciółek mieszka ze sobą, a przecież nikt nie musi znać konkretnego powodu, dlaczego tutaj jesteś.

- To samo pomyślałam. - przyznałam.

- Powiedziałaś Luke'owi o tych bliznach?

- Nie miałam wyboru, ale tak czy siak, on mi nie wierzy. - wsadziłam do ust kupkę makaronu.

- Ale... Wyjaśniłaś skąd one się wzięły?

- Nie.

- To dlatego. - stwierdziła jakby z entuzjazmem. - W dodatku magiczne sztuczki z makijażem wykonane przez Megan w dniu konkursu. - uśmiechnęła się.

- Nie wiem... Nie miałam siły mu tego mówić, tym bardziej w szkole.

- On wie?

- O?

- O tym, że tutaj mieszkasz?

- Skądże. - prychnęłam.

- Mieszka naprzeciwko. W końcu i tak się wyda. - skończyłyśmy jeść i w tym samym momencie rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. - Zostań, otworzę. - poleciła i zniknęła za ścianą. Miałam nadzieję, że to nie Colin. Nie było jej przez dłuższą chwilę, a potem zaczęłam słyszeć głosy.

- Przecież nie zostaniesz zgwałcona, czy coś... - Lucas.

- Nie mam ochoty. - burknęła Raven, a następnie zjawiła się z powrotem w kuchni razem z chłopakiem.

- No... - miał błagalny głos. - O, cześć. - machnął do mnie, a ja bezgłośnie mu odpowiedziałam.

- Luke, nie. Nie zostawię Lily samej. Nocuje dzisiaj u mnie. - skłamała.

- No to przyjdźcie obie. - zaproponował zadowolony.

- Mowy nie ma. - powiedziała stanowczo moja przyjaciółka.

- Impreza roku, wygraliśmy kolejny mecz. Dziewczynyyy... - Raven spojrzała na mnie tak, jakby wołała o pomoc.

- Pójdę tam z tobą. - odparłam niechętnie. - Może poczuję się lepiej.

- Lil.

- Nie, nie odwalę takiej akcji jak w sobotę. Obiecuję. - położyłam dłoń na sercu.

- Ekstra! Jesteśmy umówieni. - klasnął w dłonie, a potem wyszedł.

- Serio, nie musisz tego dla mnie robić. - założyła ręce na krzyż.

- Raven, daj spokój. I tak nie mamy nic do roboty.

- Jutro szkoła. - uniosła brwi.

- Wiem o tym. Na ocenach zależało mi, bo dostawałam kary, tera tak nie będzie, a bez problemu mogę dostać wysoką ocenę, nawet bez nauki. - zapewniłam.

- Okay. - uśmiechnęła się szeroko. - Dziękuję, jesteś najlepsza. - przytuliła mnie.

- Nie, to ty jesteś najlepsza. - szepnęłam jej na ucho.

- Ale się odpicuję. - rzekła, a potem pobiegła na górę, ciągnąc mnie za sobą. - To już za godzinę. - powiedziała podekscytowana.

- Co? - zdziwiłam się.

- Spokojnie, zdążymy. To przecież dom, który widzisz, wyglądając przez okno w salonie.

Dom Lucasa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro