Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 34 [Koniec]

  „– A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść? – spytał Krzyś, ściskając Misiową łapkę. – Co wtedy?- Nic wielkiego. – zapewnił go Puchatek. – Posiedzę tu sobie i na Ciebie poczekam. Kiedy się kogoś kocha, to ten drugi ktoś nigdy nie znika."

~  Alan Alexander Milne  





Wiatr spowodował, że moja idealna fryzura zmieniła się w ptasie gniazdo, ale nie przeszkadzało mi to w żadnym stopniu.  Liczył się tylko Luke. Mój Lucas. 

Nie miałam już siły biec, więc zwolniłam. W oddali dostrzegłam cztery sylwetki. To musiały być dziewczyny oraz Colin i Luke. 

O niebiosy! To naprawdę on. Kiedy byłam nieco bliżej, zobaczyłam jak Raven uderzyła go w twarz. Colin szarpał nim i chyba na niego krzyczał, ale finalnie go objął  zaraz po nim zrobiła to Charlotte, a moja Raven zdzieliła go z liścia jeszcze raz i dopiero wtedy go objęła. Uśmiechnęłam się na te widok. Zaczęłam znowu biec, ale on wyciągnął swoje rzeczy z bagażnika i poszedł do domu. 

Serio? 

Przewróciłam oczami. Byłam już taka zmęczona, ale nie mogłam przestać biec, bo tak bardzo chciałam go dotknąć, usłyszeć czy zobaczyć! 

— Dziewczyno! — krzyknęła Lottie. — Wytłumacz mi czemu jesteś na boso i skąd masz takie boskie buty... — zaczęła je macać, a ja dyszałam jak jakiś pies.

— Ty byś w tym pobiegła? — zapytała Raven z pretensją.

— Biegłaś?! — szatynka rzuciła mi spojrzenie pełne podziwu.

— Tak, czuję się jak po maratonie. Trzymaj. — wcisnęłam jej parę beżowych szpilek i torebkę w tym samym kolorze w ręce, a potem stanęłam naprzeciwko domu Lucasa, poprawiłam włosy, wygładziłam sukienkę i ruszyłam. Zachowałam się jak on, ponieważ nie zapukałam, ani nie zadzwoniłam dzwonkiem. Otworzyłam drzwi z takim impetem, że momentalnie się odwrócił. Patrzył na mnie jak na ósmy cud świata, a ja wyglądałam pewnie tak samo. Te same oczy, ta sama twarz. Nic się nie zmienił prze ten czas. Zachciało mi się śmiać, kiedy spostrzegłam, że ma na sobie nawet te same spodnie, które założył na tej imprezie, gdzie chciał mnie pocałować. Nagle jego twarz zaczynała smutnieć, a z jego oczu popłynęły łzy.

— Lily... Wybacz mi... Ja nie potrafię bez ciebie żyć. — powiedział, a ja wyczułam bezsilność. Nie czułam żadnego gniewu. Podeszłam i przytuliłam go tak samo, jak moja mama zrobiła to wczoraj. Tak, jakbym chciała go zatrzymać tylko dla siebie i już nigdy nie puścić, jakbym bała się, że znowu zniknie. Płakał. Moczył moją sukienkę, a moje serce kruszyło się z każdym jego wyciem.

— Luke, ja już dawno to zrobiłam. — oderwałam się od niego. — Spójrz na mnie, spójrz mi w oczy. — zrobił to. — Kocham cię. — powiedziałam cicho. Chciałam, aby powiedział to samo, ale niczego nie byłam pewna.

— Ja ciebie też, aniele. — uśmiechnął się słabo. — Kocham cię odkąd cię zobaczyłem. Kiedy tylko pierwszy raz usłyszałem twój głos wiedziałem, że zagrasz w moim życiu dużą rolę. Flirtując z Sophie chciałem, abyś poczuła się zazdrosna, bo.. Bo myślałem, że taki chłopak jak ja, nie ma szans u takiej dziewczyny, jak ty. Jesteś inteligentna, piękna, urocza, miła... Wmawiałem sobie, że na ciebie nie zasługuję, ale... Zakochałem się i... Kurwa! Szaleję za tobą Lily. — złapał mnie za ramiona i mną potrząsnął. — Kocham cię jak stąd w kosmos i w ciul daleko. — zaśmiałam się pod nosem, a on zrobił to samo. Cały Luke.

— Wiem, że cię zraniłem, cholera! Tak bardzo cię skrzywdziłem, nie wiem jakim cudem chcesz na mnie patrzeć. Powiedziałem to wszystko tylko dlatego, że tamtej nocy poniosły mnie emocje, nie myślałem. Chciałem żebyś o mnie zapomniała, bo uznałem, że nie chcę cię psuć. Sprawiłem, że zaczęłaś łamać zasady, a ja...

— Luke. — przerwałam mu. — Ja chcę łamać te zasady, za każdym razem kiedy z tobą jestem. Dziękuję ci za to, że to potrafię. Twój dotyk to sprawił. Zasługujesz na mnie tak, jak ja na ciebie. Nie zepsułeś mnie, nie jestem rzeczą, abyś mógł to zrobić. Zmieniłam się, ale nie żałuję tego. Nie żałuję niczego, co z tobą robiłam, ani co sobie wyobrażałam z nami w roli głównej.

— Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy. Zachowałem się jak debil, skurwysyn, palant... — pokręcił głową. — Uderz mnie, jeśli chcesz.

— Nie chcę. Raven już to zrobiła. — uśmiechnął się półgębkiem.

— Ona ma więcej siły, ale wtedy w szkole... Bolało bardziej. Wiem, że ciebie też. — złapał moje dłonie. — Przepraszam, będę cię za to przepraszał do końca życia.

— Luke... Powiedz mi tylko jedno. Czy ty naprawdę wyjechałeś ze względu na mnie? — spuściłam głowę w dół.

— Tak powiedziałem, bo wtedy jeszcze byłem przekonany, że lepiej będzie ci beze mnie. Nie odzywałem się, abyś naprawdę zapomniała, ale pewnego dnia doszedłem do wniosku, że dłużej nie wytrzymam bez twojego śmiechu, włosów i całej ciebie i miałem nadzieję, że ty też tak myślisz i wtedy przypomniałem sobie, że mam twoją kokardę i zapragnąłem znowu być z tobą. Wrócić do tamtej nocy i żeby stało się tak, że ona nigdy się nie kończy. Powiedziałem sobie wtedy: Luke ty idioto, wracaj tam, ona na ciebie czeka.

— I naprawdę czekałaś. — uniósł dłonią mój podbródek, aby mógł spojrzeć mi w oczy. — Mój tata tam jest. W Ohio. Myślałem, że jeśli pobędę z nim trochę, to wróci. To nie przez ciebie, choć przyznam szczerze, że wciskałem wszystkim taką wersję, aby się tylko odpieprzyli. — znowu się zaśmiał i już nie płakał. — Przepraszam, że ci nie powiedziałem i, że się nie odzywałem. Byłem słaby, ale teraz jestem silniejszy, każdego dnia będę silniejszy, bo mam ciebie...znaczy..ja... Mam... — zaczął się kłopotać, co było tak bardzo urocze. — Nie dokończyliśmy naszej gry. — odchrząknął głośno. — Lily Olson, weźmiesz mnie pod swoje skrzydła, będziesz nosić godnie każdą malinkę, którą ci zrobię, słuchać jak śpiewam po pijaku i kochać mimo wszystko? — pokiwałam twierdząco głową, a w oczach miałam łzy wzruszenia.

— I czy zostaniesz moją dziewczyną?

— Nie wyobrażam sobie, aby mogło być inaczej. Marzyłam o tym odkąd zerwaliśmy z Colinem. Nawet nie wiem, czy nie wcześniej... — na moich policzkach pojawiły się rumieńce. — Tylko obiecaj mi, że nigdy więcej czegoś takiego nie odwalisz, będziesz całować mnie tak, jak tamtej nocy, i będziesz tylko mój, że będziesz mnie kochał mimo wszystko i...

— I...? — zbliżył się do mnie.

— I zagrasz mi na gitarze. — szepnęłam a on znowu się uśmiechnął.

— Myślę, że jakoś się dogadamy... — roześmiałam się a on zaraz po tym ujął moją twarz i złączył nasze usta. Czułam się tak, jakby ktoś kopnął mnie prądem. Całe moje ciało zaczynały nabierać wyższej temperatury. Usta pulsowały.

Wreszcie go miałam. Wreszcie byliśmy razem nie tylko w moich snach, ale też w rzeczywistości i to jedna z tych rzeczy, które mianuję najlepszymi w życiu.

— Lily? — szepnął patrząc w podłogę. — Gdzie masz buty?

— Trochę mnie kosztował bieg z sądu do ciebie. — puściłam mu oczko. — Później ci wyjaśnię.

— Mogłaś się zranić. — zauważył.

— Dla ciebie warto. — powiedziałam z pełnym przekonaniem.

— Masz na sobie bardzo ładną sukienkę.

— Wiem. — dygnęłam teatralnie.

— Ale... — zaczął rozpinać zamek, który mieścił się z przodu.

— Ale...? — uniosłam jedną brew, zatrzymując jego rękę.

— Ty jesteś ładniejsza, po co więc to ukrywać? — wzruszył ramionami i szarpnął za zamek tak, że rozpiął się cały, a potem przyciągnął mnie do siebie i znowu pocałował. 

                                                                        KONIEC 

I tak o to historia ta dobiegła końca, mam nadzieję, że Was nie zawiodłam :) 

Ale...

Kończąc tę opowieść, jednocześnie zapraszam Was do następnej.

(Trzeba gdzieś upchać wenę, hue hue) 

Tytuł : 59 Dni 

Nowa historia, nowi bohaterowie, liczę na to, że się do nich przekonacie ♥ 

Nie, to nie info o następnej części (choć kto wie, może historia Eriki i George'a byłaby dobra xD)

Chciałam zaznaczyć, że powyższy tytuł "59 Dni" to ten, z którego jestem jak do tej pory najbardziej dumna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro