Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 32

  „Szczęśliwym jest człowiek, który z przeszłości swej pamięta to tylko, co dało mu zadowolenie. Nieszczęśliwym zaś ten, co nosi w pamięci wyłącznie nieszczęścia."  

~ Hagiwara Sakutaro 



Stukałam nerwowo palcami w kuchenny blat.  Siedzieliśmy tutaj wszyscy, łącznie z mamą Raven i Lucasa, od jakiś czterech dni. 

 — Może na policję? — podsunęła Hannah.

— Zwariowałaś?! — spiorunowała ją Raven. — Absolutnie! To trzeba rozwiązać normalnie, bez policji. — westchnęła.

— Nie wiem! Chcę tylko pomóc, gliny by go znalazły i nie byłoby problemu.

— Znienawidziłby nas za to, a nie tego chcemy mamo.

— Dobrze, wiem. Przepraszam. — uniosła ręce w geście obronnym.

— Znowu przyszedł taki czas, gdzie akcja toczy się tak, jak w serialach Netflixa. — zauważyła Charlotte.

— Nie mam ochoty na żarty. — Colin przeczesał włosy.

— Ugh... Przez najbliższy rok nie będziesz miał.

— Rok? — podniósł głowę.

— Nie wiemy, ile go nie będzie.

— Nawet tak nie mów. — ochrzanił ją.

— Co, jeśli on tylko potrzebuje czasu? — jęknęła Charlotte.

— Lottie, proszę cię. — Colin spojrzał na nią krzywo. — Jakiego czasu? Lily mu nic nie zrobiła, może jedynie powiedziała prawdę. Zresztą, po tym co sam jej powiedział... — potrząsnął głową.

— Jeśli mogę się wtrącić. — mama Luke'a odchrząknęła. — Po zerwaniu z Sophie zrobił to samo. Rozmawiałam z nim o tobie. — zwróciła się do mnie. — Nie wydaję mi się, aby Lucas był zdolny starać się tylko dla seksu. Znam mojego syna. — w tym momencie telefon Colina zaczął dzwonić, a na wyświetlaczu pojawił się napis „Lucky". Błyskawicznie podniósł komórkę, ledwo utrzymując ją w ręce i odebrał.

— Halo? — otworzył usta i trzymał je tak przez jakąś chwilę. — Gdzie ty jesteś? OHIO?! Pojebało cię? — rzucił przepraszające spojrzenie matce swojej dziewczyny i przyjaciela. — Raczyłeś mi o tym w ogóle powiedzieć...? Martwimy się wszyscy. Przecież my cię kochamy stary, nie dobijaj mnie, bierz dupę w kroki i wracaj, bo osobiście po ciebie przyjadę. Idioto! — spojrzał na mnie. — Już dawno to zrobiła. Tak. — podał mi telefon, a ja przerażona przyłożyłam go do ucha.

— H-halo? — mój głos był cichy.

— Lily? — poczułam ogromną ulgę.

— Tak?

— Chciałem cię tylko usłyszeć.

Połączenie zakończono.

— Rozłączył się... — oddałam chłopakowi jego własność. Moja dłoń drżała.

— Co ci powiedział? — zapytali prawie wszyscy chórem.

— Że chciał tylko mnie usłyszeć. — oklapłam na krzesło zrezygnowana. Myślałam, że wypłakałam już wszystko, ale łzy po raz kolejny wypłynęły z moich oczu.

— Jadę tam. — zadeklarował Colin. — Teraz. — zebrał ze stołu swoje rzeczy.

— Nie! — Raven zatrzymała go łapiąc jego rękę. — Skoro on nie chce, to powinniśmy to uszanować, nie zostawiaj mnie. Będziesz tam siedział nie wiadomo ile, a ja nie chcę być sama.

— Zachowujesz się egoistycznie. — syknął wyrywając się.

— Jeżeli chcesz robić to samo co on, to proszę! Ale wiedz, że kiedy wrócisz, na ciebie nie będzie czekała żadna dziewczyna. — powiedziała stanowczo, a jego gniew ustąpił.

— Co mam więc zrobić? — zapytał ledwo słyszalnie, opierając głowę o jej ramię.

— Być cierpliwym.

* * *

Miesiąc później

— Nie myśl o tym przez cały czas. — skarciła mnie Raven. — Hej, słyszysz? — szturchnęła mnie.

— Tak... — wiedziałam, że ma rację, ale to jedna z tych rzeczy, których w życiu nie da się po prostu zrobić.

— Ehh, Lil spójrz w lustro. — zaprowadziła mnie przed nie. — Co widzisz? Bo ja widzę, dziewczynę z blada twarzą, podkrążonymi oczami i jednocześnie opuchniętymi od płaczu. Tak naprawdę nic się nie stało, a wszyscy zachowujecie się jakby zaginął, nie wiem... Jakby wydarzyła się tragedia. Przecież to nie twoja wina, Lucas zachował się dziecinnie. Gorzej niż ty. — przewróciła oczami. — Przestańmy lamentować. Gdyby mu na nas zależało... to by wrócił. — zawahała się, mówiąc ostatnie słowa.

— Kurczę, ale ja tak nie potrafię. — wyznałam. — To jest miłość, pierdolona miłość. — ścisnęłam w dłoni broszkę. — Powiedziałaś, że trzeba być cierpliwym. Jestem, ale nie radzę sobie czasami. Czasami po prostu muszę odreagować... — spojrzałam jej w oczy. — Raven, wszyscy, których kocham odchodzą. Obiecaj mi, że ty tego nie zrobisz. — każde słowo wynikało z desperacji. Czułam, jak tracę grunt pod nogami i usiłuję się uratować, ale nie potrafiłam.

— Nigdy tego nie zrobię, nie pozbędziesz się mnie tak łatwo, już ci to kiedyś powiedziałam. — uśmiechnęła się serdecznie, co odwzajemniłam. — Wolałabym umrzeć, niż żyć bez ciebie ze świadomością, że każdego dnia o mnie myślisz i umierasz z tęsknoty, a ja mam to gdzieś. Jesteś jedną z osób, które są częścią mojego życia już na zawsze. Na zawsze, rozumiesz? — pokiwałam twierdząco głową. — Luke też nią jest, ale teraz żyje własnym życiem. Zawsze taki był, rzuciłaś się na głęboką wodę zakochując się w nim, ale serce nie sługa. — zamknęła mnie w niedźwiedzim uścisku. — To nie ja jestem wierząca, ale wierzę, że wszystko się ułoży. — pocałowała mnie w głowę.

— Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła. — szepnęłam jej we włosy.

— Nic. Siedziała na ulicy z tacką i prosiła o drobne na bułkę. — zaśmiała się. — Razem to przetrwamy, razem poczekamy. Ale kiedy wróci, najpierw złoję mu skórę.

— Nie wątpię. — odsunęłam się od niej.

Nie tylko ja byłam w tak złym stanie. Colin wrócił do okaleczania się, bo zauważyłam, że znowu bandażuje knykcie. Obwiniał się i nie mógł znieść tego, że Raven zabroniła mu pojechać po Lucasa. To tylko jedna osoba, a sprawiła, że świat kilku ludzi przestał być kolorowy. Każdy dzień, w którym uświadamiałam sobie, że go nie zobaczę, był jak tortury.

— Wiesz, że jest jeden plus jego wyjazdu? — zagadnęłam.

— Jaki?

— Nie ma ciągle imprez. — roześmiałyśmy się.

— Oh, on był ich ogniwem, iskrą. Nie pójdę na imprezę bez Luke'a, tak jak Charlotte. — założyła ręce na krzyż. — Może i kiepsko u mnie z okazywaniem uczuć, ale mnie też to dotknęło. To, że tak z dupy nas zostawił, bo powiedziałaś mu jedno słowo oraz to, że się nie odzywa. Tak bardzo chciałabym go zobaczyć... — posmutniała. — Myślisz, że zapuścił brodę, czy coś?

— O mój Boże, mam nadzieję, że nie! — odskoczyłam wyobrażając to sobie. — Mam wrażenie, że... on zapomniał o mnie i teraz siedzi w jakiejś kawiarni, albo na plaży i sączy drinka z nową koleżanką, którą pewnie zdążył zbadać sześćdziesiąt razy.

— Nie mów tak, jesteś taką dziewczyną, o której się nie da zapomnieć.

A jednak zapomniał. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro