Rozdział 31
„Trudno mi się z Tobą rozstać. Ale kocham cię i nie chcę stracić tego uczucia. Wolę wyrzec się ciebie, niż żyć z tobą, nie umiejąc cię kochać. Już ból, jaki będę nosił w sercu przez całe życie, wydaje mi się znośniejszy."
~ Haruki Murakami
Raven mówiąca mi wczoraj jak się zachowuję, miała absolutną rację. Źle postąpiłam. Nauczono mnie przebaczać, a tego nie zrobiłam. Musiałam zobaczyć jego oczy, żeby zrozumieć jak bardzo ranimy siebie nawzajem.
Westchnęłam ciężko i zeszłam na dół. Moja przyjaciółka już na mnie czekała.
— Gotowa, aby napisać kartkówkę z chemii? — zapytała mnie, udając entuzjazm.
— Tak... — machnęłam lekceważąco ręką.
— Nadal o tym myślisz? — przewróciła oczami.
— Raven. — spojrzałam na nią zażenowana. — Zachowałam się jak jakaś małolata. Nie jestem głupia, a to, co odwaliłam tego raczej nie potwierdza.
— Cała ty. Znowu weźmiesz winę na siebie. — zamknęła zeszyt, z którego się uczyła z hukiem.
— Nie biorę całej winy na siebie. — oparłam ręce na biodrach.
— Tak to wygląda. Nie możesz całe życie... — przerwała nagle, kiedy odwróciła głowę w stronę okna. — Co on robi? — wskazała dłonią w kierunku domu Lucasa. Podeszłam tam prędko i zobaczyłam jego, pakującego walizki do samochodu.
— N-nie wiem... — otworzyłam usta zdumiona. Wymieniłyśmy przerażone spojrzenia, kiedy zamknął bagażnik i szarpnął za klamkę od drzwi. Spanikowałam i nie myśląc wybiegłam na zewnątrz.
— Luke! — zakrywałam oczy dłonią, ponieważ słońce mnie raziło. Zatrzymał się i odwrócił w moją stronę, a ja w tym czasie się do niego zbliżałam niepewnym krokiem. — Co robisz? — zapytałam z żalem.
— Chciałaś abym odszedł. Właśnie to robię. — warknął. Złamał mi serce po raz drugi. Czy on naprawdę chciał to zrobić?
— Przecież nie mówiłam tego dosłownie!
— Wątpię, że mnie okłamałaś. — stanął przede mną.
— Luke... — jęknęłam. Jedna, samotna i słona łza spłynęła prosto do moich ust. — Gdzie chcesz jechać?
— Chyba do Ohio. — odparł drżącym głosem.
— Ohio? — powtórzyłam nie mogąc w to uwierzyć. — Co ty wyprawiasz, chcesz wszystkich zostawić? Co z Colinem?
— Colin ma Raven. — uśmiechnął się złośliwie.
— Proszę cię... — wiedziałam, że zaraz znowu się rozryczę. — Zostań choćby ze względu na rodziców.
— Chciałaś powiedzieć coś innego. — zauważył.
— Tak, ale... Ze względu na mnie. Na mnie Lucas. — uderzyłam pięścią w swoją klatkę piersiową.
— Już podjąłem decyzję. Właśnie ze względu na ciebie. — odparował wdychając.
— Nie wygłupiaj się. — złapałam go za rękę, na co się zatrząsł. — Luke... Powiedziałeś, że jesteś moim rycerzem...
— No właśnie. Chustkę już dostałem, teraz muszę jechać na wojnę. — silił się na sarkastyczny ton.
— Więc wr—wrócisz. — teraz to ja się jąkałam.
— Nie wiem, Lil. — szepnął.
— Ale ja cię kocham! — zaczęłam go bić w pierś, a on nawet nie protestował. — Tak bardzo... — szlochałam. Złapał mnie za nadgarstki. Uniosłam głowę.— Spójrz mi w oczy i powiedz, że nic dla ciebie nie znaczę. — rozkazałam. Zamrugał żeby pohamować łzy. Uciekał wzrokiem, ale wreszcie patrzył prosto na mnie. — Zrób to... — nie odzywał się dłuższą chwilę. — Cholera Luke powiedz coś! — ale on tylko ujął moją twarz i pocałował mnie z czułością i tęsknotą. Nasze usta rozłączyły się po kilku sekundach. Jego policzki, tak jak moje, były mokre.
— Żegnaj, aniele. — wręczył mi broszkę, po czym wsiadł do samochodu i odjechał. Ryczałam jak bóbr, obserwując jak odjeżdża i ściskając aniołka. Z bezsilności usiadłam na krawężniku i ukryłam twarz w kolanach. Usłyszałam trzask drzwi i czyjś chód. Jak się okazało była to Raven.
— Lily, chodź do domu. — szepnęła, gładząc mnie po plecach.
— R-ra-raven... — wstałam i wtuliłam głowę w zagłębienie jej szyi, a ona mnie objęła.
— To jedna z najpiękniejszych scen, jakie kiedykolwiek widziałam. Tylko tyle mogę powiedzieć na pocieszenie. — delikatnie mnie popchała.
— Co jest pięknego w rozstaniu? — zapytałam ocierając łzy, których nie mogłam powstrzymać.
— On wróci. Nie da rady. — zapewniła mnie.
— Nie wiem, czy tym razem będziesz mieć rację. — pociągnęłam nosem.
— On wróci... — ona sama zaczęła płakać, a ja nie mogłam w to uwierzyć. Obie stałyśmy patrząc na siebie i wiedząc, że to może się nigdy nie wydarzyć.
Czułam się, jakby ktoś mnie uderzył. Moje wnętrze płonęło, a ja nie mogłam nic z tym zrobić.
Byłam tak bardzo głupia.
* * *
Na lekcjach nie mogłam się skupić. Chodziłam na przerwach, zakrywając smutek włosami, nie odzywałam się. Z nikim nie rozmawiałam, totalnie olałam wszystkie kartkówki, czy nawet samą szkołę. Byłam w niej ciałem, ale nie duszą. Kiedy przyszedł czas na przerwę obiadową, bolało mnie to, że wszyscy oprócz mnie i Raven promieniowali radością.
Ale czy Colin wiedział?
— Złamałam paznokcia! — pisnęła Sophie pokazując go Charlotte.
— Dostałam najniższą ocenę z fizyki. — jęknęła Erica.
— A ja nie mam problemów! — odparła zadowolona Lottie. — Ale wy chyba tak. — spojrzała na mnie i Raven, ale nie zareagowałyśmy.
— Widziałyście dzisiaj Luke'a? Nie mogę się do niego dodzwonić... — Colin zmarszczył czoło, grzebiąc w telefonie. Przełknęłam głośno gulę śliny i przygryzłam wargi, aby powstrzymać kolejne łzy.
— Colin... — szepnęłam, a on rzucił mi zaciekawione spojrzenie. — On..
— No gdzie jest? Żarty sobie robi? — założył ręce na krzyż.
— Wyjechał. — wyprzedziła mnie moja przyjaciółka. — Dzisiaj rano, wziął i po prostu nas wszystkich zostawił!
— Co...? — jego oczy zaczęły przybierać blasku. — Jak to? Na jak długo?
— Nie powiedział. — opuściłam głowę. — Tak strasznie cię przepraszam! To moja wina...
— Jak to twoja wina? O czym ty mówisz Lily?
— To. Nie. Jest. Twoja. Wina. — wycedziła przez zęby Raven. — To, jak cię potraktował jest powodem twojej wściekłości, ale on nie ma prawa robić z siebie ofiary.
— Możecie mi to wyjaśnić?! — wrzasnął Colin. Nie zdziwiłam się, że tak bardzo się zdenerwował.
— Powiedziałam tylko, że ma wyjść i odejść jak najdalej! — machałam rękami.
— Czemu mu to powiedziałaś?! — zapytał z pretensją. — On takie rzeczy bierze do siebie, co takiego ci zrobił?!
— To, przed czym ostrzegałeś mnie w lesie. — spojrzałam mu prosto w oczy. — Powiedział, że starał się tak tylko po to, aby mnie przelecieć.
— Naprawdę tak ci powiedział...? — ukrył twarz w dłoniach. Wydałam z siebie potwierdzające mruknięcie. — To fantastycznie, bo mi coś innego. Słuchaj — zaczął — ja nie wiem co mu siedzi w głowie, ale się dowiem. Przyrzekam. Poruszę całe Stany Zjednoczone jeżeli będzie trzeba. To nie tylko mój przyjaciel, to mój brat. Za bardzo go kocham, aby tak to zostawić, i ty też. — ścisnął moją dłoń.
Nie tylko ja jestem aniołem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro