Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 31

  „Trudno mi się z Tobą rozstać. Ale kocham cię i nie chcę stracić tego uczucia. Wolę wyrzec się ciebie, niż żyć z tobą, nie umiejąc cię kochać. Już ból, jaki będę nosił w sercu przez całe życie, wydaje mi się znośniejszy."

~ Haruki Murakami 




Raven mówiąca mi wczoraj jak się zachowuję, miała absolutną rację. Źle postąpiłam. Nauczono mnie przebaczać, a tego nie zrobiłam. Musiałam zobaczyć jego oczy, żeby zrozumieć jak bardzo ranimy siebie nawzajem.

 Westchnęłam ciężko i zeszłam na dół. Moja przyjaciółka już na mnie czekała.

 — Gotowa, aby napisać kartkówkę z chemii? — zapytała mnie, udając entuzjazm.

— Tak... — machnęłam lekceważąco ręką.

— Nadal o tym myślisz? — przewróciła oczami.

— Raven. — spojrzałam na nią zażenowana. — Zachowałam się jak jakaś małolata. Nie jestem głupia, a to, co odwaliłam tego raczej nie potwierdza.

— Cała ty. Znowu weźmiesz winę na siebie. — zamknęła zeszyt, z którego się uczyła z hukiem.

— Nie biorę całej winy na siebie. — oparłam ręce na biodrach.

— Tak to wygląda. Nie możesz całe życie... — przerwała nagle, kiedy odwróciła głowę w stronę okna. — Co on robi? — wskazała dłonią w kierunku domu Lucasa. Podeszłam tam prędko i zobaczyłam jego, pakującego walizki do samochodu.

— N-nie wiem... — otworzyłam usta zdumiona. Wymieniłyśmy przerażone spojrzenia, kiedy zamknął bagażnik i szarpnął za klamkę od drzwi. Spanikowałam i nie myśląc wybiegłam na zewnątrz.

— Luke! — zakrywałam oczy dłonią, ponieważ słońce mnie raziło. Zatrzymał się i odwrócił w moją stronę, a ja w tym czasie się do niego zbliżałam niepewnym krokiem. — Co robisz? — zapytałam z żalem.

— Chciałaś abym odszedł. Właśnie to robię. — warknął. Złamał mi serce po raz drugi. Czy on naprawdę chciał to zrobić?

— Przecież nie mówiłam tego dosłownie!

— Wątpię, że mnie okłamałaś. — stanął przede mną.

— Luke... — jęknęłam. Jedna, samotna i słona łza spłynęła prosto do moich ust. — Gdzie chcesz jechać?

— Chyba do Ohio. — odparł drżącym głosem.

— Ohio? — powtórzyłam nie mogąc w to uwierzyć. — Co ty wyprawiasz, chcesz wszystkich zostawić? Co z Colinem?

— Colin ma Raven. — uśmiechnął się złośliwie.

— Proszę cię... — wiedziałam, że zaraz znowu się rozryczę. — Zostań choćby ze względu na rodziców.

— Chciałaś powiedzieć coś innego. — zauważył.

— Tak, ale... Ze względu na mnie. Na mnie Lucas. — uderzyłam pięścią w swoją klatkę piersiową.

— Już podjąłem decyzję. Właśnie ze względu na ciebie. — odparował wdychając.

— Nie wygłupiaj się. — złapałam go za rękę, na co się zatrząsł. — Luke... Powiedziałeś, że jesteś moim rycerzem...

— No właśnie. Chustkę już dostałem, teraz muszę jechać na wojnę. — silił się na sarkastyczny ton.

— Więc wr—wrócisz. — teraz to ja się jąkałam.

— Nie wiem, Lil. — szepnął.

— Ale ja cię kocham! — zaczęłam go bić w pierś, a on nawet nie protestował. — Tak bardzo... — szlochałam. Złapał mnie za nadgarstki. Uniosłam głowę.— Spójrz mi w oczy i powiedz, że nic dla ciebie nie znaczę. — rozkazałam. Zamrugał żeby pohamować łzy. Uciekał wzrokiem, ale wreszcie patrzył prosto na mnie. — Zrób to... — nie odzywał się dłuższą chwilę. — Cholera Luke powiedz coś! — ale on tylko ujął moją twarz i pocałował mnie z czułością i tęsknotą. Nasze usta rozłączyły się po kilku sekundach. Jego policzki, tak jak moje, były mokre.

— Żegnaj, aniele. — wręczył mi broszkę, po czym wsiadł do samochodu i odjechał. Ryczałam jak bóbr, obserwując jak odjeżdża i ściskając aniołka. Z bezsilności usiadłam na krawężniku i ukryłam twarz w kolanach. Usłyszałam trzask drzwi i czyjś chód. Jak się okazało była to Raven.

— Lily, chodź do domu. — szepnęła, gładząc mnie po plecach.

— R-ra-raven... — wstałam i wtuliłam głowę w zagłębienie jej szyi, a ona mnie objęła.

— To jedna z najpiękniejszych scen, jakie kiedykolwiek widziałam. Tylko tyle mogę powiedzieć na pocieszenie. — delikatnie mnie popchała.

— Co jest pięknego w rozstaniu? — zapytałam ocierając łzy, których nie mogłam powstrzymać.

— On wróci. Nie da rady. — zapewniła mnie.

— Nie wiem, czy tym razem będziesz mieć rację. — pociągnęłam nosem.

— On wróci... — ona sama zaczęła płakać, a ja nie mogłam w to uwierzyć. Obie stałyśmy patrząc na siebie i wiedząc, że to może się nigdy nie wydarzyć.

Czułam się, jakby ktoś mnie uderzył. Moje wnętrze płonęło, a ja nie mogłam nic z tym zrobić.

Byłam tak bardzo głupia.

* * *

Na lekcjach nie mogłam się skupić. Chodziłam na przerwach, zakrywając smutek włosami, nie odzywałam się. Z nikim nie rozmawiałam, totalnie olałam wszystkie kartkówki, czy nawet samą szkołę. Byłam w niej ciałem, ale nie duszą. Kiedy przyszedł czas na przerwę obiadową, bolało mnie to, że wszyscy oprócz mnie i Raven promieniowali radością.

Ale czy Colin wiedział?

— Złamałam paznokcia! — pisnęła Sophie pokazując go Charlotte.

— Dostałam najniższą ocenę z fizyki. — jęknęła Erica.

— A ja nie mam problemów! — odparła zadowolona Lottie. — Ale wy chyba tak. — spojrzała na mnie i Raven, ale nie zareagowałyśmy.

— Widziałyście dzisiaj Luke'a? Nie mogę się do niego dodzwonić... — Colin zmarszczył czoło, grzebiąc w telefonie. Przełknęłam głośno gulę śliny i przygryzłam wargi, aby powstrzymać kolejne łzy.

— Colin... — szepnęłam, a on rzucił mi zaciekawione spojrzenie. — On..

— No gdzie jest? Żarty sobie robi? — założył ręce na krzyż.

— Wyjechał. — wyprzedziła mnie moja przyjaciółka. — Dzisiaj rano, wziął i po prostu nas wszystkich zostawił!

— Co...? — jego oczy zaczęły przybierać blasku. — Jak to? Na jak długo?

— Nie powiedział. — opuściłam głowę. — Tak strasznie cię przepraszam! To moja wina...

— Jak to twoja wina? O czym ty mówisz Lily?

— To. Nie. Jest. Twoja. Wina. — wycedziła przez zęby Raven. — To, jak cię potraktował jest powodem twojej wściekłości, ale on nie ma prawa robić z siebie ofiary.

— Możecie mi to wyjaśnić?! — wrzasnął Colin. Nie zdziwiłam się, że tak bardzo się zdenerwował.

— Powiedziałam tylko, że ma wyjść i odejść jak najdalej! — machałam rękami.

— Czemu mu to powiedziałaś?! — zapytał z pretensją. — On takie rzeczy bierze do siebie, co takiego ci zrobił?!

— To, przed czym ostrzegałeś mnie w lesie. — spojrzałam mu prosto w oczy. — Powiedział, że starał się tak tylko po to, aby mnie przelecieć.

— Naprawdę tak ci powiedział...? — ukrył twarz w dłoniach. Wydałam z siebie potwierdzające mruknięcie. — To fantastycznie, bo mi coś innego. Słuchaj — zaczął — ja nie wiem co mu siedzi w głowie, ale się dowiem. Przyrzekam. Poruszę całe Stany Zjednoczone jeżeli będzie trzeba. To nie tylko mój przyjaciel, to mój brat. Za bardzo go kocham, aby tak to zostawić, i ty też. — ścisnął moją dłoń.

Nie tylko ja jestem aniołem. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro