Rozdział 3
„Azylem dla prawdy niebezpiecznej jest milczenie."
~ Pierre Augustin Caron de Beaumarchais
— Mówiłam ci, że nie mam miesiączki. — przewróciłam oczami zirytowana.
— Dobra... — powolnym ruchem usiadła. — Więc i tak możemy je zjeść. — wzruszyła ramionami i wzięła się za pożeranie lodów.
— Nie mam ochoty. — wstałam, zabierając ze stołu torbę.
— Dokąd idziesz? — zapytał mnie Luke.
— Nie wiem, pod klasę. Chce być sama. — rzuciłam od niechcenia i wyszłam ze stołówki, zostawiając moich przyjaciół zdezorientowanych.
Nadal nie docierało do mnie, że od tak mnie wyrzucono. To nie było w żadnym stopniu normalne, a ja nie potrafiłam sobie z tym psychicznie poradzić. Posiedziałam kilka minut na ławce, a potem w głowie odmówiłam Ojcze Nasz.
Zawsze ze wszystkim zwracałam się do Boga, ponieważ to jedyne, co może mnie uratować. Pocałowałam medalik, który nosiłam zawsze ze sobą i akurat w tym momencie mogliśmy już wchodzić do klasy.
Geografio, jak ja cię nienawidzę.
— Usiądźcie proszę. — powiedziała Watson. — Czy ja mówię do zwierząt? — westchnęła, po czym trzasnęła wskaźnikiem do mapy o stół, na co wszyscy się uspokoili. Jak żadnej lekcji się nie obawiałam, tak ta była katuszami.
— Wszystko okay? — szepnęła Raven, która siedziała z Charlotte. Szczerze mówiąc myślałam, że zmieni miejsce po tym, jak zacznie być z Colinem, ale tego nie zrobiła, co mnie bardzo zdziwiło.
— Tak. — pokiwałam głową.
— Muszę was przemeblować. — oznajmiła Watson. — Bo tak mi się podoba. — powiedziała, wyprzedzając nasze pytania.
— Proszę pani! — podniosła rękę Erica.
— Tak?
— Czy mogłabym zostać na...
— NIE! — Luke spojrzał na nią z jakąś pogardą... Nie potrafiłam określić jego uczuć.
— Evans! — krzyknęła Watson. — Przykro mi, ale każdy zmienia miejsce. Clark... Anderson. — uśmiechnęli się do siebie. — Lily będziesz siedzieć z Charlotte. Wymiana. — gestykulowała palcami. — Evans, Evans... O! Sophie, zapraszam. — złamałam ołówek z zazdrości. Było to głupie, ale nic nie mogłam na to poradzić.
— Co ty? — Lottie to zauważyła. Patrzyła na mnie wielkimi oczami. Otworzyła usta formując z nich „o", a potem zakryła je dłonią. — Podoba ci się Luke? — zapytała szeptem, a mnie wbiło w krzesło.
— Ja...
— Jesteście jedyną grupą, którą muszę ciągle uspokajać. Lily, po tobie się nie spodziewałam takich wybryków. — nauczycielka założyła ręce na krzyż, a ja rzuciłam jej przepraszające spojrzenie, a następnie skinęłam głową do Charlotte, aby potwierdzić jej założenie. Prychnęła pod nosem, po czym powiedziała:
— Współczuję.
— Ooo, czego współczujemy? — Lucas odwrócił się do nas. Lottie uderzyła go zeszytem, więc skierował wzrok na mnie, ale ja udawałam, że tego nie widzę.
— Ej, w ogóle przypomniało mi się. Mamy jutro razem matmę. — dopiero po jakiejś chwili ogarnęłam, że mówi do mnie.
— Super. — zabrzmiało to strasznie sztucznie, ale ja naprawdę się cieszyłam.
— Na drugiej lekcji? — zagadnęła Sophie. — Bo jeżeli tak, to też mam z wami. — Lucas się uśmiechnął, a potem przybyli sobie żółwika. Zazdrość jest okropna, Boże wybacz mi.
— Ludzie. — przerwał Colin. — Idziemy po szkole nad jezioro. Idziecie z nami? — wymieniłam zmieszane spojrzenie z Raven.
— Ja się absolutnie zgadzam. — powiedziała Charlotte.
— Ja bym nie poszedł? — Luke w uroczy sposób przekrzywił głowę w bok.
— Uciszycie się?!
— Dobra, to jesteśmy umówieni.
Świetnie.
* * *
Szłam spędzić czas z przyjaciółmi dla przyjemności, a czułam się jakby w miejscu, do którego zmierzamy, miała się odbyć moja egzekucja.
— Hej, będzie dobrze. — szturchnęła mnie Raven, a potem dogoniła Colina. Nie dość, że byłam zazdrosna o Lucasa, to jeszcze trochę o Raven. Kiedy była z Andrew, nie widywała się z nim często i to był jedyny plus tego związku.
Boże, jaka ze mnie egoistka...
— Nie lubisz pływać? — zdziwiła się Charlotte.
— Pytasz serio? — szepnęłam, a ona zaskoczyła o co biega. Z jej ust mogłam wyczytać bezgłośne „przykro mi". Kiedy dotarliśmy, rozłożyliśmy koce, picie, jedzenie.
Pomagałam dziewczynom w smarowaniu kremem przeciwsłonecznym, a sama wzięłam jakąś książkę, która należała do Raven i zaczęłam ją czytać. Po pewnym czasie wydawała mi się tak idiotyczna, że sobie odpuściłam.
Pojęcia nie mam w czym ona gustuje, ale to nie moje klimaty.
Założyłam okulary przeciwsłoneczne i przyglądałam się reszcie, która już dawno taplała się w wodzie.
Lottie była w niej po kolana, a dalej nie chciała wejść, ponieważ woda była dla niej zbyt zimna, ale chłopcy szybko sobie z tym poradzili, popychając ją głębiej. Towarzyszyły temu rzecz jasna jej piski i protesty. Oburzona wyszła z wody i ulokowała się obok mnie.
— Idioci. — pokazała im środkowy palec.
— Twoje włosy zmoczone wydają się ciemnobrązowe. — powiedziałam dla rozluźnienia.
— Jestem cała mokra! A nie chciałam. — odparła z pretensją. — No patrz jak przebija... — wskazała na swój biały strój kąpielowy, który był jednoczęściowy. Niby jezioro, a przypominało mi to plażę. Prócz nas, było jeszcze kilka innych osób i to nawet z naszej szkoły.
— Charlotte! — zawołała Raven, a potem gestem pokazała, aby do niej przyszła.
— Nie wchodzę tam!
— No chodź! — zaśmiała się brunetka. — Lottie! — skuliła się po czym wyprostowała.
— Jezu... — westchnęła i zdecydowała się pójść. Dojście do Raven zajęło jej mnóstwo czasu, ale się udało. Dziewczyna ponownie ją zmoczyła, na co Lottie się zdenerwowała i zaczęła ją gonić. Colina gdzieś wcięło, a Luke...
— Czemu nie w wodzie? — zapytał, siadając naprzeciwko mnie i jednocześnie potrząsając głową, przez co krople zimnej wody spadły na moje rozgrzane nogi, więc się wzdrygnęłam.
— Nie mogę. — wzruszyłam ramionami.
— Co? — zaśmiał się. — Niby czemu? — ochlapał mnie ręką, na której były resztki cieczy.
— Przestań! — spiorunowałam go, ale on nic sobie z tego nie zrobił. — Po prostu nie mogę.
— Aaa.... Już wiem! — usiadł po turecku i oparł brodę o dłoń. — Ty masz ten okres. — spojrzałam na niego z pod byka.
— Nie Luke, nie mam. Istnieją tampony, wiesz?
— Myślałem, że taka cnotka jak ty, nawet tego nie używa. — uniósł ręce w geście obronnym.
— Słucham? — uraził mnie. Nie powinien tak mówić.
— Nie, nic, przepraszam. — spuścił głowę w dół. Jego czarne włosy zmoczone lśniły w słońcu. Raven już pewnie wzięłaby je w obroty, a raczej w obiektyw.
— To tak naprawdę, czemu nie pływasz? Nie lubisz czy co...
— Lubię, ale nie mogę. — powiedziałam szybko.
— Dlaczego? — w myślach modliłam się, aby przestał drążyć ten temat.
— Bo... Wstydzę się. — to była prawda. Uniósł jedną brew, marszcząc czoło.
— Lucas! — krzyknęła jakaś dziewczyna, którą okazała się Sophie. Odwrócił się do niej i jej pomachał, a ona poprosiła go, aby do niej dołączył.
— Rozmawiam! — z powrotem utkwił wzrok we mnie, a ja przybiłam sobie mentalną piątkę.
— Wstydzisz się? Czego, Lily, jesteś przecież szczupła, cellulitu raczej nie masz, jakiegoś zarostu nie do zgolenia też. — mimowolnie się uśmiechnęłam, a potem klepnęłam w czoło.
— Nie masz, prawda?
— Nie. — roześmiałam się.
— Więc w czym problem?
— Nie lubię pewnych części swojego ciała. — odparłam szczerze.
— Lil... — prychnął.
— No co?
— Serio? Ty? — pytał ciągle, nie dowierzając. — Nie wiem w czym problem. — uśmiechnął się głupkowato. — Ale się dowiem. — pogładził moje udo dłonią, a potem wrócił do dziewczyn.
Jeden głupi gest, a sprawił, że było mi gorąco. I to wcale nie od słońca.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro