Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

                                            „Azylem dla prawdy niebezpiecznej jest milczenie."

 ~ Pierre Augustin Caron de Beaumarchais

— Mówiłam ci, że nie mam miesiączki. — przewróciłam oczami zirytowana.

— Dobra... — powolnym ruchem usiadła. — Więc i tak możemy je zjeść. — wzruszyła ramionami i wzięła się za pożeranie lodów.

— Nie mam ochoty. — wstałam, zabierając ze stołu torbę.

— Dokąd idziesz? — zapytał mnie Luke.

— Nie wiem, pod klasę. Chce być sama. — rzuciłam od niechcenia i wyszłam ze stołówki, zostawiając moich przyjaciół zdezorientowanych.

Nadal nie docierało do mnie, że od tak mnie wyrzucono. To nie było w żadnym stopniu normalne, a ja nie potrafiłam sobie z tym psychicznie poradzić. Posiedziałam kilka minut na ławce, a potem w głowie odmówiłam Ojcze Nasz.

Zawsze ze wszystkim zwracałam się do Boga, ponieważ to jedyne, co może mnie uratować. Pocałowałam medalik, który nosiłam zawsze ze sobą i akurat w tym momencie mogliśmy już wchodzić do klasy.

Geografio, jak ja cię nienawidzę.

— Usiądźcie proszę. — powiedziała Watson. — Czy ja mówię do zwierząt? — westchnęła, po czym trzasnęła wskaźnikiem do mapy o stół, na co wszyscy się uspokoili. Jak żadnej lekcji się nie obawiałam, tak ta była katuszami.

— Wszystko okay? — szepnęła Raven, która siedziała z Charlotte. Szczerze mówiąc myślałam, że zmieni miejsce po tym, jak zacznie być z Colinem, ale tego nie zrobiła, co mnie bardzo zdziwiło.

— Tak. — pokiwałam głową.

— Muszę was przemeblować. — oznajmiła Watson. — Bo tak mi się podoba. — powiedziała, wyprzedzając nasze pytania.

— Proszę pani! — podniosła rękę Erica.

— Tak?

— Czy mogłabym zostać na...

— NIE! — Luke spojrzał na nią z jakąś pogardą... Nie potrafiłam określić jego uczuć.

— Evans! — krzyknęła Watson. — Przykro mi, ale każdy zmienia miejsce. Clark... Anderson. — uśmiechnęli się do siebie. — Lily będziesz siedzieć z Charlotte. Wymiana. — gestykulowała palcami. — Evans, Evans... O! Sophie, zapraszam. — złamałam ołówek z zazdrości. Było to głupie, ale nic nie mogłam na to poradzić.

— Co ty? — Lottie to zauważyła. Patrzyła na mnie wielkimi oczami. Otworzyła usta formując z nich „o", a potem zakryła je dłonią. — Podoba ci się Luke? — zapytała szeptem, a mnie wbiło w krzesło.

— Ja...

— Jesteście jedyną grupą, którą muszę ciągle uspokajać. Lily, po tobie się nie spodziewałam takich wybryków. — nauczycielka założyła ręce na krzyż, a ja rzuciłam jej przepraszające spojrzenie, a następnie skinęłam głową do Charlotte, aby potwierdzić jej założenie. Prychnęła pod nosem, po czym powiedziała:

— Współczuję.

— Ooo, czego współczujemy? — Lucas odwrócił się do nas. Lottie uderzyła go zeszytem, więc skierował wzrok na mnie, ale ja udawałam, że tego nie widzę.

— Ej, w ogóle przypomniało mi się. Mamy jutro razem matmę. — dopiero po jakiejś chwili ogarnęłam, że mówi do mnie.

— Super. — zabrzmiało to strasznie sztucznie, ale ja naprawdę się cieszyłam.

— Na drugiej lekcji? — zagadnęła Sophie. — Bo jeżeli tak, to też mam z wami. — Lucas się uśmiechnął, a potem przybyli sobie żółwika. Zazdrość jest okropna, Boże wybacz mi.

— Ludzie. — przerwał Colin. — Idziemy po szkole nad jezioro. Idziecie z nami? — wymieniłam zmieszane spojrzenie z Raven.

— Ja się absolutnie zgadzam. — powiedziała Charlotte.

— Ja bym nie poszedł? — Luke w uroczy sposób przekrzywił głowę w bok.

— Uciszycie się?!

— Dobra, to jesteśmy umówieni.

Świetnie.

* * *

Szłam spędzić czas z przyjaciółmi dla przyjemności, a czułam się jakby w miejscu, do którego zmierzamy, miała się odbyć moja egzekucja.

— Hej, będzie dobrze. — szturchnęła mnie Raven, a potem dogoniła Colina. Nie dość, że byłam zazdrosna o Lucasa, to jeszcze trochę o Raven. Kiedy była z Andrew, nie widywała się z nim często i to był jedyny plus tego związku.

Boże, jaka ze mnie egoistka...

— Nie lubisz pływać? — zdziwiła się Charlotte.

— Pytasz serio? — szepnęłam, a ona zaskoczyła o co biega. Z jej ust mogłam wyczytać bezgłośne „przykro mi". Kiedy dotarliśmy, rozłożyliśmy koce, picie, jedzenie.

Pomagałam dziewczynom w smarowaniu kremem przeciwsłonecznym, a sama wzięłam jakąś książkę, która należała do Raven i zaczęłam ją czytać. Po pewnym czasie wydawała mi się tak idiotyczna, że sobie odpuściłam.

Pojęcia nie mam w czym ona gustuje, ale to nie moje klimaty.

Założyłam okulary przeciwsłoneczne i przyglądałam się reszcie, która już dawno taplała się w wodzie.
Lottie była w niej po kolana, a dalej nie chciała wejść, ponieważ woda była dla niej zbyt zimna, ale chłopcy szybko sobie z tym poradzili, popychając ją głębiej. Towarzyszyły temu rzecz jasna jej piski i protesty. Oburzona wyszła z wody i ulokowała się obok mnie.

— Idioci. — pokazała im środkowy palec.

— Twoje włosy zmoczone wydają się ciemnobrązowe. — powiedziałam dla rozluźnienia.

— Jestem cała mokra! A nie chciałam. — odparła z pretensją. — No patrz jak przebija... — wskazała na swój biały strój kąpielowy, który był jednoczęściowy. Niby jezioro, a przypominało mi to plażę. Prócz nas, było jeszcze kilka innych osób i to nawet z naszej szkoły.

— Charlotte! — zawołała Raven, a potem gestem pokazała, aby do niej przyszła.

— Nie wchodzę tam!

— No chodź! — zaśmiała się brunetka. — Lottie! — skuliła się po czym wyprostowała.

— Jezu... — westchnęła i zdecydowała się pójść. Dojście do Raven zajęło jej mnóstwo czasu, ale się udało. Dziewczyna ponownie ją zmoczyła, na co Lottie się zdenerwowała i zaczęła ją gonić. Colina gdzieś wcięło, a Luke...

— Czemu nie w wodzie? — zapytał, siadając naprzeciwko mnie i jednocześnie potrząsając głową, przez co krople zimnej wody spadły na moje rozgrzane nogi, więc się wzdrygnęłam.

— Nie mogę. — wzruszyłam ramionami.

— Co? — zaśmiał się. — Niby czemu? — ochlapał mnie ręką, na której były resztki cieczy.

— Przestań! — spiorunowałam go, ale on nic sobie z tego nie zrobił. — Po prostu nie mogę.

— Aaa.... Już wiem! — usiadł po turecku i oparł brodę o dłoń. — Ty masz ten okres. — spojrzałam na niego z pod byka.

— Nie Luke, nie mam. Istnieją tampony, wiesz?

— Myślałem, że taka cnotka jak ty, nawet tego nie używa. — uniósł ręce w geście obronnym.

— Słucham? — uraził mnie. Nie powinien tak mówić.

— Nie, nic, przepraszam. — spuścił głowę w dół. Jego czarne włosy zmoczone lśniły w słońcu. Raven już pewnie wzięłaby je w obroty, a raczej w obiektyw.

— To tak naprawdę, czemu nie pływasz? Nie lubisz czy co...

— Lubię, ale nie mogę. — powiedziałam szybko.

— Dlaczego? — w myślach modliłam się, aby przestał drążyć ten temat.

— Bo... Wstydzę się. — to była prawda. Uniósł jedną brew, marszcząc czoło.

— Lucas! — krzyknęła jakaś dziewczyna, którą okazała się Sophie. Odwrócił się do niej i jej pomachał, a ona poprosiła go, aby do niej dołączył.

— Rozmawiam! — z powrotem utkwił wzrok we mnie, a ja przybiłam sobie mentalną piątkę.

— Wstydzisz się? Czego, Lily, jesteś przecież szczupła, cellulitu raczej nie masz, jakiegoś zarostu nie do zgolenia też. — mimowolnie się uśmiechnęłam, a potem klepnęłam w czoło.

— Nie masz, prawda?

— Nie. — roześmiałam się.

— Więc w czym problem?

— Nie lubię pewnych części swojego ciała. — odparłam szczerze.

— Lil... — prychnął.

— No co?

— Serio? Ty? — pytał ciągle, nie dowierzając. — Nie wiem w czym problem. — uśmiechnął się głupkowato. — Ale się dowiem. — pogładził moje udo dłonią, a potem wrócił do dziewczyn.

Jeden głupi gest, a sprawił, że było mi gorąco. I to wcale nie od słońca. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro