Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 29



„Chciałbym cię nienawidzić. Chcę cię nienawidzić. Próbuję cie nienawidzić. Byłoby o wiele łatwiej, gdybym cię nienawidził. Czasami myślę, że cię  nienawidzę, a potem cie spotykam i.."

~ Cassandra Clare, Dary Anioła : Miato Kości 




Lekcje dobiegały końca, w zasadzie została nam ostatnia lekcja, ale od niej dzieliła nas przerwa obiadowa. Byłam smutna, czysto po ludzku. On mnie unikał i robił to celowo. Nawet teraz, kiedy szłam na stołówkę, specjalnie poszedł innym wejściem. Zajęłam swoje miejsce obok dziewczyn i spojrzałam pustym wzrokiem na tackę przede mną. 

— Wszystko dobrze? — zapytała Raven, kładąc dłoń na moich plecach.

— Colin mnie ostrzegał. — powiedziałam cicho. — Mogłam go posłuchać. — oparłam głowę o blat.

— Ale...

— Cześć poziomki! — zawołał radośnie. Tym razem to przywitanie nie sprawiło, że na mojej twarzy namalował się uśmiech. Jedyne na co miałam ochotę, to na zamordowanie go. Czułam się jak szmata.

— Nie jedzcie sałatki. — powiedział Colin.

— Dlaczego? — zbulwersowała się Erica.

— Po pierwsze, to widziano w niej karaluchy, a pod drugie, od jedzenia sałatki nie będziesz mieć twojej wymarzonej figury, jeśli nie przyłożysz się do tego również ruchowo. — dam sobie rękę uciąć, że blondyn właśnie rzucił jej złośliwy uśmiech.

— FUJ! — krzyknęła Lottie, wywalając tackę. Podniosłam głowę i zaśmiałam się, a potem zaczęłam przeglądać coś w telefonie.

— Dodatkowe białka Charlotte. — puściłam jej oczko. Udawałam, że nic się nie stało mimo, że w środku umierałam.

— Nawet mnie nie dobijaj. — jęknęła. — Co z tą szkołą jest nie tak?

— Nie tylko szkołą... — mruknęłam pod nosem.

— East chora. — oznajmiła nagle Sophie.

— O losie, czemu jesteś dla nas taki dzisiaj dobry? — zapytała Raven patrząc w górę. — Możemy sobie iść. — dźgnęła mnie łokciem.

— Zróbmy to teraz. Nie mam ochoty patrzeć na niektóre twarze. — wycedziłam przez zęby i razem z Raven wstałam. Szłyśmy szybkim krokiem, nie oglądając się za siebie.

— Nie sądziłam, że on to zrobi. — powiedziała do mnie dziewczyna, a w jej głosie słyszałam współczucie. Nie odpowiedziałam. — Lil, tego kwiatu jest pół światu. — zatrzymała mnie.

— To nie takie proste. — to zdanie ledwo wydobyło się z mojego gardła.

— Clarke! Chodź na chwilkę! — zawołała Watson do brunetki. Spojrzała na mnie przepraszająco i posłuchała profesorki. Oparłam plecy o ścianę i założyłam ręce na krzyż, a potem skupiłam się na swoich stopach, wlepiając w nie gały.

— Hej. — usłyszałam. Podniosłam głowę, a przede mną stał Luke. Uśmiechał się tak samo jak wtedy, kiedy pierwszy raz z nim rozmawiałam.

— Dlaczego mnie unikasz? — zapytałam prosto z mostu. Mina mu zrzedła.

— Co...? — zaśmiał się kręcąc głową. — Nigdy nie rozmawiam z dziewczyną, kiedy już ją przelecę.

Ała.

Powstrzymywałam łzy resztką sił. Zaczęłam nawet gryźć policzki, aby się nie rozpłakać.

— Naprawdę liczyłaś na coś więcej, znając mnie? — w tym pytaniu zawarł coś w stylu pogardy, której nie potrafiłam zrozumieć. — Przykro mi, że narobiłem ci jakieś nadzieje. Myślisz, że starałem się tak, żeby potem z tobą być, czy coś? — zakpił, a po moim policzku spłynęła łza. — Nie, ja tylko chciałem wreszcie to z tobą zrobić, a że nie jesteś taka łatwa, to musiałem się trochę pomęczyć no, ale cóż, udało mi się. Dawno nie byłem z siebie tak dumny.

— Ty dupku. — zdzieliłam go z liścia i włożyłam w to tyle siły, że chłopak aż się zachwiał. Zszokowany trzymał się za obolałe miejsce.

— Jak śmiałeś? — zapytałam zrozpaczona. — Jak śmiałeś robić to wszystko tylko po to, aby się ze mną przespać. Jesteś oszustem, grasz na uczuciach! — powoli zaczynałam płakać. — Mogłam nie słuchać serca, tylko Colina.

— Oh, przecież to on w tej dwójce jest tym mądrzejszym. Mogłaś. — prychnął.

— Zdajesz sobie sprawę z tego co mi zrobiłeś? Na cholerę się tak angażowałeś?! Doskonale wiedziałeś, że mnie zranisz! Zrobiłeś to specjalnie... Masz teraz pewnie wielką satysfakcję, zresztą sam to przed chwilą powiedziałeś. — byłam zrozpaczona. — Nie mogę uwierzyć, że naprawdę to zrobiłeś... Jestem głupią idiotką, że w ciebie wierzyłam.

— Uspokó... — złapał moje ręce, ale się wyrwałam i odepchnęłam go gwałtownie.

— Nie, nie... — opuściłam na chwilę głowę, po czym znowu ją uniosłam i spojrzałam mu prosto w oczy. — Lucasie Evans. Złamałeś mi serce na milion kawałków, nie jestem Sherlockiem, więc szukać będę ich bardzo, bardzo długo i choć tak bardzo chciałabym zrobić z twoim to samo, wiedząc, że mogłabym, to nigdy bym tego nie zrobiła. — szlochałam. — A wiesz dlaczego? — obraz zaczynał mi się rozmazywać przez łzy. — Bo ten upadający anioł się w tobie zakochał. A wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze? Nie wiesz. — prychnęłam. — Bo nigdy cię najwyraźniej nie obchodziłam, ale ja ci to powiem. Pluję sobie w twarz, Boże zabij mnie za to, ale po tym wszystkim co z tobą przeszłam ja... wciąż cię kocham. — ostatnie zdanie powiedziałam tak cicho, że nawet nie wiedziałam czy to usłyszałam. Jedno było pewne. Zamurowało go, bo nie mógł się ruszyć. Bo gdyby mógł, dawno by już to zrobił.

— Śpiewałeś „Just say you won't let go"*. Szkoda, że to były puste słowa. Szkoda, że zmuszasz mnie abym odeszła. — otarłam mokrą twarz. Jego oczy były szklane. — Mam nadzieję, że te słowa zadały ci choć trochę tego samego bólu, co ty mnie. Mogę to porównać z tym, co robił mi mój ojciec. — złapałam za broszkę i ją odpięłam. — Nie chcę nosić niczego, co będzie mi przypominać o tobie. — rzuciłam nią w niego. — Niczego. — zaczęłam nerwowo szukać kokardy w torbie. — Zabrałeś mi jedną z najcenniejszych rzeczy jaką miałam.

— Lil...

— Więc to też powinieneś wziąć. — wcisnęłam kokardę w jego ręce. — Chciałabym cię nienawidzić, ale nie potrafię. Zapamiętaj mój głos, bo słyszysz go ostatni raz skierowany do ciebie. — odwróciłam się na pięcie i wyszłam ze szkoły, nadal płacząc, aby poczekać tam nas Raven i przede wszystkim się opanować. Na szczęście wyszła chwilę po mnie.

— Co się stało? — wskazywała kciukiem za siebie. — Oboje... płaczecie. Różnisz się tylko tym, że nie rozwaliłaś szafki.

— Powiedzieliśmy sobie wszystko. To się stało. — zaczęłam pędzić w kierunku domu.

— Na pewno powiedzieliście sobie wszystko? — dogoniła mnie. Była zmartwiona.

— Tak. — syknęłam.

— A to, że się kochacie? — poprawiła pasek z etui aparatu.

— Ja jemu tak. On mnie nie, bo mnie nie kocha i nie kochał.

Wydawało mi się, że tak było. 


————————


* Tylko powiedz, że nie odejdziesz 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro