Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 26


„- Kocham Cie, Clary. – Powiedział nie patrząc na nią. Wpatrywał się w głąb kościoła, w rząd zapalonych świec, które odbijały się złotymi refleksami od jego oczu.
– Bardziej niż kiedykolwiek. – Urwał – Boże. Bardziej, niż powinienem. Wiesz o tym? "

~
Cassandra Clare, Dary Anioła  : Miasto upadłych aniołów 



— Nie zrozum mnie źle, ale trochę mnie przestraszyłeś... — powiedziałam ostrożnie.

— Nie, Lily... — zaczął się śmiać, a ja wypuściłam z płuc powietrze, które nabrałam tam nieświadomie. — Chodzi mi o to, co się stało na balu. Na pewno wiesz, czemu mnie pocałowałaś.

— No tak wiem, ale... boję się, weźmiesz mnie za idiotkę. — wydukałam.

— Mów. — położył dłoń na moim kolanie.

— Więc... Tobias nie chciał się odczepić, nie ważne co mówiłam, ten dalej brnął przy swoim. Powiedział mi, że mam mu udowodnić, że nic do niego nie czuję, a wtedy zobaczyłam ciebie i... — westchnęłam, zdając sobie sprawę jak idiotycznie to brzmi.

— Cóż. — zaczął szarmanckim tonem. — Bardzo mnie cieszy, że wybrałaś właśnie mnie.

— A kogo innego miałabym wybrać? — palnęłam bez zastanowienia.

— Gdyby mnie tam nie było, co byś zrobiła? — przekrzywił głowę w bok.

— Poczekała aż przyjdziesz. — przyznałam nieco ciszej.

— A gdyby nie było mnie wcale? — szepnął.

— Nie pocałowałabym nikogo. — byłam z siebie dumna, że miałam na tyle odwagi, aby to powiedzieć. Spojrzałam na niego, uśmiechał się lekko, badając mnie wzrokiem. Spuścił na chwilę głowę, ale zaraz ją podniósł, a potem złapał mnie za rękę.

— Zrobiłabyś to jeszcze raz?

— Luke, ja... — speszyłam się. Zauważyłam jak przygryza wargę. — Tak. Zawsze. — ujął moją twarz i złączył nasze usta ponownie. Ten pocałunek różnił się od tamtego, był pełen namiętności i pożądania, a tamten emocji i czułości. Nie wiedziałam co zrobić z rękami, więc złapałam go za krawat. To kompletne szaleństw, co robiłam, ale chciałam i podobało mi się to.

Bez żadnego problemu mogłam powiedzieć, że Lucas i jeździ i całuje lepiej od Colina.

Żałowałam, że ta chwila dobiegła końca.

Chłopak oblizując usta patrzył znów przed siebie i odblokował mi drzwi. Wysiadłam, ale moje nogi były jak z waty. Moje usta pulsowały, a ciało nabierało temperatury. Odwróciłam się, a on rzucił mi przelotne spojrzenie, po czym ruszył. Odjechał i mnie zostawił. Nie miałam mu tego za złe po takim pożegnaniu. Jeszcze nigdy nie byłam tak podekscytowana.

Nie mogłam zasnąć.

* * *

Poniedziałkowy dzień zaczął się jak zwykle, czyli fatalnie. Nawet dla mnie poniedziałki nie są super sprawą.

Szłam właśnie na stołówkę z dziewczynami, które ciągle uśmiechały się do mnie, jakby coś brały. Mogłam im nie opowiadać, co się wydarzyło.

— Zmieńcie dilera. — przewróciłam oczami.

— Ale jesteście razem, czy co? — zapytała Lottie, biorąc od kucharki makaron ze szpinakiem.

— Nie. — odparłam trochę smutno.

— A to niby kobiety są niezdecydowane. — parsknęła szatynka i usiadłyśmy przy „naszym" stoliku. Wkrótce dołączyły Sophie i Erica.

— Słuchajcie! — zaczęła ta głupsza. — George podobno szuka dziewczyny, mam zamiar nią zostać. — oświadczyła składając dłonie.

— George? — Raven spojrzała na nią marszcząc czoło. — Przecież to totalny palant.

— No niby tak, ale jest przystojny i słodki. — bawiła się kosmykiem włosów, patrząc za nasze plecy. Odwróciłam się razem z moją przyjaciółką, a chłopak akurat jadł twarzą jedzenie. Niektórzy jak widać nadal nie opanowali sztuki jedzenia nożem i widelcem.

— Faktycznie. — prychnęłam.

— Weźcie... Ty zajęłaś mi Colina. — wskazała na Raven. — A ty Luke'a. Co miałam zrobić? Tobias jest jeszcze bardziej porąbany.

— Nie zajęłam Luke'a. — wzruszyłam ramionami.

— Ale nie mam szans! Lata za tobą, jak mucha za gównem. — wzięła łyk herbaty. — Na sobotniej imprezie nawet nie zwrócił uwagi na żadną dziewczynę. Co ty mu zrobiłaś? Loda? — wyplułam na Charlotte wodę.

— Mogłaś sobie tego oszczędzić. — spojrzała krzywo, po czym zaczęła wycierać się serwetką.

Zaraz, skąd na tym stoliku u licha się wzięły serwetki? Czy nasza szkoła w nie zainwestowała? Nie zastanawiając się nad tym dłużej, zajęłam się dalszym uzupełnianiem elektrolitów i spożywaniem tego jakże pysznego posiłku.

— Wiecie co Blake mi powiedział? — wyrwała się nagle Lottie. — Powiedział, że w życiu nie widział tak wspaniałej tancerki, jak ja.

— Ugh. — Erica przewróciła oczami. — Musi zatańczyć ze mną. — odrzuciła spalone włosy do tyłu i uśmiechnęła się zawadiacko.

— Prędzej świnie zaczną latać niż na to pozwolę. — oburzyła się Charlotte. — Nie chce mi się iść na geografię... Chyba ucieknę z lekcji. Oczywiście z Blakiem.

— Wątpię, że będzie za tym pomysłem. — przyznałam.

— Ty się tam znasz. — dotknęła mnie palcem w czoło. — Lepiej zajmij się swoim niedoszłym chłopakiem, a nie będziesz mnie tutaj pouczać.

— Ja cię nie pouczam. — zaśmiałam się.

— Cokolwiek. — machnęła dłonią i wzięła do ręki telefon.

— Cześć poziomki! — przysięgam, że to przywitanie przejdzie do historii w tej szkole. — I plastiki. — dodał, kiedy zauważył Erikę, ale ona nawet nie zorientowała się, że właśnie ją obraził.

— Raven, wiem jak bardzo lubisz chodzić na nasze mecze. — powiedział Colin stanowczo. — Dzisiaj po lekcjach.

— Super! — udała entuzjazm. Sama nie lubiłam na nie chodzić, bo szczerze mnie to nie interesowało, ale czasami zdarzały się ciekawe sytuacje. — Luke gra? Nie chciałabym, aby komuś stała się krzywda.

— Nie bądź niemiła. — zrobił minę szczeniaczka. — Ostatnio trafiłem w dziesiątkę. — puścił mi oczko, a ja znowu się zarumieniłam. Na szczęście zauważył to tylko on.

— Krzywda stanie się tobie, jak nie przyjdziesz. — zakomunikował Colin groźnym głosem, co zabrzmiało trochę psychopatycznie.

— Grozisz mi? — założyła ręce na krzyż. — Czy czegoś się naćpałeś?

— Ciebie się naćpałem. — zażenowana odsunęła jego twarz dłonią.

— Lily? — usłyszałam głos Tobiasa.

No przysięgam, że zaraz wstanę i przypierniczę mu tą tacką, która leży przede mną na stoliku.

— Możemy...

— NIE! — wrzasnęłam, odwracają się do niego i mierząc go rozgniewanym wzrokiem.

— Czy ty jesteś zdrowy? — zapytał po chwili Lucas. — Dała ci kosza, a ty dalej łudzisz się jak jakiś debil. Nie widzisz, że ona nie ma ochoty na ciebie patrzeć, a co dopiero z tobą rozmawiać?

— To nie twoja sprawa, Evans. — syknął. Luke chciał się odezwać, ale przerwałam mu gestem.

— Owszem, jego. — uśmiechnęłam się złośliwie. — Dałam ci wyraźnie do zrozumienia.

— Nie, nie dałaś.

— Trzymajcie mnie ludzie... — jęknęła Charlotte. — Ty popierdolony jesteś?

— Idź stąd lepiej, bo za chwilkę znowu wylądujesz w szpitalu. — oznajmił Lucas, a potem oplótł rękami moją szyję, a ja odchyliłam głowę w górę żeby na niego spojrzeć.

— Jeszcze zobaczymy. — prychnął Tobias i odszedł.

— Twój złamany nos! — zawołała za nim Lottie.

Nie wiedziałam, co Lucas właśnie ze mną robił, ale nie przeszkadzało mi to. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro