Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 23

„Gdybyś kiedy we śnie poczuła, że oczy moje już nie patrzą na ciebie z miłością, wiedz, żem żyć przestał."

~ Stefan Żeromski 




Patrzyłam w sufit, szukając odpowiedniego pytania, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Tysiąc myśli lecz, która z nich poprawna? Co powiedzieć, aby nie zniszczyć tego, co jest?

Westchnęłam głęboko i otworzyłam usta, ale żaden dźwięk nie wydobył się z mojego gardła.

— Kiedy robiliśmy projekt z geografii. Wróciłam po rzeczy, byłeś bardzo przybity i powiedziałeś wtedy:

„Przydałaby mi się siostra albo ktoś taki kto szczerze mnie kocha." Co miałeś na myśli?

— Lily... — zaśmiał się bez krzty wesołości. — Nie pamiętam za bardzo, ale wydaję mi się, że po prostu potrzebowałem kogoś, kto mnie przytuli, powie coś dobrego albo, że mnie kocha. Byłem zdesperowany. — powiedział smutno. Zrobiło mi się go żal. — Wiesz, wolałem, kiedy oni się kłócili, ale byli tutaj. Teraz nie mam obu. To wcale nie jest lepsze. — jego głos drżał.

— Się dobraliśmy z tymi rodzicami. — prychnęłam.

— Właśnie, twoja mama nie wyglądała na szczęśliwą, wtedy w gabinecie. — oparł głowę o rękę.

— Luke, ona... nie chciała mi tego wszystkiego robić. Poszłam z nią do Raven i mi wszystko powiedziała. To mój tata ją zmuszał, a teraz znęca się nad nią.

— Przykro mi.

— Mi też. — otarłam łzę, która wypłynęła pod wpływem wspomnień. Sprawdziłam telefon, była druga w nocy. — Masz coś przeciwko temu, żebym poszła spać?

— Żartujesz sobie? Dobranoc, aniele.

— Dobranoc. — zamknęłam zmęczone oczy i natychmiastowo zasnęłam.

* * *

Obudziłam się sama nie wiem, o której godzinie tylko dlatego, że Luke wychodził z pokoju. Ktoś natarczywie dzwonił dzwonkiem i pukał w drzwi. Przetarłam oczy i ociężale wstałam. Usłyszałam jakieś głosy, a moja ciekawość niestety wzięła górę. Na palcach podeszłam do schodów, aby dowiedzieć się, o co chodzi.

— No daj spokój! — George. To na bank był on.

— Po pierwsze. to nie krzycz, a po drugie, nie ma mowy. — Lucas brzmiał jakby był zdenerwowany.

— No weźże! — zawołała jakaś dziewczyna. — Od kiedy jesteś taki sztywny?

— Chcecie imprezować, proszę bardzo, ale nie u mnie w domu. — warknął.

— Zawsze najlepsze imprezy są u ciebie, Lukeeeeee...... — prosił go inny chłopak.

— Nie tym razem. Wynoście się, nie mam ochoty się z wami cackać.

— Podasz nam powód dlaczego nie? — słyszałam w tym głosie pretensję.

— Ktoś u mnie jest. Śpi, jutro jest szkoła wiesz?

— O Boże... — jęknęła tamta dziewczyna. — Możecie dalej uprawiać seks, a my sobie potańczymy czy coś.

— Jezu... — był zirytowany. — Czego nie rozumiecie w słowie „nie"? Cześć. — trzasnął drzwiami, a ja szybko i zwinnie wróciłam do łóżka i ułożyłam się w tej samej pozycji żeby nie zorientował się, że ich podsłuchiwałam. Mój plan się powiódł.

* * *

— Luke, wstaaawaj! — szturchałam go, ale on miał mnie gdzieś. Zaczęłam krzyczeć, cokolwiek aby się podniósł.

— Jezu... — wymamrotał. Przetarł oczy i sprawdził godzinę na zegarku, który zawsze nosił na prawym nadgarstku. — Przecież lekcje są dopiero za dwie godziny, Lily idź spać i daj spać mi.

— Człowieku, masz trening. — oparłam ręce na biodrach. Ja oczywiście byłam już dawno ubrana i uczesana.

— Nie mam. — przewrócił oczami.

— Colin do mnie dzwonił, zapomniał ci powiedzieć! Przysięgam, sprawdź telefon. — tak też zrobił.

— Kurwa. — syknął tylko i błyskawicznie wstał, a potem poszedł do łazienki wziąć prysznic. Usiadłam na łóżku, które pościeliłam i postawiłam poczekać.

— A ty czemu na nogach? — zapytał kiedy wrócił, aby poszukać jakiejś koszulki. O mój Boże, co za widok. Nie mogłam ukryć zadowolenia z powodu jego wyrzeźbionej klatki piersiowej.

— Mam dodatkowe. — sprostowałam. — Fizyka mi nie leży. — na mojej twarzy pojawił się grymas, ale nie z powodu fizyki, a tego, że Lucas się ubrał.

— Olson nie leży nauka jakiegoś przedmiotu? Niemożliwe. — zaśmiał się w taki sposób, że miałam ochotę zrobić to samo. Przeczesał mokre włosy, chlapiąc mnie i jednocześnie szukając czegoś w półce nocnej.

— No widzisz. — nasze spojrzenia się skrzyżowały, a on posłał mi ciepły uśmiech.

— Ty go naprawdę nosisz. — spojrzał na aniołka, którego dał mi na urodziny. Odruchowo go dotknęłam. — Podoba mi się to.

— Nie czuj się taki wyjątkowy. — pokazałam mu bransoletkę od Colina. Pokręcił rozbawiony głową.

— Chodźmy. — wziął kluczyki i torbę.

— Samochodem? — zdziwiłam się. Luke nie jeździł często, a jak jeździł to okazjonalnie.

— A chcesz się spóźnić? — posłał mi pytające spojrzenie, kiedy zamykał drzwi. Wsiedliśmy do auta i od razu ruszył. Kiedy cofał, jego prawy profil wydawał się wręcz idealny. Luke nie jeździł tak agresywnie, jak jego przyjaciel, a patrząc na nich, wszyscy powiedzieliby, że jest na odwrót. Po kilku minutach wreszcie dotarliśmy. Spodziewałam się mniejszej ilości osób dzisiaj, więc wysiadłam nieco zmieszana i na szczęście nie zapomniałam zasłonić malinki.

— Widzimy się na obiadowej. — mrugnął do mnie porozumiewawczo, a ja poszłam w swoją stronę.

Wbrew pozorom dzisiejsze douczanie minęło mi szybko i przyjemnie. Może dlatego, że byłam w dobrym humorze.Z uśmiechem udałam się do mojej szafki po potrzebne podręczniki, a kiedy ją zamknęłam, zobaczyłam twarz Charlotte.

— Jezu, nie strasz. — odskoczyłam.

— Sorki. — pisnęła. — Stara... Byłam wczoraj z Blakiem. — rozmarzyła się. — W życiu nie czułam się tak fantastycznie. Czy to nie cudowne, że każda z nas spędziła czas z ukochanym?

— Tak, super. — powiedziałam a po chwili coś do mnie dotarło. — Zaraz, to ty wiedziałaś, że Raven wyjeżdża?

— Yyy... Ups! — uśmiechnęła się szeroko. — Daj spokój, na pewno nie było tak źle.

— No nie... Nie gniewam się już. — przełożyłam torbę przez ramię. — Idziemy?

— Idziemy.

* * *

Stołówka była dzisiaj wyjątkowo przepełniona, pewnie dlatego, że podawali ciasto czekoladowe za, które większość chciała się zabić. Usiadłyśmy z Lottie przy stoliku dumne, że udało nam się zdobyć tę słodkość. Zaczęłam przeglądać Instagrama. Raven dodała zdjęcie z Colinem, na którym trzymają się za ręce. Było słodkie, ale moje zdjęcie z Lucasem uważałam za lepsze.

— Lil? — dotarł do mnie głos Charlotte.

— Tak? — podniosłam głowę, aby na nią spojrzeć.

— Luke cię przeleciał?! — zorientowałam się, że ślad po jego „karze" jest widoczny.

— Ciszej! — zatkałam jej usta ręką. — Nie. Graliśmy w grę i nie chciałam odpowiedzieć na pytanie, więc zostałam ukarana malinką. — przewróciłam oczami.

— Przecież teraz cała szkoła pomyśli to samo, co ja. — rzuciła z pretensją.

— Powiedział, że to załatwi.

— No ja myślę, bo właśnie tutaj idzie. — skinęła na niego, a ja odwróciłam głowę żeby zobaczyć jego idealną buzię. Pomachał do nas, po czym usiadł obok mnie.

— Rób co masz robić, bo za chwilę będą brali ją za jakąś szmatę. — skarciła go, a on w odpowiedzi parsknął śmiechem. Przysunął się do mnie i dokładnie w tym samym miejscu co wczoraj położył swoje usta. Zrozumiałam. Udawał, że robi tę malinkę teraz. Inne dziewczyny zabijały mnie wzrokiem. Kiedy się ode mnie oderwał, zaczął po prostu jeść.

— I już. — odparł. — Teraz nikt nie weźmie cię za moją panienkę do seksu. — puścił mi oczko. — Jak tam na randce Charlotte?

— Nie opowiem ci o tym. Takie rzeczy mówi się tylko przyjaciółkom. Chyba, że o czymś nie wiemy i jesteś dziewczyną.

— Oczywiście. — uśmiechnął się szeroko.

— Lily, siedzisz blisko, więc sprawdź. — poleciła szatynka.

— Lottie. — klepnęłam się w czoło otwartą dłonią.

— Nie mam nic przeciwko. — oświadczył brunet.

— Jesteście niesmaczni. — skomentowałam, wkładając do ust plaster rzodkiewki.

— Oh, kto tu wczoraj był niesmaczny? — dogryzł mi.

— Ludzie. — przerwała Charlotte. — Czy wy na pewno ze sobą nie spaliście?

— Nie. — powiedzieliśmy oboje. — Jeszcze. — dodał po chwili Luke, a ja kopnęłam go w łydkę.  










__________________

Ten uczuć, kiedy cytat z tego rozdziału, pochodzi z książki, której nienawidzisz xDD 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro