Rozdział 23
„Gdybyś kiedy we śnie poczuła, że oczy moje już nie patrzą na ciebie z miłością, wiedz, żem żyć przestał."
~ Stefan Żeromski
Patrzyłam w sufit, szukając odpowiedniego pytania, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Tysiąc myśli lecz, która z nich poprawna? Co powiedzieć, aby nie zniszczyć tego, co jest?
Westchnęłam głęboko i otworzyłam usta, ale żaden dźwięk nie wydobył się z mojego gardła.
— Kiedy robiliśmy projekt z geografii. Wróciłam po rzeczy, byłeś bardzo przybity i powiedziałeś wtedy:
— „Przydałaby mi się siostra albo ktoś taki kto szczerze mnie kocha." Co miałeś na myśli?
— Lily... — zaśmiał się bez krzty wesołości. — Nie pamiętam za bardzo, ale wydaję mi się, że po prostu potrzebowałem kogoś, kto mnie przytuli, powie coś dobrego albo, że mnie kocha. Byłem zdesperowany. — powiedział smutno. Zrobiło mi się go żal. — Wiesz, wolałem, kiedy oni się kłócili, ale byli tutaj. Teraz nie mam obu. To wcale nie jest lepsze. — jego głos drżał.
— Się dobraliśmy z tymi rodzicami. — prychnęłam.
— Właśnie, twoja mama nie wyglądała na szczęśliwą, wtedy w gabinecie. — oparł głowę o rękę.
— Luke, ona... nie chciała mi tego wszystkiego robić. Poszłam z nią do Raven i mi wszystko powiedziała. To mój tata ją zmuszał, a teraz znęca się nad nią.
— Przykro mi.
— Mi też. — otarłam łzę, która wypłynęła pod wpływem wspomnień. Sprawdziłam telefon, była druga w nocy. — Masz coś przeciwko temu, żebym poszła spać?
— Żartujesz sobie? Dobranoc, aniele.
— Dobranoc. — zamknęłam zmęczone oczy i natychmiastowo zasnęłam.
* * *
Obudziłam się sama nie wiem, o której godzinie tylko dlatego, że Luke wychodził z pokoju. Ktoś natarczywie dzwonił dzwonkiem i pukał w drzwi. Przetarłam oczy i ociężale wstałam. Usłyszałam jakieś głosy, a moja ciekawość niestety wzięła górę. Na palcach podeszłam do schodów, aby dowiedzieć się, o co chodzi.
— No daj spokój! — George. To na bank był on.
— Po pierwsze. to nie krzycz, a po drugie, nie ma mowy. — Lucas brzmiał jakby był zdenerwowany.
— No weźże! — zawołała jakaś dziewczyna. — Od kiedy jesteś taki sztywny?
— Chcecie imprezować, proszę bardzo, ale nie u mnie w domu. — warknął.
— Zawsze najlepsze imprezy są u ciebie, Lukeeeeee...... — prosił go inny chłopak.
— Nie tym razem. Wynoście się, nie mam ochoty się z wami cackać.
— Podasz nam powód dlaczego nie? — słyszałam w tym głosie pretensję.
— Ktoś u mnie jest. Śpi, jutro jest szkoła wiesz?
— O Boże... — jęknęła tamta dziewczyna. — Możecie dalej uprawiać seks, a my sobie potańczymy czy coś.
— Jezu... — był zirytowany. — Czego nie rozumiecie w słowie „nie"? Cześć. — trzasnął drzwiami, a ja szybko i zwinnie wróciłam do łóżka i ułożyłam się w tej samej pozycji żeby nie zorientował się, że ich podsłuchiwałam. Mój plan się powiódł.
* * *
— Luke, wstaaawaj! — szturchałam go, ale on miał mnie gdzieś. Zaczęłam krzyczeć, cokolwiek aby się podniósł.
— Jezu... — wymamrotał. Przetarł oczy i sprawdził godzinę na zegarku, który zawsze nosił na prawym nadgarstku. — Przecież lekcje są dopiero za dwie godziny, Lily idź spać i daj spać mi.
— Człowieku, masz trening. — oparłam ręce na biodrach. Ja oczywiście byłam już dawno ubrana i uczesana.
— Nie mam. — przewrócił oczami.
— Colin do mnie dzwonił, zapomniał ci powiedzieć! Przysięgam, sprawdź telefon. — tak też zrobił.
— Kurwa. — syknął tylko i błyskawicznie wstał, a potem poszedł do łazienki wziąć prysznic. Usiadłam na łóżku, które pościeliłam i postawiłam poczekać.
— A ty czemu na nogach? — zapytał kiedy wrócił, aby poszukać jakiejś koszulki. O mój Boże, co za widok. Nie mogłam ukryć zadowolenia z powodu jego wyrzeźbionej klatki piersiowej.
— Mam dodatkowe. — sprostowałam. — Fizyka mi nie leży. — na mojej twarzy pojawił się grymas, ale nie z powodu fizyki, a tego, że Lucas się ubrał.
— Olson nie leży nauka jakiegoś przedmiotu? Niemożliwe. — zaśmiał się w taki sposób, że miałam ochotę zrobić to samo. Przeczesał mokre włosy, chlapiąc mnie i jednocześnie szukając czegoś w półce nocnej.
— No widzisz. — nasze spojrzenia się skrzyżowały, a on posłał mi ciepły uśmiech.
— Ty go naprawdę nosisz. — spojrzał na aniołka, którego dał mi na urodziny. Odruchowo go dotknęłam. — Podoba mi się to.
— Nie czuj się taki wyjątkowy. — pokazałam mu bransoletkę od Colina. Pokręcił rozbawiony głową.
— Chodźmy. — wziął kluczyki i torbę.
— Samochodem? — zdziwiłam się. Luke nie jeździł często, a jak jeździł to okazjonalnie.
— A chcesz się spóźnić? — posłał mi pytające spojrzenie, kiedy zamykał drzwi. Wsiedliśmy do auta i od razu ruszył. Kiedy cofał, jego prawy profil wydawał się wręcz idealny. Luke nie jeździł tak agresywnie, jak jego przyjaciel, a patrząc na nich, wszyscy powiedzieliby, że jest na odwrót. Po kilku minutach wreszcie dotarliśmy. Spodziewałam się mniejszej ilości osób dzisiaj, więc wysiadłam nieco zmieszana i na szczęście nie zapomniałam zasłonić malinki.
— Widzimy się na obiadowej. — mrugnął do mnie porozumiewawczo, a ja poszłam w swoją stronę.
Wbrew pozorom dzisiejsze douczanie minęło mi szybko i przyjemnie. Może dlatego, że byłam w dobrym humorze.Z uśmiechem udałam się do mojej szafki po potrzebne podręczniki, a kiedy ją zamknęłam, zobaczyłam twarz Charlotte.
— Jezu, nie strasz. — odskoczyłam.
— Sorki. — pisnęła. — Stara... Byłam wczoraj z Blakiem. — rozmarzyła się. — W życiu nie czułam się tak fantastycznie. Czy to nie cudowne, że każda z nas spędziła czas z ukochanym?
— Tak, super. — powiedziałam a po chwili coś do mnie dotarło. — Zaraz, to ty wiedziałaś, że Raven wyjeżdża?
— Yyy... Ups! — uśmiechnęła się szeroko. — Daj spokój, na pewno nie było tak źle.
— No nie... Nie gniewam się już. — przełożyłam torbę przez ramię. — Idziemy?
— Idziemy.
* * *
Stołówka była dzisiaj wyjątkowo przepełniona, pewnie dlatego, że podawali ciasto czekoladowe za, które większość chciała się zabić. Usiadłyśmy z Lottie przy stoliku dumne, że udało nam się zdobyć tę słodkość. Zaczęłam przeglądać Instagrama. Raven dodała zdjęcie z Colinem, na którym trzymają się za ręce. Było słodkie, ale moje zdjęcie z Lucasem uważałam za lepsze.
— Lil? — dotarł do mnie głos Charlotte.
— Tak? — podniosłam głowę, aby na nią spojrzeć.
— Luke cię przeleciał?! — zorientowałam się, że ślad po jego „karze" jest widoczny.
— Ciszej! — zatkałam jej usta ręką. — Nie. Graliśmy w grę i nie chciałam odpowiedzieć na pytanie, więc zostałam ukarana malinką. — przewróciłam oczami.
— Przecież teraz cała szkoła pomyśli to samo, co ja. — rzuciła z pretensją.
— Powiedział, że to załatwi.
— No ja myślę, bo właśnie tutaj idzie. — skinęła na niego, a ja odwróciłam głowę żeby zobaczyć jego idealną buzię. Pomachał do nas, po czym usiadł obok mnie.
— Rób co masz robić, bo za chwilę będą brali ją za jakąś szmatę. — skarciła go, a on w odpowiedzi parsknął śmiechem. Przysunął się do mnie i dokładnie w tym samym miejscu co wczoraj położył swoje usta. Zrozumiałam. Udawał, że robi tę malinkę teraz. Inne dziewczyny zabijały mnie wzrokiem. Kiedy się ode mnie oderwał, zaczął po prostu jeść.
— I już. — odparł. — Teraz nikt nie weźmie cię za moją panienkę do seksu. — puścił mi oczko. — Jak tam na randce Charlotte?
— Nie opowiem ci o tym. Takie rzeczy mówi się tylko przyjaciółkom. Chyba, że o czymś nie wiemy i jesteś dziewczyną.
— Oczywiście. — uśmiechnął się szeroko.
— Lily, siedzisz blisko, więc sprawdź. — poleciła szatynka.
— Lottie. — klepnęłam się w czoło otwartą dłonią.
— Nie mam nic przeciwko. — oświadczył brunet.
— Jesteście niesmaczni. — skomentowałam, wkładając do ust plaster rzodkiewki.
— Oh, kto tu wczoraj był niesmaczny? — dogryzł mi.
— Ludzie. — przerwała Charlotte. — Czy wy na pewno ze sobą nie spaliście?
— Nie. — powiedzieliśmy oboje. — Jeszcze. — dodał po chwili Luke, a ja kopnęłam go w łydkę.
__________________
Ten uczuć, kiedy cytat z tego rozdziału, pochodzi z książki, której nienawidzisz xDD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro