Rozdział 21
„Muzyka jest stenografią uczuć. "
~ Lew Mikołajewicz Tołstoj
Ktoś kiedyś powiedział, że serce nie sługa. Szkoda.
Nigdy nie pomyślałabym, że zakocham się w kimś tak bardzo, że nie będę mogła przestać myśleć o tej osobie, nawet na sekundę, a wszystko wokół będzie mi się kojarzyło z tym chłopakiem. To z jednej strony piękne, a z drugiej tak męczące... Chciałabym po prostu do niego podejść i wszystko mu powiedzieć, albo wreszcie pocałować. Cokolwiek, byleby czuć jego dotyk.
— Więc, po prostu wzięłam i zmieniłam modelkę. — nagle z rozmyśleń wybudził mnie głos Raven.
— Huh, co? — spojrzałam na nią zdezorientowana, a ona oparła ręce na biodrach.
— Lil! Nie słuchasz mnie w ogóle. — spiorunowała mnie wzrokiem.
— Przepraszam... — oklapłam na jej łóżko. — Nie potrafię się skupić.
— Rozumiem to. Długo wmawiałam sobie, że wcale tak nie mam, ale... — westchnęła. — Nie mogłam się oszukiwać. Colin zawrócił mi w głowie już pierwszego dnia. Tylko o tym nie wiedziałam. — wzięła swoją torbę.
— Po co ci to? — ale ona tylko wzruszyła ramionami. — Raven?
— Tak? — pakowała tam swoje rzeczy.
— Co ty robisz?
— Nie powiedziałam ci? — udawała zdziwioną.
— Raven. — wstałam. Wiedziałam, że coś kręci.
— Naprawdę ci nie powiedziałam? — zakryła twarz dłonią.
— Coś ty wykombinowała? Wiesz, że nie jesteś dobrą aktorką. — szczerze to byłam lekko przerażona, wiedząc do czego moja przyjaciółka jest zdolna.
— Puk! Puk! — Colin zastukał w drzwi pokoju, które były otwarte, a do domu pewnie wpuściła go mama Raven. Uśmiechał się serdecznie w dłoni ściskał kluczyki do samochodu.
— Gotowa? — skinął w stronę brunetki.
— Przepraszam, na co?! — założyłam ręce na krzyż.
— No więc.. jadę z Colinem właśnie za chwilkę do jego domku na uboczu miasta. Wrócę jutro po południu. — mówiła, a mi opadała szczena.
— Zostawiasz mnie samą? Czemu mnie nie uprzedziłaś?! — zaczęłam panikować. Blondyn wcale się nie odzywał, więc pewnie był wkręcony w ten plan. Chory plan.
— Dobrze, że twoja mama jest...
— No właśnie ma klientów. — myślałam, że oczy wypadną mi z orbit. — I tak nie bardzo możesz zostać w domu. — podrapała się po głowie.
— Zadzwonię więc do Lottie. — wzruszyłam ramionami i wyciągnęłam z kieszeni telefon, po czym zaczęłam szukać jej numeru.
— Nie! — zatrzymała mnie, a ja spojrzałam na nią zdziwiona. — Ma randkę z tym swoim.. jak on miał? Blake! — klasnęła w dłonie entuzjastycznie.
— CO?! — miałam ochotę jej po prostu przyłożyć, najlepiej kijem hokejowym. — W takim razie co mam zrobić? Iść do rodziców? — rozłożyłam ręce.
— NIE! — krzyknęli oboje. — Pomyśleliśmy, że może mogłabyś nocować u Luke'a... — dodał Colin nie zbyt pewnie.
— Czy wy jesteście upośledzeni?
— Już u niego nocowałaś. — oburzyła się Raven.
— Był pijany! A tutaj się nie dało! — wymachiwałam rękami.
— Aj! Laska z czym masz problem? Idziesz nocować do chłopaka, który ci się podoba. — prychnęła dziewczyna.
— Tak się nie robi. On wie? — westchnęłam.
— Właśnie mu to uświadamiam. — odparł Colin.
— Świetnie. — syknęłam, a potem wywróciłam oczami i poszłam do swojego pokoju, aby zabrać niezbędne rzeczy. Zeszłam na dół i obrażona usiadłam na kanapie.
— No weź... — Raven do mnie dołączyła. — Myśl pozytywnie.
— Nie mogłaś mi powiedzieć w poniedziałek? Załatwiłabym coś. Zrobiliście to celowo.
— Mogłam ale... zapomniałam.
— Jest czwartek. — uniosłam brwi.
— Oj no już. — Colin pomasował mnie w ramię. — On zeswatał mnie, teraz kolej abym zrobił to samo. Doceń to, ja nie zamykam cię z nim w spiżarni.
— Bardzo dziękuję. — powiedziałam sztucznie.
— Dobra zbieraj się. — pogoniła mnie Raven.
Wyszliśmy na zewnątrz. Ona jak gdyby nigdy nic wsiadła do auta i pojechała z jej chłopakiem, a ja wewnętrznie krzyczałam. Tupałam nogą i wszystko co możliwe, aby rozładować gniew. Na koniec zarżałam jak koń, a potem poprawiłam włosy i podeszłam do tych pamiętnych drzwi. Zanim zdążyłam zapukać, Lucas je otworzył. Wyminęłam go trącąc ramieniem.
— Wiedziałeś. — wycedziłam przez zęby.
— Przysięgam, że nie. — położył jedną dłoń na sercu, a drugą uniósł w górę. Przeczesałam nerwowo włosy.
— Jasne.
— Naprawdę, Lil. — przekrzywił głowę w bok. Cholernie doskonale wyglądał w czarnym swetrze z długim rękawem. — Jeżeli tak będziesz czuła się lepiej, to zostanę tutaj. — wskazał na sofę.
— Czy wyście dzisiaj powariowali? — jęknęłam. — Nie będziesz tutaj przecież spał.
— To dobrze. — odetchnął z ulgą. Zmarszczyłam czoło niezadowolona i udałam się schodami w górę do jego pokoju. Rzuciłam torbę na jego łóżko i spojrzałam na zdjęcia, które wisiały nad nim. Zamiast zdjęcia z Sophie, które mu kiedyś zerwałam, wisiało tam nasze zdjęcie. To z jeziora.
— Nie mamy innego wspólnego. — stanął obok mnie.
— Nie o to chodzi. — potrząsnęłam głową. — Ja go nie dostałam. — i na tym skończyła się rozmowa.
* * *
Kiedy się już umyłam i ogólnie ogarnęłam, jedyne na co miałam ochotę to pójść spać, ale wiedziałam, że tak łatwo nie będzie. Ku mojemu zdziwieniu, ulokował się obok łóżka na jakimś materacy czy coś.
— Wolałbym tamtą piżamę. — uśmiechnął się łobuzersko, a ja odwróciłam głowę.
— Zapomnij. — miałam na sobie dresowe szare spodnie i za dużą białą koszulkę z kierunkami świata. Chciałam wgramolić się pod kołdrę, ale coś pod tym łóżkiem przykuło moją uwagę. Zaintrygowana kucnęłam i zaczęłam tam grzebać.
— Ty naprawdę grałeś! — wyciągnęłam jakąś starą gitarę.
— Wooo! Wydało się. — powiedział melodyjnie.
— Czemu przestałeś? — usiadłam na rogu łóżka.
— Po prostu. — zbył mnie.
— Oczywiście. — zaśmiałam się. — Grasz jeszcze czasami? Jest nastrojona. — zauważyłam badając ją wzrokiem i szarpiąc delikatnie za struny.
— A skąd to niby wiesz? — oparł się na łokciach.
— Raven kiedyś grała... O Boże! To byłeś ty! Ty ją uczyłeś. — ucieszyłam się, że tak szybko połączyłam fakty.
— Ach ty detektywie. — zażartował. — Zdarza mi się. Jak mam zły dzień. Nie, nie proś mnie o grę. Nie zrobię tego.
— Nie zamierzałam. — odłożyłam ją na miejsce. — Nie jestem aż tak głupia.
— Tego nie powiedziałem. — oświadczył.
— Więc czemu nie grasz? I nie śpiewasz? — próbowałam zmusić go do gadania.
— Czy to jest „20 pytań do"? — zaczął się śmiać.
— Możemy zagrać. — skrzyżowałam nogi, aby usiąść po turecku i się wyprostowałam.
— Więc wykorzystałaś już dwa. — oblizał usta. — Nie gram, bo się do tego zniechęciłem przez tatę, a nie śpiewam, bo przestałem to lubić.
— Okay.
— Moja kolej... Uważasz, że śpiewam dobrze? — na jego twarzy malował się ten cwaniacki uśmieszek.
— Cóż, nigdy nie słyszałam jak śpiewasz na trzeźwo, a jest różnica, więc po tym co prezentowałeś na imprezach, mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że śpiewasz nieźle. — bo śpiewał dobrze.
— Czekaj... — uniósł palec w górę i zaczął się nad czymś zastanawiać. Odchrząknął i... Słodki Jezu, zaczął śpiewać.
— Her eyes, her eyes, make the stars look like they're not shining. Her hair, her hair, falls perfectly without her trying. She's so beautiful, and I tell her every day. I know, I know, when I compliment her she won't believe me. And it's so, it's so, sad to think that she don't see what I see. But every time she asks me do I look ok, I say. — pstrykał przy tym palcami, a ja? Zamurowało mnie.
— When I see your face, there's not a thing that I would change. Cause you're amazing, just the way you are. And when you smile, the whole world stops and stares for a while. Because girl you're amazing, just the way you are... — zaczęłam klaskać.
— Dobra, cofam moje słowa. Brzmisz perfekcyjnie. I przysięgam nie kłamię. — byłam pod wrażeniem. I nie potrafiłam tego ukryć.
— Bardzo dziękuję. — pokłonił się teatralnie.
— Czemu akurat ta piosenka?
— Chciałem żeby była adekwatna. — zaczęłam się rumienić, choć wcale nie miałam pewności, że chodziło mu o mnie. Uświadomiłam sobie, że zadałam trzecie pytanie i posmutniałam. — Teraz ja...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro