Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21

  „Muzyka jest stenografią uczuć. " 

~ Lew Mikołajewicz Tołstoj


Ktoś kiedyś powiedział, że serce nie sługa. Szkoda. 

Nigdy nie pomyślałabym, że zakocham się w kimś tak bardzo, że nie będę mogła przestać myśleć o tej osobie, nawet na sekundę, a wszystko wokół będzie mi się kojarzyło z tym chłopakiem. To z jednej strony piękne, a z drugiej tak męczące... Chciałabym po prostu do niego podejść i wszystko mu powiedzieć, albo wreszcie pocałować. Cokolwiek, byleby czuć jego dotyk.

— Więc, po prostu wzięłam i zmieniłam modelkę. — nagle z rozmyśleń wybudził mnie głos Raven.

— Huh, co? — spojrzałam na nią zdezorientowana, a ona oparła ręce na biodrach.

— Lil! Nie słuchasz mnie w ogóle. — spiorunowała mnie wzrokiem.

— Przepraszam... — oklapłam na jej łóżko. — Nie potrafię się skupić.

— Rozumiem to. Długo wmawiałam sobie, że wcale tak nie mam, ale... — westchnęła. — Nie mogłam się oszukiwać. Colin zawrócił mi w głowie już pierwszego dnia. Tylko o tym nie wiedziałam. — wzięła swoją torbę.

— Po co ci to? — ale ona tylko wzruszyła ramionami. — Raven?

— Tak? — pakowała tam swoje rzeczy.

— Co ty robisz?

— Nie powiedziałam ci? — udawała zdziwioną.

— Raven. — wstałam. Wiedziałam, że coś kręci.

— Naprawdę ci nie powiedziałam? — zakryła twarz dłonią.

— Coś ty wykombinowała? Wiesz, że nie jesteś dobrą aktorką. — szczerze to byłam lekko przerażona, wiedząc do czego moja przyjaciółka jest zdolna.

— Puk! Puk! — Colin zastukał w drzwi pokoju, które były otwarte, a do domu pewnie wpuściła go mama Raven. Uśmiechał się serdecznie w dłoni ściskał kluczyki do samochodu.

— Gotowa? — skinął w stronę brunetki.

— Przepraszam, na co?! — założyłam ręce na krzyż.

— No więc.. jadę z Colinem właśnie za chwilkę do jego domku na uboczu miasta. Wrócę jutro po południu. — mówiła, a mi opadała szczena.

— Zostawiasz mnie samą? Czemu mnie nie uprzedziłaś?! — zaczęłam panikować. Blondyn wcale się nie odzywał, więc pewnie był wkręcony w ten plan. Chory plan.

— Dobrze, że twoja mama jest...

— No właśnie ma klientów. — myślałam, że oczy wypadną mi z orbit. — I tak nie bardzo możesz zostać w domu. — podrapała się po głowie.

— Zadzwonię więc do Lottie. — wzruszyłam ramionami i wyciągnęłam z kieszeni telefon, po czym zaczęłam szukać jej numeru.

— Nie! — zatrzymała mnie, a ja spojrzałam na nią zdziwiona. — Ma randkę z tym swoim.. jak on miał? Blake! — klasnęła w dłonie entuzjastycznie.

— CO?! — miałam ochotę jej po prostu przyłożyć, najlepiej kijem hokejowym. — W takim razie co mam zrobić? Iść do rodziców? — rozłożyłam ręce.

— NIE! — krzyknęli oboje. — Pomyśleliśmy, że może mogłabyś nocować u Luke'a... — dodał Colin nie zbyt pewnie.

— Czy wy jesteście upośledzeni?

— Już u niego nocowałaś. — oburzyła się Raven.

— Był pijany! A tutaj się nie dało! — wymachiwałam rękami.

— Aj! Laska z czym masz problem? Idziesz nocować do chłopaka, który ci się podoba. — prychnęła dziewczyna.

— Tak się nie robi. On wie? — westchnęłam.

— Właśnie mu to uświadamiam. — odparł Colin.

— Świetnie. — syknęłam, a potem wywróciłam oczami i poszłam do swojego pokoju, aby zabrać niezbędne rzeczy. Zeszłam na dół i obrażona usiadłam na kanapie.

— No weź... — Raven do mnie dołączyła. — Myśl pozytywnie.

— Nie mogłaś mi powiedzieć w poniedziałek? Załatwiłabym coś. Zrobiliście to celowo.

— Mogłam ale... zapomniałam.

— Jest czwartek. — uniosłam brwi.

— Oj no już. — Colin pomasował mnie w ramię. — On zeswatał mnie, teraz kolej abym zrobił to samo. Doceń to, ja nie zamykam cię z nim w spiżarni.

— Bardzo dziękuję. — powiedziałam sztucznie.

— Dobra zbieraj się. — pogoniła mnie Raven.

Wyszliśmy na zewnątrz. Ona jak gdyby nigdy nic wsiadła do auta i pojechała z jej chłopakiem, a ja wewnętrznie krzyczałam. Tupałam nogą i wszystko co możliwe, aby rozładować gniew. Na koniec zarżałam jak koń, a potem poprawiłam włosy i podeszłam do tych pamiętnych drzwi. Zanim zdążyłam zapukać, Lucas je otworzył. Wyminęłam go trącąc ramieniem.

— Wiedziałeś. — wycedziłam przez zęby.

— Przysięgam, że nie. — położył jedną dłoń na sercu, a drugą uniósł w górę. Przeczesałam nerwowo włosy.

— Jasne.

— Naprawdę, Lil. — przekrzywił głowę w bok. Cholernie doskonale wyglądał w czarnym swetrze z długim rękawem. — Jeżeli tak będziesz czuła się lepiej, to zostanę tutaj. — wskazał na sofę.

— Czy wyście dzisiaj powariowali? — jęknęłam. — Nie będziesz tutaj przecież spał.

— To dobrze. — odetchnął z ulgą. Zmarszczyłam czoło niezadowolona i udałam się schodami w górę do jego pokoju. Rzuciłam torbę na jego łóżko i spojrzałam na zdjęcia, które wisiały nad nim. Zamiast zdjęcia z Sophie, które mu kiedyś zerwałam, wisiało tam nasze zdjęcie. To z jeziora.

— Nie mamy innego wspólnego. — stanął obok mnie.

— Nie o to chodzi. — potrząsnęłam głową. — Ja go nie dostałam. — i na tym skończyła się rozmowa.

* * *

Kiedy się już umyłam i ogólnie ogarnęłam, jedyne na co miałam ochotę to pójść spać, ale wiedziałam, że tak łatwo nie będzie. Ku mojemu zdziwieniu, ulokował się obok łóżka na jakimś materacy czy coś.

— Wolałbym tamtą piżamę. — uśmiechnął się łobuzersko, a ja odwróciłam głowę.

— Zapomnij. — miałam na sobie dresowe szare spodnie i za dużą białą koszulkę z kierunkami świata. Chciałam wgramolić się pod kołdrę, ale coś pod tym łóżkiem przykuło moją uwagę. Zaintrygowana kucnęłam i zaczęłam tam grzebać.

— Ty naprawdę grałeś! — wyciągnęłam jakąś starą gitarę.

— Wooo! Wydało się. — powiedział melodyjnie.

— Czemu przestałeś? — usiadłam na rogu łóżka.

— Po prostu. — zbył mnie.

— Oczywiście. — zaśmiałam się. — Grasz jeszcze czasami? Jest nastrojona. — zauważyłam badając ją wzrokiem i szarpiąc delikatnie za struny.

— A skąd to niby wiesz? — oparł się na łokciach.

— Raven kiedyś grała... O Boże! To byłeś ty! Ty ją uczyłeś. — ucieszyłam się, że tak szybko połączyłam fakty.

— Ach ty detektywie. — zażartował. — Zdarza mi się. Jak mam zły dzień. Nie, nie proś mnie o grę. Nie zrobię tego.

— Nie zamierzałam. — odłożyłam ją na miejsce. — Nie jestem aż tak głupia.

— Tego nie powiedziałem. — oświadczył.

— Więc czemu nie grasz? I nie śpiewasz? — próbowałam zmusić go do gadania.

— Czy to jest „20 pytań do"? — zaczął się śmiać.

— Możemy zagrać. — skrzyżowałam nogi, aby usiąść po turecku i się wyprostowałam.

— Więc wykorzystałaś już dwa. — oblizał usta. — Nie gram, bo się do tego zniechęciłem przez tatę, a nie śpiewam, bo przestałem to lubić.

— Okay.

— Moja kolej... Uważasz, że śpiewam dobrze? — na jego twarzy malował się ten cwaniacki uśmieszek.

— Cóż, nigdy nie słyszałam jak śpiewasz na trzeźwo, a jest różnica, więc po tym co prezentowałeś na imprezach, mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że śpiewasz nieźle. — bo śpiewał dobrze.

— Czekaj... — uniósł palec w górę i zaczął się nad czymś zastanawiać. Odchrząknął i... Słodki Jezu, zaczął śpiewać.

Her eyes, her eyes, make the stars look like they're not shining. Her hair, her hair, falls perfectly without her trying. She's so beautiful, and I tell her every day. I know, I know, when I compliment her she won't believe me. And it's so, it's so, sad to think that she don't see what I see. But every time she asks me do I look ok, I say. — pstrykał przy tym palcami, a ja? Zamurowało mnie.

When I see your face, there's not a thing that I would change. Cause you're amazing, just the way you are. And when you smile, the whole world stops and stares for a while. Because girl you're amazing, just the way you are... — zaczęłam klaskać.

— Dobra, cofam moje słowa. Brzmisz perfekcyjnie. I przysięgam nie kłamię. — byłam pod wrażeniem. I nie potrafiłam tego ukryć.

— Bardzo dziękuję. — pokłonił się teatralnie.

— Czemu akurat ta piosenka?

— Chciałem żeby była adekwatna. — zaczęłam się rumienić, choć wcale nie miałam pewności, że chodziło mu o mnie. Uświadomiłam sobie, że zadałam trzecie pytanie i posmutniałam. — Teraz ja...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro