Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17

„Nie ma bardziej szczerej miłości niż miłość do jedzenia."

~
George Bernard Shaw


- I tak właśnie powstaje to zjawisko. Czy ktoś chętny do powtórzenia doświadczenia? - chemia nigdy nie była moim ulubionym przedmiotem, zwłaszcza kiedy prowadziła tę lekcje Profesor Harison. Ta kobieta miała tak monotonny głos, że wszyscy nawet ja usypiali.Rozczarowana brakiem chętnych, prowadziła lekcję dalej, aż wreszcie wybawił nas dzwonek. Wyszliśmy z klasy z impetem i pokierowaliśmy się na stołówkę. Legenda głosiła, że co roku w ten dzień podają pizze, a rok temu to się sprawdziło. Kiedy zobaczyłam, że faktycznie pokarm bogów jest serwowany, od razu stanęłam do kolejki. Dwa lata temu ten dzień mnie ominął, ponieważ nie zdążyłam nawet poczuć zapachu potrawy, ale wtedy byliśmy w pierwszej klasie. Zwykle nie puszczającej się na prawo i lewo pierwszoklasistce, nigdy nie udaje się zdobywać tego, co powinni dostać wszyscy. Właśnie. Powinni.

- Odsuń się! - warknął chłopak za mną na jego kolegę.

- Nie tylko ty jesteś głodny. - popchnął go. Wzięłam swoją porcję i spokojnie powędrowałam do stolika. Siedziała już przy nim każda z dziewczyn, ale nie rozumiałam co robi tam Sophie wraz z Eriką. Bez słowa zajęłam swoje miejsce, omiatając wszystkich wzrokiem. Nikt się nie odzywał i wszyscy mieli dziwne miny.

- Czy coś się stało? - zapytałam wreszcie, nie mogąc wytrzymać tej napiętej atmosfery.

- Nie gadaj, że nie wiesz... - wymamrotała Erika.

- Jakim cudem o tym nie słyszałaś? - dopytywała Raven.

- Może dlatego, że nic mi nie powiedziałaś?

- Lil, to się stało na poprzedniej przerwie. Nie mogłam cię znaleźć. - mówiła spokojnym tonem. - Ale nie mogę uwierzyć, że to do ciebie nie dotarło.

- Powiecie mi wreszcie, o co chodzi? Jestem zdenerwowana. - rozłożyłam ręce. Nagle w stół uderzyła ciężka, męska dłoń.

- Cholera jasna! - krzyknął Lucas. Podskoczyłam na krześle wystraszona. Był wściekły. Kipiał ze złości, a wszyscy oprócz mnie znali powód.

- Jak poszło? - zapytała Charlotte.

- Fantastycznie. - odpowiedział Colin, który właśnie przyszedł. Objął ramieniem Luke'a i posłał nam firmowy uśmiech. Przygryzłam nerwowo wargę, a wtedy poczułam jak mój telefon wibruje. Dostałam SMS-a od Raven. Dyskretnie go przeczytałam:

Od Renene:

Toby rozpowiadał wszystkim, że się z nim bzyknęłaś, a Colin zaczął z nim rozmawiać na spokojnie tylko, że potem do nich dołączył George i zaczął mówić dziwne rzeczy o tobie, a kiedy Luke się tam zjawił, było gorzej. Wyszły też inne sprawy, nie tylko to o tobie, ale z ich przeszłości i wszyscy zaczęli się bić! Tobias przypadkowo zleciał ze schodów i pojechał do szpitala, bo stracił przytomność i poszło no Colina, a Luke jest taki wkurzony za te wszystkie rzeczy, które tam mówili.

Wymieniłam z nią spojrzenie, a ona wzruszyła ramionami.

- Natasha widziała jak wychodzę z waszego namiotu i powiedziała dyrektorce, że to ja rzekomo spałem z Lily. - oznajmił Lucas.

- Wolę tę wersję. - przyznałam, na co się rozchmurzył i lekko uśmiechnął.

- Ja wyszedłem zwycięsko. - powiedział Colin. - Kamera wszystko złapała. Nawet go nie dotknąłem. - uśmiechnął się, wysuwając język między zębami. Czułam się trochę niezręcznie, nie wiedząc dokładnie co się się działo.

- Oho. - prychnęła Erika patrząc za mnie. Odwróciłam się i zobaczyłam Tatianę Rowson zmierzającą prosto w naszą stronę. Nie była zadowolona, a ona nigdy nie sprawiała problemów. Była w ostatniej klasie, a kiedyś została okrzyknięta najpopularniejszą dziewczyną, ale zbytnio się tym nie przejęła.Podeszła do mnie i złapała za szyję obracając nią i czegoś szukając.

- Nie masz znaku! - wskazywała na mnie palcem. - Ha! Chciałaś zabłysnąć wciskając wszystkim, że z nim spałaś - skinęła na Luke'a. - a gdyby było to prawdą, miałabyś znak.

- To nie ona to rozpowiada, tylko twoja siostra! - spiorunował ją chłopak. - Z nikim z tej szkoły nie spała i nie rzucaj się tak, bo cię gdzieś poniesie. Poza tym - oblizał usta. - nie twój interes co robi Lily, z kim i gdzie to robi. - puścił jej oczko, a ona oburzona odeszła.

- Ja myślę, że to była zwykła scena zazdrości. - zadeklarowała Sophie. - Usłyszałam w szatni, że od dawna się jej podobasz.

- Nie interesują mnie starsze dziewczyny. - Luke potrząsnął głową.

- Nie mówiłam o tobie. - aż pizza stanęła mi w gardle, kiedy wszyscy rzucili mi rozbawione spojrzenie.

- Jeszcze tego brakowało... - jęknęłam.

- Dostaliśmy karę. - westchnął Lucas patrząc na mnie. - Za nasz wyczyn, musimy sprzątać podwórko.

- Genialnie. - założyłam ręce na krzyż. - Dlaczego mam płacić za coś, czego nie zrobiłam? Może naprawdę to zróbmy, skoro i tak ponosimy konsekwencje. - wygarnęłam, sama nie wiem komu.

- Jestem wolny po południu. - oświadczył z łobuzerskim uśmiechem, a ja otwarłam zdumiona usta. - Sama zaproponowałaś. - uniósł ręce w geście obronnym.

- Chyba ktoś ci za bardzo przyłożył i poprzestawiał resztki mózgu. - zbeształa go Raven.

- Nie sądzę. - cmoknął.

- Kiedy zaczynamy...? - zapytałam ociężale.

- Dziś.

* * *

Dobry Boże, dlaczego skazałeś mnie na to, abym patrzyła na sprzątającego Lucasa, nie mogąc go dotknąć. Pojęcia nie mam jak musiałam wyglądać, ale nie mogłam nic poradzić na to, że on po prostu narkotyzował mnie samym widokiem. Słońce nieźle nam przypiekało i szczerze współczułam mu tych kruczych kudeł. Wcześniej wydawało mi się, że jest szatynem, ale teraz byłam pewna, że to brunet. Jak do cholery mogłam pomylić czarny z brązowym? Zmieniam się w Raven.

- Bardzo jesteś pomocna! - zawołał z drugiego końca placyku przed szkołą. Otrząsnęłam się i zaczęłam sprzątać pomnik. O Losie, pomnik anioła. Ostatnio umyty został chyba przed moimi narodzinami. Chcąc wytrzeć czubek głowy, po prostu biłam w niego szmatką, co poskutkowało zaczepieniem się jej na samym szczycie. Westchnęłam i zaczęłam się wspinać po nią, ale mój towarzysz mnie wybawił.

- Ja to zrobię. - był o wiele wyższy, więc bez problemu mógł ją ściągnąć.

- Dzięki. - wymamrotałam tylko i myłam dalej. Bo co innego mam robić, skoro dostałam tylko szmatę? Równie dobrze mogli mi przysłać Erikę do pomocy.

- Wiesz, że nie żartowałem wtedy na stołówce? - posłał mi pytające spojrzenie.

- Ja już nie wiem, kiedy jesteś poważny. - oparłam ręce na biodrach. - O co chodziło z tym znakiem?

- Aaa... to. Robię dziewczyną malinki, kiedy nie zdążą oczywiście uciec. - zaśmiał się.

- Malinki? - uniosłam brwi.

- No tak, to takie ssanie skóry. Mogę zademonstrować....- nachylił się w moją stronę, a ja odepchnęłam jego twarz dłonią.

- Wiem co to jest malinka. - odparłam zirytowana.

- Woah! - złapał się za głowę. - Niesamowite. A wiesz, że robię ją najlepiej?

- Przekonałabym się, ale nie chcę aby postrzegano mnie jako twoją zdobycz. - uśmiechnęłam się złośliwie. Sama nie wiem dlaczego się tak zachowałam.

- Lily. - powiedział stanowczo. - Zdobędę cię i bez tego. - spodziewałam się zupełnie innego tekstu. Nie takiego, który sprawi, że stanę się posągiem z wrażenia, ale takiego, że się pokłócimy.

- Możecie iść do domu! - krzyknął woźny. Ucieszyłam się niezmiernie i spojrzałam na Lucasa. Postanowiłam go pocałować w policzek na pożegnanie.

- Za co to? - nie dało się ukryć, że go zaskoczyłam.

- Ja tylko oddałam. - wzruszyłam ramionami, zalotnie się uśmiechając i odeszłam w swoją stronę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro