Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

  „Nic nie jest podawane na tacy - każdy zawsze trafia na jakieś przeszkody po drodze. Kiedy się pojawiają, zastanów się jak je pokonać, a nie myśl o tym, że to już koniec drogi." 

~ Michael Jordan

— Jak to? — zmarszczyła czoło.

— No... Tak po prostu wyszło. — przypominając sobie tamtą noc, paliłam się ze wstydu.

— Kiedy? — potrząsnęła głową.

— Przed tym, jak zrobiłaś mi i Lucasowi zdjęcie. — otwarła usta z zadumy i uniosła brwi tak wysoko, że myślałam, że powstanie z nich znaczek McDonald's. — Reagujesz gorzej niż on.

— Niż Luke? — odskoczyła. — Powiedziałaś mu?

— Tak, dzisiaj rano. — włożyłam ręce do kieszeni i wykonałam kółeczko dookoła pokoju.

— Rano? Rano był z Colinem. — była zdezorientowana.

— Wcześniej, kiedy był jeszcze w namiocie.

— Co ty robiłaś u niego w namiocie? — usiadła na fotelu i założyła nogę na nogę, a ja czułam się jak świadek w sądzie.

— On był u mnie. — sprostowałam.

— Okay, więc co on robił u ciebie w namiocie? — zaczęła się śmiać rozpaczliwie. Wyjaśniłam wszystko, pomijając takie rzeczy, jak bliski kontakt fizyczny z nim, a ona się uspokoiła. Zapomniałam jej o tym powiedzieć nie wiedzieć czemu.

* * *

Następnego dnia wracając ze szkoły, skierowałam się do swojego starego domu, razem z Raven dla bezpieczeństwa.
Taty teraz nie było, ponieważ to jego pora pracy, więc czas na rozmowę wydawał się idealny. Zapukałam niepewnie w białe drzwi i czekałam. Czekałam i czekałam, a kiedy już miałyśmy odejść, drzwi się otworzyły. Odwróciłam się i pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to ślady na szyi mojej matki.

— Wejdźcie. — powiedziała cicho i nas przepuściła.

Zaczęłam się jeszcze bardziej zastanawiać, co chce powiedzieć mi matka, skoro może być przy tym Raven. Usiadłyśmy na krzesłach, a ona rozglądała się jakby wystraszona.

— Nie proszę cię o wybaczenie, bo i tak mi go nie dasz, ale musisz poznać prawdę. — przeszyła mnie wzrokiem.

— Mów. — wzruszyłam ramionami.

— Ojciec o tym nie wie, więc mu nic nie mów. — poprosiła. — Nie... chciałam ci tego robić. Wyrzucać cię, bić, karać, krzyczeć za błahostkę, obrażać, mówić rzeczy, które cię zranią. Niszczyć cię. — westchnęła, a ja oniemiałam. — Jestem tchórzem, wiem to. — przyznała, patrząc w ziemię. — Ale nie potrafiłam sprzeciwić się Benowi.

— O czym ty mówisz? — potrząsnęłam głową.

— Lily, twój ojciec zmuszał mnie do różnych rzeczy, których nie potrafię zliczyć. Czasami, kiedy dawałam ci trochę luzu, ja też byłam karana. Nadal jestem. — złapała się za szyję. — Chciałam żebyś to wiedziała, żebyś nie myślała, że cię nienawidzę.

— Jesteś znakomitą aktorką. — syknęła Raven, a ja spiorunowałam ją wzrokiem.

— Wiem, co o mnie myślisz. — odparła z żalem.

— Obawiam się, że nie. — uśmiechnęła się sztucznie moja przyjaciółka.

— Zgło...

— Co tu się dzieje? — usłyszałam męski, ochrypły głos. — Co one tutaj robią?

— Idźcie już. — pośpieszyła nas moja mama, a my błyskawicznie znalazłyśmy się za drzwiami. Z wnętrza domu dochodziły krzyki i nie potrafiłam przez chwilę się ruszyć.

— Chodź. — szepnęła Raven, po czym mnie pociągnęła. Opornie, ale szłam.

— Co, jeśli on jej coś zrobi? — wskazałam ręką na dom, od którego się oddalałyśmy.

— Nie mów mi, że chcesz tam wrócić. — wycedziła przez zęby. — Wybaczyłaś jej?!

— Raven, to nie jej wina. — zauważyłam.

— Nie bądź śmieszna.

— Nauczono mnie przebaczać, przepraszam. — rozłożyłam ręce w geście obronnym. — Poza tym, nie widziałaś tych śladów?

— Mogła je sama zrobić. — prychnęła.

— Dlaczego tak mówisz? — przystanęłam.

— Ja nie chcę żebyś tam wróciła! — tupnęła nogą, niczym małe dziecko.

— Nie chcę tam wracać, już ci to powiedziałam. Mieszkanie u ciebie to jedna z trzech najlepszych rzeczy, jaka mnie w życiu spotkała. — wyznałam dorównując kroku.

— A pozostałe dwie? — uniosła zaciekawiona brew.

— Ty i Luke. — posłałyśmy sobie uśmiechy. — Raven, chcę jej pomóc.

— Jak zamierzasz to zrobić? — założyła ręce na krzyż, przybierając minę typu „idź się utop".

— Zadzwonię na policję. — wydukałam.

— Nie ingeruj w to Lil, zrób to dopiero wtedy, kiedy na pewno będziesz wiedziała, co jest grane. Twoja mama może równie dobrze kłamać. Nie życzę ci, aby tak się stało, ale przemyśl to.

— Okay. — przewróciłam oczami, a resztę drogi odbyłyśmy w milczeniu. Bałam się tylko, że następnego dnia zadzwonią do mnie z wiadomością, że moja mama nie żyje. Nie chciałabym przechodzić przez to drugi raz.

Jakiś chłopak z innej szkoły przejeżdżając obok nas zatrąbił, wystawił głowę przez okno i zagwizdał.

— Czy ja ci jak pies wyglądam?! — zapytała z pretensją moja przyjaciółka, a ja parsknęłam śmiechem kręcąc głową. Chłopak spłoszył się i odjechał.

— Co za palant. — stwierdziła.

— Chciał ci tylko dać do zrozumienie, że jesteś ładna.

— Super. Ten sposób nigdy nie zadziała. — i właśnie w tym momencie zatrąbiło kolejne auto.

— Co z wami jest do cholery nie tak!? — krzyknęła, a wtedy zza szyby wyłoniła się ciemna czupryna loków.

— Chciałem tylko zapytać, czy was podwieźć. — powiedział Lucas, uśmiechając się.

— A. To ty. Sorki. — machnęła lekceważąco ręką. — Chyba skorzystam. — nachyliła się do niego i poklepała go po ramieniu, a potem okrążyła pojazd i wsiadła do niego. Gryząc się w policzek, zrobiłam to samo. W środku unosił się zapach świerku, co przypominało mi tylko o wydarzeniach z wycieczki.

— Co ty i Colin macie z tymi leśnymi zapachami? Ja rozumiem, że wyszliście z buszu, ale bez przesady... — narzekała.

— Zjedz Snickersa. — wyciągnął jej słynnego batonika, a ona rzuciła mu gniewne spojrzenie. Po chwili jednak go wzięła i pochłonęła w całości.

Myślałam, że zje go razem z papierkiem, ale się pohamowała. Nikt przez resztę drogi się nie odzywał, a ja mogłam ochłonąć z emocji.

— Jesteś lepszym kierowcą niż Colin. — powiedziałam, kiedy wysiedliśmy z samochodu pod naszymi domami.

— Muszę jej przyznać rację. — zawtórowała mi Raven.

— Mówiłem mu to, ale nie słuchał. — na jego twarz wkradł się grymas. — W każdym razie dzięki, miło słyszeć. — podrzucił kluczyki, po czym schował je do kieszeni i truchtem skierował się do domu, ale wszedł tam dopiero wtedy, kiedy my zamknęłyśmy za sobą drzwi. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro