Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14

  „Życie byłoby znacznie prostsze, gdyby nasze rozmowy można było przewijać lub kasować jak nagrania na kasetach wideo albo odwoływać jak zeznania na sali sądowej."  

~ Sophie Kinsella 



Gdyby nie Charlotte, która wsadziła mi stopę w buzię, nie obudziłabym się tak wcześnie, ale cóż, niektórzy nie kontrolują swoich kończyn. Ubrałam się i wyszłam z namiotu, po czym rozglądnęłam się, przysłaniając oczy ręką, ponieważ światło nadal mnie raziło. 

— Panna Olson już wstała? — zdziwił się Robinson. — To wspaniale, że jesteś rannym ptaszkiem. Możesz iść po drewno! — uśmiechnął się serdecznie, a ja westchnęłam ciężko i skierowałam się w głąb lasu. Zauważyłam kilka patyków przy jednej z sosen, więc przykucnęłam i zaczęłam je zbierać. Przypadkiem byłam świadkiem jakiejś rozmowy, ale nie byłam pewna kto mówi.

— Nie wierzę ci. Za każdym razem robisz to samo, kłamiesz i kłamiesz! — ten głos należał absolutnie do dziewczyny.

— Nic nie zrobiłem. Jak mam ci to udowodnić?!

— Przestań sypiać z kim popadnie! — krzyknęła dziewczyna i odeszła od niego, niestety zauważając mnie. Spojrzała na mnie wrogo, tupnęła nogą i poszła dalej. Z obojętnym nastrojem wróciłam do paleniska i rzuciłam drewno niechlujnie na stos.

— Mogłabyś to ułożyć? — skarciła mnie Dunbar. Pomyliłam się mówiąc, że jadą sami fajni nauczyciele. Ona z całą pewnością nie jest fajna.

— Pomogę ci. — zaoferował się Colin.

— Jaki masz w tym interes?

— Rozmawiałem z Lucasem w autokarze, ale to już wiesz. — przeciągnął się. — Myślę, że wiesz też jaki Luke jest, ale w środku nadal drzemie w nim stary Luke. Mam nawet dobrą wiadomość. Chciałbym ci powiedzieć, że nie będę ingerował w to, co on z tobą zrobi, ani co zrobisz ty, ponieważ nie mówił o tobie w sposób poważny i chcę cię tylko ostrzec. — wzruszył ramionami.

— Przed cz-czym? — zawahałam się.

— Przed nim. — przeszył mnie wzrokiem. — Nadal wierzę, że nie będzie traktował cię jak zabawki, ale Luke, to niestety Luke. Nie zdziw się, jeżeli po tym jak się z tobą prześpi, po prostu zacznie cię olewać.

— Faktycznie dobra wiadomość. — powiedziałam sama do siebie.

— Mówię tylko jak jest.

— Mówisz tak, jakbyś nie chciał żebym cokolwiek z nim robiła. Colin, ludzie się zmieniają.

— Już raz się zmienił, zobacz na co. — skinął głową w lewo, a kiedy tam spojrzałam, zobaczyłam omawianego chłopaka z tą dziewczyną, która wcześniej kłóciła się za krzakami. Całował ją. Nie, oni wchodzili sobie językami do gardeł. Poczułam ukłucie bólu i zazdrości w sercu, jednak nadal wierzyłam, że mam jakieś szanse. Nawet jeśli miałby mnie potem zbywać, wolę to, niż nie dostać nic.

— Pozwól, że sama zdecyduję, czy jest w nim potencjał. — posłałam Colinowi sztuczny uśmiech, a on pokręcił głową.

— Ale się wyspałam! — oznajmiła Charlotte. — Co to za miny? — przeskanowała nas wzrokiem. — Drama... — powiedziała, teatralnie upadając na kłodę.

— Muszę z kimś porozmawiać. — stwierdziłam.

— Obecny. — Luke do nas podszedł. Spojrzałam na niego z tęsknotą, na co się zmieszał.

— Nie z tobą. — wstałam otrzepując się z liści i innych cząstek ściółki leśnej, po czym poszłam do Raven. Odetchnęłam z ulgą, kiedy okazało się, że jest w namiocie i ma czas. Opowiedziałam jej wszystko, co wydarzyło się w rozmowie z jej chłopakiem oraz o tym, jak moja mama do mnie zadzwoniła.

— Nie mam pojęcia dlaczego Colin jest taki przeciwny, jeszcze wczoraj mówił, że byłaby z was fajna para, ale niestety ma trochę racji... — powiedziała moja przyjaciółka. — Lucas jest typem chłopaka, który nie okazuje jakiś głębszych uczuć, tak jak ja. — zakpiła sama z siebie. — Ale dla mnie, przy tobie znów jest rozpromieniony i taki jak dawniej. — dotknęła mnie palcem w czubek nosa. — Więc... Kibicuję ci. — pokazała, że trzyma kciuki.

Reszta dnia upłynęła spokojnie, ale niestety nudno.


* * *


Obudziłam się około drugiej w nocy przez Charlotte, która właśnie wychodziła.

— Gdzie ty idziesz? — zapytałam szeptem.

— Nie chciałam cię budzić. Pamiętasz tego nieziemsko przystojnego katolika? — przewróciłam oczami. — No weź... Idę do niego tylko... zamiast mnie przyjdzie tutaj jego współlokator.

— Zwariowałaś? Nie będę spać z obcym chłopakiem!

— Csii... — przyłożyła mi dłoń do ust. — Nie jest obcy. — mrugnęła do mnie i uciekła. Zaburczałam i założyłam ręce na krzyż, po czym wlepiłam wzrok w górę. Zamek otworzył się, a ja ujrzałam Lucasa. Szczena mi opadła.

— Ty jesteś w namiocie z tym chłopakiem? — zmrużył oczy i wgramolił się do środka, a potem umiejscowił się obok mnie.

— Tamten chłopak to Blake. — wyjaśnił. — Nie jestem z nim w namiocie. W namiocie jestem z Danielem, ale to długa historia, jak to się stało, że jestem tutaj. — westchnęłam.

— Mogę dostać ataku. Zbyt mało miejsca.

— Lily. — parsknął śmiechem. — Nie dostajesz go w samochodach, łazienkach. Twoja klaustrofobia objawia się tylko w schowkach co oznacza, że to leży w psychice. Coś musiało się stać. — mówił przekonany.

— Skąd ta pewność?

— Pytałem Raven. — niech cię szlag Raven.

— Wiem, że mnie tutaj nie chcesz, ale na dworze pada deszcz. Nie każ mi tam spać.

— Nie zamierzałam. — faktycznie padało. Krople były duże, co wywnioskowałam po dźwięku jaki wydawały uderzając w namiot. Odwróciłam się na prawy bok tak, że byłam do niego tyłem. Myśl o tym, że leży obok sprawiała, że całe moje ciało nabierało większej temperatury.

— Jakaś licha ta piżama. — skomentował mój strój. Miałam koszulę nocną na ramiączkach, która sięgała mi jakoś do połowy ud, ale odkrywała dużą część pleców, a przecież na nie właśnie patrzył. Nie zauważyłby tego, gdyby nie lampka, której Lottie oczywiście nie wyłączyła.

— Nie wiedziałam, że będę spać z chłopakiem. — sprostowałam.

— Mnie się podoba. — szepnął uwodzicielsko. Czułam jego oddech na skórze. Przeszły mnie ciarki.

— Te wyglądają trochę inaczej, niż reszta. — dotknął palcami moich blizn na prawej łopatce.

— Bo są najświeższe. — z trudem przyznałam.

— Kiedy...? — stęknął.

— Wtedy, kiedy przyszłam do szkoły bez kokardki, a ty sprawiłeś, że ocena się zmieniła.

— Gdybym tam był, zrobiłbym mu to samo, ale dużo mocniej. — uśmiechnęłam się w duchu.

— Przysięgam, że nigdy więcej nie pozwolę, aby cię dotknął. Przynajmniej w mojej obecności. — położył ciepłą dłoń na tych bliznach.

— Nie wiem, co powiedzieć. — wyszeptałam. — Jesteś taki kochany. — łzy zebrały mi się w oczach ze wzruszenia. Nigdy nikt mi czegoś takiego nie powiedział.

— Powiedz mi, dlaczego wtedy w jeziorze zapytałaś mnie o nie. — przycisnął moją skórę dłonią.

— Bo... bo ja wcześniej całowałam się z Tobiasem — poczułam jak jego ręka zadrgała. — i wszystko było super, dopóki ich nie odnalazł. — moja szczęka drżała. — Wiesz ilu skreśliło mnie tylko z tego powodu? A przecież to nie moja wina... Nie moja wina, że za każdym razem kiedy mojemu ojcu się coś nie podobało, ściągał pasek i to robił, albo ubierał mnie w kaftan i zamykał w schowku... — powiedziałam łkając. — Jak jakąś chorą psychicznie... W dodatku wyrzucili mnie z domu, nazywając niewdzięczną... — szlochałam. — Ja tylko chciałam być szczęśliwa, kochana tak naprawdę choć przez chwilę, a oni wszyscy uciekali, kiedy tylko to zobaczyli. To nie moja wiara jest problemem. Gdybym chciała, pieprzyłabym się byle kiedy, z byle kim, naprawdę nie mam z tym problemu, ale zrozumiałam to dopiero niedawno. — Kiedy poznałam ciebie. — To moje plecy są problemem, moja przeszłość... — zagryzłam wargi do takiego stopnia, że poczułam krew. Lucas nic nie powiedział, tylko oplótł mnie rękoma i wtulił głowę w moje włosy, po czym się do mnie przysunął.

— Nie płacz proszę. Nie chcę żeby anioł upadał w moich ramionach. — zaśmiał się, rozweselając mnie. — Okay?

— Tak. — pociągnęłam nosem. — Dzięki. I przepraszam, że zalałam cię tym wszystkim.

— Nic nie szkodzi. — przestał mnie dotykać, co mi się nie spodobało.

— Dobranoc. — powiedział tylko na koniec, co mnie lekko zdenerwowało, bo spodziewałam się czegoś więcej, słów motywacyjnych? Nie wiem.

— Dobranoc. — wiedziałam, że nie zasnę.

Naprawdę nie wiem,vdlaczego mu to wszystko powiedziałam, ale jedno było pewne.

On był zazdrosny o Tobiasa. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro