Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

„Aby osiągnąć szczęście, trzeba znać cierpienie."

~ Jan Stępień 

Była już druga w nocy, a impreza trwała w najlepsze. Siedziałam na schodach i trzymałam głowę w kolanach. Ludzie dookoła wymiotowali i lizali się po kątach, a raczej drzewach i krzakach. Tak bardzo chciało mi się spać, ale nie miałam odwagi zadzwonić do moich rodziców. Byłam bezsilna. 

— Ojoj... Ty też rzygasz? — to pytanie padło z ust Tobiasa. Rzuciłam mu oskarżycielskie spojrzenie.

— A nie! — wskazał na mnie palcem. — Ty jesteś ta... Ta taka zakonnica, co to sześć razy na dzień w kościele siedzi! I ani razu się nie dymała! — zaczął się śmiać, a ja wstałam, wzięłam kubek z trunkiem, który trzymał i wylałam mu na głowę.

— Ty su...

— Radzę nie kończyć. — przede mną stanął Luke. Toby wycofał się przepraszając.

— Wszystko okay? — odwrócił się do mnie.

— Tak. — przetarłam oczy ze zmęczenia.

— Na pewno? — przyjrzał mi się, ale zanim zdążyłam odpowiedzieć sam mnie zdiagnozował. — Jesteś wykończona. Piłem, ale trochę wytrzeźwiałem, bo potem już nic nie brałem, oprócz zimnego prysznicu, więc widzę. — kciukiem pomasował mój policzek. — Mam pomysł. — powiedział z impetem. — Poczekaj tu chwilkę. — poszedł i wrócił.

— Gdzie byłeś?

— Po klucze. — pokazał mi srebrne kawałki metalu i zaczął popychać lekko w plecy. — Chodź.

— Co? Gdzie? — stawiałam opór.

— Do mnie. — odparł z irytacją. Byłam za bardzo zdziwiona, aby się z nim kłócić i przede wszystkim senna. Otworzył swoje drzwi bez trudu, co mnie zaskoczyło i zaprowadził mnie na górę do jego pokoju. Nie było tutaj słychać muzyki, co było jakimś cudem.

— Będziesz musiała złamać niektóre zasady. — posłał mi przepraszające spojrzenie. — Spanie w jednym pokoju nie wchodzi w grę według kościoła. — myślałam, że powie „w łóżku". Gdzieś w podświadomości chciałam, żeby tak powiedział.

— No nie.

— Przeżyjesz. — skinęłam głową na znak zgody. — To dobranoc. — zostawił mnie i poszedł się dalej bawić, a ja natychmiastowo zasnęłam.

* * *

Obudził mnie alarm, który na szczęścia ustawiłam dzień wcześniej w komórce. Leniwie się przeciągnęłam i podniosłam. Słońce, które już o tak wczesnej porze świeciło, przeszkadzało mi w otworzeniu oczu. Zeszłam z łóżka po jakiś sześciu minutach i rozejrzałam się po pokoju. Lucas spał na ziemi niczym nie przykryty. Nie miałam serca go budzić więc jedyne co zrobiłam, to wzięłam kołdrę i rzuciłam na niego.

Wyszłam, aby pójść do domu zmienić ciuchy i zabrać rzeczy, a potem udałam się do szkoły jako jedna z nielicznych.

Godziny w szkole minęły mi szybko i przyjemnie.

Kiedy wróciłam zastałam Raven razem z Colinem, który paradował bez koszulki, sprzątających cały dom. Parsknęłam śmiechem, widząc to.

— Bardzo śmieszne... — chłopak spiorunował mnie wzrokiem. — Jak sprawdzian?

— Myślę, że mniej niż pięć nie będzie.

— Woo. — zagwizdał. — Jakim cudem się wyspałaś? Zaraz... Gdzie ty w ogóle spałaś? — oboje zaprzestali sprzątanie, aby usłyszeć odpowiedź.

— U Lucasa. — nie miałam powodów, aby ich oszukiwać. Blondyn razem z Raven uśmiechnęli się szeroko.

— Dziewczyna, która śpi u Luke'a bez czegoś więcej? Jesteś pierwsza w historii.

— Skąd wiesz. — zażartowałam, ale chyba nie załapał, bo zbladła mu twarz.

— To żart. — sprostowałam. — Fajna sprawa. Za dwa tygodnie jedziemy pod namioty.

— Ooo! Z kim? — zaciekawiła się Raven.

— Sami super nauczyciele. Robinson, Dunbar i East. — położyłam torbę na blacie kuchennym.

— Od kiedy Robinson jest super? — prychnęła moja przyjaciółka.

— Od zawsze. — odparłam z pełnym przekonaniem.

— Właśnie. — zawtórował mi Colin.

— W namiotach możemy spać w ile osób chcemy. Z góry założyłam, że ty raczej będziesz spędzać ten czas z nim. — skinęłam na jej chłopaka. — Więc umówiłam się z Charlotte.

— Ona była w szkole?! — zszokowała się Raven.

— Tak. Co w tym dziwnego?

— Ta to dopiero ma mocną głowę. — dziewczyna zarechotała niczym żaba i poszła wyrzucić śmieci. Wróciła razem z Lukiem. Cała ich trójka była na takim kacu, że nic nie ogarniała, więc postanowiłam to wykorzystać i trochę się zabawić.

— Macie coś do picia?

— Łap. — Colin rzucił mu butelkę wody. Wypił całą.

— Dzięki za kołdrę. — uśmiechnął się do mnie.

— A nie ma za co. — odwzajemniłam ten gest, po czym powolnym ruchem rozwiązałam kokardę i mu ją wręczyłam.

— Lil? — Raven patrzyła na mnie komicznym wzrokiem.

— Czemu... mi to dajesz? — żuł nerwowo gumę.

— Przecież ci mówiłam, kiedy to ściągnę. — w środku dusiłam się ze śmiechu, ale nie dałam tego po sobie poznać.

— Ale, że... ja? — pokiwałam twierdząco głową.

— O mój Boże. — złapał się za włosy. — Śpiewałem. — to, co mówiła Raven się potwierdziło. Swoją drogą, ona chyba zajarzyła o co chodzi, ponieważ na jej twarzy malował się przebiegły uśmieszek.

— Przepraszam. — wypalił.

— O co chodzi? — Colin był kompletnie zdezorientowany.

— Ja nie mogę, ona robi cię w konia! — krzyknęła brunetka do Lucasa, śmiejąc się, a ja mimowolnie zrobiłam to samo.

— Jezu! — rzucił we mnie kokardką. — Nigdy więcej. — odetchnął z ulgą. Nie wiedziałam czy poczuć się urażoną, czy nie.

— Nie zniósłbym tego. — odchrząknął. Wymieniłam spojrzenie z Raven, która stała oburzona.

— Dzięki za wodę. — pomachał do swojego przyjaciela i wyszedł.

— Ałć. — tylko to wydobyło się z moich ust.

— Dobra... — zaczął Colin. — nie wiem o co chodzi, ale w każdym razie wczoraj, zanim wszyscy zaczęli pić, wpadłem na pewien pomysł.

— Zamieniamy się w słuch, Einsteinie. — Raven usiadła na kanapie, a ja razem z nią, nadal myśląc o tym, co powiedział Luke.

— Zauważyłem, że obok twoich drzwi jest mały korytarz.

— Tak, jest. — uniosła brwi.

— I są tam drzwi. Zgaduję, że do jakiegoś pokoju, prawda? — na jego twarzy powoli wkradał się uśmiech.

— To było biuro taty. Czemu pytasz?

— Może moglibyśmy z niego zrobić pokój dla Lily? — zaproponował patrząc to na mnie, to na nią. Raven przez chwilę się nie odzywała.

— Genialne! — wstała i klasnęła w dłonie. — Ale... ty nie będziesz wiedziała jak on wygląda. Dowiesz się dopiero, kiedy będzie już gotowy.

— Co jak dobierzecie mi jakieś zryte kolory, czy meble, czy...

— Zaufaj mi... — uspokoił mnie Colin. — Mam wyczucie. — pstryknął palcem.

— Ostatni architekt, który mi tak powiedział, urządził moją łazienkę gorzej niż Raven w Simsach. — spojrzałam na niego z pod byka.

— Ale ja jestem unikatowy. Będzie magnifique. — cmoknął w moją stronę.

— Mam nadzieję, że nie będę żałować.

— Jestem pewny, że nie będziesz. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro