Rozdział 10
„Aby osiągnąć szczęście, trzeba znać cierpienie."
~ Jan Stępień
Była już druga w nocy, a impreza trwała w najlepsze. Siedziałam na schodach i trzymałam głowę w kolanach. Ludzie dookoła wymiotowali i lizali się po kątach, a raczej drzewach i krzakach. Tak bardzo chciało mi się spać, ale nie miałam odwagi zadzwonić do moich rodziców. Byłam bezsilna.
— Ojoj... Ty też rzygasz? — to pytanie padło z ust Tobiasa. Rzuciłam mu oskarżycielskie spojrzenie.
— A nie! — wskazał na mnie palcem. — Ty jesteś ta... Ta taka zakonnica, co to sześć razy na dzień w kościele siedzi! I ani razu się nie dymała! — zaczął się śmiać, a ja wstałam, wzięłam kubek z trunkiem, który trzymał i wylałam mu na głowę.
— Ty su...
— Radzę nie kończyć. — przede mną stanął Luke. Toby wycofał się przepraszając.
— Wszystko okay? — odwrócił się do mnie.
— Tak. — przetarłam oczy ze zmęczenia.
— Na pewno? — przyjrzał mi się, ale zanim zdążyłam odpowiedzieć sam mnie zdiagnozował. — Jesteś wykończona. Piłem, ale trochę wytrzeźwiałem, bo potem już nic nie brałem, oprócz zimnego prysznicu, więc widzę. — kciukiem pomasował mój policzek. — Mam pomysł. — powiedział z impetem. — Poczekaj tu chwilkę. — poszedł i wrócił.
— Gdzie byłeś?
— Po klucze. — pokazał mi srebrne kawałki metalu i zaczął popychać lekko w plecy. — Chodź.
— Co? Gdzie? — stawiałam opór.
— Do mnie. — odparł z irytacją. Byłam za bardzo zdziwiona, aby się z nim kłócić i przede wszystkim senna. Otworzył swoje drzwi bez trudu, co mnie zaskoczyło i zaprowadził mnie na górę do jego pokoju. Nie było tutaj słychać muzyki, co było jakimś cudem.
— Będziesz musiała złamać niektóre zasady. — posłał mi przepraszające spojrzenie. — Spanie w jednym pokoju nie wchodzi w grę według kościoła. — myślałam, że powie „w łóżku". Gdzieś w podświadomości chciałam, żeby tak powiedział.
— No nie.
— Przeżyjesz. — skinęłam głową na znak zgody. — To dobranoc. — zostawił mnie i poszedł się dalej bawić, a ja natychmiastowo zasnęłam.
* * *
Obudził mnie alarm, który na szczęścia ustawiłam dzień wcześniej w komórce. Leniwie się przeciągnęłam i podniosłam. Słońce, które już o tak wczesnej porze świeciło, przeszkadzało mi w otworzeniu oczu. Zeszłam z łóżka po jakiś sześciu minutach i rozejrzałam się po pokoju. Lucas spał na ziemi niczym nie przykryty. Nie miałam serca go budzić więc jedyne co zrobiłam, to wzięłam kołdrę i rzuciłam na niego.
Wyszłam, aby pójść do domu zmienić ciuchy i zabrać rzeczy, a potem udałam się do szkoły jako jedna z nielicznych.
Godziny w szkole minęły mi szybko i przyjemnie.
Kiedy wróciłam zastałam Raven razem z Colinem, który paradował bez koszulki, sprzątających cały dom. Parsknęłam śmiechem, widząc to.
— Bardzo śmieszne... — chłopak spiorunował mnie wzrokiem. — Jak sprawdzian?
— Myślę, że mniej niż pięć nie będzie.
— Woo. — zagwizdał. — Jakim cudem się wyspałaś? Zaraz... Gdzie ty w ogóle spałaś? — oboje zaprzestali sprzątanie, aby usłyszeć odpowiedź.
— U Lucasa. — nie miałam powodów, aby ich oszukiwać. Blondyn razem z Raven uśmiechnęli się szeroko.
— Dziewczyna, która śpi u Luke'a bez czegoś więcej? Jesteś pierwsza w historii.
— Skąd wiesz. — zażartowałam, ale chyba nie załapał, bo zbladła mu twarz.
— To żart. — sprostowałam. — Fajna sprawa. Za dwa tygodnie jedziemy pod namioty.
— Ooo! Z kim? — zaciekawiła się Raven.
— Sami super nauczyciele. Robinson, Dunbar i East. — położyłam torbę na blacie kuchennym.
— Od kiedy Robinson jest super? — prychnęła moja przyjaciółka.
— Od zawsze. — odparłam z pełnym przekonaniem.
— Właśnie. — zawtórował mi Colin.
— W namiotach możemy spać w ile osób chcemy. Z góry założyłam, że ty raczej będziesz spędzać ten czas z nim. — skinęłam na jej chłopaka. — Więc umówiłam się z Charlotte.
— Ona była w szkole?! — zszokowała się Raven.
— Tak. Co w tym dziwnego?
— Ta to dopiero ma mocną głowę. — dziewczyna zarechotała niczym żaba i poszła wyrzucić śmieci. Wróciła razem z Lukiem. Cała ich trójka była na takim kacu, że nic nie ogarniała, więc postanowiłam to wykorzystać i trochę się zabawić.
— Macie coś do picia?
— Łap. — Colin rzucił mu butelkę wody. Wypił całą.
— Dzięki za kołdrę. — uśmiechnął się do mnie.
— A nie ma za co. — odwzajemniłam ten gest, po czym powolnym ruchem rozwiązałam kokardę i mu ją wręczyłam.
— Lil? — Raven patrzyła na mnie komicznym wzrokiem.
— Czemu... mi to dajesz? — żuł nerwowo gumę.
— Przecież ci mówiłam, kiedy to ściągnę. — w środku dusiłam się ze śmiechu, ale nie dałam tego po sobie poznać.
— Ale, że... ja? — pokiwałam twierdząco głową.
— O mój Boże. — złapał się za włosy. — Śpiewałem. — to, co mówiła Raven się potwierdziło. Swoją drogą, ona chyba zajarzyła o co chodzi, ponieważ na jej twarzy malował się przebiegły uśmieszek.
— Przepraszam. — wypalił.
— O co chodzi? — Colin był kompletnie zdezorientowany.
— Ja nie mogę, ona robi cię w konia! — krzyknęła brunetka do Lucasa, śmiejąc się, a ja mimowolnie zrobiłam to samo.
— Jezu! — rzucił we mnie kokardką. — Nigdy więcej. — odetchnął z ulgą. Nie wiedziałam czy poczuć się urażoną, czy nie.
— Nie zniósłbym tego. — odchrząknął. Wymieniłam spojrzenie z Raven, która stała oburzona.
— Dzięki za wodę. — pomachał do swojego przyjaciela i wyszedł.
— Ałć. — tylko to wydobyło się z moich ust.
— Dobra... — zaczął Colin. — nie wiem o co chodzi, ale w każdym razie wczoraj, zanim wszyscy zaczęli pić, wpadłem na pewien pomysł.
— Zamieniamy się w słuch, Einsteinie. — Raven usiadła na kanapie, a ja razem z nią, nadal myśląc o tym, co powiedział Luke.
— Zauważyłem, że obok twoich drzwi jest mały korytarz.
— Tak, jest. — uniosła brwi.
— I są tam drzwi. Zgaduję, że do jakiegoś pokoju, prawda? — na jego twarzy powoli wkradał się uśmiech.
— To było biuro taty. Czemu pytasz?
— Może moglibyśmy z niego zrobić pokój dla Lily? — zaproponował patrząc to na mnie, to na nią. Raven przez chwilę się nie odzywała.
— Genialne! — wstała i klasnęła w dłonie. — Ale... ty nie będziesz wiedziała jak on wygląda. Dowiesz się dopiero, kiedy będzie już gotowy.
— Co jak dobierzecie mi jakieś zryte kolory, czy meble, czy...
— Zaufaj mi... — uspokoił mnie Colin. — Mam wyczucie. — pstryknął palcem.
— Ostatni architekt, który mi tak powiedział, urządził moją łazienkę gorzej niż Raven w Simsach. — spojrzałam na niego z pod byka.
— Ale ja jestem unikatowy. Będzie magnifique. — cmoknął w moją stronę.
— Mam nadzieję, że nie będę żałować.
— Jestem pewny, że nie będziesz.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro