5
*perspektywa Elevena*
Ranek. Silny ból głowy. Mówiąc silny ból głowy mam na myśli ten morderczy typ bólu.
Kurwa.
Sahara w gardle, ślina i odpowienie nawadnianie poszły się wzajemnie pieprzyć.
Nic innego niż słynny pan
Kac.
Nie no, ekstra. Wykurwiście zajebiście.
Po jakichś 4 minutach bycia zdezorientowanym sytuacją, zacząłem badać szybko otoczenie. Doszedłem do interesującego wniosku, iż znajdowałem się na kanapie w kuchni gospodarza tej speluny jaką był dom mojego przyjaciela.
W takim razie, skoro ja znajduję się tu, to w jak śmiesznym miejscu musiał być Daniel?
Wpierw - szklanka wody i poszukiwania jakichś tabletek przeciwbólowych. Bez tego ani rusz. Nie przeżyłbym tak potwornego okropieństwa, jakim jest "wynagrodzenie" w zamian za prawdziwie szampańską noc.
Najpierw ty, potem inni, chociaż ten jeden raz posłuchaj się rozsądku nie serca.
W międzyczasie mój żołądek zaczął śpiewać swe jakże przepiękne ballady, których mógłbym słuchać normalnie godzinami, ale miałem w planach w pierwszej kolejności odszukać przyjaciela, a dopiero potem przyrządzać nam śniadanie.
Tak, biorę na siebie tak trudny obowiązek, jak robienie pożywienia dla innej osoby, która nie jest mną.
Dobrze wiem, że młody ma słabszą głowę ode mnie. Stresowały mnie dodatkowo wspomnienia z wczoraj. Wspomnienia o tym, że Zeron wczoraj upadł i zajebał sobą o podłogę. Nie pytałem go więcej o ból nogi przed urwaniem filmu, nie chciałem go już denerwować. Również jestem jak najbardziej pewien, iż nie byłby w stanie ugotować coś sensownego. Pamiętacie jak ostatnie kuchenne rewolucje Daniela się zakończyły. Postaram się coś ugotować w miarę moich możliwości. Przyjaciele przecież podobno sobie pomagają, tak?
Połknąłem leki, zapiłem szklanką wrocławskiej kranówki i zacząłem wyprawę przez parter wypatrując brązowookiego. Sprawdziłem łazienkę, przedpokój, schowek, ale zamkniętego pokoju nie tknąłem. Mówił, że przez praktycznie cały czas jest zamknięty na klucz. Zastanawiając się nieco dłużej nie sprawiałoby to żadnego sensu, aby młodziak tam zezgonował. Nie sądzę, żeby w stanie upojenia alkoholowego mógł znaleźć klucze, nie mówiąc już o znalezieniu tego odpowiedniego.
Do kuchni nie było po co się ponownie wracać. Widziałem, że tam go wcześniej nie było, a żadnych kroków poza moimi własnymi nie zdołałem usłyszeć.
Postanowiłem więc ostatecznie skierować się na schody prowadzące na piętro. Ni chuja, że zgadniecie, co ja tam byłem okazję ujrzeć.
Nie no, dobrze wiem, o czym pomyśleliście i tak, mam wielką nadzieję, że to właśnie to.
Zeron rozpiżdżony na schodach najspokojniej w świecie, jakby jego krocze nie miało żadnych zagrożeń z otoczenia. Wykręcony kuźwa jakby nigdy nie uczęszczał na lekcje wychowania fizycznego i pragnął naprawić błędy przeszłości w jedną noc. Rozjebany po prostu jakby jutra nie było.
Nawet nie wiecie jakim kuźwa niesamowicie wielkim śmiechem parsknąłem. Dzięki Bogu ten dalej spał jak skała, więc po paru dobrych minutach wyśmiewania biednego uczestnika nocnej przygody, postanowiłem przenieść naszego "poszkodowanego" na kuchenną kanapę.
Położyłem ostrożnie królewnę na jej chwilowe łoże i przykryłem kocykiem, który wisiał ładnie złożony na oparciu krzesła.
Rozpocząłem wielkie tworzenie naszego pożywienia, które powinno nam starczyć na jakieś 5 następnych godzin za nim będziemy gotowi na wycieczkę do sklepu, gdyż nie ukrywam...
Lodówka Zerona była w chuj uboga w jedzenie. Jakbyście zobaczyli, w jak opłakanym stanie ona się znajdowała, to podejrzewam, że prędzej byście się popłakali z żalu.
Zrobiłem nam jajecznicę z lekko przypieczonymi tostami. Oczywiście nie zapomniałem też o zaparzeniu nam obu herbatki.
Bitch please, we are the men of culture as well.
W czasie przyrządania najważniejszego posiłku dnia, usłyszałem lekkie skrzypnięcia kanapy, co dawało mi znak, iż wielki król picia, władca każdej flachy, potężny panicz sobotnich imprez się wybudził ze swego alkoholowego snu.
-Mmm... co tak pięknie pachnie? Nie czułem tak dobrego jedzenia w domu od dwóch lat...- wymamrotał przez sen zmartwychwstały Zeron.
Co prawda, moje umiejętności kulinarne nie były aż tak dobre, żeby ktokolwiek je doceniał, więc nie ukrywam, zrobiło mi się miło. Smuci mnie jednak fakt, że Daniel najprawdopodobniej żyje ciągle na samych kanapkach czy zupkach chińskich, jak nie na fastfoodach, jeśli ocenia woń moich kuchennych cierpień i starań na coś pięknego.
-Wstawaj wstawaj bo zanim się stoczysz z tej kanapy to już będzie zimne- zażartowałem.
Kątem oka byłem w stanie zauważyć na jego zaspanej twarzy ten lekki, charakterystyczny dla niego, mały uśmieszek. Tuż po tym usłyszałem dorodny ryk starego morsa, który miał chyba imitować swego rodzaju ziewnięcie. Natychmiast po tym dane mi było słyszeć przepiękne, niesamowicie głośne "KURWA AŁA" na całe mieszkanie, może i nawet sąsiedztwo.
Zaśmiałem się krótko i odszedłem od swej patelni by podać biedakowi szklankę wody i tabletki. Dosiadłem się obok niego na kanapie w czasie, kiedy ten leżał w bólu.
-Masz, usiądź i popij- poradziłem.
Szklanka i leki zniknęły z mojej ręki z prędkością światła, a dziecko zostało zadowolone. Ciemnooki odwdzięczył mi się dość zmęczonym uśmiechem i oddał szklankę.
- Pamiętasz może co się wczoraj w ogóle wydarzyło? Ile wczoraj wypiliśmy? Czy coś chorego odwaliliśmy? - zapytał Daniel. Zacząłem intensywnie myśleć i opowiedziałem mu, że ostatnie wspomnienie jakie pamiętam, to jak rozmawialiśmy i śmialiśmy się przy muzyce, piwie i wódce. Kiedy skończyłem opisywanie swych niezbyt pożytecznych wspomnień, zerknąłem na twarz przyjaciela, który nic mi nie odpowiadał. Zamarł w miejscu wpatrzony w jeden punkt, po prostu. Oczy miał otwarte widocznie szerzej.
Powiedziałem coś nie tak?
- Halo, Ziemia do Zerona, słuchałeś mnie w ogóle? - zamachałem mu ręką przed twarzą. Ten natychmiastowo się otrząsnął i speszony odpowiedział - Uhm... t-tak... uh... j-jasne, słuchałem słuchałem...-. Cóż, ta odpowiedź nie była jakkolwiek zadowalająca, ale nie chciałem już męczyć młodszego, więc posłałem jedynie pokrzepiający uśmiech i wróciłem do mojej patelni.
Co do jedzenia, to wszystko szło idealnie. Jajecznica nieźle się trzymała, a tosty już mogłem odłożyć na talerze. Zostało mi tylko dodać jakiejś przyprawy do jajek bogów i wszystko w sumie gotowe.
- Zeron, lubisz na ostro? - zapytałem nie odwracając uwagi od patelni. Cały czas oczekiwałem na odpowiedź, lecz jak na złość jej nie otrzymywałem. Odwróciłem się do tyłu, żeby zobaczyć co się stało z ciemnogłowym.
Oczywiście, jak zawsze, zrozumiał moją wypowiedź w złym, zboczonym kontekście. Klasyk.
Patrzył na mnie ze swoją zdziwioną miną na co się zaśmiałem. - Zeron patafianie pytam o przyprawy do jajek. TYM JEDNYM JEDYNYM RAZEM NIE CHODZI MI O RUCHANIE- powiedziałem pół żartem pół serio. Oboje parsknęliśmy śmiechem. - Ostatnio kupiłem jakieś nowe przyprawy, czekaj, poszukam ich...- powiedział, po czym z lekkim już bólem kostki ruszył do szafeczki obok okapu kuchennego. Wyciągnął ładny stosik ostrych przypraw, a moja twarz zamieniła się w minę radosnego dziecka. Brunet oparł się jedną ręką o blat i rzekł - Tak drogi Elevenie, lubię na ostro, wręcz uwielbiam -.
Uśmiechnąłem się szeroko, słysząc ten jakże znakomity żart i rozpocząłem doprawianie śniadania.
-To weź Daniel wyjmij talerze i już możesz siadać bo będę nakładał żarło - powiedziałem. Zrobił to, o co go ładnie poprosiłem. Nałożyłem nam porcje i również zasiadłem do stołu.
Podczas kiedy ja najnormalniej w świecie spożywałem swój niezbyt wymagający posiłek, który i tak nie był szczytem moich umiejętności, osobnik naprzeciwko mnie dosłownie uśmiechał się do talerza i radował przeżuwaniem jedzenia. Normalnie jakby był małym dzieckiem i dostał nową zabawkę, którą będzie się bawić przez następne 10 minut.
- Smakuje? - wyszło ode mnie bardzo idiotyczne pytanie, wręcz banalne, bo odpowiedź można było wyczytać z kilometra.
- O stary, nawet nie wiesz jak bardzo. Cholernie dawno nie jadłem niczego tak dobrego - odpowiedział cały czas zajadając się jajecznicą. Odwzajemniłem komplement kumpla słabym, wymuszonym uśmiechem.
Cóż...
Jak już wcześniej wspomniałem - taka jajecznica to nie jest szczyt moich możliwości. Nie jest to nawet jej najlepsza wersja jaką byłbym w stanie wykonać, a dobrze wiem, że było mnie stać na więcej.
Zacząłem zastanawiać się, jak źle musiał odżywiać się do tej pory Daniel?
Jakby nie zrozumcie mnie źle, bo wiem, że zaraz najpewniej pomyślicie "ale Eleven kurwa poczekaj przecież ty też jesteś chudy i to okropnie". Tak, jestem chudy jak patyk, ale to wynik genów i szybkiego metabolizmu, a dodatkowo jem normalnie złożone posiłki, które nie są chińską zupką za dziewięćdziesiąt dziewięć groszy z pobliskiego sklepiku osiedlowego.
Wiem, że życie studenta jest dość trudne, ale ten typ, który siedzi przede mną otrzymał mieszkanie po swoich rodzicach, którzy są za granicą w pracy, on sam chodzi do swojej fuchy, a nie ma prawie żadnego jedzenia w kuchni.
Z natury jestem dość podejrzliwym i nieufnym człowiekiem, ale coś mi tu śmierdziało i NIE. To nie jest ten drętwy żart, że ktoś tu musi się umyć. Po takiej nocy, jaką wspólnie wczoraj przeżyliśmy z brunetem to wręcz wiadome, iż kąpiel jest wymagana.
Nie chciałem już męczyć zkacowanego przyjaciela dawką niewygodnych pytań, bo wiedziałem, że i tak nie odpowie.
- Dziękuję za pyszne śniadanie. Zrób mi jeszcze takie kiedyś, dopłacę - powiedział w żartach ciemnooki, tym samym wyciągając mnie z moich głębokich przemyśleń, na co się uśmiechnąłem, aby nie było widać, że nie słuchałem.
- Jesteś w stanie pozmywać naczynia czy wolisz poleżeć jeszcze trochę?-.
- Osobiście wolę pozmywać naczynia, w zamian za wczorajszą pomoc i dzisiejsze boskie jaja - odpowiedział, po czym oboje się zaśmialiśmy. Dopowiedziałem oczywiście, aby przyszedł do mnie lub krzyczał, jeśli coś by się działo albo jeśli jego łeb będzie w tak złym stanie, że będzie wymagana zmiana na zmywaku.
Kiedy kierowałem się w stronę schodów ciągle chodziły mi po głowie myśli związane z odżywianiem Daniela. Był tak chudziutki i lekki jak go podnosiłem...
Zapytam go o to dziś wieczorem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro