Nowy początek
Podwinął mankiety koszuli i odkręcił wodę. Podstawił talerz pod strumień, a resztki kaszki truskawkowej spłynęły do odpływu zlewu.
Gdyby jeszcze kilka lat temu ktoś powiedział mu, że będzie zmywać naczynia, po uprzednim nakarmieniu małej dziewczynki, wdzięcznie gaworzącej w jedynie jej znanym języku i od czasu do czasu wtrącającej pojedyncze składne sylaby, kazałby temu komuś pójść do psychiatry. Chociaż nie, najpewniej fuknąłby z pogardą, nie wysilając się na dłuższy komentarz niż „idiota".
Odstawił umyty talerz do suszarki i wytarł ręce w wiszący obok ręcznik. Odwrócił się do szczebioczącej i obecnie zajętej swoim, na szczęście już pustym, kubkiem dziewczynki.
– Dada – wypowiedziała, kiedy przykucnął przy jej krzesełku.
– Cierpliwości, pszczółko, tata jest jeszcze w pracy – odparł łagodnie.
Zrobiła zamyśloną minę, jak zwykł nazywać ją John, gdyż mrużyła wtedy oczy, wydymała lekko usteczka i wpatrywała się intensywnie w wybrany obiekt zainteresowania, którym w tym momencie był Sherlock.
– Wróci – zerknął na zegarek w telefonie – za jakieś pięć godzin.
Mruknęła coś po swojemu i wyciągnęła rączki w jego stronę. – Lo – wydała z siebie stanowczy dźwięk, który jak zdążył się już nauczyć, oznaczał jego imię w uproszczonej wersji słownika Rosie. Wyjął ją z siedziska i przytulił do piersi. Mała od razu wczepiła paluszki w jego włosy, wydając przy tym radosne dźwięki.
Za każdym razem, gdy brał ją na ręce, nie potrafił powstrzymać uśmiechu, który ta mała istotka wywoływała bez problemu, wtulając się w niego z bezgranicznym zaufaniem. Jej małe serduszko, spokojnie bijące tuż obok jego własnego, powodowało, że gdyby został zapytany o najcudowniejsze chwile, bez wahania wskazałby właśnie takie zwykłe poranki, razem z Rosie śmiejącą się radośnie w jego ramionach.
Stał się sentymentalny, a może raczej przestał zaprzeczać, że po prostu zawsze był. I musiał przyznać, iż mała panna Watson działała jak najlepsza terapia dla opornych uczuciowo.
„Gdyby jeszcze John tutaj był" – westchnął w myślach, siadając na kanapie z Rosie na kolanach. Byłby to dzień idealny, który według mieszkańców 221B, bez wątpienia sprowadzał się do obecności wszystkich członków rodziny, siedzących razem na kanapie i czytających ulubione książeczki Rosie.
Holmes zaśmiał się pod nosem na myśl, że kiedyś nie wyobrażał sobie tak nudnego i trywialnego spędzania czasu. Rosie również się roześmiała, spoglądając na niego dużymi, niebieskimi oczami. Tak bardzo podobnymi do tych jakie miał jej ojciec. Sherlock wiedział już, i nawet nie starał się udawać, że te oczy skradły jego serce.
Sięgnął po leżącą obok poduszki książeczkę.
– Na czym skończyliśmy? – Otworzył ją, a Rosie z zafascynowanie śledziła jego ruchy, gdy przekręcał kolorowe kartki. – Chyba tutaj. – Zaczął czytać kolejną z historyjek, w międzyczasie pokazując małej na obrazujące tekst rysunki. Rosie klasnęła z radością na widok pieska biegnącego przez łąkę.
– Podoba ci się? – zapytał, odgarniając niesforne blond loczki z jej czoła. Rosie jakby w odpowiedzi zachichotała, kładąc rączki na obrazku. – Może jak podrośniesz kupimy psa? Ja też zawsze chciałem mieć takiego czworonożnego przyjaciela – dodał, widząc jej entuzjazm. „Ciekawe tylko co na to John?" – Uśmiechnął się z rozbawieniem, wyobrażając sobie minę Watsona, gdyby dowiedział się o dodatkowym członku rodziny.
Po skończonej lekturze i kilku podskokach na kolanie, wywołujących niekontrolowany napad radości u panny Watson, Sherlock położył małą do łóżeczka. Z początku nie wyglądała jakby miała zamiar grzecznie pójść spać, ale spokojna melodia wydobywająca się ze skrzypiec, zawsze działała. Sherlock dla pewności zagrał kilka dodatkowych taktów i zerknął do łóżeczka. Rosie z uroczą miną i rączkami zarzuconymi nad główką, spała w najlepsze. Odłożył skrzypce na stół i pochylił się nad dziewczynką.
– Kolorowych snów, pszczółko – szepnął i pocałował ją delikatnie w czoło.
~~~~~~
Tak mnie naszło na coś słodkiego i posezonowego, czyli wiadomo było, że to musiał wyjść Parentlock.
Piszcie śmiało co sądzicie. ;3
A tak się zastanawiam, może zrobić z tego serię ff?... Chcielibyście dalsze fiki w tym klimacie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro