Po Wsze Czasy - Ballada
Utwór pochodzi z mojego opowiadania ,,Wiedźmin: Po Wsze Czasy"
Troje nas było, i troje nas szło,
Przez bladą, gwiazdami mieniącą się noc.
Po mokrych i miękkich mchach lasu,
Wśród bobrów, kolibrów hałasu.
Pierwszy, jak zawsze, milczączy i cichy,
Na szyi mu włos biały wiatr miota.
Nie straszne mu duchy, ni czary ni wichry,
Nie straszna mu pustynia ni słota.
Przez pas, przez plecy przerzucon jest miecz,
Na rękach lśni w świetle ćwiek srebrny.
Wiedźmina potwory zabijać jest rzecz,
Chochliki, garkainy, wywerny.
Druga, jak zawsze, dwóch słów kobieta,
Włos czarny wiatr w górę wywiewa.
Na twarzy jej mieni się myśli paleta,
Z ust małych nie wyjdzie ni jedna.
Na piersi okrągłej, łabędziej, pod suknią,
Czarną jak wszystkie nocy tej cienie,
Kryje się amulet, w amulecie kamień,
W kamieniu wielka moc drzemie.
Trzeci ja byłem, jak zawsze, ciut z boku,
Ci dwoje się kochali, więc ja zwalniałem kroku.
Tak by nie zapomnieli, że tuż za niemi kroczę
Na lutni dwa gram akordy, akordem rozpędzę zło mroczne.
Myślami, jak oni są razem, tak ja jestem z mą lubą,
I jak ja w swoich się gubię, tak oni w swoich się gubią.
Tak my się pogubili, nie tylko w myślach tą razą,
Scieżynkę my zatracili, wiedźmin to nazwie zarazą.
Ona rozejrzy się wkoło, świetlika o drogę zapyta,
Świetlik odleci rychło, w porę w las głuchy zmyka.
Ze wszędy, gdzie się obejrzym, blady kształt się wyłania,
Biegniem by uciec przez bór, i bór nam bladość przysłania.
Na drodze nam w todze mąż stanie,
Obok, przed i za nami,
Kolejne setki przybędą,
Przybędą na jego na wezwanie.
"Czemu nasz gród nachodzicie"
W todze nas upiór zapyta.
Oczu nie widać wcale i przeźroczyste ma lica.
Gdy mówił, twarzą nie ruszył, cień nań nastąpił skrycie.
Zbłądzilim, odpowiem, a gestem wiedźmina wstrzymuje,
Za plecy on po miecz sięga, wzrokiem nas upiór świdruje.
"Święte i wieczne, są starożytne zwyczaje,
Weszliście w nasze progi, dusze wam nam oddać przystaje."
Wtem ostrze jak grom powietrze przeszyje,
Wiedźmin skoczył, ciął, świetlistą klingą świsnął.
Jeden padł na klęczi, drugi się krwią upiorną zachłysnął,
Trzeci, ten w todze, upiornym śmiechem zawyje.
Już w niego z rąk z zimna skostniałych,
Dwa, jak wilcze oczy, ognie polecą,
Dosięgły twarzy i ramion, pleców dosięgły całych,
Kobieta zwraca się w innych stronę - a niech podchodzą, jak zechcą.
Miast się wystraszyć i cofnąć,
Przed ręką co z niej żar płynie,
Przed ostrzem co z strasznych dzieł słynie,
Upiory się śmieją i cieszą, jeden postanowił ziewnąć.
Upiory, co zmarły i wstały, a teraz zmarły powtórnie,
Dla równowagi w przyrodzie, i teraz wstały czupurnie.
"Nie na nas broń wasza i czary - buchnie groźnie ten w todze -
Dusze wasze są nasze, po złej poszliście drodze"
I jęły napierać powoli, ze wszystkich ośmiu stron świata,
Błyskają ognie i grzmoty, i ostrze srebrne w nich lata.
A duchy padają pokornie, kolejne zaś napierają,
Gdy i te pod ciosem padną, te pierwsze znowu powstają.
Szarpie się wiedźmin, syczy zaklęcia kobieta,
Tańczy wśród gromów ostrze, bucha kamienia moc wielka.
Wtem dojrzę, zbyt wiele na zbyt niewiele,
Wiedźmin upada na bok, kobieta z nim pada pospołu.
"Wydrzyjcie z nich dusze! Chodźcie z nami przyjaciele,
Zadmijmy razem w rogi, zasiądźmy razem do stołu.
W tym lesie jest nasze królestwo, i was szczęście tu czeka,
Świt lada moment nastanie, nie wolno nam tedy zwlekać"
Patrzę na drętwe dwa ciała, opór już z ziemi ich słaby,
Nad lasem lecą ptaki, czy to jest prawdziwe aby?
"Stójcie, zakrzyknę, ich zabrać wy nie możecie."
I na lutni cisnąłem, ze strachem zmięszane dźwięki.
"Ich dwoje miłość złączyła, czym miłość jest czy wiecie?
Opowiem historię chłopaka. Chłopaka i jego panienki."
I śpiewać poczołem, trupią czeladzią otoczon,
Czeladź się zatrzymała, i wysłuchała ochoczo.
Wszystkie ich puste i martwe, we mnie wpatrzone są twarze,
Mnie strach i chłód wstrzymuje, a i napędza zarazem.
Te rozkwitłe świeżo drzewa,
Miejscem schadzek są naszym.
Te kwitnące młodo drzewa,
Cóż mi trzeba poza tym?
Tutaj pod tymi drzewami,
Strumyk, łąka ciągną się.
Tutaj nad tymi drzewami,
Obłok płynie, a my z nim.
Pod kwitnącym świeżo drzewem,
Leżymy tak ja i ty.
Pod kwitnącym młodym drzewem,
Serc wzajemnych czujem rytm.
Dalej kwitnie świeże drzewo,
Już twych dłoni nie ruszę.
Dalej kwitnie młodo drzewo,
Odebrali nam dusze.
Tutaj pod tym naszym drzewem,
Pusta przestrzeń tylko już.
Pod tym naszym młodym drzewem,
Pozbawiono nas dusz.
Duchy stoją i słuchają. Czarodziejka z ziemi też,
Także wiedźmin, ten pieśń mą uzna za łeż.
"Ona jest jego wybranka, on zaś jej wybrankiem jest,
Gdzieś też rośnie i ich drzewo, nie uronisz nad tym łez?"
Upiór w todze stanął srodze, twarz nie drgnęła, ale serce,
Ze snu śmierci obudzone, powstało po mej piosence.
"My są wszyscy jak i oni, jak i oni my schańbioni,
Nam też odebrano drzewa, któż nad nami łzę uroni?
Nasze szczęście nam zabrano, więc my innym zabieramy,
Co wam dano i nam dano, lecz tylko nam odebrano."
"Idźcie z Bogiem, pod swe drzewo - rzecze upiór znów po chwili -
Lecz jeśli znów tu traficie, już nie będziem tacy mili"
Wzeszło słońce tuż nad lasem, uderzyły blaski dwa,
Pochłonęły całą czeladź, oraz w todze upiora.
"Pod naszym drzewem, przesteń pusta tylko już - rzeknie znikając wśród głusz - I nas pozbawiono dusz."
Cisza wkoło, wstaje wiedźmin, ramię kochanej podaje,
W górze ptaki, w dole jeże, w dali chodzą gronostaje.
Idziem, wszyscy swego szukać drzewa,
Czegóż więcej nam potrzeba?
Gęstym chaszczem, wielkim borem, przechodzimy przez te lasy,
Upiór w todze, z swym cierpieniem, zostanie tu po wsze czasy...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro