Nad rwącym strumykiem
Nad rwącym strumykiem z pędem niezachwianym
Przy cichym zakątku chaszczem okalanym
Poznałem ciebie, w przeszłość lat bez liku
Przeglądałaś lico swoje w tym strumyku
Wnet nasz się stał, każdą porą bierzym
Do siebie przez sady, poprzez pędy jeżyn
Ty z domu pustego, ja z miasta pełnego
Od trosk naszych różnych po pęd wody jego
A pędzi tak zawsze, woda skałę gładzi
My dzielimy owoce, popijamy spadzi
Wsłuchujemy w milczeniu w prąd ten nieustanny
Z liści modrzewiowych pijąc deszcz poranny
Tak było, pamiętam, tylko krótką chwilę
Ty masz twarz zmarszczoną, i ja z wolna ginę
I choć to się kończy, to patrzę w nowy promyk
Co kolejnych młodych sprowadzi nad nasz strumyk
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro