Ballada o przebiśniegu
Zapadły ciemności, świat stoczył lód
Przedpadły radości, a zapadł głód
Słońce już wstaje, tylko na chwilę
Wnet mroki wrócą i ziemie zgniłe
Cieniem okryją, przyćmią świat cały
Przepadnie w mroku człek duży i mały
Wspominam z tobą, patrząc w kominek
- Jedyne światło tych dni -
Wspominam z tobą dni nasze wspólne
I zmarnowane z innymi
Mroki mróz niosą, światło nie grzeje
Kominek wygasł sam z się
Mróz z żył zmęczonych przejdzie do serca
Dzieki ci za wspólne życie...
.
.
.
.
Pokrywa lodowa życie zniszczyła
Nic nie ostało już się
Upadły państwa, klany i frakcje
Śmierć nikogo nie szczędziła
Ci co przetrwali, szczęście w nieszczęściu,
Pod pokrywą zapadli się
Patrzyli w górę, na świat zmrożony
I zawalone wyjście
Bo mrozu nie przetrwa żadna istota
Szczęście że umarłem mam
Patrzę beztrosko, na tych biedaków
Co tam w mrozie będą trwać
Lata mijały, czas już przywyknąć
Do głodu, mrozu i klęsk
Z zaświatów patrzę, twarzą wesołą
Jak pierwszy wije się przebiśnieg
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro