część 2.
- Będę powtarzał ile będzie trzeba - powiedział i dobrał się do mojej klatki. Specjalnie omijał sutki i zjeżdżał niżej, aż dotarł do pępka. Językiem robił takie rzeczy, że... wiłem się pod nim jak opętany. Zjechał do podbrzusza i...
...
I nic.
Tak mnie rozgrzać i zrezygnować? Nie mówcie, że jestem aż taki zły w tych sprawach. Wrócił na swoją połowę i rzucił na mnie tylko kołdrę.
- Co ty...? - mruknąłem.
Cisza. Ułożył się na łóżku i po paru minutach, w ciągu których zachodziłem w głowę, myśląc co się stało, rzekł:
- Poczekam, aż mnie pokochasz.
... Jakoś, jak zaczął te pieszczoty, to o tym nie pomyślał. Wcześnie, doprawdy. Mimo wielkiej chęci na dokończenie tego, co zaczęliśmy, przykryłem się dokładniej tą kołdrą i rozmyślałem, póki nie zasnąłem.
Przecież...
Powiem mu jutro.
Obudziłem się, kiedy jeszcze nie świtało, kiedy jeszcze Reita spał i kiedy ja chciałem jeszcze pospać. Właściwie za chwilę spełni się moja prośba, bo mam talent do zasypiania w nawet najgorszych okolicznościach. Skąd wiem i na jakiej podstawie wnioskuję? Nie pytajcie... Dobra, no.
W zeszłym roku, kiedy Miku odprawiał urodziny, a ja byłem chory, przyszedł do mnie nawalony w nocy z całą hołotą, równie nawaloną jak i on, do mojego mieszkania i zrobił bibę taką, że przedmieścia Tokio wybudził. Chociaż nie wiem jak to zrobił, bo nasze miasto żyje nocą... Tak czy inaczej, kiedy policjanci przyjechali uciszyć tą niewyżytą zgraję i w końcu sami zostali wciągnięci do imprezy, postanowiłem wziąć sprawy i przy okazji też poduszkę w swoje ręce i udać się w lepsze miejsce do wypoczynku. Nie, żebym tam nie wytrzymał głośnej muzyki, skakania mi po łóżku albo tego, jak jakaś parka płci męskiej chciała skorzystać WRAZ ZE MNĄ z tegoż łoża w sami-wiecie-jaki sposób, a grzecznie odmówiłem, to opuściłem to miejsce na tą noc, bo nie lubię przeszkadzać w rozwijaniu się związku. Ot, dlatego też zszedłem z siódmego piętra mojego bloku na ulicę i wtedy jedyną miejscówką w zasięgu mojego wzroku, gdzie żadem żul by mnie nie spożył, cokolwiek to znaczy, był kontener na śmieci. Tak, stał sobie pod moim blokiem. Cóż. Czy spało się wygodnie? Nie mogę powiedzieć dokładnie, ale szczurów nie było i spało się tak, żeby móc się wyspać.
Taki przypadek, dzięki któremu nauczyłem się jednego: nie otwieraj drzwi najebanemu kumplowi z jego najebanymi kumplami, bo będzie party hard i projekt X, czy tam jedno z dwóch... Ale się wyspałem przynajmniej...
No więc, wracając do teraźniejszości. I tak za chwilę zasnę, ale chciałem wpierw coś zrobić. Ostrożnie i po cichu odwróciłem się w stronę Reity. Nie było już aż tak ciemno, żebym nie zobaczył jego twarzy, więc ułożyłem się wygodnie i ją analizowałem.
Nagle dostałem olśnienia, ale błyszczącego tak, że jeszcze nie obudziłem Rei'a jego blaskiem.
On dalej ma tą szmatę na ryju, pfu, twarzy. Ciekawe jak mu się oddychało, kiedy mnie całował. Głupek. Mhahaha, prawie parsknąłem śmiechem, ale się powstrzymałem - teraz wyobraziłem sobie blondyna jak fuczy i sapie, a nie może się uspokoić, bo prawie się dusi, kiedy ktoś mu robi dobrze i jednocześnie go całuje.
...
A następnie zamarłem i zrobiłem dziwaczną minę, bo w tą ktosiowatą postać wepchnęła się, sam nie wiem jak, wizja mnie.
Okej, żegnamy tą wizję, żegnamy...!
Chociaż z drugiej strony poczułem jakieś ukłucie gdzieś w środku, kiedy pomyślałem, że w tej wizji w mojej roli wystąpi ktoś inny. Czyżby zazdrość? Opf! Chciałby. Z pewnością... Dobra, już się zamykam.
...Mam rozdwojenie jaźni czy jak?
Mam pomysł! O nie... Cicho.
Wyciągnąłem bezszelestnie spod kołdry rękę, tylko nie wyobrażajcie sobie zbyt wiele, główkując dlaczego tam była, po czym dotknąłem nią delikatnie jego policzka. Zaraz! To miał nie być policzek, tylko ta ścierka na jego nosie. Kurczę! Jest z tyłu związana... No, a niby gdzie?
Sięgnąłem tam na oślep dłonią. Delikatnie luzowałem węzły, kiedy... Akira otworzył oczy.
Fuck!
Jak tchórz, zamknąłem oczy, a moja ręka opadła na jego kark.
- Ohayo, Kazuhiro-chan - mruknął, a ja znów ożyłem. Tym razem w innej wersji "ożyłem".
- Tylko... nie... "chan" - odpysknąłem, otwarłszy zwężone złowrogo oczy i o to mu chyba właśnie chodziło... Wpadłem. Szmacianonosy (ha xd tu dedykacja dla DuSi i Akemi xD dop. aut.) uśmiechnął się triumfalnie.
- Znów masz ochotę na macanki, co, Bou? - spytał prowokującym tonem bezczelnie. Pff!
- Chciałbyś.
- Chcę.
- To chciej sobie dalej.
- Słyszałem to wczoraj, powtarzasz się.
- Tak, jak ty.
- Powtarzam się, bo ty się powtarzasz.
- A ja się powtarzam, bo ty zadajesz ponownie takie głupie pytanie.
- To ile mam czekać?
-... Chwilę - mruknąłem, uciekając oczami od tych jego ciemnobrązowych. Chyba się zdziwił...
- Okej - i patrzył się tak nieokreśloną chwilę, aż się spociłem, normalnie... Jego wzrok dosłownie mnie gniótł. Uciskał. Miętosił. W TAMTYM miejscu... Choć wcale mnie tam nie dotykał, a patrzył na moją twarz. Jęknąłem w myślach, przeklinając swój marny żywot. Chłopie, ja zaraz dojdę! I to od samego patrzenia. A do tego to nie ja patrzę! Co za ironiczna beznadzieja... No... Gorzej być nie może. W sumie to... Nie chcę na to patrzeć! Dlaczego nie? Taki show. Chyba się na niego rzuciłeś. Czyli jednak może być gorzej. Chyba go pocałowałeś. Czyli jest jeszcze gorzej! Chyba go rozebrałeś... O matko! Chyba dziwnie na ciebie spojrzał. Hę? Albo to wszystko było na "chyba", a po prostu doszedłeś? ... CO, DO DIABŁA?! A-ale naprawdę się dziwnie popatrzył. Cicho siedź! Odruchowo dźwignąłem kołdrę i sprawdziłem stan awarii. Awaria w trybie awarii! Trzeba szybko iść do łazienki, nim zauważy! Zauważył... Fucken shit!
- Fiu, fiu! Szybko poszło. Trzeba było od razu sprawę przedstawić, pomógłbym - zaśmiał się gardłowo... Gardłowo, ha! (z kolejnym dedykiem dla DuŚki [mojej DuŚki, Akemi!] dop. aut.) Ghhh...
Spaliłem dojrzałego buraka, aż cukier mu wyszedł główką. Ten burak chyba doszedł... Matko, obdarzyłaś mnie wyobraźnią, ale chyba w złym znaczeniu tego słowa.
- A-ale! - pisnąłem, jak zawsze, będąc w stanie krytycznym.
- Chciałeś zdjąć moją chustę z nosa? - spytał, zmieniając temat. Dzięki Bogu!... Ale na JAKI temat...
Znów spaliłem buraka. Tym razem burak nie doszedł.
- N-nie! - walnąłem, nie zmieniając tonu.
- A chcesz? - uniósł jedną brew i rękę ku potylicy. Nie odpowiedziałem. - Nie to nie - i opuścił dłoń.
- Czekaj! - pisnąłem jeszcze wyżej. Proszę? Tak, miałem już mutację...
- Tak?
- Ściągnij - szepnąłem.
Tak, słonko, spodnie przy okazji też możesz. Nie jest to przy okazji? To ściągaj wszystko, a będzie przy okazji, nie przejmuj się.
Mężczyzna zdjął wstrętną ścierę i...
Ścięło mnie z nóg, mimo tego, że leżałem.
- Piękny...
- E tam.
... Powiedziałem to na głos? Upss...
Jego twarz była teraz idealna. Już wiem, czemu zakładał tą szmatkę - żeby odciągnąć choć trochę napalonych fanek od siebie. Taaak. Z pewnością jestem w tej części fanek... Pfu! Fanów.
Pocałował mnie.
Och, ale jestem jedynym, na którego zwrócił uwagę spośród tych wszystkich fanek... i fanów, żeby nie było. I najszczęśliwszym.
Całował mnie tak, jakby zaraz miał być koniec świata.
Całował mnie tak, jakby chciał pokazać temu światu, jak się dobrze całuje, bo całuje zajebiście...
Całował mnie tak, jakby mnie kochał. Przecież mnie kocha, mówił.
Właśnie. Miałem mu coś powiedzieć.
- Reita? - mruknąłem w czasie chwilowej przerwy.
- Mhm? - zainteresował się, ale później sam sobie zaprzeczył, bo od razu wpił się na powrót w moje usta, nie dając mi tym samym czasu do powiedzenia tego, na co czeka. Jednak zwinnie wyplątałem nasze języki i odepchnąłem go delikatnie.
- Kocham cię. - Blondyn chciał kontynuować nasze pieszczoty, ale kiedy usłyszał moje słowa, zamarł.
- Jesteś pewien? - szepnął, patrząc mi głęboko w oczy. Czy tylko mnie się wydaje, że zabrzmiało to jak groźba?
- Jak nigdy - odpowiedziałem tym samym tonem, ale i tak musiałem wcześniej przełknąć wielką gulę w gardle.
- Dość... szybko - stwierdził.
- Jeżeli "szybkim" chcesz nazwać czas miniony od kiedy miałem pięć lat, to się zgodzę.
- Co? - teraz to dopiero wyglądał na zaskoczonego.
- Nie słyszysz? Kocham cię od przedszkola, od tamtego dnia - mruknąłem, głaszcząc jego policzek.
- Jak to?
- Normalnie -sapnąłem zmęczony tymi pytaniami. Mogłem nie mówić od kiedy. Pf... - Byłeś jedynym, który się mną zainteresował. A jednocześnie pierwszym i ostatnim, który zniszczył mi sukienkę, czego ci nigdy... Dobra, przymknę na to oko, więc... Kocham cię, Akiro Suzuki - zakończyłem swój wykład szczerym uśmiechem. Jak mnie teraz wyśmieje... Głupio się czuję, tak wyznając to wszystko...
- Nie było można wcześniej? - też sapnął.
- Iiiiiip! - pisnąłem, kiedy niespodziewanie powalił mnie na poduszki i usiadł na mnie okrakiem.
- Teraz mi już nie uciekniesz - syknął, a mnie ciarki... przeleciały!
- A-ale! - piszczałem dalej. - Miało być delikatnie! Sam mówiłeś! - Ten roześmiał się złowrogo.
- Nagła zmiana planów.
...
RATUNKU!
...
Och! Oooch! Och? Uuuuuuch, mmm! Ale ostro!
...
Dobra, a teraz na serio. Zacząłem się bać.
Całował mnie teraz bez zahamowań, jakby uwalniając ukryte dotąd emocje.
- Reita? - znów mu przerwałem. Tym razem zwrócił na mnie większą uwagę - co, jeśli nie chcę? - szepnąłem, a on odsunął się z trybu 'wiszenie nad Bou' do siadu, jednak dalej będąc na moich biodrach. Napawałem się jego spłoszoną miną chwilę i zlitowałem się. Uśmiechnąłem się szelmowsko - żartowałem.
- Osz ty, kłamczuchu - rzucił i zaczął mnie łaskotać, wychwytując czułe punkty.
- R-r-r-r-r-rhahahaa! REITA! Prze-! - nie dokończyłem, bo przerwał mi pocałunkiem. Dłońmi błądził zachłannie pod moją koszulką, która za sekundę pofrunęła gdzieś w kąt pokoju. Teraz językiem bawił się z moimi sutkami na przemian. Robił wokół nich małe kółeczka, a rękami masował brzuch i podbrzusze.
O cholera! Przecież zawsze śpię w bokserkach i koszulce! Czyli zostały mi jeszcze...
Pisnąłem zaskoczony, kiedy jednym ruchem ściągnął mi ostatnie nakrycie.
Nic mi nie zostało. Jestem goły i wesoły. I do tego pieprzę głupoty.
A teraz jeszcze uświadomiłem sobie, że tylko leżę i nic nie robię. Ale co by tu zrobić...? Właściwie jestem już nagi, więc z mojej śmiałości nici. Głupio by tak... Pomyślałem jeszcze chwilę, po czym przyciągnąłem jego głowę do swojej i objąłem go w pasie rękoma. Wycisnąłem na nim pocałunek, a on zaśmiał się gardłowo i seksownie.
Owhh! Już raz doszedłem! Nie dość, że dlatego, że się na mnie patrzył, to za moment dlatego, że seksownie się śmieje... Bo on ma strasznie seksowny głos, tak a propos. W ogóle jest seksowny... Taaak, zajebiście seksowny! Te ruchy, takie zwinne i swobodne oraz to jaki jest stanowczy, a chwilami poważny i oschły, mówią, że wie czego chce. Wygląda na trudnego do zdobycia, a ponoć jest najbardziej gadatliwy z Gazetto... Choć nie wiem, co ma jedno do drugiego. No i jest oczywiście przerażająco zboczony. Ale ten głosss.... Kurczę, zmieńmy temat, bo rzeczywiście dojdę. Dziwicie się, że dwa razy (prawie) w ciągu piętnastu minut? Cóż... Ma się tą formę. Tak, szczególnie, że to twój pierwszy raz. ... Mniejsza.
Niezgrabnie ściągnąłem mu koszulę, a on dalej się śmiał, co mnie cholernie podniecało, potem spodnie piżamy. Wtedy Rei się odezwał.
- Jak miło, że o mnie pomyślałeś - mruknął mi do ucha, aż mi włosy dęba stanęły. W przenośni, oczywiście, bo stało dęba to mi coś innego, czego niestety byłem świadom. W odpowiedzi fuknąłem cicho. - Ale teraz chyba trzeba zająć się tobą, nie sądzisz? - kontynuował, pokazując palcem w dół. Nie musiał! Przecież doskonale wiem. To takie zawstydzające... Jęknąłem głośno, co on odczytał jako potwierdzenie, bo zsunął się niżej i chuchnął na mojego penisa, który w odpowiedzi dumnie zasalutował gotowość do działania. I on przeciw mnie? Załamka...
Akira liznął jego główkę i spojrzał na mnie spod grzywki wyzywająco. Och, matko, coś mi mówi, że to, co robi nie potrwa zbyt długo, szkoda. Przyjemne w sumie. Ponownie jęknąłem głośno, a on ponownie uśmiechnął się diabelsko i rozbrajająco. Mnie i mojego żołnierza już omamił, więc... A to chytrus, nie?
- Bou? - mruknął słodko.
- S-so? - wyzipiałem.
- Robiłeś to już kiedyś z facetem?
- N-nie - w sumie nie zdziwiłem się tym pytaniem... To się wpakowałem, tak myślę. Jeśli wcześniej uśmiechał się do mnie diabelsko, to teraz mam wrażenie, jakby przede mną był sam Lucyfer i bawił się ze swoją ofiarą, czyli mną, niewątpliwie.
- To dobrze - mruknął jakby do siebie.
- Czemu? - spytałem spłoszony.
Nie odpowiedział, tylko pokręcił głową na znak, żebym dał sobie spokój. Wrócił do poprzedniej pozycji i poczułem jak wziął mojego członka całego do ust, a do tego uciskał palcami jądra.
Myślałem, że wyjdę z siebie i stanę obok. Z pewnością zedrę sobie gardło, bo jęczałem i wiłem się pod nim, a on jeszcze przyspieszył ruchy.
***
(W restauracji na piętrze niżej)
-... Ruki?
-... Co chcesz? - warknął.
- Zajdź tam i powiedz, że wyją na cały hotel i zaraz nas wyrzucą - mruknął zaspany Kai.
- Ani mi się śni, sam sobie idź!... Nie dość, że zasnąć nie dali, to jeszcze obudzili o ósmej...
- Chodzi ci o Aoi'ego i Uru? - spytał i otrzymał odpowiedź twierdzącą. - Ale teraz to chyba nie oni - powiedział niepewnie.
- A niby kto? - warknął wokalista.
- No Bou i ...
- No chyba nie - ożył zainteresowany Takanori. - Oni prędzej by się pożarli, niż...
- A założysz się? - przerwał mu, uśmiechając się szelmowsko.
- Bou i Reita.
- Aoi i Uru.
I podali sobie ręce.
Za chwilę znów padli na blat baru.
***
Doszedłem. Drugi raz tej nocy. A teraz... Reita włożył mi swoje palce do buzi. Spojrzałem na niego zaskoczony. To jakaś jego gra? Fetysz? Tym się podnieca? Roześmiał się i powiedział:
- Liż.
No spoko... Rozumiem, że każdy ma tam jakieś swoje wizje, na które się podnieca, ale... W sumie, mnie to zaczęło jeszcze bardziej i na nowo pobudzać.
Moja twarz chyba spłonęła, ale zrobiłem, co polecił.
- Starczy - i wyciągnął je. Zacisnąłem oczy. Nie wiedziałem, co się teraz stanie.
- Hej? W porządku? - spytał z troską. Kiwnąłem twierdząco głową. On jakoś nieprzekonany zbliżył się i musnął delikatnie moje wargi, przez co poczułem się nieco pewniej, toteż uśmiechnąłem się lekko. Reita końcówką palca zaczął drażnić moje wejście. Sprawiało to mały dyskomfort, ale to nic w porównaniu z tym, kiedy włożył go cały. Znów jęczałem, a, że było to krępujące, wgryzłem się w rękę i jakoś stłumiłem te dźwięki. Potem jeszcze dołożył drugi i trzeci palec i dobrze mnie rozciągnął, chociaż się na tym nie znam. Później zdjął swoją bieliznę (wiedziałem, że o czymś zapomniałem ) i z początku ocierał się swoim penisem o mój odbyt, co mnie niemiłosiernie pobudzało, aż mną rzucało, po czym delikatnie we mnie wszedł do połowy. Krzyknąłem, czując coś wiele większego od ledwie trzech palców. Poczekał, aż się przyzwyczaję i zaczął się rytmicznie poruszać coraz szybciej. Myślałem, że jego penis rozsadza mnie od środka, zaciskałem pięści na pościeli i prosiłem o więcej, bo stało się to takie przyjemne, że prawie oszalałem. Nachylił się nade mną i pocałował żarliwie, dusząc moje jęki. Mój kręgosłup wygiął się w lekki łuk, kiedy trafił w czuły punkt, a we mnie coś tknęło. Teraz to musiałem wyglądać... Spocony, rozochocony...
- Reita, moc-niej! - sapnąłem. Spełnił tą prośbę, po czym wziął w rękę moją męskość i zaczął nią poruszać w górę i w dół. Doszliśmy, wykrzykując swoje imiona, a basista wyszedł ze mnie, opadł obok i mnie objął. Odwzajemniłem uścisk i pocałowałem jego szyję, która była najbliżej w zasięgu moich warg.
- Kocham cię - szepnął.
- I ja ciebie - ułożyłem się wygodniej, kładąc głowę na jego klatce.
- Kazu? - zaczął.
- Tak?
- Może to debilnie zabrzmi, ale... czy chciałbyś być moim chłopakiem? - spytał, a ja wybuchnąłem śmiechem.
- Wcześnie się pytasz - rzekłem i ponownie parsknąłem śmiechem.
- Wiem, ale pomyślałem, że wypadałoby tak oficjalnie, poza tym miałbym już pewność, że jesteś mój - usłyszałem satysfakcję w jego głosie i zaśmiałem się znów. Oficjalnie? To może ślub? Tak! Byłbym idealną żoną, pfu, żonem, jak już.
- Khem. Więc ja, Kazuhiro Saitou zgadzam się być twoim chłopakiem - powiedziałem głupim tonem. Teraz on się roześmiał.
- Fajnie. Okej, wskakuj pod prysznic, potem ja pójdę i zejdziemy na dół - oznajmił.
- Po co?
- Zobaczysz - mruknął tajemniczo.
Jak wyszedłem spod prysznica, w pokoju było niebywale jasno. Zasłony były odsłonięte. Opf. Spojrzałem na zegar. Była dziesiąta. O matko! Czyli, jak on wtedy otwarł oczy, to mógł już nie spać wcześniej? Spaliłem buraka, znów dochodząc do wniosku, że wpadłem... Akira zaśmiał się na mój widok, po czym podszedł do mnie i pocałował w czoło.
Oooch! Urocze! Jaki on potrafi być opiekuńczy! Romantyczny!
- Kocham cię! - krzyknąłem i chciałem mu się zawiesić na szyi, zabawić się trochę dłużej, ale już był przy drzwiach łazienki, więc ułożyłem wargi w dziubek, jak małe dziecko, gdy się obraża, kiedy nie dostanie wymarzonej zabawki. Chyba przewidział, co chciałem zrobić, bo powiedział:
- Za chwilę wyjdę przecież.
I zostawił mnie w pokoju samego.
Ubrałem się w moją czarną sukienkę, białe zakolanówki i wysokie glany. Założyłem też parę pasujących bransoletek i ulubiony naszyjnik. Uwielbiam mój styl. Przeczesałem włosy i pomalowałem oczy. Akurat, kiedy chowałem kosmetyczkę, wyszedł Reita w samym ręczniku. Rzuciłem się na niego i...
Pacnęliśmy głośno na podłogę. Z tym, że ja miałem miękkie lądowanie, a on nie. Siedziałem teraz na nim okrakiem i uśmiechnąłem się zawadiacko z góry.
- No więc, co teraz zamierzasz? - Ej! To nie fair! On robi większe wrażenie, kiedy uśmiecha się w podobny sposób, jak ja przed chwilą! Aż dostałem drgawek. Jednak cała moja pewność siebie prysnęła niczym bańka mydlana. No właśnie, co teraz? Zamarłem, a on podparł się z tyłu na łokciach. Widząc, że się nie ruszam, chwycił mnie jedną ręką za podbródek i pocałował delikatnie. Objąłem jego szyję rękoma i wtedy...
- Reita, schodźcie ju... - Kanon zamarł w pół słowa i dodał: - Sorry - po czym wypełzł z pokoju, będąc cały czerwony na twarzy, a my wybuchnęliśmy śmiechem. Turlaliśmy się po podłodze, a ja zamarłem. O cholera! Co on sobie pomyślał?! Moja twarz spłonęła i dotarła do mnie pewna informacja.
- Gdzie mamy schodzić? - pisnąłem.
- Na dół.
- To wiem, a po co?
- Zobaczysz - zacząłem się bać. A co jeśli tam będzie zorganizowana orgia, o której nie mam zielonego pojęcia? Szybko wybiłem sobie ten głupi pomysł z głowy. Blondyn wstał, wziął ciuchy i wrócił do łazienki. Kiedy stamtąd wyszedł, ubrany był luźną, szarą bluzkę, czarne, nieprzylegające spodnie, włożone w glany z klamrami, do tego stylowy pasek oraz łańcuch i biała chusta, która nie zakrywała ust. Miał parę naszyjników i natapirowane w kształt irokeza włosy. Całościowo wyglądał jakby uciekł z wojska, a przyczyną tej ucieczki był bunt. Myślałem, że zaślinię podłogę... w przenośni.
- Chodźmy - i wziął mnie za rękę. Poczułem się jak niesiony na skrzydłach.
Kiedy schodziliśmy było jakoś dziwnie cicho. Szedłem za nim posłusznie, po czym stanęliśmy zaraz pod schodami i on "skrył się za mną", jednak dalej nie puszczałem jego ręki. Co teraz? Wyjdą ludzie i zaczną nas bombardować balonami z wodą? Niespodziewanie usłyszałem za sobą jego szept:
- Wszystkiego najlepszego - musnął przy tym mój płatek, a mnie przeszedł milutki dreszczyk emocji.
Co?
- Niespodzianka! - zewsząd wyskoczyli Gazeciarze i członkowie mojego zespołu.
Aż się wzruszyłem... Ale o co chodzi?
- Mam imieniny, czy co? - mruknąłem zdezorientowany.
- Urodziny, głupku! - zaśmiał się zza moich pleców szmacianonosy. J-rockerzy podeszli do mnie z dziwnymi paczuszkami, ale najpierw zaśpiewali "Sto lat".
- Aaa! - tak, dostałem olśnienia.
- Pomyśl życzenie - powiedział Akira, kiedy już od wszystkich wysłuchałem życzeń i dostałem prezenty. Ale fajnie, nie? Ha-a, ja tak ma-am! A wy nie-e!
- Zaraz się spełni - mruknąłem, odwracając się do niego. Tak, ten ułom cały czas stał za mną i śmiał się z mojej bezradności. Co mogłem na to poradzić, że nie wiem jak się zachować, kiedy jestem w centrum uwagi?
- Taaak? - przeciągnął. Objął mnie w pasie, śmiejąc się nisko, i pocałował namiętnie. Rzuciłem mu ramiona na szyję, stanąwszy na palce. Dlaczego jestem taki niski? Ano, nie piłem mleka...
- Właśnie teraz - szepnąłem, na moment otwierając oczy. Zauważyłem, że reszty naszych zespołów dziwnie się na nas patrzą...I zarejestrowałem jeszcze jak Ruki podaje coś Kai'owi zirytowany... Kij z tym! - Kocham cię.
Tak, moje marzenie, które chcę spełniać cały czas od nowa: być jak najbliżej Reity.
- I ja ciebie - mruknął seksownie, czyli tak, jak lubię.
A jednocześnie być najszczęśliwszym i takim też czynić moją jedyną, pierwszą i prawdziwą miłość.
THE END
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro