„Siedemnastka"
~Lena~
Z każdą minutą horroru bałam się coraz bardziej. Nie przez film. Nie przez mrożące krew w żyłach krzyki ofiar okrutnego mordercy. Nie przez błysk noża w ciemności, a następnie kapiącą na podłogę szkarłatną ciecz... Nie. Bałam się przez Connora. Widziałam jego tajemniczy uśmiech. Sposób, w jaki spoglądał na mnie ukradkiem, co kilka minut. Sądziłam, że jeśli przyłapię go i nawiążemy kontakt wzrokowy, on zaprzestanie i odwróci wzrok raz na dobre. Myliłam się jednak. Grubo się myliłam...
Ponownie poczułam jego wzrok na siebie, więc wprowadziłam mój mały, misterny plan w życie. Również spojrzałam na niego. Patrzył mi głęboko w oczy. Ja momentalnie zapomniałam, co miałam zrobić. Odwróciłam wzrok speszona, nie potrafiąc nic z siebie wydusić. Wbiłam wzrok w ekran, ale żaden z krzyków ofiar mordercy już do mnie nie docierał...
Yeah, we're damaged...
~Connor~
Horror nie był straszny. Straszne było to, że ktoś naprawdę to nagrał. Straszne było to, że ktoś naprawdę uważał, że właśnie tak wygląda morderstwo. Chciało mi się śmiać, ale oszczędziłem sobie tego. Zamiast skupiać się na tak surrealistycznej wersji Milczenia Owiec, zacząłem spoglądać na Lenę. Każdy jej szczegół był o wiele bardziej ciekawy od filmu. Jej szarawe oczy, odbijające światło ekranu, były o wiele bardziej ciekawe od kolejnej mordowanej dziewczyny. Jej idealne, malinowe wargi, które teraz ściskała, pogryzając od środka, miały o wiele bardziej ciekawy odcień od szkarłatu krwi na ekranie. Pomyślałem od razu, że ona nie dałaby się tak zabić. Nie dałaby się zadźgać, podciąć sobie gardła, podtopić czy zastrzelić. Jej szare oczy przestałyby wtedy odbijać światło. Jej usta straciłyby malinowy kolor. Wpatrywałem się w nią tak, wiedząc, że dziewczyna obroniłaby się za cenę odebrania komuś życia.
Złapała mnie na gorącym uczynku. Ja jednak nie dałem się spławić. Dałem jej wyraźnie znać, że nie przestanę na nią patrzeć. I że nie wstydzę się tego, że tak się jej przypatrywałem. Dziewczyna odwróciła wzrok, a ja przesunęłam swoją dłoń w jej kierunku. W końcu udało mi wie dotrzeć do leżącej na moim kolanie dłoni dziewczyny. Ścisnąłem ją delikatnie, nie patrząc na jej reakcję. Wzrok skierowałem na ekran i pozostał tam aż do samego końca filmu.
Badly damaged...
~Lena~
Napisy. Wzięłam głęboki wdech i usiłowałam udawać, że czytam wszystkie nazwiska, jakbym któregoś szukała. Connor również zdawał się robić to samo. Kolejne dziesięć minut uda mi się tak przeżyć, pomyślałam.
- A nie mówiłam? - wymusiłam na sobie uśmiech i spojrzałam na chłopaka z triumfem na twarzy. - Wiedziałam, że to ten aktor!
Connor odwzajemnił uśmiech, ale nie odezwał. Podniósł się, wciąż trzymając moją dłoń. Szybko złapałam torbę i spojrzałam na niego, kiwając głową. Powoli ruszyliśmy ku wyjściu.
But your love's too good to lose.
~Connor~
- To gdzie mnie zabierasz? - zapytała podejrzliwie, jednak na jej twarzy błyszczał uśmiech. Rozpływałem się pod wpływem jej uroczego spojrzenia.
- Nie mogę ci zdradzić szczegółów - odpowiedziałem tylko, a ona jęknęła.
- To może jakiś ogół? - uderzyła mnie delikatnie barkiem.
- Spodoba ci się.
- I to tyle? - oburzyła się.
- Bardzo ci się spodoba.
Hold me tighter...
~Lena~
Szliśmy już długo, a ja wciąż nie wiedziałam, dokąd chłopak mnie zabiera. Wiedziałam, że mogę mu zaufać. I ufałam mu, choć momentami był przerażający. Kochałam go, nieważne, jak strasznie potrafił mówić. A momentami naprawdę brzmiał jak z horroru.
Rozejrzałam się i usiłowałam sobie przypomnieć, skąd znam otoczenie, przez które właśnie przechodziliśmy. Niezbyt wysokie drzewa, dużo maleńkich stawów, jedna ścieżka i złote ławki, co kilkanaście metrów. W niektórych stawach pływały łabędzie, co wydawało mi się tak niezwykłe i piękne, a zarazem tak znajome... W oddali widziałam ogromną, płaczącą wierzbę, pod którą również była ławka. Starałam się nie zwracać uwagi na szczegóły, a jedynie oglądać to piękne miejsce z pewnym dystansem.
Szliśmy tak za rękę przez naprawdę długi park. Wciąż nie potrafiłam sobie przypomnieć skąd go znałam. Trwaliśmy w absolutnej ciszy, której nie chciałam załamać, więc nie spytałam Connora, co to za miejsce. Może później, obiecywałam sobie, mocniej ściskając dłoń chłopaka.
Even closer...
~Connor~
- Jesteśmy - stanąłem w miejscu, a dziewczyna momentalnie zaczęła się rozglądać. Szukała jakiejś wskazówki. Czegoś, co wskazywałoby, dlaczego ją tutaj zabrałem. Na jej nieszczęście, nie miała szans się domyślić. Nie zauważyłaby nic szczególnego, nieważne jak intensywnie by się przyglądała.
- Czyli... Co teraz? - zapytała, spoglądając na mnie. Definitywnie poddała się, widząc, że niczego nie domyśli się sama.
Uśmiechnąłem się do niej i puściłem jej dłoń, by móc wyciągnąć coś z kieszeni. Patrzyła na każdy mój pojedynczy ruch, próbując przewidzieć, co się stanie. Na zmianę marszczyła brwi i je unosiła, by następnie przygryzać wargę lub szczypać się w ramiona obiema dłońmi na raz. Kochałem ten widok jej uroczego roztargnienia i dziecięcej ciekawości.
I'll stay if I'm what you choose...
~Lena~
Rozejrzałam się po miejscu, do którego mnie przyprowadził. Staliśmy pod niskim, drewnianym mostem. Wokół rosły drzewa, a tam, gdzie staliśmy, prawdopodobnie kiedyś płynęła rzeka. Widziałam białe i niebieskie kwiaty przy prawym brzegu, natomiast przy lewym była jedynie trawa. Nikogo oprócz nas tam nie było. Byliśmy sami.
Zaczęłam się przyglądać ruchom chłopaka. Chciałam się domyślić, po co przytargał mnie aż tak daleko. Napewno nie po to, żeby pospacerować w ładnym otoczeniu? To nie było ani trochę w jego stylu.
- Promise ring?! - o mało nie wrzasnęłam, gdy chłopak uklęknął przede mną.
If I am what you choose...
~Connor~
Zauważyłem pojedynczą łzę, spływającą po jej policzku. Otarła ją rękawem i spojrzała mi prosto w oczy, uśmiechając się przez ciche chlipnięcia. Zaczęła delikatnie przytakiwać.
- Obiecujesz?
'Cause you're the one I choose...
~Lena~
- Obiecuję.
You're the one I choose...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro