„Sam Początek 1/2"
Nie wyłączyłam telefonu na długo. Może na godzinę, może na dwie, ale napewno nie na cały dzień. Gdy tylko wyszłam z gabinetu, co udało mi się dopiero po dłuższym czasie niezręcznej ciszy pomiędzy nami trzema, wyłączyłam komórkę i pobiegłam na zajęcia jak zwykle spędzona. Trafiłam do odpowiedniej sali, by po krótkiej chwili rozpocząć ostatnią tego dnia godzinę lekcyjną.
Wykłady z historii nigdy nie były dla mnie nudne. Nie przysypiałam na nich, jak większość moich rówieśników. Z reguły właśnie dlatego ja i Alana byłyśmy uważane za nudziary i kujonki. Lubiliśmy historię, wiedzę o społeczeństwie, prawo, politykę... Poza tym ja uwielbiałam języki, literaturę i sztukę. To ostatnie Alana sobie we mnie ceniła. Namalowałam kiedyś na płótnie siebie i ją. Cały malunek bazowany był na zdjęciu z piętnastych urodzin Alany. Leżałyśmy na kanapie, ja balansowałam na brzuchu na górnej krawędzi oparcia. Ona opierała się nogami o mnie i wisiała z oparcia głową do dołu.
To było cztery lata temu. Ponad cztery lata temu. Jeszcze wtedy, kiedy niczym się nie przejmowałyśmy. Dopiero wybierałyśmy się do liceum. Dopiero rozpoczynała się poważna edukacja i nowa przygoda. Pierwszy krok w dorosłe życie.
Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że w liceum nabawię się lęku społecznego, paranoi i wielu kompleksów, uśmiechnęłabym się i postukała po czole, spławiając żartownisia.
Ale taka była prawda. Już w pierwszej klasie, gdy tylko poznała Jareda, coś się zmieniło. A raczej wszystko powoli się zmieniło. Ta okropna reakcja łańcuchowa skończyła się tak. Tak, czyli w niespodziewany dla nikogo sposób.
Bo kto sądził, że pierwszy związek tak zniszczy człowieka..?
Skrzywiłam się w uśmiechu pełnym poglądy i obrzydzenia. To nie związek z Jaredem Kleinmanem mnie zniszczył. Związek z nim był cudowny — tak słodki, momentami gorący, cudowny i... jak ze snu.
Zniszczyło mnie uczucie, które rodziło się przez długi, długi czas. Ale zorientowałam się, że coś się działo, gdy było już o wiele za późno.
Zauroczenie się w kimś innym, będąc w związku, to najgorsze, co się może człowiekowi przytrafić. Ukrywałam przed samą sobą fakt, że podobał mi się inny chłopak. Sądziłam, że to tylko niewinna igraszka.
Wejście do nowej szkoły z czystą kartą to rzecz, o której marzył każdy przyszły licealista. Ja nigdy nie marzyłam o „czystej karcie". W moim życiu nie było ciemnej strony. Żadnej „brudnej" karty.
Wchodziłam w nowe życie za rękę z najlepszą przyjaciółką. Ja i Alana byłyśmy przekonane, że liceum nas nie rozdzieli. Że życie się nie zmieni. Niestety obydwie byłyśmy w błędzie.
Wchodzę do budynku po stromych schodkach, trzymając w zaciśniętej dłoni plecak. Na mojej twarzy lśni szeroki uśmiech. Spoglądam ukradkiem na równie uśmiechniętą ciemnoskórą dziewczynę przy moim boku.
Przechodzimy przez jedną z najważniejszych barier — wejście główne do szkoły średniej. Biorę głęboki wdech i patrzę przyjaciółce w oczy.
- No to wio... - szepczę i czuję, jak łapie mnie za ramię i ciągnie w stronę szafek. Szafki numer 123 i tej obok — 124.
Wykładamy książki, a ja odwracam się tyłem do zielonych drzwiczek otwartych na oścież.
Rozglądam się po korytarzu i natrafiam wzrokiem na wysokiego chłopaka w okularach. Patrzy na mnie z zawadiackim uśmiechem, a ja przygryzam wargę i łapię Alanę za dłoń, oddalając się w stronę klasy.
- Jakto masz lekcje gdzie indziej?! - irytuję się, słysząc jej słowa.
- Nie wiedziałam, że wybrałaś informatykę. Nie mówiłaś mi o tym - wzdycha Alana. To prawda, nie powiedziałam jej...
- Dobra... Widzimy się na przerwie - mówię cicho, wchodząc do klasy i znajdując puste miejsce gdzieś na tyłach klasy.
Myślałam, że przeżyję zajęcia introdukcyjne w samotności. Ale nie...
Ktoś się do mnie dosiadł. Oczywiście, nie mam pojęcia, kim może być ta osoba. Nie podnoszę głowy znad własnych kolan, obawiając się konfrontacji. Jeśli sam się nie odezwie...
- Nowa w mieście? Nigdy wcześniej cię nie widziałem, a to przecież niezbyt spore miasteczko... - no i się odezwał.
Podnoszę głowę i spoglądam na mówiącego, zamierając. To TEN chłopak. Chłopak z korytarza.
- T-Tak, nowa... - mówię, wzdychając cichutko. Zastanawiam się chwilę, czy powinnam coś powiedzieć. - Lena Mariam Hansen...
- Co? - chłopak unosi brwi, a ja ponownie zamieram.
- Imię... znaczy, Lena... Lena Hansen... - jąkam się jak szalona. Dlaczego ja się jąkam? Nigdy nie miałam z tym problemu!
- Oh... - patrzy na mnie niepewnie, a ja szybko odwracam głowę i wydymam policzki.
- Przepraszam - mruczę pod nosem.
- Co, dlaczego? - chłopak chyba niezbyt kontaktuje.
- Przepraszam za to, że powiedziałam pełne imię, pewnie nawet cię ono nie interesuje. Nawet nie zapytałeś, a ja tak po prostu z nikąd nagle... - wystrzeliłam potokiem słów, jak najciszej potrafiłam. - Przepraszam.
- Dużo przepraszasz - stwierdza, zmuszając mnie słowami do spojrzenia w jego kierunku. Widzę jego uśmiech i robię się czerwona.
- Przepra- znaczy, nie przepraszam... - przecieram twarz zdenerwowana i zestresowana, jak nigdy. - Przepraszam.
- Jared Kleinman - mówi, przerywając nieprzyjemny temat.
- Miło mi - uśmiecham się nerwowo i podaję mu rękę, którą jednak szybko cofam. Naprawdę? Nawet dłonie zaczęły mi się pocić?! Zaczynam rozumieć, o co chodzi Evanowi, gdy mówi o poznawaniu nowych przyjaciół.
- Jesteś siostrą Evana, prawda? - pyta nagle, a ja szybko przytakuję. - Widać. Zachowujecie się bardzo podobnie.
Kiwam głową jeszcze przez chwilę, spuszczając wzrok na swoje kolana. Czy to komplement, czy on właśnie mnie obraził? Nie chcę jednak zrobić z siebie idiotki i pytać...
- Skąd znasz Evana? - palcami delikatnie ciągnę róg koszulki. Po chwili czuję jego wzrok na sobie i orientuję się, że nie jestem jedyną osobą z mojej rodziny w tej szkole.
- Poznaliśmy się dziś rano. Wydaje się być bardziej wyluzowany od ciebie - uśmiecha się do mnie żartobliwie.
Spoglądam na niego ukradkiem i mruczę:
- Przepraszam...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro