Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

„Sam Początek 2/2"

Alana nie rozumie, co mi się dzieje. Ja też nie rozumiem.
Spoglądamy na siebie przerażone, obydwie mruczymy coś pod nosami, aż w końcu ona odzywa się pierwsza:
- Myślę, że jesteś zakochana.
Myślę chwilę, nie zaprzeczając od razu. Nie jestem pewna, co odpowiedzieć. Tak naprawdę ta wersja wydaje się najbadziej prawdopodobna.
Ja. Zakochana. W chłopaku, którego ledwo poznałam? Ale przynamniej z nim rozmawiałam, nie tak jak z tym wysokim chłopakiem, który przypadkowo wylał farbę na stolik, a ja pomagałam mu ją sprzątać. Nasze dłonie się wtedy spotkały i...
- Poza tym ty chyba też mu się podobasz - Alana wyrywa mnie z zamyślenia. Biorę kolejny łyk swojej herbaty i odsuwam papierowy talerzyk z resztką jedzenia wzdłuż stolika aż do kosza. Jakoś straciłam apetyt.
- Znowu się patrzy - mówi, jakby opowiadała mi coś o zajęciach. Niepostrzeżenie daje mi również znak. Sygnał. „Jared patrzy się na mnie ze swojego stolika". - Uśmiecha się. Wskazuje głową w naszym kierunku, mówiąc coś do... Do twojego brata! O nie, idzie tutaj! Razem z Evanem!
Zamieram. Co robić? Jak reagować? Udaję, że Alana opowiedziała właśnie najśmieszniejszy żart, jaki kiedykolwiek usłyszałam i śmieję się głośno, zakrywając twarz włosami.
- Hej, Lena! - słyszę męski głos za mną i odwracam się, udając zaskoczoną.
- C-Cześć, Jared! - jąkam się lekko, na co Evan spogląda na mnie rozkojarzony. Nie wie, że coś dziwnego zaczyna się ze mną dziać. Nie wie, że zaczynam zachowywać się podobnie do niego.
- Możemy się dosiąść? - pyta, a ja patrzę na Alanę, szukając w niej wsparcia.
- Jasne - mówi ciemnoskóra dziewczyna, a ja złoszczę się. Jak może mi to robić?!
- Dzięki - uśmiecha się Jared i razem z Evanem siadają na krzesłach pomiędzy mną, a Alaną. Jared siada obok niej, co dało mi możliwość wymienienia znaczących spojrzeń z bratem.
Jared i Alana zapoznają się ze sobą, podają sobie ręce i uśmiechają się do siebie uprzejmie, ale nic poza tym w nich nie widzę. Alana w ogóle się przy nim nie krępuje. Jared nie patrzy na nią z takim samym uśmiechem, jak teraz, gdy przeniósł wzrok na mnie. Kulę się w sobie i pierwszy raz żałuję, że wyrzuciłam jedzenie i nie mam czym się zająć.
- Więc jak tam pierwszy dzień w nowej szkole? - zagaduje Kleinman.
- Wspaniale!
- W porządku.
- Ok...
Brat spogląda na mnie smutno. - Co się dzieje, Lena?
- Nic - odpowiadam i podnoszę z podłogi torbę. - Mam teraz sztukę - mówię, nie patrząc się za siebie i odchodząc od stolika szybkim krokiem.
Szturmując w stronę drzwi wyjściowych ze stołówki wpadam na kogoś szturmującego w identyczny sposób, w tym samym kierunku.
- Przepraszam! - piszczę szybko i przyspieszam kroku, wybiegając z sali. Obracam się dopiero, gdy jestem już przy drzwiach sali plastycznej. Cholera, wpadłam na Connora Murphy'ego.
Chłopak, który w drugiej klasie rzucił w wykładowcę drukarką, nie miał zbyt dobrej reputacji w szkole. I nie dziwię się. Jest strasznie agresywny — to dopiero mój pierwszy dzień szkoły, a już widziałam go zaangażowanego w dwóch potyczkach i jednej ostrej kłótni. Ale ta kłótnia wywołała u mnie... bardzo negatywne uczucia. Nie względem chłopaka, a względem tej szkoły.
Chłopak w czarnej bluzie wchodzi do sali plastycznej, gdzie ja siedzę już przy jednej z podwójnych ławek. Zajmuję jedyną pustą ławkę, przez co nowoprzybyły ma do wyboru miejsce obok bruneta w okularach w pierwszym rzędzie tuż obok biurka nauczycielki, miejsce przy blondynce w niezwykle obcisłej bluzce i miejsce obok mnie. Nie patrzę na niego, nie chcąc narazić się na kontakt wzrokowy.
Po dłuższej chwili chłopak dokonuje wyboru, a ja słyszę jak torba opada na podłogę obok mnie, krzesło szura po podłodze, a chwilę później ktoś na nim siada.
- Mam nadzieję, że było wolne? - mówi nagle, a ja szybko podnoszę głowę, spoglądam na niego i zamieram. Murphy chyba mnie dzisiaj prześladuje. Cały czas widzę go WSZĘDZIE. A teraz jeszcze siada obok mnie..?
- Jasne - mówię cicho, przygryzając wargę i odwracając głowę w stronę ławki.
- Dzisiaj chciałabym byście spróbowali wykonać rysunek realistyczny. Michael, dosiądź się do Chloe. Musicie mieć partnerów obok was! Wykonajcie na papierze siebie nawzajem dowolną techniką. Pamiętajcie o szczegółach i jak największej dokładności! Macie rysować realistycznie - nauczycielka mówi dość melodyjnym głosem. Jest to moja druga lekcja z nią i jestem w stanie ignorować ten sposób mówienia. Czasami denerwuje, ale są się przyzwyczaić...
- Nie będzie ci to przeszkadzało, jeśli będę co jakiś czas prosił, byś spojrzała w moim kierunku, prawda? - pyta chłopak obok, nie podnosząc nawet głowy znad swojej kartki.
- Nie ma problemu - mówię tylko, starając się go nie zdenerwować. Nie boję się go, ale nie chcę by przeze mnie znowu czymś rzucił w nauczyciela. Obawiam się, że pani Garret nie przeżyłaby rzutu drukarką... Śmieję się pod nosem na tą myśl.
Connor spogląda na mnie podejrzliwie, ale ja jedynie posyłam mu nerwowy uśmiech i zaczynam szkicować.

Kątem oka spoglądam na jego kartkę i zamieram. Faktycznie, narysował mnie. I zrobił to naprawdę profesjonalnie. Jego praca wygląda jak zdjęcie, wykończona cienkopisem i farbami. Na jego rysunku doprawdy jestem ja, ubrana w białą koszulkę z prawdopodobnie jakimś chwytliwym hasłem (po chwili spoglądam ponownie i czytam napis „#TeamSocialAnxiety", co wywołuje u mnie rumieniec i lekki uśmiech), opierającej się o biurko z tym samym nerwowym uśmiechem, który posłałam mu wcześniej. Wyłapał nawet takie detale jak pieprzyk na nosie, a ani razu nie prosił bym mu się pokazała! Uśmiecham się do siebie i wykańczam swój rysunek. Po chwili podsuwam go chłopakowi pod brodę.
Nie spodziewam się, że go skomentuje. Przecież mnie nie zna, dlaczego miałby mieć ochotę ze mną rozmawiać?
W pewnym momencie jednak zostaję pozytywnie zaskoczona.
- Naprawdę tak wyglądam? - pyta, wskazując na uśmiech, który dorysowałam z wyobraźni.
- Tak wyglądasz lepiej - mówię poważnie, a on patrzy na mnie skrzywiony.
- Ja się nie uśmiecham. Uśmiech jest dla słabych - prycha i odsuwa od siebie moją pracę. - Zapamiętaj to sobie.
Wydymam wargi i patrzę na swój rysunek. Connor na obrazku a szeroki uśmiech na twarzy, rozczochrane włosy (co akurat w żaden sposób nie odróżnia się od jego naturalnego wyglądu) i czerwoną bluzę zamiast czarnej. Chciałam ubarwić rysunek, pokazać Connorowi, że można inaczej. Ale on nie przyjmuje tego do wiadomości.
Patrzę na niego kątem oka i wzdycham. Z uśmiechem wyglądałby tak cudownie...

~~~ chwilowo wracamy do teraźniejszości, koniec wspomnień. Do dawnych czasów pierwszej klasy liceum wrócimy za niedługo!
Proszę o szybkie info, czy podobały wam się rozdziały dotychczas i czy chcielibyście, bym uwzględniła coś w kolejnych! Macie jakieś cytaty, może sytuacje, albo po prostu macie pytania?
Kocham was bardzo mocno i wiem, że mówię to za rzadko, ale to prawda. Kocham was.
Dobranoc!

~Ileniss

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro