Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

„Plastyka"

Szkoła okazała się istnym piekłem, z którego nie mogłam uciec. Nie sądziłam, że tak wiele osób nagle zacznie się interesować mną i Connorem, jakby wyjazd Jareda natchnął wszystkich. No i temat próby samobójczej Connora. Nie znikał on z ust przez cały dzień. Kto wie, ile to jeszcze potrwa..?

- Nie przejmuj się tym wszystkim. Skup się na tym, że twój związek z Connorem kwitnie i wszystko jest cudownie - uśmiechnęła się Alana, wyciągając ze śniadaniówki kilka pudełeczek. Maleńkich pudełeczek, w których trzymała różne owoce. - Jak udało ci się wyciągnąć go z domu rano? Zoe opowiadała o jego stanie psychicznym przez ostatnie wieczory.
- Nie było to aż takie trudne - uśmiechnęłam się delikatnie, czując jak rumieniec pełznie po moich policzkach aż do czubka nosa.
- Coś się wydarzyło..? - dopytała, spoglądając na mnie podejrzliwie.
- Nie - ucięłam szybko. - Jak spędziłaś czas z Zoe? - zapytałam, chcąc jak najszybciej zmienić temat.
Alana spuściła wzrok i zaczęła widelcem grzebać w swoich owocach.
- Znaczy... Niewiele go razem spędziłyśmy... Bo wiesz, to tylko droga do szkoły - zarumieniła się i wzruszyła ramionami, nie podnosząc wzroku. - Po prostu rozmawiałyśmy... Trochę się poznałyśmy, to wszystko...
Odchrząknęłam i spojrzałam na nią znacząco. - Masz jej numer? - spytałam, splatając ramiona na piersi i pochylając się przez stół. - Powiedz, że masz jej numer.
- Tak- znaczy, podała mi swój numer, ale tylko dlatego, że zaproponowałam, że ją odwiozę - przytaknęła nerwowo. Chyba nigdy jej takiej nie widziałam.
- No tak, biedulka nie ma jak wrócić do domu... - przytaknęłam teatralnie. - Jak dobrze, że Alana Beck jest cudowną przyjaciółką, oferującą pomoc na każdym kroku.
- Cicho-! - zarumieniła się jeszcze mocniej, spoglądając na mnie ze złością. - Po prostu chcę być miła.
- A czy ja powiedziałam coś innego..? - uniosłam brwi.
- Nie, ale... Ale ty... Jezu! - zamknęła swoje owoce w pudełku i wrzuciła je do torby. - Spóźnię się na angielski - mruknęła i zarzucając na plecy swój ogromny plecak, odeszła żwawym krokiem.
Zaśmiałam się i skończyłam swoje jedzenie. Wstałam od stołu i z westchnięciem ruszyłam w stronę pracowni plastycznej. Plastyka była jedną z niewielu przyjemnych godzin w poniedziałki. Widziałam się wtedy z Connorem. Nigdy jednak nie decydowaliśmy się na siedzenie razem podczas tych zajęć. Tylko raz, w pierwszy dzień szkoły, kiedy byłam tu zupełnie nowa...
Usiadłam na tyle klasy i wyciągnęłam najpotrzebniejsze materiały na stół. Czekałam na przyjście nauczycielki i reszty uczniów oparta plecami o ścianę. O mało nie zasnęłam w czasie tego całego oczekiwania.
Nareszcie klasa się zapełniła, jednak miejsce obok mnie pozostało puste. Jak zawsze.
Nauczycielka podała temat pracy oraz jej technikę i wszyscy wzięli się do pracy. Otworzyłam blok i zaczęłam szkicować, trzymając głowę opartą na dłoni. Byłam już zmęczona całym dniem, a do tego wszystkiego cały czas czułam na sobie wzrok ludzi dokoła. W tamtej chwili najchętniej skuliłabym się pod stołem. Wewnętrznie wyklinałam Connora i Alanę — jego za niepojawienie się na plastyce, a Alanę za nieposiadanie tego przedmiotu w planie. Cwaniara miała wtedy angielski. Tfu.
- Pracę oddajcie mi na następnych zajęciach, w czwartek. Mają być gotowe i dopracowane - słowa niskiej kobiety o melodyjnym głosie wyrwały mnie z zamyślenia. Już minęła cała godzina? Woah. Kiedy?
Spakowałam się i szybkim krokiem wyszłam z pracowni. Podeszłam do szafki i przejrzałam ją w poszukiwaniu odpowiednich podręczników, gdy podszedł do mnie mój brat. Uśmiechnęłam się do niego i zamknęłam szafkę.
- Cześć, Evciu - posłałam mu żartobliwe spojrzenie.
- Cześć, El - uśmiechnął się. - Idziesz gdzieś jutro wieczorem?
- Nie, a co? - uniosłam brwi.
- Mama chce świętować wtorek z tacosem...
- O nie! - zaśmiałam się. - Znowu?
- Tak, odbija jej. Mówi, że ma z nami za mało kontaktu... Że trzeba naprawić zaniedbane relacje rodzinne... Ogólne bzdety.
- Ona bardzo się stara - westchnęłam i pokręciłam głową. - Spójrz, zrobisz z nią taco i masz to z głowy. Opłaca się, jeśli chcesz mieć spokój.
Evan wzruszył ramionami. - Niech będzie.
- Tak naprawdę to chyba i tak nie masz co robić, prawda? Skoro Jared...
- Nic się nie stało - pokręcił głową. - Mam ciebie.
- Masz mnie - przytaknęłam i pocałowałam go w policzek. - Do później, Ev!
- Pa...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro