Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

„Nawiedzają mnie co noc"

- Pamiętasz ile razy przypominałem ci, że cię kocham? - usłyszałam głos w słuchawce.
- Tak. Wiele razy. Pięć - potwierdziłam jego słowa, uśmiechając się delikatnie. - Pięć razy dziennie - powtórzyłam.
Usłyszałam chichot po drugiej stronie.
- A pamiętasz ile razy nie chciałem pozwolić ci spotkać się z Alaną z obawy na to, że już nie wrócisz? - spytał rozbawiony.
- Pamiętam. Zachowywałeś się, jakbym wychodziła na imprezę. Przecież to były zwyczajne nocowania - przewróciłam oczami.
- A pamiętasz jak w walentynki chciałaś kupić mi piórnik, ale myślałaś o kimś innym? Pomyliłaś wtedy inicjały! - chłopak po drugiej stronie zaśmiał się głośno.
Byłam pewna, że to się nie stało... moje wspomnienie, tamten dzień - ta rozmowa tak nie wyglądała... Właśnie wtedy usłyszałam drugi, żeński głos. Ktoś był z nim. Poznałam ten głos. Pamiętałam go. Zawsze będę go pamiętać. Była to dziewczyna, z którą mój chłopak mnie zdradził dzień po walentynkach...

Obudziłam się z krzykiem.
- Cholera jasna! - wrzasnęłam, ignorując czas i miejsce mojego pobytu.
Po chwili rozejrzałam się. Leżałam na czarnej, skórzanej sofie. Pod głową miałam czerwoną poduszkę z logo liceum. Takie same dyrektorka ma w swoim gabinecie...
Wstałam szybciej niż sądziłam, że uda mi się to zrobić. Connor siedział na krześle za biurkiem z nogami na blacie i patrzył na mnie z uniesionymi brwiami.
- Zły sen? - mruknął wyraźnie zadowolony z obrotu sytuacji. Pokręciłam głową, nie chciałam go zamartwiać. Miał wystarczająco dużo własnych problemów...
W myślach przełknęłam swoje koszmary. Wybrały sobie bardzo zły moment na nawiedzanie mnie...
- Dosyć długo spałaś - Connor wyrwał mnie z zamyślenia.
- Jak do tego doszło? - spytałam, przyzwyczajając oczy do oświetlenia w pokoju.
- Jak przyszedłem to już tak leżałaś. Najwyraźniej zasnęłaś czekając - wyjaśnił.
- Jestem pewna, że nie brałam poduszki - zauważyłam.
Chłopak wzruszył ramionami i uśmiechnął się ledwo widocznie. Przewróciłam oczami chichocząc.
- Przepraszam, że musiałeś tak długo czekać - podeszłam do niego.
- Tak właściwie to nie długo. Dwadzieścia minut...
- Wystarczająco dużo - westchnęłam. - Możemy zacząć?
- Nie, chyba teraz moja kolej na drzemkę - zażartował patrząc mi prosto w oczy. - Fair?
Zaśmiałam się, choć wcale nie było mi do śmiechu. Gdyby wiedział, co przeszłam przez ten sen, z pewnością nie chciałby być ze mną kwita.

******

- Co dzisiaj jadłeś na śniadanie? - spytałam wyciągając kartkę papieru i długopis.
- Ugh - chłopak odwrócił wzrok, a ja uniosłam brew, czując narastający gniew.
- Connor! Obiecałeś mi coś - odłożyłam kartkę i wystawiłam palec wskazujący w jego kierunku. - Obiecałeś - powtórzyłam o wiele wolniej i ciszej.
On jedynie westchnął:
- Jeszcze wiele razy cię zawiodę. No chyba, że pozwolisz mi po prostu umrzeć..?
W tamtej chwili nie byłam w stanie opanować siebie, swoich gestów i fali żalu. Nie wiem, jak to się stało, ale moja dłoń wyładowała na jego policzku zostawiajàc czerwony ślad. Momentalnie wstrzymałam oddech.
- Przepraszam - wydukałam, spuszczając głowę. - Naprawdę nie chciałam... Ja po prostu...
Chłopak jednak nie dosłyszał końca mojego zdania. Już go nie było. Zniknął...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro