Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

„Moje miejsce"

- Powiedział ci co?! - Alana zakrztusiła się swoim pączkiem, momentalnie zginając się w pół. Uśmiechnęłam się i przewróciłam oczami, klepiąc ją po plecach. Po chwili udało jej się sukcesywnie przełknąć pączka, a ja mogłam kontynuować.
- Powiedział mi, jak się poznaliście. To bardzo miłe z twojej strony, zaproponować komuś przechowanie i herbatkę, w sumie nawet go nie znając - uniosłam brew, a ona zarumieniła się.
- Chciałam dobrze - wymruczała.
- Wiem. I zrobiłaś dobrze. Byłaś przy nim, kiedy mnie nie było... I żałuję, że mnie nie było - westchnęłam cicho i smętnie wbiłam widelec w sałatkę, która leżała przede mną od dobrych pięciu minut.
- To się nie zalicza do jedzenia - usłyszałam męski głos za sobą i uśmiechnęłam się sama do siebie, odwracając głowę.
- Cześć.
- Cześć.
Alana przez chwilę śmiała się pod nosem na widok mojej miny, ale skarciłam ją wzrokiem. Connor usiadł obok mnie i wyciągnął z torby małe pudełko śniadaniowe. Uniosłam brwi i odkaszlnęłam.
- Hansen, analizuj - mruknął podsuwając mi pudełko pod nos.
Momentalnie otworzyłam je i obliczyłam ilość kalorii.
- Ciastka, mimo wyglądu, są najmniej kaloryczne, ale powinieneś jeść jedno po każdym poważniejszym posiłku - wskazałam na foliowe opakowanie pełne owsianych ciastek. - Sugeruję, byś zjadł kanapkę i wypił przynajmniej pół butelki wody do godziny jedenastej - oddałam mu pudełko.
- Serio? Szczerze, to miałem ochotę na to ciacho.
- Sam jesteś ciacho, a teraz-
- Co?
- Co?
Kąciki jego ust uniosły się odrobinę, a ja zorientowałam się, co powiedziałam. Moje policzki momentalnie poróżowiały, a on wbił we mnie ten przenikający wzrok.
- Mówiłam ci coś o patrzeniu na mnie w ten sposób! - obruszyłam się, uderzając go w bok łokciem.
Oddał mi po chwili, przez co o mało nie spadłam z ławki.
Alana patrzyła na nas spod uniesionych brwi. Podsunęła okulary wyżej i parsknęła cichym śmiechem. - Okej, to ja nie przeszkadzam, bawcie się dobrze - powiedziała po chwili, zbierając swoje rzeczy z szerokim uśmiechem na twarzy. Odeszła w stronę klasy żywym krokiem, a na pożegnanie puściła mi oczko.
- Wracając, nazwałaś mnie ciachem, tak? - chłopak przysunął się bliżej mnie, a ja jęknęłam głośno.
- Connor pieprzony Murphy, przestań się czepiać słówek! - krzyknęłam obruszona, a on jedynie zaśmiał się cicho.
- Jesteś nietuzinkowa, wiesz?
- Obrażasz mnie komplementujesz?
- Jak wolisz - wzruszył ramionami i niechętnie zabrał się za jedzenie kanapki.

~~~*~~~

-  Nie powinniśmy iść na zajęcia..?
- A od kiedy to Connor Murphy przejmuje się zajęciami?
- A od kiedy Lena Hansen z nich zwiewa?
- Przymknij się i chodź!
Nasze szepty roznosiły się po pomieszczeniu, w którym się znajdowaliśmy. Chwyciłam klamkę jednych z drzwi i sprawdziłam, czy są otwarte. Nie. Wszystkie drzwi były zamknięte, a te, którymi weszliśmy, Connor zastawił krzesłem.
- Okej, po co mnie tutaj zaciągnęłaś? - zapytał cichutko.
- Nie możesz jeszcze wiedzieć - jęknęłam. - Rozejrzyj się. Opuszczony budynek, tak tu ciemno... - uśmiechnęłam się szeroko, ale nie mógł tego dostrzec. - Bierz moją torbę. Mam w niej świece.
- Będziemy przywoływać duchy, czy może to twoja gra wstępna? - prychnął, ale po szukaniu butów wiedziałam, że spełnił mój rozkaz.
- Chciałbyś - mruknęłam tylko w odpowiedzi, rumieniąc się trochę.
Nie odpowiedział. I może to dobrze...
- Tak naprawdę to przyszłam tu porozmawiać z daleka od ludzi i pokazać ci miejsce, do którego przychodzę pomyśleć. Wyciszyć się. Zapomnieć o wszystkim - wyjaśniłam.
Po chwili coś błysnęło, a w pokoju zrobiło się jaśniej. Zaświecił jedną świeczkę. Potem kolejne dwie. Postawił je w miarę blisko nas. Tak, by wszystko było widoczne.
Uśmiechnęłam się do niego i usiadłam na ziemi. Przysiadł naprzeciwko mnie.
- Nie jest ci zimno? - zapytał spokojnie, jakby przez swoją grubą bluzę z kapturem mógł poczuć zimne powietrze tak intensywnie, jak ja.
- Jest, ale przeżyję to - powiedziałam zgodnie z prawdą.
Pokręcił głową i odpiął zamek swojej bluzy. Zdjął ją, zostając w samej koszulce z krótkim rękawkiem, po czym podał ją mnie, wpatrując się w moje oczy intensywnie. Temu spojrzeniu nie wolno było odmawiać.
- Dziękuję - kiwnęłam głową i przejęłam bluzę, wciskając ją na siebie.
Przez kilka minut siedzieliśmy w ciszy i muszę przyznać, że pomimo bluzy, wciąż dygotałam, a na moim karku i odsłoniętym dekolcie mocno widoczna była gęsia skórka. Westchnęłam cicho. Najwyraźniej to usłyszał, a może po prostu domyślił się, że jego bluza niezbyt pomogła, bo po chwili pewnym (choć delikatnym) ruchem przysunął mnie do siebie i objął mnie ramieniem. Moja głowa momentalnie opadła na jego pierś. Na mojej twarzy zabłysnął maleńki uśmiech i byłam całkowicie pewna, że usłyszałam jego wesołe westchnięcie.
Ponownie wymamrotałam pod nosem krótkie podziękowania, lecz w odpowiedzi poczułam jedynie jego ciepłe, szorstkie wargi na swoim czole. Chyba nigdy nie uśmiechałam się szerzej..

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro