„Cudowne półtorej roku 3/3"
Wydarzenia z poprzedniego rozdziału i te, z obecnego, są od siebie oddalone o półtorej roku. Takie info ogólne zanim zaczniecie czytać, żeby się nie pogubić...
No i przepraszam za tak długą przerwę, miałam pewne trudności, ale teraz postaram się skończyć tą książkę, zanim zaczną usuwać fanfiki...
~Ilka
~~*~~
Siedemnaste urodziny przyjaciela to ważna data. Szczególnie, jeśli twoim zadaniem jest zorganizowanie imprezy niespodzianki. To właśnie mam zrobić ja i zupełnie nie wiem, jak się do tego zabrać.
W kwestii przygotowań pomagają mi przyjaciele. Alana i Heather Billie są cały czas przy moim boku. Heather zna się na muzyce lepiej od kogokolwiek, więc organizuje sprzęt. Alana ma ogarnąć jedzenie, a ja zajmuję się miejscem. Tak naprawdę to salę już znalazłyśmy, wystarczy ją tylko trochę podrasować. Zaczynamy na sali, gdzie spędzimy czas w gronie samych przyjaciół, a potem przenosimy się na wielką domówkę u Jake'a. Jake znany jest z najlepszych imprez, choć sama nigdy na żadnej nie byłam, więc nie mnie oceniać. To Jared powiedział, że warto tam pójść, a wszyscy się z nim zgodzili — nie miałam więc nic do gadania. Tak naprawdę dalej nie mam nic do powiedzenia w tej sprawie. Nie przepadam za imprezami i głośnymi miejscami pełnymi upitych nastolatków, ale skoro trzeba to trzeba. Najwyżej wyjdę w połowie.
Jared mówi, że wszystko będzie dobrze. Ja przynajmniej mam taką nadzieję, Alana w ogóle w to nie wierzy. Nie chce tam iść, a ja powoli zaczynam wyznawać jej decyzję. Wyznawać ją, jako osobę, również.
Josh jest z nas wszystkich najstarszy, choć chodzimy do tej samej klasy. Pomimo tego, że urodziny obchodził już dawno, postanowiliśmy zrobić dla niego imprezę. Mniej się siebie wstydzimy, można wręcz powiedzieć, że ufamy sobie w stu procentach, więc napewno się uda. Spędzimy przyjemnie czas. Pomijając Alanę i Heather, które nie są w stanie się znieść. Nie rozumiem tego i chyba nie chcę tego rozumieć. W się to ich wybór, jeśli wolą sobie nawzajem dogryzać zamiast po prostu się dogadać, to droga wolna.
Dzień imprezy. Wyciągam telefon z kieszeni i sprawdzam czas. Jestem na miejscu kilkanaście minut przed umówionym czasem. Uśmiecham się szeroko do samej siebie i rozglądam się po sali i stwierdzam, że jest idealnie przygotowana. Wiem, że Joshowi się spodoba. Tego jednego mogę być pewna.
- Czyli idziesz z nami do Jake'a? - słyszę za sobą czyjś głos i momentalnie odwracam się w tamtym kierunku.
- Co? Ugh, tak. Oczywiście - kiwam głową, wypuszczając powietrze z płuc. - Wystraszyłeś mnie - mówię już trochę ciszej.
Jared przewraca oczami i z uśmiechem podchodzi do mnie. Obejmuje mnie delikatnie i składa pocałunek na moim czole, wywołując u mnie chichot. Po chwili złącza nasze usta, a ja rozluźniam się w jego uścisku.
Ja i Jared jesteśmy parą od roku. Dość szybko zaczęliśmy ze sobą chodzić, ale nie przeszkadza nam to. Według Jareda „pół roku znajomosci to wystarczająco długo, by zakochać się w kimś po uszy".
- Cieszę się, że pójdziesz. Musisz się trochę rozerwać - stwierdza, spoglądając na mnie podejrzliwie. - Kiedy ostatni raz miałaś w ustach alkohol..?
- Kiedy była twoja domówka..? - pytam cicho, wiedząc, że zaraz zacznie się nieprzyjemna rozmowa.
A jednak nie. Jared jedynie wzdycha ciężko i uśmiecha się do mnie, jak do dziecka. Czasami traktuje mnie tak samo, jak swoją pięcioletnią siostrę. To chore.
- Nie spóźniłam się? - Alana wbiega na salę i rozgląda się. - Wszystko gotowe?
- Oczywiście - uśmiecham się do niej szczerze i witam się z nią szybkim przytuleniem i naszą własną wersją powitalnych ‚łapek'.
- Gdzie Evan, Michael i Alex? - pyta szybko.
Wzruszam ramionami. Szczerze nie mam pojęcia gdzie-
- Jesteśmy! - Michael i Alex już przyszli. Za nimi wbiega mój brat, dość zdezorientowany.
- Czekamy na Heather - mówię i wszyscy wchodzą do swoich kryjówek.
Tam czekamy na przyjście Heather i Josha. Zadaniem dziewczyny jest przyprowadzenie swojego chłopaka na miejsce imprezy, nie mówiąc mu, co będzie się działo. To ma być niespodzianka i mam szczerą nadzieję, że tak zostało.
- Co się dzieje..? - słyszę głos Josha od strony drzwi. - Ale tu ciemno. Chcesz mnie zamordować.
- Tak, już, w tej chwili - i wysoki głos Heather. Gdybym jej nie znała, myślałabym, że to Ariana Grande.
- Odepniesz mnie z tej smyczy? - chce mi się płakać ze śmiechu. Przyprowadziła go na smyczy?!
- Czekaj chwilkę - coś klika, chyba zapięcie smyczy.
Stukam w podłogę trzy razy, dając znak Alexowi. Ten, ukryty razem z Evanem za stołem, szybko zapalają zimne ognie na torcie i wyskakują zza obrusa.
Jared i Alana, ukryci za balonami w lewym kącie, również wyskakują. Ja i Michael wyłazimy zza głośników. Josh zaczyna pojmować, co się dzieje, a na jego twarzy błyszczy szeroki uśmiech. Stojąca za nim Heather daje nam znak, a my w głowach liczymy do trzech i zaczynamy równym chórem śpiewać „sto lat". Josh śmieje się głośno, a jego twarz czerwienieje. Jest bliski płaczu, ale tego nie przyzna. W życiu.
- Ej... Jak wy... - próbuje coś z siebie wydusić, gdy my przestajemy śpiewać.
- Cicho tam - Jared uderza go w ramię i uśmiecha się szeroko.
Alex i Evan podbiegają do solenizanta z ogromnym tortem, na którym już zamiast zimnych ogni są świeczki. Ja, Jeremy, Heather i Alana dołączamy do nich szybko. Josh zamyka oczy i zdmuchuje świeczki, na co my wiwatujemy głośno. Po chwili siedzimy już na podłodze, zajadając się przepysznym czekoladowym brownie z owocami i lodami.
~~*~~
No i koniec. Wszyscy zbierają się na imprezę u Jake'a, bo ma się ona zacząć za dwadzieścia minut, a podobno początki są najlepsze. Nie wiem, co takiego fajnego jest w ogromnej porcji alkoholu na „rozgrzewkę", ale skoro reszta chce iść, to ja też muszę. Nawet jeśli miałabym przez najbliższe kilka godzin bawić się w ich mamę i pilnować każdego z osobna... Niestety już się zgodziłam, więc nie ma odwrotu. Nie wiem, co wpadło mi do głowy kilka dni temu, gdy odpowiedziałam twierdząco na zapytanie o domówkę u Jake'a, ale najwyraźniej coś mną kierowało. A teraz będę za to ‚coś' płacić...
Jedziemy tam jeszcze zupełnie trzeźwi, choć każdy z nas doskonale wie, że za chwilę to się zmieni. Jednym podoba się to mniej, innym bardziej, ale wszyscy tam jedziemy i siedzimy w tym bagnie razem. Mówiąc „bagno", mam na myśli tą nieprzyjemną część następnego dnia, a mianowicie większa część poranku. Kac morderca, na którego rady często nie ma. Przynajmniej tak uważa Jared. Ja tam się nie znam.
Stajemy przed ogromnym domem.
- Nie stresuj się, mała - słyszę Josha, a po chwili czuję, jak owija swoje ramię wokół mojej talii i przyciąga mnie bliżej. - Będzie dobrze - całuje mnie w czoło i pozwala mi odrobinę się uspokoić.
- Czy ja wiem... - wzdycham ciężko, nie mogąc pogodzić się z tym, że naprawdę tu jestem.
- Naprawdę, będzie dobrze - powtórzył, przytulając mnie mocno.
W końcu wychodzi Jake. Widzi nas i uśmiecha się szeroko. - Chodźcie! Jesteście jednymi z pierwszych!
Wchodzę do przedpokoju, ciągnięta za rękę przez Heather. Nie wiem, jak to się stało, ale jakimś cudem pojawiłam się w salonie, gdzie teraz stoję z przerażeniem na twarzy. Ten piękny, posprzątany dom ma za chwilę przemienić się w plac zabaw ogromnych, dzikich małp.
- Jake, będziesz potrzebował pomocy rano przy sprzątaniu? - pytam wysokiego chłopaka m, gdy moi znajomi idą już do kuchni.
- Przydałaby się, ale wiesz... ludzie chodzą na imprezy do mnie po to, by nie robić ich u siebie - śmieje się w odpowiedzi.
- Ja mogę ci pomóc - oferuję się z uśmiechem.
- Nie wiesz, na co się piszesz - mówi, marszcząc brwi. - Poza tym, nie wydaje mi się, że mieliśmy jeszcze tą przyjemność się poznać?
- Wiem - przewracam oczami i krzyżuję ramiona na piersi. - Od dziecka sprzątam po bracie. Jestem Lena Hansen.
- Jake Dillinger. Hansen... Chwila, Evan i imprezy?
- Evan i syf w pokoju.
- Ach.
Chwilę patrzymy na siebie, aż obydwoje wybuchamy śmiechem.
- Przyjdę o dziesiątej, okej? - proponuję.
- Ty tak serio? - wydaje się jeszcze bardziej zdziwiony niż wcześniej, przy rozmowie o bracie.
- Oczywiście!
- Wow, super, dzięki! - wystawia dłoń do piątki, a ja przybijam ją szybko. - Baw się dobrze na imprezie!
- Dzięki, ty też - uśmiecham się i biegnę do reszty grupy.
Jared patrzy na mnie podejrzliwie, a ja jedynie posyłam mu ciepły uśmiech, dzięki któremu jego wzrok odrobinę łagodnieje. Po chwili zaczyna się już prawdziwa impreza....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro