Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

„Ciasteczka i inne słodkie przyjemności"

- Pierwszy raz nie śpisz o tej godzinie i nie pachniesz trawą - odezwałam się nagle, nie odrywając wzroku od drogi.
- Sugerujesz, że dużo palę? - wyczułam, że przygryza wargę.
- Sugeruję, że palisz, kiedy nie śpisz. A dziś tego nie robisz - wyjaśniłam cicho. - Jestem z ciebie dumna.
- Przestałem to brać. To gówno zrujnowałoby mi życie.
Spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami.
- Jestem z ciebie dumna - ponownie spojrzałam na drogę, odrywając wzrok od niego.
- Nie potrzebuję narkotyków. Powoli odejdę od wszystkiego, co kiedyś robiłem. Mam na myśli te „złe" rzeczy.
- Jestem z ciebie dumna.
- Już to mówiłaś - zaśmiał się cicho.
- Wiem. Jestem z ciebie tak cholernie dumna.
- Brzmisz jak moja mama.
- Powiedziałeś jej o swoich postanowieniach? - zdziwiłam się.
- Oczywiście, że nie - westchnął cicho.
- Czemu? - zapytałam pomimo tego, że znałam odpowiedź aż za dobrze.
- Chciałbym, żeby zrobił to ktoś, komu ona naprawdę uwierzy.
- Czyli?
- Moja terapeutka.
- Zacząłeś chodzić na terapię?
- Już dawno.
- Mówiłeś, że nigdzie nie pójdziesz! Przecież właśnie dlatego zacząłeś spotykać się ze mną!
- No... no tak. Bo tak jest.
- Nic nie rozumiem - westchnęłam ciężko i odrobinę zwolniłam. - Jak się nazywa ta twoja terapeutka? Pomaga ci jakoś? Jest dobra?
- Spokojnie, spokojnie. Nie wszystko na raz - prychnął cicho, a ja przewróciłam oczami. - Nazywa się Lena Hansen i pomaga mi bardzo skutecznie. Czy jest dobra? Najlepsza.
Uniosłam wzrok znad drogi, patrząc mu w oczy.
- Ale z ciebie dupek - wymruczałam tylko, a on zaśmiał się, odwracając głowę. - Przez chwilę myślałam, że naprawdę gdzieś się zapisałeś.
- Ty leczysz mnie najskuteczniej.
- Ty nie jesteś chory, Connor. Nie potrzebujesz leczenia. Jesteś po prostu zagubiony w tym chorym świecie i potrzebujesz mapy, jak przedostać się przez to bagno zwane życiem.
- Uuu, poetycko.
- Wiem.
Parsknął śmiechem, a ja przewróciłam oczami z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Czyli mam rozumieć... że chcesz, abym powiedziała twojej mamie o wynikach naszych spotkań?
- Bez szczegółów, skarbie - puścił mi oczko, a ja uderzyłam go w ramię.
- Jakby jeszcze jakieś były! - prychnęłam, a on zaśmiał się.
- Chciałbym, by usłyszała coś dobrego o mnie od kogoś, kto nie jest nią samą... - westchnął cicho, uspokajając się. - A jesteś jedyną osobą, przy której się uśmiecham i śmieję tak otwarcie...
Kiwnęłam głową na zgodę. Przez kolejne chwile siedzieliśmy w ciszy, lecz nie była ona niezręczna.
- Co cię łączy z Alaną? - zapytałam nagle.
- Zabrzmiało poważnie - zmrużył oczy i westchnął. - Nic szczególnego. Mam u niej dług, to tyle. A co? Jesteś zazdrosna?
- A może.
- O nią czy o mnie?
Zamurowało mnie. Tak naprawdę sama nie znałam odpowiedzi na to pytanie. O kogo byłam bardziej zazdrosna..? Przełknęłam ślinę.
- O was oboje - odpowiedziałam w końcu, lądując na bezpiecznym gruncie.
- Na to liczyłem - mruknął cicho, a ja spojrzałam na niego ukradkiem, posyłając mu mały uśmiech. Odwzajemnił go.
Zaparkowałam przed całodobowym marketem na skraju lasu i wysiadłam. Connor ruszył za mną i po chwili już kręciliśmy się między regałami, obserwowani przez zaspaną kasjerkę. Biedna. Była przecież dopiero czwarta nad ranem.
Zgarnęliśmy jakieś napoje, chipsy, czekoladę, żelki i ciasteczka, po czym ruszyłam do kasy. Wyciągnęłam banknot i podałam go kasjerce, posyłając jej przy tym współczujący uśmiech. Ona jedynie uśmiechnęła się słabo i wydała mi resztę, starając się ze wszystkich sił nie pomylić się w obliczeniach. Z resztą, nawet jakby się kopsnęła, nie zwróciłabym jej uwagi — to byłoby niegrzeczne.
Wyszliśmy, a Connor jeszcze przez dłuższą chwilę wypominał mi to, że zapłaciłam również za niego.
- Za wiele dla mnie robisz, jeszcze masz płacić? No błagam, Lena, daj mi zrobić coś dla ciebie w zamian, a nie-!
- Zamknij się i wsiadaj - wcisnęłam mu ciastko do ust, po czym wsiadłam za kierownicę.
- Kiedy zdążyłaś je otworzyć? - zapytał, gdy siedział już w samochodzie, a w jego ustach wciąż tkwiło czekoladowe ciasteczko. Domyśliłam się po jego głosie.
- Jestem na mocno zaawansowanym poziomie uzależnienia od cukru. Bardzo mocno zaawansowanym. Zapytaj Evana, potwierdzi ci, że mój pokój to jedna wielka szafka na słodycze - odparłam z powagą.
Connor prychnął, ale na jego twarzy pojawił się uśmiech, odrobinę zakryty ciasteczkiem.
- Wcinaj to ciastko, albo sama ci je zjem - mruknęłam cicho, a po chwili słyszałam już chrupanie.
I w tamtej chwili, gdy dobierał się do mojego pudełka ciasteczek z radością wymalowaną na twarzy, wiedziałam już, że mi się udało.
- Nam się udało... - poprawiłam się już na głos.
- Co? - uniósł głowę znad ciasteczek, a ja uśmiechnęłam się szeroko.
- Naprawdę się udało... - powtórzyłam, a on jedynie wyszczerzył się głupio, wracając do swoich czekoladowych przyjemności.

Pokonaliśmy anoreksję. Powoli, spokojnie, ale pokonaliśmy ją. I niech ta suka nawet nie myśli o powrocie, bo jedyne, co zobaczy to nasze wyciągnięte środkowe palce.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro