Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

„Akcja: Kibel"

Wyłożyłam się wygodnie na łóżku i otworzyłam laptopa. Upewniłam się, że nie wyglądam dziwkarsko i kliknęłam ikonkę skype'a. Zadzwoniłam do jednego z aktywnych użytkowników i czekałam. Czekałam bardzo długo. Naprawdę długo. Zdążyłam się nieźle wynudzić-
- Lena? - głos Jareda wybudził mnie z pół-snu. - Cześć...
- Hej, Jared - uśmiechnęłam się delikatnie. - Czemu nic nie mówiłeś?
- O czym..? - spytał, poprawiając okulary na nosie.
- O tym, że wyjeżdzasz - przekrzywiłam głowę, ciekawa jego odpowiedzi.
- Och... Nie sądziłem, że mogłoby cię to interesować... - wzruszył ramionami.
- Żartujesz? Bardzo mnie to interesuje! - pokręciłam głową. - Gdzie teraz będziesz mieszkać?
- Kilkadziesiąt kilometrów od Nowego Jorku - westchnął ciężko.
- Aż tak daleko? - uniosłam brwi. - Dlaczego?
- Musiałem się stąd wynieść. Wiesz, nowe życie, nowi ludzie - oparł się wygodniej na kanapie, na której siedział. - Wszystko mnie przytłaczało, a tu mogę zacząć od nowa.
Spuściłam wzrok. - Bardzo mi przykro.
- Nie musi ci być przykro, bo nic strasznego się nie dzieje - przewrócił oczami. - Po prostu ustawię się na nowo.
- Czy... ja i Evan możemy do ciebie przyjechać? W jakiś weekend, w wakacje..? Kiedyś?
Chłopak uśmiechnął się i spuścił wzrok. - Byłoby super.
Również się uśmiechnęłam. - Byłoby... genialnie.
- Wyślę ci dokładny adres później. Teraz idę się rozpakować.
- Wyślij mi zdjęcie nowego pokoju!
- Pewnie - wyszczerzył się do kamerki, a ja zachichotałam. - Pa!
- Pa! - pożegnaliśmy się i rozłączyłam rozmowę.
Zamknęłam laptopa i westchnęłam, przewracając się na plecy. Przymknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Czułam się dziwnie i nie rozumiałam tego, co się ze mną działo. Byłam jednocześnie szczęśliwa i smutna.
Jęknęłam i sięgnęłam po telefon, sprawdzając, czy nie dostałam żadnej wiadomości. Niestety nie.
- Lena! Idziesz na film? - usłyszałam krzyk z dołu i uśmiechnęłam się do siebie. Czyżby Evan znów serwował dobrą komedię albo animowany film dla młodzieży?
- Już biegnę! - odkrzyknęłam tylko, wstając z łóżka i sunąc do drzwi, szukając po drodze kapci.

~~*~~

~Zoe

- Nie wiem, czy spuszczanie tego w kiblu to dobry pomysł - mruknęłam, spoglądając na brata z lekkim obrzydzeniem.
- Masz jakiś lepszy pomysł? - uniósł wzrok i chwilę patrzył na mnie pytająco. Nie otrzymał jednak żadnej odpowiedzi na swoje pytanie. - Tak myślałem. Skupmy się więc na pierwotnym planie. Spuszczamy zielsko w kiblu i udajemy, że go tu nigdy nie było.
- Niech ci będzie - jęknęłam cicho.
Connor otworzył torebkę i wsypał całą jej zawartość do muszli klozetowej. Po chwili patrzenia, jak owoce jego uzależnienia toną w wodzie z kibla, pociągnął za sznureczek, a spłuczka zaczęła działać.
- Teraz tu jebie marihuaną - stwierdziłam, patrząc na niego znacząco.
- Od czego są odświeżacze powietrza? - Connor pomachał mi butelką przed twarzą, po czym zaczął psikać.
- Chcesz nas zagazować?! - o mało nie zakrztusiłam się od tego całego odświeżania. - Jesteś chory, czy co?!
- Teraz się zorientowałaś? - prychnął, zamykając butelkę i chowając ją do szafki. - Na trzy otwierasz drzwi, uciekamy, a potem je zamykasz - powiedział, otwierając okno.
Zaczęliśmy wspólnie odliczać. Na trzy obydwoje wyskoczyliśmy z pomieszczenia, a ja zamknęłam za nami drzwi. Nareszcie mogłam swobodnie oddychać, co potraktowałam jak zbawienie po tym, co przed chwilą przeżyłam w tej cholernej łazience.
- Tata cię za to zabije - mruknęłam niezadowolona. - A mnie za współudział...
- Myślisz, że wolałby, żebym to wszystko wypalił? - ponownie nie otrzymał odpowiedzi. - Dokładnie, też tak sądzę.
- Dobra, to co teraz? - uniosłam brew.
- Teraz udajemy, że nic się nie stało i idziemy do swoich pokojów, jak gdyby nigdy nic - wzruszył ramionami.
- Deal - kiwnęłam głową i pomaszerowałam do swojego pokoju, zamykając za sobą drzwi z impetem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro