Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

Ja Wam mówię, nigdy nie wkręcajcie się w te dziwne seriale na Tiktoku XD

Ale rozdział zaserwowano! 🤭

______________________________


Spadałam.

Nie, poważnie, zleciałam z łóżka. Jeszcze przez chwilę miałam wrażenie, że to jeden z tych snów, w których się latało. Zsuwałam się z czegoś twardego i cholernie ciepłego.

A potem grzmotnęłam o podłogę i tyle ze słodkich snów. Jezu, bolało mnie wszystko, straciłam dech tak zaskoczona, że nawet nie jęknęłam. Przez chwilę oddychałam głęboko patrząc na zabudowanie platformy. W pełni świadoma, że zostanie siniak, uniosłam się na łokciach.

Na linii mojego wzroku znalazły się uda Tempesta. Sapnęłam cicho, owiewając mężczyznę gorącym oddechem. Z jego piersi wyrwał się nieartykułowany dźwięk. Obrócił się do mnie plecami, wyginając w moją stronę swoje pośladki.

Położyłam policzek na materacu. Może i upadek bolał, ale oczy się syciły.

Tempest leżał dość blisko krawędzi, musiałam spać choć częściowo na nim, że przy obracaniu po prostu zleciałam. Podniosłam się z niechęcią i zauważyłam, że na łyżeczkę tulił Queena. Przygryzłam wargi – nie chciałam się śmiać, głównie, żeby ich nie obudzić, ale byli niesamowici. Tak cicho, jak tylko mogłam, podbiegłam do swojego telefonu. Leżał porzucony na stoliku przy kanapie. Nie miałam zamiaru zerkać na powiadomienia, póki nie uwiecznię tego momentu. W każdej chwili mogłam stracić z oczu te słodkości.

Kurde, Queen już miał zmarszczone brwi. Cyknęłam szybko zdjęcie, ale chociaż mężczyzna wkrótce ziewnął, ukrył jeszcze twarz w poduszce.

Dając im chwile sam na sam, wróciłam na kanapę i opatuliłam się kocem. Mimowolnie zerknęłam na naszą choinkę oraz dywan, czerwona aż po same cebulki włosów. Nawet te, które dawno mi wypadły. Zakryłam twarz kocem, żeby się opanować.

Boże, seks zawsze był miły, ale oni przekroczyli słowo miły o jakieś cztery długości Saturna.

Odblokowałam telefon, żeby sprawdzić wszystkie powiadomienia. Cóż, zabiłam sobie tym nastrój. Skrzywiłam twarz z niesmaku. Cadmen's Arrow zabezpieczyło mnie w specjalny system filtrowania niechcianych wiadomości – mniej więcej poznaliśmy wzór ubliżania mi przez Dumsa, więc mogliśmy odpowiednio wyszkolić algorytm. Nie starał się kontaktować ze mną za często, ale próby zawsze były... dziwne. Czasem naiwnie narwane, czasem obrzydliwe.

Nie tęsknisz za nim?

I dołączone zdjęcie penisa.

Kurwa, nie dziwota, że zabezpieczenie przepuściło wiadomość, bo zdjęcie było sklejone z niewinnymi słowami. To był najohydniejszy, najbardziej prowokujący sms od kilku tygodni – wkurzył mnie do tego poziomu, że faktywnie prawie mu odpisałam, chociaż wiedziałam, żeby przenigdy tego nie robić. Wklepałam wiadomość ubliżającą jego cofającemu się pod kręgosłup penisowi i po chwili ją usunęłam. Wiedziałam, co chciałam dupkowi przekazać, zadowalając się tą namiastką.

Zrobiłam screena wiadomości i otworzyłam czat z administratorem mojego kanału w aplikacji ochronnej.

Ja: Hej, Kometo! Wysyłam załącznik, czy możemy jakoś uwrażliwić system na... to?

Nie zdążyłam przejść do Instagrama, a miałam już odpowiedź.

Kometa: O fuj, pani Rapture, a jakieś dzień dobry?

Ja (uśmiechnięta do ekranu): przywitałam się przecież!

Kometa: Liczyłem na opowiedzenie jak tam pogoda na urlopie, czy ozdoby świąteczne są ładne i czy nikt nie zwisa z łańcucha choinkowego. Ale tak, już działamy nad systemem. Przepraszam, że musiała pani na to patrzeć.

Ja: Patrzyłam przez 4 lata, lol.

Kometa: Kondolencje.

Kometa: Proszę przekazywać nam wszystkie takie screeny, ale uwrażliwimy luki na te przypadki.

Ja: dziękuję! Bezpenisowego dnia!

Nigdy nie widziałam tego mężczyzny na oczy, ale domyślałam się, że śmiał się całkiem donośnie. Camden's Arrows strasznie mnie fascynowali – ich otoczka, historia, wszystkie te tajemnice oraz plotki, które przenikały się na równej stopie. Oprócz założycieli większość ekipy była, powiedziałabym wręcz, cholernie anonimowa. Niektórzy pracownicy byli rozpoznawalni, ale reszta dolewała oliwy do ognia ekskluzywności, który rozniecał się u nich rok za rokiem.

Przejrzałam resztę mediów społecznościowych i, niestety, pracowniczego maila. Uśmiechnęłam się do ekranu, Emma przekierowywała wszystkie, skrupulatnie co do jednego włącznie ze spamem, do dyrektora Pinyarda. Zauważyłam kilka spraw związanych z przyszłorocznym otwarciem filii w Nebrasce, ale oznaczono przy nim średni priorytet, więc mogło poczekać na Nowy Rok.

Odłożenie telefonu na bok przyszło mi strasznie łatwo.

Obejrzałam się na dwóch mężczyzn, dalej wtulonych w siebie. Nie chciałam kłaść się pomiędzy bo wiedziałam, że ich obudzę. Myślałam, co by dziś porobić i stwierdzałam, że prysznic musi być odpowiedzią na wszelkie pytania. Po wczorajszym raju po prostu padłam jak zabita i czułam swoje podniecenie na skórze. Słusznie zarumieniona, umywszy zęby, ruszyłam pod dysze prysznicowe. Za przeszkoloną ścianą widziałam niknący zadek łosia. Może lepiej, że nie było tu podglądaczy.

Pomijałam małostkowy incydent z Dumsem – miałam tak lekką głowę, a ociężałe ciało, że czułam się wspaniale. Ba, czułam się o wiele lepiej niż powinnam. Przecież zawsze wiadomości, maile czy podkładanie świń kończyło się poważnym uszczerbkiem mojej zbroi...

Najwyraźniej potrzeba było wyraźnych śladów od zarostu na całym ciele, wyczerpanej cipki i wielu słodkich słówek z ust ochroniarzy, żeby zbroja pokryła się diamentem.

Z jęknięciem ulgi odchyliłam głowę ku ciepłej wodzie. Strumień kąsał moją skórę, praktycznie wbijając się w moje zmęczone mięśnie.

– Pewnie powinienem zapytać, czy mogę dołączyć.

– Ale stwierdzasz – parsknęłam, zerkając kątem oka na Queena. – I wchodzisz.

Usta pod brodą wykrzywiał mu najlżejszy z uśmiechów. Zatrzymał się jednak na linii ścian prysznica. Wiedziałam, że czekał na sygnał, żebym go wykopała. I faktycznie, moim pierwszym odruchem było zwinięcie się w kulę i rzucenie w niego butelką szamponu... ale trwało to może z ćwierć sekundy nim, wypuściwszy drżący oddech, wyciągnęłam do niego rękę.

– Mogę? – zapytał. Chwycił moje palce, ale głową skinął w stronę moich włosów. Niepewna, co dokładnie chciał zrobić, zgodziłam się. Wyobrażałam sobie, że chwyci mnie za nie, pchnie na kolana i...

– Och – sapnęłam, gdy zostałam odwrócona tyłem. Czułam między pośladkami jego wzwód, usta przycisnął do szczytu mojego ramienia.

– Dzień dobry, kochanie – zamruczał, przytulając się. Mruganiem odgoniłam wodę i łzy. Z całej siły przytrzymałam ramiona mężczyzny, zatrzymując go jeszcze na chwilkę tak wtulonego. – Dobrze spałaś?

– Najlepiej – zgodziłam się.

– Kometa dał nam znać, że widziałaś coś wstrząsającego – powiedział zmartwiony. Aż zadrżałam od tłumionego śmiechu.

– Dlatego postanowiłeś pokazać mi coś na poprawę nastroju?

– Mój piękny uśmiech powinien wystarczyć, reszta walorów jest gratis – powiedział wyszczerzony od ucha do ucha. Obróciłam się w jego ramionach. Boże, wyglądał tak dobrze w jasnym świetle poranka, z mokrymi włosami oraz brodą, strużkami wody spływającymi po lekko owłosionym brzuchu do... – Wendy, zmiłuj się.

– A po co?

W oczach Queena odbijał się taki głód, że faktycznie mogłam paść na kolana. Przygryzłam kącik ust, a na twarzy mężczyzny odbiła się desperacja. Zawisł na milimetry od moich warg.

– Odwróć się, dziewczyno, żebym mógł umyć ci włosy.

Coś dziwnego robiło ze mną tak proste określenie – dziewczyno w jego ustach brzmiało jak piętno, które chciałam przyjąć. Zrobiłam, jak rozkazał. Nie miałam wątpliwości, że to ponownie nie była prośba, chociaż z furtką dla mnie do wykorzystania.

Nie byłam włosomaniaczką, ale lubiłam rutynę, jaką wypracowałam przez kosmetyki używane w Lastro. Razem z Tempestem widzieli wielokrotnie wszystkie pokazy, a kilka razy sami mieli przyjemność głębokiego oczyszczania skalpu z lekcją to-do pielęgnacji. Uśmiechnęłam się na wspomnienie tego, z jakim zaskoczeniem dotykali włosów następnego dnia.

Nie wiedziałam, czy powtarzali wszystkie kroki także dla siebie, czy po prostu Queen miał aż tak dobrą pamięć.

– Świetnie sobie radzisz – jęknęłam słabo. Z trudem utrzymywałam się na nogach, z odgiętą do tyłu głową byłam przez niego bezwolna.

– Tak mówisz? Powinienem częściej cię tak rozpieszczać?

– Wątpię, żebyśmy wtedy szybko wychodzili spod prysznica, a nie jestem aż tak rozrzutna na achhhh – z wprawą wyrwał mi z piersi kolejny jęk, przerywając wywód. – Queen, proszę!

Bardzo dokładnie spłukał odżywkę, niepomny na moje sporadyczne błagania. Zajmował się mną jakby był robotem, skoncentrowanym wyłącznie na jednym celu, chociaż czułam jak jego ciało sztywniało. Z opanowaniem radził sobie lepiej niż ja.

– Świetnie sobie radzisz – pochwalił ochrypłym głosem, dosłownie czytając mi w myślach. Wtulił się w moją szyję i dorzucił do zaparowanego pomieszczenia jeszcze swoje jęknięcie. – Ledwo się trzymam, kochanie.

Parsknęłam, palce zaciskając na jego karku. Aż zadrżał, gdy wbiłam mu paznokcie w skórę.

– Nie wiem, dlaczego próbujesz – wymamrotałam.

Obróciłam się w jego ramionach, wciągając go do pocałunku. Spotkaliśmy się idealnie w połowie drogi: on trochę pochylony, ja nieznacznie uniesiona. Westchnęłam zadowolona, dłońmi badając jego szeroką klatkę piersiową oraz napięte bicepsy. Paznokciami zaznaczyłam ścieżki od pępka do kości biodrowych, odznaczających się na jego ciele wyjątkowo mocno. Miałam zamknięte oczy, ale nie musiałam go widzieć, żeby wizualizować sobie najmniejszy kawałek Queena. Nawet było to bardziej podniecające, bardziej erotyczne – on także miał przymknięte powieki i zdawał się tylko na dotyk i słuch.

Potrzebowałam go w tamtym momencie właśnie w taki sposób. Z jego szorstkimi dłońmi, wypalającymi odciski na moich biodrach i pośladkach. Z tymi palcami, które sięgały między moje nogi, masując mnie tak mocno, jak sama chwytałam jego.

Zassałam gwałtownie oddech, gdy Queen przygryzł moją wargę i delikatnie pociągnął. Wzmocniłam uścisk na jego długości, a zostałam nagrodzona głębokim sapnięciem.

– Chryste, dziewczyno...

Robiliśmy to niezdarnie, pospiesznie i idealnie. Gdyby mnie nie przytrzymywał, pośliznęłabym się – zwłaszcza z szoku, gdy poczułam gorącą spermę w dłoniach. Queen nie był cichy. Wczoraj słyszałam jego małe sapnięcia, ale teraz po prostu wstąpił w niego diabeł. Wciąż wsuwając i wysuwając ze mnie palce, z biodrami wypychanymi w moją stronę, wolną dłonią chwycił moją brodę.

– Kurwa, kochanie, właśnie tak – jęczał. – Zrobię na tobie niezły bałagan, ale twoje pieprzone ręce... Zabijasz mnie, kocham to. Ściśnij mocniej, jeszcze trochę. Kurwa, Wendy.

Wszystkie te słowa wprost w moje usta, jakbym mogła być jeszcze bardziej oszołomiona i podniecona. Dałam się pociągnąć jego przyjemności i musiałam złapać za bicepsy Queena, by nie zmiażdżyć mu kutasa. Rozsmarowałam mu spermę na ramionach, wtulając czoło w jego pierś.

– Ojej – to wszystko, co zdołałam wykrztusić. Dyszałam ciężko, przekręcając głowę w stronę wnętrza łazienki. – Dzień dobry, Tempest.

Roześmiał się, bo starałam się brzmieć pogodnie, jak gdyby żaden orgazm nigdy nie wycisnął mi powietrza z płuc.

– Dla ciebie też się znajdzie gąbeczka, Temp – zapewnił zdyszanym tonem Queen. – Kurwa, nigdy nie rób z nią nic rano. Mam ochotę na drzemkę tu i teraz.

– To nic takiego – odparłam zarumieniona.

– To było wszystko – zapewnił żarliwie, a Tempest poprał to swoim pięknym mruczeniem.

– Nie musiałem być przy was, żeby czuć wszystko w kutasie – burknął rozespany. – Sekunda dłużej a pomyślałbym, że mam mokre sny.

Roześmiałam się i podałam Queenowi szampon. Ręce musiałam trzymać od niego z daleka, bo jeśli spróbowałabym go namydlić... Naprawdę szanujmy planetę i zapasy wody. Umyłam się w ekspresowym tempie, zaciskając zęby, gdy dotknęłam cipki. Cholera, nie mogłam nawet myśleć o podnieceniu – nie z Queenem tuż obok i Tempestem myjącym zęby przy umywalce.

Mężczyzna już czekał na mnie z wielkim ręcznikiem, gdy wyłączyliśmy prysznic. Patrzył na mnie wciąż lekko rozespany, ale z czułym uśmiechem.

– Dzień dobry – szepnęłam jeszcze raz, a jego wargi uniosły się, a potem znalazły na moich.

– No dzień dobry, piękna – mruknął, jeszcze raz cmokając. – Poranek uratowany?

Szturchnęłam go przez to rozbawienie, a Queen parsknął w swój ręcznik.

– Dobrze, że jesteś śpiochem – zawołał stłumionym głosem. Tempest wzniósł oczy ku górze i jak gdyby nigdy nic zrzucił bokserki i wszedł pod prysznic na nasze miejsce.

Boże, halo, jakim cudem ty rozdawałeś takie pośladki? Mogłam poczuć solidną porcję zazdrości, gdyby nie były przymocowane do takiego faceta.

Takiego w sumie... mojego?

– Masz jakieś marzenie na dziś, oprócz śniadania? – zapytał Queen, patrząc na mnie znacząco.

– Oprócz oczywistych?

– Jesteśmy na pierwszym miejscu? – westchnął z przesadnym zachwytem, przyciskając dłoń do piersi.

– O jaki niewinny, zaskoczony – zacmokałam, owijając się ręcznikiem pod pachami. Śmiech Tempesta zabrzmiał jak najlepsza muzyka, która poniosła się ponad szumem prysznica. – Wiem, co zrobimy! Co drugi dzień w mieście organizują świąteczne karaoke i dziś wypada kolejne!

– Chcesz iść na karaoke? – zdziwił się, zakręcając kurki i wyglądając na zewnątrz.

– Nie – roześmiałam się na jego minę. – Serio, niezbyt, ale czemu nie? Może będzie fajnie!

Skupiona na wilgotnej od pary szybie nie poświęciłam ani chwili na rozproszenie się jego mokrym, wypracowanym ciele z tatuażem na biodrze i piersi.

Kogo ja oszukiwałam, gapiłam się bo, skoro nie dostałam innych zalet oprócz dobrego wzroku, nie miałam zamiaru widoku zmarnować.


_____________________

#sektaBanff

#twoforchristmasap


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro