Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

Cześć, kochani!

Z góry chciałam przeprosić i mam nadzieję, że zrozumiecie - jutro rozdział się nie pojawi 💔 Obawiam się, że w tym wigilijnym ferworze, pracy rano i ogółem rozgardiaszu, nie zdążę z przygotowaniem tekstu, a nie chciałabym oddać czegoś meh 😄

Ale spotkamy się już w środę! Może na... łyżwach? 😌👀

A w międzyczasie - życzę Wam wspaniałych oraz spokojnych dni świątecznych! Żeby wszystko, co nadchodzi w najbliższym czasie było naprawdę udane i słodkie, bo na takie zasługujecie. Zwłaszcza na dobre ciasto albo pierożka 🎄🎀

Ściskam Was mocno!

Ola


________________________

Fascynowało mnie to miejsce. Wcześniej napędzana emocjami i potrzebą rozmowy nie miałam okazji dłużej przyjrzeć się otoczeniu. Teraz, niechętnie wychodząc z mojego pudła bezpieczeństwa, zauważyłam jak fantastycznie zostało zaprojektowane. Chociaż przestrzeń była otwarta, znajdowałam się na podgrzewanej, drewnianej platformie. Pomalowano ją tak, że w przyciemnianym świetle płynącym z gazowych lampionów mogłam pomyśleć, że szłam po leśnym poszyciu. Saunę ustawiono nieopodal jacuzzi, które na spokojnie mogło pomieścić pięć osób. Z jednej strony dobudowano zabezpieczenie, służące za stolik. Obejrzałam się przez ramię i w końcu ściągnęłam z siebie szlafrok.

Po odwieszeniu go na haczyk z boku sauny praktycznie na bombę wskoczyłam do wody, bo ja pierdole zimno.

– Powinnaś poczekać na zakończenie programu, ochłodziłabyś się razem z sauną – usłyszałam rozbawiony głos.

Bąbelki uciekły mi z nosa, gdy zanurzyłam się trochę za nisko w jacuzzi. Szli do mnie prędkimi krokami, w rękach nieśli dary... A ich szlafroki pozostały nierozwiązane, cholera, materiał epicko trzepotał na delikatnym wiaterku.

Czy właśnie użyłam określenia epicko, jakbym oglądała film?

No tak, chyba nie dało się inaczej.

Dobry Boże, fajnie, że się rodzisz i sprowadzasz ze sobą takie dary.

Starałam się zachować przyzwoicie, rozsądnie i jakoś tak, a bo ja wiem, dojrzale, ale cieszyłam się, że ślinka spływała mi prosto do wody. Queen ujarzmił swoje włosy pod czapką, brodę wciąż miał rozkosznie dziką, ale bardziej ułożoną. Tempest szedł niewzruszony, jakby nawet szlafrok czy buty nie były mu ani trochę potrzebne.

Nie mieli wyrzeźbionych od linijki mięśni, ale też widziałam jak silne i wypracowane były ich klatki piersiowe oraz brzuchy. Wiedziałam, że tulenie się do nich będzie najprzyjemniejsze na świecie. Bokserki mężczyzn mocno opinały się na ich wielkich udach i...

Dobra, chwała na wysokości, przegrałam sama ze sobą.

– Starałam się nie robić tego za inwazyjnie – jęknęłam, kiedy Queen roześmiał się cicho, bo musiałam odwrócić wzrok w las. – Naprawdę.

– Spokojnie, nie będę lepszy, jeśli choć trochę uniesiesz się i pokażesz... Kurwa, Wendy – sapnął, prawie upuszczając wiaderko z szampanem obłożonym śniegiem.

Kieliszki w jego dłoni zadzwoniły, tak jak i zęby, którymi zazgrzytał. Nie wiedziałam, co powstrzymywał – kolejne przekleństwo czy prośbę. Nieprowokacyjnie przesunęłam dłonią po łańcuszkach łączących ze sobą miseczki. Tylko cztery i pokazywały większy kawałek moich piersi, ale nie widzieli tych w wycięciach na talii. Szczerze nie spodziewałam się, że ten wyjazd przybierze taki obrót i nie brałam tego stroju w celach prowokacyjnych – po prostu lubiłam, jak się na mnie układał.

Dobrze się w nim czułam i najwyraźniej, dobrze działał...

– Lepiej siedź wygodnie, skarbie. Nie chcemy żebyś sobie cokolwiek przemroziła – powiedział całkiem poważnie Tempest, ale uśmiech igrał mu w kącikach ust. – Wyglądasz pięknie.

Gdy tak na mnie patrzyli – zaczerwienioną od sauny oraz zimna, z lekko spuszonymi kosmykami włosów, które wymknęły się spod czapki i poprzyklejały się do policzków i szyi... Wierzyłam, że jestem tak piękna, jak wszystkie kobiety na świecie. A oni patrzyli właśnie na mnie.

– Dziękuję – wykrztusiłam, kompletnie pozbawiona gadatliwej natury. – Też nie mogę się na was napatrzeć.

Przyznałam to bardzo cicho, ale na szczęście mnie usłyszeli. Widziałam siłę tego komplementu w ich ciałach, jak się delikatnie rozluźnili, ustawiając na stoliku małą ucztę. Emerald poszła po całości, robiąc dla nas mini kanapeczki. Sapnęłam z zachwytu, gdy Tempest zdjął wieko odkrywając gorącą czekoladę oraz truskawki. Pudełeczko termiczne po prostu wołało do mnie głośniej niż syreny w lagunie.

A potem ściągnęli szlafroki i wsunęli się gładko w wodę i nie wiedziałam już, który widok był ważniejszy.

– Poczekaj, wznieśmy toast – poprosił Tempest, rozlewając dla nas szampana.

– Za? – zapytałam łagodnie, przekrzywiając głowę. Siedziałam pomiędzy nimi, blisko a jednak zbyt daleko, cholera.

– Nas. Początki. Pomyślność starego roku i to, co wspólnie przeżyliśmy.

– I to, czego razem dokonany – dodał Queen w ramach obietnicy. Tak właśnie smakowały jego słowa: jak szampan i przysięga, które wspólnie uderzały do głowy.

– A także za to, że zjawiliście się w moim życiu – powiedziałam cichutko. Wpatrywałam się w bulgoczącą wodę, zarysy naszych nóg pod powierzchnią. – Za przeznaczenie i Camden's Arrows, które mi was przydzieliło.

– Najlepsze swatki – roześmiał się Queen, klikając się z nami swoimi kieliszkiem.

Ramię Tempesta wylądowało na ścianie jacuzzi, tak blisko moich pleców. Przymknęłam powieki, gdy zaczął delikatnie wodzić palcem po zaokrągleniu obojczyka. Gęsia skórka pojawiła się na moim ciele – zderzenie ciepła wody i zimnego powietrza było nie do zniesienia. Miałam ochotę nasunąć sobie czapkę na twarz, żeby uciec od tych bodźców.

Zamiast tego napiłam się jeszcze szampana, by bąbelki zniszczyły moją niepewność. Wiedziałam, że zerkali to na siebie, to na mnie. Ale gdy odchyliłam głowę ku górze, ku gwiazdom i bezkresnemu niebu, przyłączyli się do tego... odpoczynku. Nasze nogi mimowolnie plątały się ze sobą, a za każdym razem, gdy ich owłosione łydki poruszały się po moich, ledwo dawałam radę siedzieć w ciszy i kontemplacji.

– Podoba mi się to – szepnął Queen. Nie wiedziałam o czym dokładnie mówił: o pięknie nocy czy o nas, tak blisko siebie.

Obie te rzeczy był równie piękne, na swój sposób.

Uśmiechałam się swobodnie, moja głowa znalazła się jeszcze bliżej ramienia Tempesta, aż mogłam przytulić do policzek do ciepłego ciała. Mężczyzna sięgnął po truskawkę i dokładnie otoczył ją czekoladą.

– Świąteczny klasyk – wyszczerzyłam się, ale posłusznie otworzyłam usta i lekko wystawiłam język.

Obaj przeklęli z głębi piersi, Tempest patrzył na mnie, jakby był zły.

– Taka bezczelna... kiedyś sobie nagrabisz.

Specjalnie oblizałam wargi robiąc bałagan, bo tak naprawdę rozsmarowałam tam czekoladę. Oczy mężczyzny w tym świetle, z takiej odległości, wyglądały na bezdenne. Nieskończone.

Całował mnie niespiesznie, chociaż w pierwszej sekundzie, w której się do mnie docisnął pomyślałam, że mnie zniszczy. Smakowaliśmy po równo jak szampan, owoce i my – coś niesamowitego razem.

Odsunęłam się powoli, ledwo utrzymując się nad powierzchnią wody.

– I proszę, znów czysta. – Tempest uśmiechnął się krzywo, kciukiem muskając kącik moich ust. Obróciłam się do Queena, żeby... nie wiem, pochwalić się?

Mocno zaciskał jedną dłoń na oparciu jacuzzi, oczy miał półprzymknięte i głodne. Sięgnęłam ponad Tempem i wzięłam jedną z truskawek. Czując ogromną odwagę zanurzyłam ją w czekoladzie. Rozchlapałam trochę wody podchodząc do Queena jak roztrzęsiona rybka.

– Otwórz – poprosiłam.

Wpierw uśmiechnął się drapieżnie, obnażając zęby, ale posłusznie poszedł dalej za instrukcją. Patrzyłam zafascynowana na jego poruszające się wargi, a potem grdykę. Pocałowałam ten wystający punkt i uniosłam wzrok. Nasze spojrzenia, lekko osłonięte przez rzęsy, spotkały się.

– Idealnie.

On, oni obaj, to wszystko. Niespieszne tempo i ogień, który rozgrzewał każdą cząstkę mnie.

– Czego chciałabyś dziś, Wendy? Na co masz ochotę? – zapytał troskliwie Tempest, jeszcze raz muskając mój bark, gdy siadłam na poprzednim miejscu. Pociągnęłam ich za sobą, aż obaj znaleźli się o wiele bliżej.

– Taką właśnie noc – powiedziałam i jakoś splotłam swoje palce z Queenem. Uniósł moją dłoń do swoich ust, zaczynając całować grzbiet, nadgarstek, idąc aż do mojej szyi. Składał te całusy tak lekko, że nawet wiatr był ostrzejszy, a jednak drżałam przez każdy kolejny. – Chciałabym też spędzić ją w całości z wami. Śpiąc, przytulając się, ja... strasznie mi tego brakuje. Moje łóżko jest za puste.

– Nie musisz prosić dwa razy – zapewnił Tempest.

– Wcale nie musisz prosić, pewnie byśmy się do ciebie wczołgali w środku nocy – dodał Queen, szczerząc się do przyjaciela. – Skamląc jak porzucone, smutne, samotne...

– Dobra, dobra! – roześmiałam, odsuwając jego twarz od siebie. – Załapałam przy skamleniu.

– Powinienem?

– Queen – wykrztusiłam, potrząsając głową. Dłoń Tempesta ujęła tył mojej czapki oraz kark, przysięgam nawet materiał miałam unerwiony.

– Przepraszam – mruknął, całując płatek mojego ucha. Spojrzałam na niego zaskoczona i pokazałam kciukiem na jego przyjaciela.

– To on powinien się kajać.

– W takim razie skamlanie, nie ma sprawy. – Queen roześmiał się, gdy Tempest pacnął tył jego głowy. – Mogę też przepraszać ciebie, kochanie. Chcesz mnie na kolanach? Nie ma sprawy, tylko powiedz czy mam klęknąć, czy usiąść na twoim konarze. Ups, udzie.

– Ja pierdolę – warknął Temp, przewracając oczami.

Rozchichotałam się, odchylając głowę do tyłu.

– Tak jest idealnie – powiedziałam cicho, sama do siebie.

– Ciekawe co Holder nam ugotuje – westchnął zadowolony Queen.

Chociaż zaburczało mi w brzuchu, pacnęłam dłonią w wodę.

– Właśnie! Co wam odwaliło, żeby płacić takie pieniądze? Przecież to fortuna! – zawołałam. Ciężar strachu o ewentualne zadłużenia prawie mnie utopił. Usiadłam prościej a potem obróciłam się tak, żeby klęczeć między nimi, by lepiej widzieć twarze mężczyzn. – Zwrócę wam za wszystkie dzisiejsze licytacje. Nawet za randkę, którą mi ukradłeś – mrugnęłam do Queena.

– Kolację z Hunterem oddam komuś, kto naprawdę ucieszy się z czasu z kimś specjalnym – odparł, ale brzmiał dziwnie ciężko.

– Przecież jesteś najbardziej specjalną osobą na świecie! – obruszyłam się. – Tylko osoby, które nie lubią słońca poczułyby się źle w twoim towarzystwie.

Przygryzł kącik ust, co było niesamowicie uroczym gestem. Mężczyzna pochylił się do przodu i musnął moje wargi swoimi.

– Jestem taki tylko dzięki tobie – zapewnił, przysiadając się tuż obok.

– Wymiękam... Jakim cudem matka natura obdarzyła cię taką łatwością flirtu? – wymamrotałam pod nosem. – Cholera, jak to działa.

Ze śmiechem opuścił głowę na mój obojczyk. Został w takiej pozycji, a jego dłoń poszybowała do mojego biodra oraz talii. Poczułam jego westchniecie, gdy odkrył wycięcie w kostiumie i łańcuszki.

Przeniosłam spojrzenie na drugiego mężczyznę i zauważyłam, jak pełny napięcia był. Miałam wrażenie, że cały jego nastrój zakryły burzowe chmury.

– Nie musisz zakładać za nasz każdego grosza, nie jesteśmy aż tak biedni – odparł Tempest, patrząc na mnie spod zmarszczonych brwi.

Aż poczułam, że dotknął właściwego, wrażliwego punktu w moim ciele.

– Nie mówię, że jesteście biedni. Tylko że to naprawdę ogromne pieniądze, mam tego świadomość.

– To dlaczego traktujesz je jak grosze? – zapytał Queen. Z żadną zawiścią czy goryczą, po prostu... po prostu zapytał.

Odchyliłam głowę do tyłu i spojrzałam w niebo, jakby gwiazdy mogły się ułożyć w jedną właściwą odpowiedź.

– Wiecie dlaczego wydawanie pieniędzy dla mnie jest łatwe? – Nie czekałam na nic, tylko kontynuowałam świadoma, że już się nakręciłam. – Wciąż uważam, że wszystko to jeden wielki sen. Mam wrażenie, że całe Rapture jest czymś, co mi się przyśniło, co zaraz zostanie mi odebrane, i nie tylko przez mojego ex. Po prostu przez świat, przez życie, bo dla mnie to jest sen. Dla mnie to szybowanie między chmurami i oczekiwanie na moment, w którym spadnę i będzie to bardzo, bardzo bolesne. Stracę zdolnych ludzi, z którymi codziennie współpracuję, stracę poczucie stabilności, stracę...

– Co Wendy? Co niby jeszcze mogłabyś stracić? – naciskał Queen. Usiadł tak, że mógł patrzeć na mnie i swojego przyjaciela.

– Was. Waszą przyjaźń. Cenne sekundy spędzone razem, bo uwierzcie, dla mnie każdy moment, w którym muszę mrugnąć i nie mogę na was patrzeć, to ogromna strata.

– Kurwa, kobieto. – Tempest aż odwrócił głowę, przykładając dłoń do piersi. – Ty głupia kobieto.

– Ej, zabijasz klimat smutnego wyznania – roześmiałam się czując, że nos zaraz zatka mi się od nagromadzonych łez.

– Wiesz co jest smutne? My. My przez twoje przekonanie o tym, że byśmy cię po prostu zostawili bez żadnego wsparcia. Bez ręki do potrzymania podczas burzy, bez ręki którą wyciąga się ku słońcu.

– Jestem tego świadoma, ale też nie będziemy mieli takiej możliwości, jeśli Dumpfort kiedykolwiek przejmie to wszystko. Wtedy nie będziecie mogli mnie już ochraniać. Bo po co? Za co.

Tempest wypuścił z siebie cholernie przerażający odgłos, przypominający trochę śmiech.

– Chciałaś wiedzieć, jak zapłaciliśmy za ten pobyt? – W tym momencie chciałam, żeby mnie przytulili, ale to też była dobra opcja. – Kiedy nasza znajomość przestała być po prostu na stopie ochroniarskiej, przyszła do nas Lettie.

– Nie wiem, czy jestem na to gotowa...

– Pewnie nie, ale musisz zrozumieć – przerwał mi niegrzecznie Tempest, w oczach miał dosłownie burzę z piorunami.

Nie byłam przygotowana na to, że wyznają mi taką prawdę.

Leticia założyła im osobny fundusz, specjalnie na moje potrzeby.

Na. Moje. Potrzeby.

– Co ona sobie wyobrażała, do cholery? – westchnęłam, ciężko opuszczając ramiona.

– Wyobrażała sobie, że ktoś się tobą zaopiekuje – przyznał powoli Queen. Z namysłem zlizał wilgoć skroploną pod wąsem. – Nawet jeśli to mają być ochroniarze. Nie przyszła przecież do nas z tym od razu, chociaż dla niektórych trzy miesiące znajomości to szybko.

Pokiwałam głową, bo naprawdę... Wariatka.

– Nie chciała ci o tym mówić. Uważała, że zrobimy to, co słuszne. – Tempest westchnął, przesuwając dłonią po twarzy. Wyglądał na znużonego, jakby mówienie mi o tym przyprawiało go o dyskomfort. – To zawsze były twoje pieniądze, nie nasze... A nasz dobry kolega, Kometa, umie działać na giełdzie.

– Pomnożyliśmy kapitał Lettie, wciąż powoli pracujemy na to, by nigdy ci niczego nie zabrakło – przytaknął Queen, przeszywając mnie spojrzeniem. – Bo nigdy się to nie wydarzy, Wendy. Dumpek pozbawi cię Rapture? Nie ma sprawy, stworzymy wspanialszą wersję. Chcesz dla siebie Fairmont Banff Spring? Tylko szepnij, a zrobimy co w naszej mocy. Chcesz nas, kurwa, opłacać jako ochroniarzy? Proszę cię bardzo, skarbie. To my powinniśmy cię spłacać, bo uszczknęliśmy na to wszystko, co się dzieje w Banff z twojej fortuny.

Wydałam z siebie nieartykułowany dźwięk, ogłupiała.

– Lettie pamiętała co się stało, gdy twoi rodzice dowiedzieli się o pieniądzach, do których otrzymałaś dostęp jeszcze przed małżeństwem z Durniem – przypomniał sobie Tempest. Patrzył na mnie z taką ostrożnością, jakby bał się, że jego słowa mnie skrzywdzą.

– On wtedy chciał się wkupić w ich łaski, a skończyło się na tym, że dał im dwa miliony i zabrał mi rodziców – przytaknęłam, odzyskując część głosu.

– Lettie nie chciała żebyś ponownie coś takiego przeżywała, chciała żebyś zawsze była szczęśliwa. Pewnie to wiesz, ale naprawdę byłaś pod wieloma względami jej kochaną córką i przyjaciółką. Powierzyła ci imperium, bo widziała w tobie jedyną słuszną do tego osobę.

– A tylko czuje się jak głupia dziewczynka, która nie dorosła do butów mamy – wysmarkałam, ocierałam nadgarstkami łzy.

– Nie musisz do nich dorastać, bo tworzysz nową parę specjalnie dla siebie. Tak jakby chciała tego Lettie i jak pragniemy dla ciebie my.

– Odkąd wy jesteście tacy romantyczni! – załamałam się, ukrywając twarz w dłoniach. – Szybko, powiedzcie coś niegrzecznego.

– Zerżnąłbym cię przewieszoną przez to jacuzzi, żeby Tempest miał świetny widok na mojego kut...

– Niegrzecznego w sensie chamskiego, ty zbereźniku, ty... ty... Szlag, Queen, nie mogę się skupić.

– Misja wykonana – poruszył brwiami w sugestywnym geście. Musnął delikatnie płatek mojego ucha, patrzył na mnie jak Tempest. Jak na kruche szkło tuż nad krawędzią. To nie było fajne uczucie, ale też szła za tym świadomość, że choćby sami mieli się połamać, spróbują mnie nie rozbić. – Nam nie chodzi o twoją fortunę, Wendy. Żadne pieniądze nie zastąpią nam ciebie.

Otarłszy oczy zrozumiałam, że potwornie się tym przejmowali – tym, że uznam ich zainteresowanie za wyłącznie związane z pieniędzmi. Że wrzucę ich do worka z Dumpfortem oraz rodzicami i każdą osobą, która potrzebowała koneksji... nie mnie.

Rozluźniłam ramiona i spojrzałam na obu uważnie. Chyba weszłam na inny stopień świadomości tknięta tym, co mówili, co przekazała im moja teściowa. Zamrugałam niemal czując żarówkę zapalającą się nad głową.

– Wiecie co jest zabawne? Lettie dała wam te pieniądze. To na was jest wszystko zapisane, wam kazała podpisać dokumenty i to wy się tym zajmujecie. Słowa swoje, ale papiery są wiążące i robią to tobie i tobie ptysiu – roześmiałam się pogodnie pokazując na nich palcami, śmiałam się radośnie przez tę szczwaną staruszkę, niech ci niebiańska chmurka lekką będzie. – Gdyby było inaczej, przekazałaby wyłącznie uprawomocnienie a nie kompleksową kontrolę oraz akt własności. Chłopcy, może i wmówiła wam, że to na moje zachcianki, a prawda jest z goła inna. Zapytajcie tego Kometę, pewnie ma świadomość tego, że jego przyjaciele są co, milionerami? Miliarderami?

Wyglądali jak dwa, kochane i kompletnie zmoczone barany.

Zachichotałam i zadowolona oparłam się wygodnie na jacuzzi, dolewając sobie jeszcze szampana. Tak, życie było wspaniałe.

Szum wody służył nam za cykanie świerszczy, dwaj mężczyźni byli aż tak cicho.

Fajne to Banff.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro