Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

Wyobraźcie sobie dwa duże, nakręcone adrenaliną niedźwiedzie, które praktycznie zwalają was z nóg.

Otóż to, to właśnie byli Tempest i Queen.

– Zrobimy sobie maraton Rocky'ego jak wrócimy do domu.

Przypadkowo powiedziałam to na głos, zatrzymując obu w miejscu. Spojrzeli po sobie – na siniaki, potargane ubranie, czyste rozcięcia od noża tu i ówdzie, na (O mój Boże!) draśnięcie kulą i trochę za dużo krwi jak na mój gust.

Do tego byli spoceni, zdyszani i z takimi minami...

Wciągnęli mnie do uścisku.

– Nie wierze – wykrztusił Queen. Tempest wsunął palce w moje włosy, ściskając mocno. Ich dłonie były wszędzie, równie zrozpaczone co zachłanne. – Jesteś cała. Nic ci się nie stało. Żartujesz, ty przeklęta, słodka dziewucho!

– Jutro wstanę z zakwasami w udach, ale rozmasujesz – poklepałam go po plecach, chociaż chciałam ścisnąć, wdrapać się na niego i nie puszczać do świtu.

– Och, Wendy – szepnął chrapliwie Tempest. Przycisnął czoło do czubka mojej głowy, aż przymknęłam powieki. – Żartuj tak dalej, proszę.

– Z zakwasami nie ma żartów – wymamrotałam. – Nie chcesz, żebym ci stękała nad uchem.

– Wręcz przeciwnie – roześmiał się zduszonym głosem. Kiedy się odsunął oczy mu lśniły, a dłoń drżała. Przytuliłam się policzkiem do niej, czując zapach stali oraz potu. – Stękaj całymi dniami. Wydawaj wszystkie dźwięki, bo dzięki temu będę mógł spać spokojnie.

Oczy zaszczypały mnie od gwałtownego napływu łez. Wiedziałam, że muszę je powstrzymać, bo naprawdę nie mogłam teraz się rozkleić. Jeśli już zacznę, to nie będzie końca.

– Emerald jest tutaj z tobą? – zapytał Temp, odchrząknąwszy.

Przytaknęłam zerkając do tyłu. W lobby zaroiło się od policjantów, na noszach wynoszono już nieprzytomnego napastnika.

– To twoja sprawka? – zapytał Queen. Dziwnie brzmiał, więc na niego spojrzałam.

On był... zachwycony.

– Aż boję się potwierdzać – odparłam ostrożnie.

Z gardła mężczyzny wydostał się zduszony, trochę szalony śmiech. Przyciągnął mnie do mocniejszego uścisku, kryjąc twarz w mojej szyi.

– Zaczniemy cię szkolić z rzutu porcelaną. Masz naturalny talent – odparł ochryple. Pochyliłam głowę, ukrywając w jego karku uśmiech oraz łzy, a sekundę później przycisnął się do nas Tempest i nagle byliśmy jedną wielką kulą emocji.

– Eeee, proszę państwa?

Queen wymamrotał przekleństwo, kiedy jako pierwsza zaczęłam się wyplątywać z ich kończyn. Obróciłam się, żeby spojrzeć na policjanta, nerwowo bawiącego się Stetsonem.

– Tak, już – odchrząknęłam. – Jak jeszcze możemy pomóc?

– Jak rozumiem Dumpfort Rapture to pani mąż?

– Były – sprostowałam niezadowolona, bo wiedziałam do czego to zmierzało. – Żyje, tak?

– Niestety, wymamrotał pod nosem Queen.

– Bardzo – przyznał z cieniem rozbawienia policjant. Ruszyliśmy razem z nim na zewnątrz. Fairmont Banff Spring rozświetlone było mocnymi lampami oraz światłami wozów, intensywnie przeganiając ciemność zmierzchu. – Przekazano mi, że chce z panią rozmawiać i jest przy tym dość... głośny.

– Czyli wrzeszczy jak pięciolatek, któremu wyrwano z buzi lizaka – prychnęłam. Policjant spojrzał na mnie dziwnie. – Proszę przekazać kolegom i Dumpfortowi, że nie będę się z nim kontaktować, chyba że przez minimum piętnastu prawników, bo nie mam ochoty słuchać jazgotu kogoś, kto sika sobie do buzi i potem ma pretensje do ludzi, że coś go piecze.

Policjant zamrugał, dość dosłownie, w slow motion.

– Albo możecie po prostu założyć kaganiec temu wściekłemu Yorkowi – zasugerował słodko Queen. Mountie chrząknął w pięść i na sekundę odwrócił wzrok. Mężczyzna wyciągnął krótkofalówkę.

– Przekażę, że nie ma mowy. A, pod domkami czeka już także agent Bannon z FBI – powiedział, wciskając na głowę Stetsona. Pożegnał się z nami krótko, przekazując przez radio wszystkie ugładzone informacje.

Widziałam po minie moich mężczyzn, że obecność FBI, i to tak szybka, była bardzo podejrzana. Odetchnęłam głęboko zimowym, ostrym powietrzem, czując jak wszystko w środku mnie piekło.

– Nie chcę się widzieć z Dumsem i się nie zobaczę – powiedziałam. Zamrugałam zdziwiona. – Naprawdę chcę go olać i nie załatwiać samodzielnie tej sprawy.

– Kochanie, możesz wynająć sobie nawet dwie setki prawników, żeby zrobili za ciebie to wszystko i nawet więcej – przytaknął łagodnie Tempest.

– Jedynie żałujemy, że nie urwaliśmy ogona tej jaszczurce – burknął Queen.

– Odrósłby mu. Albo nawet trzy kolejne i byłby jeszcze gorszy – zauważyłam kwaśno. Zadrżałam a obaj znaleźli się przy mnie w pół sekundy. – Przepraszam, chyba adrenalina ze mnie schodzi.

– Powinien cię obejrzeć lekarz – powiedział twardo Tempest.

– Was też! – zawołałam. – Naprawdę cię postrzelili?

Co jakiś czas zerkałam na ranę na ramieniu.

– Drasnęli – zapewnił. – Nic więcej. Kula przeleciała i wbiła się w pień. W gorszym stanie są obaj policjanci, ale powinni się z tego wykaraskać.

– Boże, to wydarzyło się tak szybko – szepnęłam, przytulając się do nich. – Mam wrażenie, że nic już nie pamiętam oprócz strachu i białego lasu.

– Jesteśmy z ciebie tacy dumni – szepnął Queen. – Poradziłaś sobie, Wendy.

– Kolejne dni pewnie będą takie same – dopowiedział Tempest. – Będziesz w szoku, że coś takiego się wydarzyło, że minęło i czasem będziesz myślała, że to wróci...

– Ale będę z wami. A on za kratami – powiedziałam i czułam szczere niedowierzanie. – On się z tego nie wygrzebie.

Na samą myśl brakowało mi tchu. Tempest przytaknął i gdy się wyprostował, zrobił to też Queen. Obaj rozejrzeli się wokół i zauważyli Emerald prowadzoną przez innego policjanta.

– Dumbo zostanie postawiony w stan oskarżenia i będzie mieć długą listę. Nawet jeśli otrzyma wyrok za próbę uprowadzenia ciebie i spiskowania z gangiem, czeka go solidna odsiadka – powiedział cicho. – Z relacji Komety wynika, że nie będzie go stać na kaucję.

– To jak powrót Bożego Narodzenia – prychnęłam niedowierzająco.

Queen pocałował mój policzek.

– Musimy się stąd zbierać – powiedział stanowczo, a Temp przytaknął. – Odpowiemy na wszystkie możliwe w tym momencie pytania, zadzwonisz do swojego prawnika, uprzedzimy też Emmę... Mamy trochę pracy.

– Wylecimy też jutro do Nowego Jorku.

– Co? Już? – zdziwiłam się, a serce zamarło mi na kilka chwil.

Obaj spojrzeli na mnie z żalem. Pociągnęli nas w stronę najbliższego wozu Mounties.

– Możemy zostać, jeśli masz ochotę. Henry pewnie by nas upchnął gdzieś w Cascade, ale za trzy dni Sylwester.

– Domki Emerald zostaną zamknięte – domyśliłam się.

– Możliwe, że na dłuższy czas. – Tempest ścisnął mój łokieć, obracając mnie jeszcze raz ku sobie. – Śledztwo będzie szeroko zakrojone, rozłożą cały biznes na strzępy. Ale Emerald, chociaż przyciśnięta do ściany, jest rozsądna. Zrobi to, co słuszne i dobre dla ich obu.

Brzmiało to trochę złowróżbnie, ale przytaknęłam.

– Dobrze będzie wrócić do domu... z wami – uśmiechnęłam się do Queena, gdy Tempest podbiegł ku najbliższemu policjantowi.

– Obiecuję przenieść cię przez drzwi na rękach. – Wyszczerzył się, bo szturchnęłam go w brzuch. – Może to być także uchwyt na strażaka. Albo jaskiniowca. Jak ci wygodniej.

– Nie wiem czy ciągnięcie za włosy ze mną na podłodze byłoby takie wygodne – prychnęłam i poczułam, że policzki mnie piekły. – Dzień dobry, proszę pana.

Policjant miał trochę oszołomioną minę, ale przywitał się i podwiózł nas pod domki. Queen, chociaż ukrywał swój uśmieszek, nie przestawał trzymać mojej dłoni nawet na sekundę. Moi dwaj ochroniarze nawet na sekundę nie pozwalali, żebym była sama. Robili wszystko, żebyśmy byli w nieustannym kontakcie.

Odpowiadało mi to, bo w każdej sekundzie mogłam po prostu się na nich oprzeć. Poczuć, że byli blisko, że żadna ich rana nie była głęboka ani zagrażająca życiu.

Ian Bannon nie lubił gadki-szmatki, wszystko załatwiliśmy w ekspresowym tempie. Chociaż miał przystojną, choć szorstką aparycję, to jego twarz nie mówiła kompletnie nic. Mógł jednocześnie cieszyć się, że nic mi się nie stało, jak być wkurzonym, że przeze mnie sprawa z Gorgoną posypała się w takim tempie oraz kierunku. Cóż, panie zrzędo, jakbym miała wybór, wolałabym zakwasy od ujeżdżania Tempesta, a nie sprintu o życie.

Federalny nie wyglądał też na skorego do wyjaśnień, dlaczego już był w Banff – i jak długo faktycznie przebywał w miasteczku.

Czułam wyrzuty sumienia, że mogłam skorzystać z moich przywilejów, a Emerald z Allie na razie zostały zabrane na posterunek. Tempest jakimś cudem wynegocjował, żebyśmy samodzielnie zebrali wszystkie swoje rzeczy z domku. Pewnie nazwisko Camdenów w jakimś stopniu zrobiło swoje.

Godzinę później byliśmy już pod Cascade Inn. Nie powiedziałabym, żeby Henry przyjął nas z otwartymi ramionami – raczej ustami z szoku.

– Dobra, chyba nie chcę wiedzieć – wymamrotał. – A przynajmniej nie bez ajerkoniaku i whisky.

– Plotki rozniosą się po Banff lotem błyskawicy. – Winter pokręciła głową z zaskoczenia. Nie ukrywali jednak, że nasze krótkie przedstawienie sytuacji było dla nich jak kolejny odcinek serialu sensacyjnego.

O cokolwiek chciał jeszcze spytać Henry – zrezygnował. Widziałam jednak jego zaciekawione spojrzenie, którym przesuwał między naszą trójką. Nie mówiąc już o tym, że wzięliśmy jeden pokój. W imię oszczędności miejsca.

Następnego dnia o tej samej porze byliśmy już na lotnisku, a Emma czekała przed samochodem z kartonem.

Miałaś odpoczywać, kaskaderko.

Śmiejąc się z maniakalną nutą, rzuciłam się na dziewczynę obejmując ją z całej siły.

– Zatem... urlop udany? – zapytała scenicznym szeptem.

Rozchichotałam się a potem rozpłakałam. A co mi tam.

*

Trochę nie miałam ochoty na imprezę w Rapture, ale miała być na tyle niewielka, że zgodziłam się i namówiłam do tego Queena oraz Tempesta.

– Dyrektor Pinyard nie będzie chciał nawet na ciebie spojrzeć – mruknął rozbawiony Queen, owijając się wokół mnie niczym boa. – Jeszcze się biedaczek przerazi, że będziesz chciała rozmawiać o tym, co robił podczas twojego urlopu i mu szampan pójdzie nosem.

– Przecież nie zepsuję mu Sylwestra! – zawołałam, a po chwili dodałam mrukliwie: – Za bardzo.

Z małym uśmiechem pocałował moją skroń. Odkąd wróciliśmy praktycznie nie ruszyliśmy się poza sypialnię w moim mieszkaniu. Chyba że w nagłych przypadkach, jak odebranie jedzenia od kuriera. Zależało mi tylko na odpoczywaniu w ramionach moich ochroniarzy.

Cholera, nie wiedziałam, czy mogłam wciąż ich tak nazywać.

Głównie dlatego zgodziłam się na przywitanie nowego roku poza domem. Za dużo myślałam o tym, co wydarzyło się w Banff, zwłaszcza na koniec. Porozmawiałam z prawnikiem, ponownie z Ianem Bannonem, odmówiłam dziesięć razy rozmowy z Dumsem i krótko pogadałam z Emerald. Brzmiała inaczej – lepiej, ale też na dziwnie pogodzoną z losem. Z Allie także było już w porządku, ale przed nimi dwiema jeszcze sporo czasu na przejście z tym, co się wydarzyło, do normalności.

Miałam pewność, że nie byłam bezpieczna w stu procentach... ale też nie groziło mi aż takie zagrożenie jak wcześniej. Dumpfort został odcięty od wszystkiego, poszedł też po rozum do głowy – resztę tego, co miał, przeznaczył na prawników.

Usłyszeliśmy przekręcane w drzwiach klucze. Tempest stwierdził, że nie może już dłużej patrzeć na nasze leniwe dupy i poszedł na siłownię. Miałam nadzieję, że skoczył przy okazji po jakieś dobre pierożki. W mojej głowie wciąż trwały święta, więc zdecydowanie mogliśmy sobie pozwolić na piąty raz od powrotu.

Dzięki obojgu spalałam wystarczająco dużo kalorii.

– Przyrośliście do materaca? – zawołał w ramach przywitania.

Jęknęłam, przytulając twarz do klatki piersiowej Queena.

– Teraz to żałuję, że tego nie zrobiliśmy – poskarżyłam się. Mężczyzna pocałował moje włosy i przy okazji poklepał po tyłku.

– Chodź, niech ta wyrośnięta zrzęda za długo nie czeka.

Pomimo mojego sprzeciwu pociągnął mnie na równe nogi. Jasne, że będę chciała się przygotować na wieczór, ale mogłam przecież skakać na jednej nodze w próbie ogarnięcia wszystkiego... co nie?

Nie wiedziałam jeszcze w którą kieckę się wcisnę. Motywem przewodnim tego roku była prosta elegancja. Zdecydowanie odbiorę roczną premię Emmy za takie wymysły.

– Hej... o.

Zatrzymałam się w miejscu, bo Temp faktycznie przyniósł pierożki, ale także pokrowiec. Kącik jego ust wygiął się – miał przystrzyżony zarost oraz trochę krótsze włosy. Rzucił kluczyki Queenowi, który pocałował mnie jeszcze raz.

– Widzimy się wieczorem! – zawołał, wychodząc ot tak sobie.

– Wy... wy się zmówiliście! – aż mnie zapowietrzyło. – Co z siłownią?

– Po nowym roku – posłał mi rozbawione spojrzenie. Przechodząc do sypialni, cmoknął moje czoło. Podreptałam za nim wciąż zaskoczona. Obserwowałam jak bardzo ostrożnie zahaczył wieszak o drzwi garderoby. Wpadłam w jego ramiona, bo chciałam zerknąć do środka, ale mi nie pozwolił. – Nie wiem, jak wygląda. Poprosiłem Emmę o sukienkę i wybrała coś, co zapewne przyprawi nas o zawał. A teraz chodź. Zrobimy ci długą kąpiel z jedzeniem i może czymś miłym.

– Tobą obok? – zatrzepotałam niewinnie rzęsami, chociaż byłam wciąż oszołomiona.

Roześmiał się swobodnie.

– Tak i nie. Będę się trzymał z daleka, bo nigdy nie wyjdziemy do Rapture.

Boże, odkąd z niego taki służbista? Trzymał się swoich założeń jak od linijki, niech go chomiki pogryzą. Nie mogłam zaprzeczyć – wanna, jedzenie i serial to całkiem fajne połączenie... ale sukienka wołała do mnie syrenią pieśnią.

Ja: co wy wymyśliliście?

Emma: Nie ma za co! Będziesz wyglądać fenomenalnie.

Ja: Nie umiesz odpowiadać na proste pytanie, asystentko roku?

Emma: Ha! Dalej z tytułem asystentki roku ;) Widzimy się później.

A niby o mnie mówili, że bywałam bezczelna. Tupeciara jedna. Uśmiechałam się jednak przez cały czas, gdy robiłam prosty makijaż – w pełni świadoma, że w którymś momencie nocy ze mnie spłynie. I nie będzie mi go ani trochę żal.

W końcu, kiedy balsam się wchłonął i czułam się tak gładziutko-mięciutka, jak tylko mogłam, otworzyłam pokrowiec i zassałam oddech.

Ja: Skromne?! Będę wyglądać jak świąteczny prezent!

Emma: A jak przyjemnie będzie się go odpakowywać ;) *blokuj*

Ja: !!!!!!!!!!

– Nie mogę z tą dziewczyną – wymamrotałam pod nosem, odrzucając telefon na materac.

– Wszystko w porządku? – usłyszałam Tempesta blisko drzwi.

– Tak, tak! – Rzuciłam się w panice na sukienkę, chociaż nie zrobił nic, żeby wejść do środka. – Przeklinam Emmę!

Mężczyzna roześmiał się, po czym usłyszałam jego oddalające się kroki. Odsapnęłam cicho i sprawdziłam sukienkę. Cholera, dobrze że z podziemnego parkingu mieszkania przejedziemy do równie podziemnego parkingu hotelu.

Miałam całkiem spory zapas czasu do wyjścia, ale nie mogłam się oprzeć. Wybrałam majtki, bo tylko tyle mogłam upchać pod tą kiecką oraz odpowiednie szpilki. Trzęsłam się na samą myśl o takim secie, ale płaszcz i szal raczej załatwią sprawę.

Sukienka była naprawdę piękna – ciemnobordowa, z opuszczanymi ramionami i dopasowaną górą z mocno wyciętym dekoltem. Nie potrzebowałam stanika pod spód, wbudowane miseczki chroniły mnie przed zabłyśnięciem bogactwami urodzaju. Rąbek spódnicy sięgał do połowy mojej stopy, a rozcięcie kończyło się... wyjątkowo wysoko na udzie. W kilka chwil straciłam pewność siebie, zyskałam ją i jeszcze cztery razy spanikowałam. Zakochiwałam się w niej co rusz, patrząc jak lekko połyskiwał materiał i jak przyjemnie podkreślał moją sylwetkę, dodając włosom głębszej barwy.

Dla pewności wysłałam zdjęcie do Banffowych dziewczyn. Dodały mi milion punktów do pewności siebie.

Musiałam w końcu wyjść z sypialni, bo jeszcze chwila a się spóźnimy.

Na widok Queena miałam identyczną reakcję, co oni na mnie. Cholera, ściął większą część brody, miał wystylizowane włosy i wyglądał jakby wybierał się na okładkę GQ, a nie imprezę. Patrzyłam to na niego, to na Tempesta nie mogąc wyjść z podziwu, jak bardzo pasowały do nich garnitury. Prezentowali się tak władczo, że cieszyłam się jednak z tego rozcięcia.

Łatwo będzie klękać, czy coś.

– A niech mnie, Wendy – rzucił ochryple Temp, przesuwając dłonią po ustach. Podeszłam do nich na drżących nogach. Miałam ochotę wtulić się w ich klatki piersiowe, żeby umknąć przed tymi spojrzeniami. – Nie wiem nawet jak powiedzieć ci, że jesteś przepiękna, bo żadne słowa nie mają sensu.

Wzruszyłam ramionami niepewnie, a ten ruch zdecydowanie przyciągnął ich uwagę.

– Cokolwiek nie powiesz, podziękuję, bo wiem, że mówisz to z głębi serca.

– I głębi innych partii – rzucił żartobliwie Queen. Patrzył jednak tylko na moją twarz, a jego spojrzenie zmiękło, gdy na niego zerknęłam. Chryste, naprawdę wyglądał jeszcze lepiej z krótszą brodą. Aż coś ściskało mnie w dołku. – Nie mogę uwierzyć w to, że jesteś prawdziwa.

– Tak realna, jak wy wspaniali – zapewniłam, przyciskając dłonie do ich policzków. Nie udało mi się powstrzymać dreszczy, które przeszyły mnie całą na kontrastowe odczucie ich twarzy. – Cholera. Nie mam pojęcia, jak dam radę tej nocy: wszyscy będą was chcieli przy swoich bokach, a ja nie powstrzymam się od odciągnięcia was na zaplecze.

– Tak dobrze, że skupimy się wyłącznie na tobie i nikim innym – zapewnił Tempest, przesuwając między palcami luźny lok wokół mojej szczęki. – Boże, Wendy...

Brzmiał na tak zachwyconego, że musiałam opuścić wzrok. Związałam włosy w wysoki kucyk, próbując wyciągnąć kilka kosmyków, żeby wyglądało nonszalancko i seksownie. Chyba się udało.

– To tylko sylwestrowe wdzianko – wymamrotałam.

– Masz rację – zgodził się Queen. Obrócił głowę i złożył szybkiego całusa na moim nadgarstku, delikatnie obejmując go palcami. Docisnął kciukiem bransoletkę, aż poczułam, że puls mi przyśpieszył. – Za rzadko mówimy ci, jak nas zachwycasz. Musimy prawić więcej komplementów, żebyś teraz nam nie wierzyła.

– Ależ wierzę... Dobra, jejku, nie patrzcie tak. Wierzę w trzech czwartych?

Tempest prychnął i pokręcił powoli głową.

– Na koniec tej nocy będzie wyłącznie: w pełni. Obiecuję ci to.

I starali się na każdym kroku, aż nie wiedziałam czy po prostu było mi gorąco w sercu od uczuć, które wywoływali, czy aż tak bardzo płonęła mi twarz. Robili wszystko, żebym wierzyła w te słowa, żebym im przekazała, że zostali usłyszani.

Każde słowo, dotyk, całus – miałam wrażenie, że chcieli posadzić mnie na tronie. Czasem patrzono na nas dziwnie, ale albo Emma co poniektórych uprzedziła, albo wszyscy robili przeciwko nam zakłady. Bawiłoby mnie to, gdyby nie fakt, że musiałam tak długo na nich czekać.

Faktycznie, kiedy w końcu stanęliśmy twarzą w twarz, dyrektor Pinyard zrobił kwaśną minę, aż musiałam się roześmiać. W oczach starszego mężczyzny błysnęła iskra.

– Dobrze cię widzieć, Rapture, ale ani słowa poza pochwałą dla szefa kuchni i sommeliera.

– Promiennie dziś wyglądasz, Davidzie – wyszczerzyłam się w uśmiechu. Pokręcił głową z rozbawieniem i zwiał ode mnie, życząc udanej nocy. Oboje dobrze wiedzieliśmy, że i tak będziemy się ciągle mijać.

Chyba nigdy wcześniej nie czułam się tak swobodnie wśród nowojorskich pracowników Rapture i Lastro. Zaproszeni byli dosłownie wszyscy, włącznie z wieczorną zmianą. Na listę wpisanych zostało łącznie sto osób, co roku także większość dyrektorów starała się zjawić i przemówić ludzkim głosem – tak w imię świąt i zakończenia dobrego roku. Bo, mimo wszystkich dramatów związanych z Dumsem, stratą Lettie i różnymi przeciwnościami losu ten rok był udany. Wiele osób to czuło i atmosfera w sali bankietowej nie była nawet przez moment skwaszona.

Czasem mimowolnie rozdzielałam się z Queenem i Tempestem. Spojrzeniem szybko ich odnajdywałam, często wyglądali jakby to był dla nich typowy dzień ochrony... a przecież nie był. Czułam ukłucie w boku na tę myśl – czy to ostatni raz, gdy tak się czują?

Co tak naprawdę przyniesie dla nas nowy rok?

Próbowałam się nie zamartwiać ani teraz tego nie roztrząsać. W końcu Emma zauważyła moje przeciągłe spojrzenie i towarzyszącą temu minę. Złapała mnie za ramiona i obróciła do siebie.

– Zbliża się północ – oznajmiła rezolutnie. Faktycznie, zostało jeszcze dwadzieścia minut. – Ty idziesz po płaszcz i na dach.

– Wszyscy powinni iść na dach – odparłam ostrożnie, patrząc na nią z nierozumieniem.

– Nie, wszyscy idą na patio, wy idziecie na dach.

– Wy?

Skrzywiła się, jednak na tyle pijana, żeby coś wymsknęło się jej z tego spiskującego języka.

– Słuchaj się podwładnych i rób co mówią – parsknął Pinyard. Wzruszył ramionami, gdy posłałam mu krzywe spojrzenie. Wcisnął w dłoń Emmy kolejny kieliszek. – Chodź, torpedo, musimy zacząć wszystkich zbierać.

I zostawili mnie tam jakbym była powietrzem.

– Co za łajzy – wymamrotałam pod nosem. Rozejrzałam się po sali, jednak chłopaków nigdzie nie było widać. Skoczyłam prędko do recepcji, gdzie czekał już na mnie płaszcz oraz torebka.

– Wspaniałego Nowego Roku, pani Rapture! – zawołała Leigh-Ann z pogodnym uśmiechem.

– Tobie także, kochana.

Pokiwała entuzjastycznie głową, gdy z ociąganiem zerknęłam na windę. Jeszcze sekunda a dziewczyna sama by mnie tam zaniosła, więc z cieniem zawahania ruszyłam z miejsca. Przytknęłam kartę magnetyczną do panelu, wybierając numer dachu. W zimie był niedostępny dla gości, chociaż otwieraliśmy go czasem na specjalne okazje. Zamiast na patio tam właśnie imprezowicze powinni dostać szampana i zimne ognie.

Spryciarze rozstawili tam maleńki stolik. Od razu go zobaczyłam, gdy wyszłam na mroźne, smogowe powietrze. Opatuliłam się płaszczem oraz szalikiem i na drżących nogach podeszłam do mężczyzn, odwróconych do mnie tyłem.

Na wysokim, barowym stoliczku stała latarnia i butelka szampana, ale bez kieliszków. Latarnia od razu przypomniała mi o przesileniu zimowym. Dach przystrojono lampkami, które zostały automatycznie przytłumione, żeby lepiej było widać fajerwerki.

– Planujecie coś na rozgrzanie przed północą? – zapytałam żartobliwie, gdy obrócili się jak w zegarku.

Wyglądali tak zachwycająco, jak przez całą noc – może nawet lepiej. Tempest przesunął kciukiem po ustach, jakby zbierał stamtąd odpowiednie słowa.

– Możliwe – przyznał chrapliwie Queen. – Chociaż powiedzenie tego nie jest łatwe.

Jezu Chryste, chyba nie powiedzą mi, że wracają do siedziby Camden's Arrows, która była, cholera, w Los Angeles?! Mogliby poczekać do jutra, tak dla niepoznaki.

– Wendy, spokojnie – pospiesznie poprosił Tempest. – Widzę, gdzie galopują twoje myśli.

– Galopują? Och nie, one nabrały prędkości pociągu Shinkansen i za sekundę pieprzną w ścianę – roześmiałam się wysokim, spiętym głosem.

Obaj sięgnęli po moje dłonie i przycisnęli je do piersi.

Kurwa, ćwiczyli dziś przed lustrem synchronizację?

– Ostatnie tygodnie wydarzyły się w mgnieniu oka – przyznał Queen. – Chociaż byliśmy gotowi od dłuższego czasu, chyba nie spodziewaliśmy się, że to wszystko będzie takie...

– Pomyślne – pomógł mu Tempest. – Szczęśliwe i z milion innych słów na cały nasz wspólny grudzień. Nawet jeśli sami zrobilibyśmy szacunek zysków i strat, w życiu nie pomyślelibyśmy, że naprawdę skończymy z tobą w naszych ramionach.

– A to ważne, bo... cóż, Wendy, zakochaliśmy się w tobie – powiedział ostrożnie Queen, patrząc jak moje oczy mimowolnie napełniają się łzami.

Bo jak to tak, oni zakochani?

We mnie?

– Chłopcy... – szepnęłam, patrząc na nich zszokowana. Zdezorientowana. – Nie mówicie poważnie...

– Oczywiście, że tak – przytaknął Temp. – Chyba nigdy nie byliśmy bardziej poważni w swoim życiu.

– Och, w sumie byłoby kiepsko...

Tempest zamrugał zaskoczony.

– Kiepsko? Dlaczego?

– Gdybym sama podkochiwała się w was jak naiwna małolata – wyznałam ściśniętym głosem, pociągając nosem. – A zakochałam się chyba w chwili, gdy zobaczyłam was po raz pierwszy, ale totalnie tego nie rozumiałam.

– Chryste, skarbie, przecież ty nas wykończysz – jęknął Queen, za rękę przyciągając do nich. Ścisnęli mnie między sobą, obdarzając tym unikalnym ciepłem jakie z nich biło.

– Nie ma wykańczania, trzeba się kochać – chlipnęłam, na co się roześmiali. Pocałowali boki mojej głowy, wciąż gładząc moje plecy w kojącym rytmie.

– Kochamy, kochamy – zapewnił szeptem Tempest. – Szczęśliwego Nowego Roku, nasze kochanie.

Roześmiałam się smarkliwie, bo nad naszymi głowami właśnie zaczęły wybuchać fajerwerki, ludzie wiwatowali i atakowani byliśmy wszelkimi odgłosami muzyki, świętowania oraz radości, jakby okolica czciła nasz moment, a nie wkroczenie w kolejny rok.

Queen prędko sięgnął po butelkę szampana. Piliśmy z gwinta, całując się i wymieniając jeszcze więcej słodkich wyznań miłości. Ich usta smakowały jak dobra przyszłość. Nic innego mnie nie martwiło, jakby samo kocham cię mogło rozwiązać każdy problem.

– To jak, Wendy? – zapytał ochrypłym tonem Tempest, kiedy sąsiedztwo hotelu wciąż żyło, ale znacznie się wyciszyło. – Jesteś gotowa na bardzo prywatną ochronę?

– Brzmi jak tytuł najlepszego pornosa – przytaknęłam w zamyśleniu. Mężczyzna odrzucił do tyłu głowę i roześmiał się serdecznie. Splotłam palce z dłonią Queena i uniosłam się na szpilkach, żeby pocałować kącik jego ust. Złapałam za krawat Tempesta i pociągnęłam go w dół. Nasze wargi wylądowały na sobie z przyjemnym cmoknięciem. – Jestem gotowa na wszystko i kochanie was w każdym z tych momentów. Porno czy nie, potrzebuję moich dwóch cieni.

Queen prychnął, a w kącikach oczu Tempesta pojawiły się małe zmarszczki.

– Nigdy się nie będziemy razem nudzić, prawda?

– Może przez pięć minut – dumałam na głos. – Ale to tak do momentu, w którym nie będę gotowa na otwarcie nowego SPA w Banff.

– Myślisz, że to miasto będzie przygotowane na nasz powrót? – zapytał Queen z przekornym uśmiechem.

– Cóż... nie mają innego wyjścia.

– Zupełnie jak ty, skarbie – wymruczał w moje usta, przyciągając do nas jeszcze bliżej Tempesta, aż praktycznie zabrakło mi tchu.

Czyli było tak idealnie, jak tylko powinno.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro