Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

Oczywiście, że kolejnego dnia musieliśmy się zjawić na komisariacie.

– Przysięgam, że obetnę Dumsowi wszelki interes do chodzenia po tym świecie – burknęłam, wysiadając przed budynkiem policji. Queen zezował na mnie z niepewnością. – Och, o pięty mi chodziło! Nigdy nie wyjdzie do banku wypłacić pieniądze, a konto internetowe mu zablokujemy.

– Wiesz, że to tak nie działa? – zapytał łagodnie, poklepując mnie po ramieniu.

– A mogłoby. – Wcisnęłam nos w szalik, a dłonie w kieszenie. – Miejmy to już za sobą.

Wyszliśmy tylko na chwilę do Śnieżnej Kafejki, a Emerald musiała wezwać policję, bo ktoś próbował się włamać do domku. Napastnik miał pecha, bo natknął się na łosia, mojego ukochanego leśnego stalkera, który go przeraził i biegiem wpadł w ręce policji.

Uważałam to za wyborny rodzaj wracającej karmy i potęgi natury. Ot, żaden baran nie powinien szwendać się na zimnie. Moje zdanie podzielali uroczy, wspaniali kanadyjscy policjanci.

– Proszę nam powiedzieć – usłyszałam, jak jeden mówił do Tempesta, którego odciągnął na bok. – Czy powinniśmy postawić patrol przy domkach na cały czas pobytu pani Rapture?

Reszty nie usłyszałam, odciągnięta do zajrzenia przez lustro weneckie.

– Przykro mi, nie rozpoznaję tego człowieka – pokręciłam głową. – Osoba, która najprawdopodobniej go wynajęła, zrobiła to przypadkowo.

– Ma pani pewność, że został wynajęty?

Wzruszyłam ramiona i ostrożnie zerknęłam na Queena.

– Oczywiście, istnieje możliwość, że po miasteczku rozeszła się wieść, że możemy mieć ze sobą coś cennego przez kwoty licytacji u pana Gallanta, ale... – zrobiłam niepewną minę, zwieszając głos. Nie byłam pewna nawet jak najwłaściwiej skończyć to zdanie, bo szczerze mówiąc, oprócz prób Dumba, nieważne jak spokojna Kanada by nie była, przestępczość różnej maści zdarzała się wszędzie.

– Rozumiemy, rozumiemy. Strasznie przepraszamy, że przytrafiło się to pani w trakcie wypoczynku w naszym miasteczku – mówił policjant, kierując nas ponownie na przód komisariatu. – Mamy jednak nadzieję, że wyjedzie pani stąd z wieloma dobrymi wspomnieniami.

Opromieniłam mężczyznę uśmiechem, bo tak właśnie będzie, niech szlag Dumsa i wszystkie jego beznadziejne pomysły. Jak dla mnie może je wszystkie spisać na karteczkach, wrzucić do środka balona, nadmuchać go i wsadzić sobie tak głęboko w dupsko, aż wyprze to z głowy.

Tempest uścisnął rękę jakiejś kobiecie, której wcześniej nie widziałam, ale oprócz skinienia nam głową, nie odezwała się, tylko ruszyła do gabinetu. Temp położył dłoń na moim ramieniu i wyszliśmy na jaskrawe słońce. Pogoda była wspaniała, ale nie mogłam się przekonać do niczego.

– Chodź do Cascade Inn, może Drew oderwie się od Nevy i zrobi nam coś dobrego, co ty na to? – zapytał mnie Queen pogodnie.

– Sama nie wiem. Nie, żebym nie miała ochotę na coś do jedzenia, ale chyba musimy zerknąć czy z Emerald wszystko w porządku.

– Wendy...

– Wiem, wiem – przerwałam pospiesznie Tempestowi. – Dorosła, rozsądna kobieta, która nie jest moją odpowiedzialnością. Aczkolwiek i tak czuję wyrzuty sumienia. Mała Allie pewnie też się trochę przestraszyła.

– Albo uważa to za świetną przygodę – mruknął Queen, a kącik jego ust się poruszył.

– Wiem, że ostatnio namiętnie oglądaliście Psi Patrol – szturchnęłam go, nim otwarłam sobie drzwi i wsunęłam się na tył. – Chodźmy. Za dwa dni Boże Narodzenie, mamy w sumie wszystkie prezenty, złożyliśmy zamówienie na kolację świąteczną. Resztę gotujemy razem, mamy produkty – wyliczałam cierpliwie. – Czego więcej potrzebujemy?

– Rozumiem, że rodzinnej atmosfery – westchnął pokonany Tempest, patrząc na mnie w lusterku wstecznym. W kącikach oczu miał jednak małe zmarszczki od uśmiechu.

– Dobrze, że się rozumiemy.

– Dobrze, że zmuszasz nas do zrozumienia.

– Coś mamrotałeś?

– Swój podziw dla ciebie, skarbie. – Queen roześmiał się, gdy pstryknęłam go w ucho. – Poczekaj, piranio, aż dojedziemy do domu!

– Piranio? – Zmarszczyłam nos, patrząc na jego profil z niezadowoleniem. – Chciałeś powiedzieć: rybciu. Chociaż to jeszcze gorsze.

– Nie, w tej chwili jesteś krwiożercza i pożerasz nasz opór.

Tempest trzymał łokieć na drzwiach, więc usłyszawszy to, ukrył w dłoni twarz. Dobrze, że staliśmy na czerwonym.

– Stary, błagam – wymamrotał pod nosem. – Bo zamiast związywania Wendy lampkami, zakneblujemy ciebie.

Przytknął dłoń do piersi z oburzonym sapnięciem.

– Przecież możemy mieć oba!

Nim dojechaliśmy do domku miałam już wyborny humor.

– Wezmę prezenty dla dziewczyn – zawołałam, ale Queen już dreptał mi po piętach. – Poważnie, Queen, tylko wejdę do środka.

Obejrzałam się przez ramię i zobaczyłam jego poważną minę.

– Nawet jeśli tylko do środka i tylko do naszego domku – pokręcił powoli głową. – Może i policja zgarnęła jednego gościa, ale nie wiemy, co wymyśli Dums. Monitoring nic nie pokazał, ale zawsze istnieje ryzyko. A my nie mamy zamiaru testować szczęścia.

Spojrzałam na niego łagodnie i pozwoliłam mężczyźnie wejść pierwszemu. Obejrzałam się przez ramię na Tempesta, który z uniesionym kącikiem ust skinął mi głową i podniósł telefon do ucha. Nasza trójka uwinęła się w ekspresowe dziesięć minut – Temp zdążył dokładnie wdrożyć w sytuację swoich szefów, którzy obiecali kontakt z lokalną policją, gdyby potrzebowali więcej detali w spawie.

Wiedziałam, że Emerald z Allie mieszkały na piętrze w budynku recepcji. Weszliśmy frontem, gdy kobieta kończyła właśnie wymeldowywać uśmiechniętą, spaloną na słońcu stoku parę. Nad ich głowami rozlegało się radosne Let it snow, a w powietrzu unosił się zapach kardamonu i śliwek.

– Było wspaniale, ale kryzys w domu sam się nie zażegna. Jakbyśmy zostawili tam pięciolatki, a nie siedemnastolatków! – W trójkę spojrzeliśmy na rozszczebiotaną kobietę. Nie wydawało mi się, żeby jakikolwiek siedemnastolatek powinien zostawać za długo sam, ale co ja się mogę wypowiadać.

– Nie pierwsi i nie ostatni – westchnęła ciężko Emerald, minę miała kwaśną od sekundy, w której małżeństwo zamknęło za sobą drzwi. Na jej twarzy pojawił się ponownie radosny uśmiech, kiedy na nas spojrzała. – Jak poszło na posterunku? Wszystko w porządku? Nic wam się nie stało? Zrobiłam obchód wokół domków i nigdzie nie było śladów włamania.

Przytaknęłam powoli i uniosłam dłonie z torbami.

– Przychodzimy ze świątecznymi darami i na chwilę wyjaśnień.

Emerald zbladła tak, jakbyśmy zagrozili Allie maczetą.

– Nie rozumiem – wykrztusiła, mrugając gwałtownie powiekami. Poczułam, że Tempest rusza się koło mnie, ale nie wykonał większego ruchu.

– Cóż... Może trochę przesadziłam, ale widziałam tyle wspaniałych rzeczy w miasteczku, że nie mogłam się powstrzymać, bo wydawało mi się, że spodobają się Alice... – Nabrałam gwałtownie powietrza i postarałam się uśmiechnąć pogodnie, chociaż czułam ukłucie w sercu. – Poza tym, chyba należą ci się przeprosiny za to, że wynajmując tutaj domek narażam was obie na durne pomysły mojego byłego.

Odwróciliśmy się na dźwięk gwałtownego tupotu stóp na schodach. Oddzielone były niewielkim korytarzem oraz drzwiami, ale Allie chyba goniło stado gigantów.

– Mamooo... ooo dzień dobry! – zawołała zakłopotana. Schowała się za udem Emerald, bo wciąż była w piżamie w słoniki z cukrowymi laskami trzymanymi w trąbach. Doceniałam przekaz wszechświata.

Wiedziałam, dlaczego dziewczynka tak westchnęła – z jednej torby wystawały długie, lekko oklapłe uszy pluszaka. Emerald wyrwana ze swoich myśli zaprosiła nas wszystkich do siebie, na piętro. Zrobiła dla nas kawę i pokroiła kawałki tarty jabłkowej, przykrytej cynamonową pianką. Zaraz po wręczeniu prezentów Allie, był to najlepszy punkt tego dnia.

Mogłam przysięgnąć, że moi ochroniarze czujnie obserwowali wszystkie reakcje Emerald. Nie chodziło wcale o to, że nie chciała przyjąć od nas prezentów – większość i tak szła dla jej córki.

Nie, z jakiegoś powodu kobieta była nerwowa i to nie w sposób wskazujący przejmowanie się życiem dziecka. Och, na bank bała się o Allie, ale wszystkie nasze pytania i wyznania odnośnie do kręcących się tu ludzi, mężczyzny z lodowiska i baru... Potwierdzał się fakt, że nie chciała, żeby którekolwiek z nas drążyło głębiej, pytało częściej.

– Podejrzewa, że coś wiemy – szepnęłam, gdy późnym wieczorem w końcu wyszliśmy z ich mieszkania. Zagraliśmy w kilka gier, obejrzeliśmy całe Jak wytresować smoka i zjedliśmy pizzę, którą zrobił Queen przy wiernej pomocy Alicii.

– Nie – sprostował z cicho Tempest. Objął mnie ramieniem w pasie i z pocałunkiem w skroń pociągnął ku domkowi. – Obawia się, że czegoś się dowiemy i faktycznie stanie się ci krzywda przez tych, którzy nad nią wiszą.

Westchnęłam zrezygnowana, z westchnieniem rozbierając się w maleńkim przedsionku. Tempest zrzucił z siebie wszystko w mgnieniu oka i poszedł rozpalić w kominku.

– Myślicie, że do świąt nic nie wybuchnie? – zapytałam powątpiewająco.

Rzucili mi rozzłoszczone spojrzenie, więc uśmiechnęłam się niewinnie, bo nie miałam zamiaru zapeszyć. Po prostu się zastanawiałam, zwykła ciekawość!

I faktycznie, do świąt nic nie wybuchło. Pomijając jedną, dość zabawną próbę dostania się do naszego domku i skończeniu w szpitalu przez włamywacza – nie wiedzieliśmy, że sąsiedzi z domku obok byli aż tak uzdolnieni w sztukach walki – Boże Narodzenie przyszło spokojnie.

Dobra, wycisnęłam z Komety, że Dums próbował wysyłać mi jeszcze obsceniczne zdjęcia oraz wiadomości, ale system spisał się na medal.

Dosłownie użył tych słów, a ja dosłownie kupiłam mu taki.

Penisobrońca.

Miałam nadzieję, że zawiśnie mu nad monitorem. Zasługiwał chłopak.

Obudziły mnie delikatne pocałunki. Dłonie w leniwym rytmie gładziły moje biodra, ramiona krzyżowały się na moim brzuchu. Uśmiechnęłam się, na oślep sięgając ku głowom mężczyzn. Jakoś nie mogłam zmusić się do otworzenia powiek, pragnęłam przeciągnąć ten moment niczym ze snu jak najdłużej.

– Dzień dobry, kochanie – wymruczał Queen, ocierając się o moją nagą szyję swoim zarostem. Zassałam gwałtownie powietrze, drapiąc go w kark. – Mmmm, zrób tak jeszcze raz a zobaczysz, co mam w skarpecie.

Odwróciłam się do Tempesta, którego klatka piersiowa trzęsła się, jakby spadała tam lawina.

– Nie mogę z tym z samego rana – marudziłam. – Jak się spało, kochanie? Śniłaś o mnie, słonko? Co byś zjadła, pączusiu? Niee–ee, ładowanie skarpety, dobrze, że nie dodał niczego o kremie nawilżającym...

Tempest zarzucił ramię na swoją twarz, śmiał się tak mocno, że zabrakło mu tchu i dźwięku w piersi. Zapowiadało się na to, że żaden dziś nie będzie działał poprawnie. Muszę ich jakoś zresetować.

Nad kominkiem wisiały już trzy świąteczne skarpety, wypchane przez nas poprzedniego wieczoru słodyczami. Kupiliśmy wszystkie na oślep, bez czytania etykiet. Popatrzyłam na nie z wyrzutem.

Zsunęłam się z łóżka, zostawiając pokonanych mężczyzn samych sobie. Kusiła mnie ta jedna, jedyna paczka – oczywiście, chciałam zobaczyć miny Queena i Tempesta na widok ich prezentów, ale na razie wciąż ciepło się śmiali, a był to najlepszy soundtrack do rozpakowywania.

Usiadłam ze skrzyżowanymi nogami i sięgnęłam po nęcącą paczkę od Emmy. Sama siebie podziwiałam, że udało mi się wytrzymać aż tyle czasu.

Moi ochroniarze od razu zauważyli po co sięgnęłam, naprawdę mieli siódmy zmysł. Przytruchtali równie zaciekawieni, a po ich minach zorientowałam się, że naprawdę nie mieli pojęcia, co tam było.

Patrzyłam na zielony papier i te przeklęte, cukrowe lizaki na nim. Ręce mi się trzęsły.

Kiedy zacznie latać.

– Wendy, w porządku? – zapytał cicho Queen, pochylając się ku mnie z łokciami wspartymi o kolana. Pokręciłam głową i uśmiechnęłam się, chociaż miałam ściśnięte gardło.

Rozdarłam papier i zobaczyłam zwykłe, brązowe pudełko przewiązane czerwoną wstążką. Wetknięty za nią był list.

Czując szczypanie w kącikach oczu pociągnęłam za końcówkę wiązania, ściągnęłam wieko i roześmiałam się. Na zielonym wypełniaczu leżały trzy prezerwatywy oraz zdjęcie.

Moja dolna warga drżała, gdy pokazałam mężczyznom fotografię. Byliśmy w moim gabinecie, opowiadałam im coś i to z ożywieniem, a obaj patrzyli w pełnym skupieniu na moją twarz. Tempest miał poważną minę, ale łagodne spojrzenie, a Queen lekki uśmiech.

– Wiadomość od Lettie – szepnęłam, gdy sprawdzili datę wydruku fotografii.

– Sprzed wypadku. – Tempest sięgnął po moje kolano.

Przygryzłam wnętrze policzka, ale nic nie mogło rozgonić łez, gdy przeczytałam notkę. Te kilka zdań było zbyt krótkich, żebym się nimi zadowoliła, ale czułam się tak, jakby wyciągnęła ku mnie dłoń.

Droga Wendy,

nie wiem czy kiedykolwiek przekażę Ci to pudełko do rąk własnych, ale Emma wie o wszystkim. W razie czego napisałam też ten list. Jestem przekonana, że ta dziewczyna dopilnuje byś je dostała w chwili, w której zobaczy, że w końcu rozłożyłaś skrzydła.

Że znowu odżyłaś i byłaś taka, jak na tej fotografii – nieskrępowana, władcza i po prostu pogodna.

Jestem dumna z Ciebie, dziewczyno. Z tego, że nie dałaś się złamać żadnemu mężczyźnie, że nie ugięłaś się przed oczekiwaniami społeczeństwa, w jakie wciągnęło Cię nazwisko Rapture. Wiedziałam w chwili, w której powiedziałaś mi, że chcesz rozwodu z moim synem, że jesteś dumną istotą i dbasz o swoje dobro. Tylko że później o tym zapomniałaś i nie wiedziałam, kiedy sobie o tym przypomnisz.

A potem zobaczyłam waszą trójkę razem, widziałam Twoje interakcje z Emmą, nawet z dyrektorami.

Wiedziałam, że znów będziesz szybować na tych skrzydłach, moja droga.

Zasługujesz na szczęście (i zaliczenie któregoś z nich, ale wymień gumki na nowe, jeśli nie chcesz wpadki).

Przepełniona miłością, gdziekolwiek się nie znajduję

Leticia Selene Rapture

Kończyłam czytać zapłakana, wtulona w obejmujące mnie ramię Queena. Tempest, z równie zamglonym wzrokiem, pochylił się i starł część łez z moich policzków.

– Ta stara wariatka umie skraść całe show – wymamrotał, pociągając nosem.

– A mieliście jakiś repertuar dla mnie?

– Przeciskanie się przez ciasny komin – wykrztusił Queen, całując moje włosy.

Smarknęłam, trochę płacząc, trochę się śmiejąc.

– Musimy to oprawić – oznajmiłam. – Zdjęcie, list.

– Prezerwatywy – podkreślił Queen. – Albo robiła sobie z naszego trójkąta żarty, albo przewidziała.

Ukryłam twarz w jego ramieniu płacząc jeszcze przez chwilę. Odsunęłam się dopiero wtedy, gdy ledwo czułam oczy oraz nos, a biceps mężczyzny wyglądał, cóż... Kazałam mu się nie ruszać, póki tego nie zetrę.

– Nie pierwszy raz spływam tobą – wyszczerzył się, ale po sekundzie zmarszczył nos. – Ale na mój widok aż tak się nie cieszysz.

– Boże, Queen – wyjęczałam, zasłaniając się papierem ręcznikowym, rzucając mu rolkę.

Usiadłam między nimi, odsuwając z rozgrzanego czoła włosy.

– Możemy otworzyć resztę później – zapewnił Tempest. Dłonią zaczęli kreślić uspokajające kręgi na moich plecach. – Wypijesz coś ciepłego, odetchniesz.

– Później – obiecałam. – Teraz może coś miłego? – Uniosłam oczy ku górze. – Sorry, Lettie, ale nie możesz umierać i zostawiać taki prezent z okazji świąt.

Tempest się roześmiał.

– Pewnie byłaby z tego zadowolona, więc... No tak, Queen się już dorwał do swojego.

Zerknęłam na niego kątem oka i musiałam zacisnąć mocno usta.

– Wendy, kochanie moje, ja naprawdę obawiam się, że na mnie nie wejdą, chociaż kolor twarzowy – uniósł ku górze koronkowe thongi w fuksjowym odcieniu. Tempest zerknął do swojego prezentu i jego twarz rozciągnął promienny uśmiech.

– Jest tam więcej – powiedziałam, czując jak paliła mnie twarz. Wzruszyłam ramionami patrząc na niego spod rzęs.

– Wiem – wyszeptał wprost w moje usta. Położył mi na karku dłoń, przyciągając do siebie moją twarz. – Ale patrzenie, jak zakładasz na siebie tę bieliznę, żebym później mógł ją z ciebie ściągnąć? Cholera, coś wspaniałego.

Pocałował mnie delikatnie, a potem przyjrzał się uważnie siateczkowo–skórzanemu kompletowi w bordowym kolorze.

Queen westchnął przeciągle.

– No w tym secie chętnie bym cię zobaczył, Temps – rzucił seksownym głosem. – Idealnie podkreśliłoby twój rowek...

Tempest heroicznie poświęcił jednego reniferka, rzucając nim w głowę śmiejącego się przyjaciela. Kręcąc głową pociągnęłam ich do dalszego rozpakowywania i choć kochałam każdy z prezentów, wracałam spojrzeniem do naszego zdjęcia.

Trzymałam przy sercu kartki namalowane przez chłopaków i miałam poczucie, że nie potrzebowałam więcej od życia.

– Ej, mamy przecież jeszcze list od Wendy! – zawołał entuzjastycznie Queen.

I chociaż rzuciłam mu się na plecy, nie dał mi sobie go odebrać.

Och, szlag.


______________________

#twoforchristmasap

#sektaBanff

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro