Epilog
Budynek Camden's Arrows był tak niepozorny, jak zawsze, ale ludzie i tak do niego lgnęli. Jackson, jeden ze starszych stażem ochroniarzy trenował właśnie pięciu nowych rekrutów. Wszystko było widać przez przeszkloną ścianę sali specjalnie wystawionej na widok. Kilka dziewczyn i chłopaków przystanęło, żeby podziwiać... albo porobić zdjęcia, wszystko możliwe.
Queen z rozbawieniem pokręcił głową, wciskając okulary głębiej na nos.
Weszliśmy do lobby bez sensacji, a przynajmniej do momentu, gdy zobaczyliśmy przy recepcji Cole'a Camdena. Mężczyzna obejrzał się na nas, a potem zerknął jeszcze raz i jego twarz rozświetlił chłopięcy uśmiech. Nie wiedziałem, jak facet trochę młodszy ode mnie mógł wyglądać aż tak młodo. Ale o to cały Cole, zaczarowałby pół świata.
Wiedziałem, że Queen zrobiłby mu ołtarzyk, gdybyśmy zostali w LA.
– Synowie marnotrawni! – przywitał nas radośnie. – Wracają w zdecydowanie spektakularny sposób.
– Dobrze cię widzieć, szefie.
Parsknąłem pod nosem witając się z recepcjonistką Leą i panem Trennisem, który zaproponował nam kawę. Podziękowaliśmy, bo aż ściskało mnie w żołądku na myśl o czymkolwiek do przełknięcia. Od wydarzeń w Banff minął niespełna tydzień, musieliśmy się upewnić, że z Wendy wszystko dobrze, przed kolejnym krokiem.
Cole poklepał nas po plecach i skierował do windy.
– Pozostali już czekają – oznajmił. – Kometa przesyła smutne całusy, ale kosmiczna trójca instaluje dziś monitoring w nowej willi w Beverly Hills, rozminęliście się.
– I tak muszę zerknąć na ten medal od Wendy – zachichotał Queen.
– Pucuje go codziennie – zapewnił Cole z nikczemnym uśmiechem. Ogarnął do tyłu blond włosy, a jego zielone oczy przemknęły w kierunku biurka asystentki wewnętrznej. Odkąd zmarła Dottie, której niestety nie było nam dane poznać, Camdenowie mieli problem ze znalezieniem kogoś nowego, ale Ofelia jak na razie świetnie się sprawdzała i sama lubiła tutaj działać. – Ofs, na razie będziemy niedostępni, ale pukaj, gdyby coś się działo.
– Cześć, chłopaki! Jasne, szefie. Przynieść kawę?
Zaprzeczyliśmy, bo razem z Queenem byliśmy bardzo gotowi na skończenie tej rozmowy, która nawet się nie zaczęła. Złowiłem spojrzenie przyjaciela i szturchnąłem go lekko, bo widziałem błysk paniki w jego oczach.
Czułem to samo. Wiedzieliśmy jednak z czym przychodziliśmy i co musieliśmy zrobić. CA dało nam wiele, ale wybieraliśmy Wendy.
Zawsze.
Kurwa, w gabinecie ściany już były zaciemnione. Pod oknem panoramicznym niczym cień stał Knight. Nie miał na twarzy maski i wszystkie jego trzynaście blizn było mocno oświetlone. Minę miał jednak przeraźliwie rozluźnioną, pasowała do swobodnego uśmiechu Foxa. Okupował kanapę z laptopem na kolanach, a pofarbowane pasmo włosów opadało mu na brew.
Luca wstał zza biurka, przybyło mu trochę siwizny na skroniach, odkąd go widzieliśmy. Nie dałem się jednak zwieść pogodności któregokolwiek z nich. Podając mi rękę równie dobrze mógł moją w sekundę złamać, żeby potem pięść wcisnąć głęboko do mojego gardła.
Podziwiałem ich za wszystko.
Wiedziałem u kogo się zatrudnialiśmy i wiedziałem u kogo zaraz złożymy wypowiedzenie.
– Ponoć chcecie zrezygnować z pracy w Camden's Arrows – zaczął gawędziarsko Luca.
Mięsień na twarzy Queena drgnął.
– Ptaszki dobrze ćwierkają, wkrótce były szefie – przytaknął.
Cole parsknął, zwalając się na kanapę obok Foxa. Zerknął na coś, co wyświetlone miał na ekranie i przytaknął.
– Więc dobrze się składa – odezwał się cicho Knight – że mamy dla was propozycję.
– Obawiam się, że podarcie naszego wypowiedzenia nie wchodzi w grę – odparłem sztywno. Poczułem się spokojniejszy, gdy Queen przycisnął moje ramię do swojego. Staliśmy strategicznie naprzeciwko nich. Luca z biodrami opartymi o biurko, Cole i Fox na kanapie, Knight najdalej od nas. Wiedziałem, że nas nie zastrzelą za opuszczanie firmy, ale jasna cholera, mieli przerażającą energię w grupie.
– A co, jeśli zaproponujemy wam podarcie wypowiedzenia, ale do stworzenia specjalnej umowy, by otworzyć w Nowym Jorku... nową filię Camden's Arrows? – zapytał powoli Luca, a na jego twarzy wykrzywił spokojny, wyrozumiały uśmiech.
Dobrze wiedział, że otworzył przed nami nowy rodzaj przyszłości.
___________
#twoforchristmasap #sektaBanff
O ja nie wierzę! Naprawdę koniec?! Wow!
Ani trochę nie oczekiwałam, że skończę to opowiadanie (tak, to miało być opowiadanie a teraz to powinnam przechrzcić nazwę na nowelkę) tak szybko. Ba, w ogóle nie myślałam, że tak prędko zabiorę się za jakąkolwiek świąteczną historię.
Dziękuję Lenie za otwarcie wrót Banff i Magdzie oraz Ludce za przedeptanie mi ścieżki w tych zaspach. Jesteście wspaniałe, dziewczyny!🥰
Dziękuję także Wam - grupowo i każdej osobie kolejno. Za te wspólne 22 dni wśród zimna, miłości i dzikiego poczucia humoru. Niesamowicie się cieszę, że mogliśmy razem poznać Wendy i jej dwa włochate cienie. Wszystkie Wasze komentarze, cała obecność, była (i wciąż jest) dla mnie szalenie cenna 💝❄
Już przy "Przez jej modlitwy" pisałam, że nie wiem gdzie mnie poniesie i z jaką (ani kiedy) historią wrócę na Wattpad - teraz też to powiem. "Two for Christmas" mnie zaskoczyło, zatem może i teraz wpadnie coś nieplanowanego? Zobaczymy!
Teraz na bank idę się byczyć :D
Gdybyście mieli jakieś pytania, śmiało!
Ściskam mocno i do poczytania,
Ola
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro