Cień słońca
Faktycznie karaoke mogło być super sprawą.
Do skręcenia komuś karku.
Dopiero zaczynałem moją arię The Twelve Days of Christmas, przypadkowo zmieniając słowa na two fucking Dumb wywołując śmiechy na sali. Tempest, błogosławmy jego opanowaniu, rozejrzał się po sali i szybko dojrzał mężczyznę z lodowiska. Przyjaciel ścisnął dłoń Wendy trzy razy szybko, raz powoli – nasz wewnętrzny sygnał, że ma zostać na miejscu. Kobieta dosłownie zamarła, jej uśmiech i postawa nie drgnęła nawet o milimetr.
– I lada-dida-hej-Jezuniu – oddałem mikrofon mężczyźnie najbliżej mnie. – Ssę w karaoke, wybacz.
Na szczęście ani nikogo nie uraziłem, ani nie sprawiłem, że obserwujący Wendy mężczyzna rzucił się do ucieczki. A przynajmniej nie do momentu, w którym zauważył Tempesta.
– Powinniśmy mu pomóc? – szepnęła kobieta, gdy wyciągnąłem do niej rękę. Za nami wznowiono nagranie, ale zmieniono na Last Christmas. Cholera, wymiótłbym salę z takim utworem.
– Chodź – powiedziałem, patrząc na tył głowy Tempa. Och, oczywiście, że poradzi sobie aż za dobrze, ale nie zaszkodzi obserwować sytuację z boku. W pośpiechu złapaliśmy za nasze rzeczy.
– Boże, ale on ma nogi – westchnęła w zachwycie Wendy, gdy wypadliśmy na ulicę.
Kąciki moich ust mimowolnie drgnęły, ale nie odwracałem spojrzenia od biegnących sylwetek. Od rana myślałem tak samo o niej – o tym jak mnie ściskała, jak cudownie pachniała i w jaki sposób mógłbym jeszcze jej powiedzieć, że była najwspanialszą istotą na tym świecie.
Nie wspominając o tym, że chciałbym się w niej zanurzyć po same jaja.
– Pełne skupienie na detalach, doceniam – parsknąłem. Pędząc do przodu ubraliśmy swoje kurtki, pod pachą trzymałem tą przyjaciela. W White Stallion dalej było przyjemnie gwarno, a muzyka przecinała się z całkiem miłym fałszowaniem. Od dobrych dwóch godzin siedzieliśmy w środku, bezwstydnie ze sobą flirtując, pijąc piwo i zajadając się frytkami. Musimy później sprawdzić, czy barman wiedział mniej więcej, kiedy wszedł tamten typ.
Wendy wsunęła dłonie do kieszeni.
– Nie mów, że nie kusi cię czasem tak położyć na nich głowę – chrząknęła. – Musi się wygodnie na nich drzemać.
Zamrugałem gwałtownie, spoglądając na kobietę, gdy Tempest powalił na ziemię faceta, a ona westchnęła radośnie.
– Wendy! – zawołałem sztucznie oburzony.
– Sam się ślinisz – burknęła, kopiąc grudkę śniegu.
Powstrzymałem śmiech i kładąc jej dłoń między łopatkami, pokierowałem nas ku szamocącym się mężczyznom. Widząc, że jesteśmy blisko, Tempest przeklął cicho i strzelił otwartą dłonią w tył głowy faceta. Musiało go to lekko zamroczyć albo zaskoczyć, bo przyjaciel przewrócił go na plecy i przycisnął butem do chodnika.
– Chyba w Kanadzie przestała panować zima – szepnęła do mnie cichutko Wendy, odruchowo schowana za moim ramieniem. Spojrzałem na nią błagając o litość. Uśmiechnęła się tylko słodko i wcisnęła się pod moją pachę, obejmując mocno w pasie.
– Widzisz, ta miła kobieta nie przepada za byciem stalkowaną. – Głos Tempesta sprawił, że nawet ja się napiąłem. Odruchowo pogładziłem ramię Wendy, która skakała spojrzeniem między nimi. – Wyjaśnisz, czemu za nią łazisz?
– To turystyczna miejscówka, ty pojebie, oczywiście że się mijamy!
– Mhm – zamruczał, a oczy faceta się rozszerzyły. – I to wszystko przypadek.
– Przecież mówię! – odwarknął agresywnie. To nie był jakiś zaniedbany gościu, wyglądał całkiem porządnie, a nawet nowobogacko. Zegarek Breitlinga na nadgarstku, złoty sygnet na małym palcu i pewnie też trochę biżuterii, której nie mogliśmy dostrzec. Twarz miał przeciętną, zarumienioną z zimna, niewiele bruzd i ostre spojrzenie. Zero znaków szczególnych w całej widocznej sylwetce.
A jego usta ani razu nie krzyknęły na ratunek.
– A co mówi ten nóż przy łydce?
– Grizzly – burknął. Chciał unieść się na łokciach, ale Temp przycisnął go mocniej do ziemi. – Pojebie, połamiesz mi żebra!
– Zrosną się – wzruszył ramionami kompletnie nieprzejęty.
Obejrzałem się na ulicę. Znajdowaliśmy się w dość odległym od wszystkiego punkcie, z daleka można by uznać, że między nami trwała sprzeczka z pijanym znajomym, ale jeśli ktoś podejdzie...
– Przysłał cię Dumpfort? – wtrąciłem.
– Co ty do mnie charczysz? – Facet z zaskoczenia spojrzał w moim kierunku.
Wymieniliśmy spojrzenia z Tempestem.
– Nie daj nam kolejnego powodu do zatrzymania cię – ostrzegł Temp ostrym, nieugiętym tonem. – Puszczamy cię wolno tylko z jednego powodu: twoje obserwacje kończą się w tym momencie. Ona cię nie interesuje pod żadnym kątem, nie próbuj żadnego przekrętu, bo nie znajdzie cię nawet miś polarny, rozumiemy się?
Tempest uniósł trochę nogę i mężczyzna próbował się podnieść, ale znów docisnął go gwałtownie, aż usłyszeliśmy sapnięcie.
– Rozumiemy się? – powtórzył zwodniczo łagodnie.
– Tak, kurwa, tak! – stęknął. – Zabieraj tę girę mamuta, pojebie!
Kącik moich ust drgnął, gdy ścisnąłem lekko Wendy i ruszyłem w ich kierunku. Temp pomógł mi go podnieść i od razu zacząłem przetrzepywać jego kieszenie.
– Co robisz... – Temp wcisnął mu do ust jego własną rękawiczkę i zacisnął na niej rękę.
– Upewniamy się.
W oczach faceta w końcu pojawił się strach.
Wyciągnąłem telefon i odblokowałem kciukiem typka, szybko przebiegając wzrokiem po aplikacjach oraz ostatnich wiadomościach.
– Zwyklacki, dużo gier, zero aplikacji bankowych – przekazałem Tempowi. – Ale ma jakieś kody w Telegramie „czwórka uzyskana, pozostałe zostają", „jeden–dwa uzyskana, pozostałe zostają" i tak dalej, w różnych konfiguracjach. Nie ma przy sobie ani dowodu, ani kluczyków do auta.
– Czyli tu mieszka. Albo na coś czeka.
Mężczyzna się szarpnął.
– No już, już – poklepałem go po policzku, nim Temp puścił i pchnął daleko od nas. Stanęliśmy murem przed Wendy. – Pamiętaj, co mówiliśmy. My nie szukamy kłopotów i chyba ty także, co nie?
Ruszył biegiem bez żadnego słowa. Patrzyliśmy, jak skręcał w stronę Moose i niknął w ciemności. Mógł biec do dowolnego hotelu lub domu, albo mieli gdzieś punkt w okolicy Tunnel Mountain Trail. Zacisnąłem usta w wąską kreskę, przyglądając się nachmurzonemu Tempestowi.
– Mam wrażenie, że on nas raczej pilnował niż planował atak – mruknąłem.
– Tsa. Nie wiem, czy to nie gorsze – zgodził się niechętnie. Podałem mu kurtkę, którą szybko na siebie ubrał.
– Wiecie co? – westchnęła Wendy, wciskając się między nas. Oparła głowę na ramieniu Tempesta, również patrząc w kierunku, w którym odbiegł facet. – Nawet jeśli zajmiemy się pracą w półświatku, to będziecie przy tym strasznie seksowni.
– Wendy! – obruszył się Temp. Ewidentnie nie wiedział, czy się śmiać, czy zapewniać ją, że przenigdy nie będzie potrzeby parania się brudną robotą.
– Cóż, wcześniej podziwiała twoje uda i mówiła coś o chwytaniu cię za nie...
– Ej, przeinaczasz moje słowa! – Szturchnęła mnie łokciem z uroczo niezadowoloną miną,
– A co mówiłaś? – zainteresował się Tempest.
– Już nieważne – mruknęła, wbijając czubek buta w śnieg. – Skarżypyta z niego.
Mój przyjaciel przymknął powieki, a jego ramionami wstrząsnął cichy śmiech. Kiedy spojrzał na naszą dziewczynę, zrobił to z czułością, od której się roztapiała.
– Beznadziejny jest, co nie? Zostawmy go na noc na wycieraczce.
– Dlaczego wyglądasz, jakby cię to kusiło? – zapytałem podejrzliwie. Miała czelność wzruszyć niewinnie ramionami. – No super.
Przerzuciłem ją przez bark tak prędko, aż krzyknęła. Tempest pokręcił głową, w oczach migotały mu iskierki rozbawienia. Pogładził głowę Wendy, przesuwając palcami po jej rozwichrzonych włosach. Wbiła mi w biodra swoje paznokcie, aż syknąłem zaskoczony.
– Więc będę sobie tak dyndać w drodze do samochodu? – zawołała.
– Tak.
– Przepraszam?
– Nie wierzę – wyszczerzyłem się do Tempa, który opuścił głowę z uśmieszkiem politowania. – Ale wybaczę, jeśli zgodzisz się na Lodowy Seans.
– Lo... co? Queen, ja nie mogę myśleć! – Na szczęście byliśmy już pod samochodem. Zsunąłem ją po swoim ramieniu i przycisnąłem do samochodu. Zamrugała gwałtownie, po czym dźgnęła mnie palcem w pierś. – Po pierwsze: niefajne. Po drugie, jaki lodowy seans?
– Przy Cave Ave postawiono przytulne igloo w którym odbywają się świąteczne seanse – powiedziałem. Nie mogłem się powstrzymać i powtórzyłem gest Tempesta, który obejmował dłonią bok szyi Wendy, kciukiem gładząc linię szczęki. Powieki kobiety opadły, gdy nasze dłonie ściśle objęły jej odsłonięty kark, zachodząc przy tym na siebie.
– Se... seanse – westchnęła pełną piersią. Odgięła się trochę do tyłu, jakbyśmy masowali zupełnie inne punkty jej ciała. – A co niby dziś grają?
– Szklaną Pułapkę – roześmiałem się na widok zmarszczonego nosa Wendy. – Będzie popcorn w polewie piernikowej. Sprawdziłem.
Zassała policzki patrząc na mnie tak, jakbym ją zdradził.
– To akurat podpada pod szantaż.
– A działa?
– Za bardzo – mruknęła ciężko, chwytając za klamkę. Z uśmiechem wciąż rozciągającym mi usta pocałowałem ją tu i teraz, chociaż z baru za nami wylewali się ludzie, a mój przyjaciel patrzył na nią tak, jakby niebo było bez niej puste.
Zabraliśmy się do Lodowego Seansu, ściskając się pod sztucznym, włochatym futrem, trzymając nasze zimowe herbaty i dwa kubełki popcornu. Wendy trochę oglądała, trochę drzemała między nami, od czasu do czasu całując nasze policzki, jakby rzucała zaklęcie.
Zdecydowanie sprawiała, że po każdym razie nie mogliśmy oderwać od niej wzroku. Czasem, jak gdyby nigdy nic, wrzucała sobie do ust trochę popcornu, później dokładnie oblizując palce. Chociaż byliśmy na samym tyle, a sala była dość zaciemniona, było tu za dużo ludzi, inaczej ja także oblizywałbym palce, zaś Wendy byłaby o wiele bardziej zarumieniona.
Było już grubo po dziesiątej, kiedy wróciliśmy pod domki. Emerald pomachała do nas, gdy zajechaliśmy na miejsce, mijając placyk z buchającym ogniskiem. Oprócz jej córki musiała tu jeszcze siedzieć jedna para, sądząc po rozrzuconych kocach.
– Dobry wieczór! – przywitała się Wendy, szybko wyskakując na zewnątrz.
– Hej, macie ochotę na s'mores? – zapytała pogodnie. – Allie nie dawała mi spokoju.
– Oj mamo – jęknęła dziewczynka, chowając twarz w kokonie z koca.
– Dawno ich nie jadłam – zawołała entuzjastycznie Wendy, Przysiadła się blisko nich, z zaskoczeniem patrząc na ogień i piecyki. – Jak tu ciepło!
Emerald przytaknęła zadowolona, zaczęła mówić o systemie, który wymyślił jej mąż. Kobiety pogrążyły się w rozmowie, a Allie czasem zerkała w naszym kierunku podgryzając słodkie herbatniki.
– Techniczni coś pisali? – zapytałem Tempesta. Przystanęliśmy tuż na granicy światła, rzucanego przez ognisko.
– Zorza jakąś godzinę temu wysłał nam plik – odezwał się cicho. – Nie sprawdzałem jeszcze, ale wiadomość brzmiała poważnie.
Odrywając wzrok od uśmiechniętej Wendy spojrzeliśmy na jego telefon.
– Ja pierdole, co trzeba zrobić, żeby mieć siedem milionów długu? – sapnąłem ochryple patrząc na Emerald w zupełnie nowym świetle.
– I to wszystko w ostatnim roku, nie w roku rozpoczęcia prac nad domkami – wskazał ponuro Tempest. Patrzyliśmy na daty, ponaglenia i krótki zarys biograficzny.
Domki istniały od sześciu lat, mąż Emerald zmarł przed dwoma. Pół roku później pojawiły się wzmianki o pożyczkach, kredytach...
– Coś tu się grubo nie zgadza – mruknąłem. – Przecież to nierealne jak...
– Nielegalne banki – szepnął Temp. – Pamiętasz aferę z Hollis Corp i Jerrold's?
Nie dało się nie pamiętać – żeby biznes się rozwijał udawali, że zaciągali pożyczki z banku Jerrold's. Ten jednak nie istniał, bo wszystko było przykrywką do prania pieniędzy. Asystentka, która to odkryła i zgłosiła całą akcję, po czym pomogła pociągnąć Hollis na dno, stała się gorącym tematem.
Pokręciłem w szoku głową.
– Jak oni się dobrali do Emerald? I jak zmusili ją do... Ach, córka.
Tempest powoli pokiwał głową.
– Musimy to zgłosić dalej, a przede wszystkim wyciągnąć stąd Wendy.
– Nie zgodzi się – skrzywiłem się. – Żadnej bajeczki nie przyjmie, a jeśli się dowie o sytuacji, w życiu nie zgodzi się na zostawienie tego ot tak.
– Kometa pewnie brandzluje się na samą myśl o researchu, który będzie musiał zrobić – burknął Tempest, przez co parsknąłem śmiechem. – Zejdziemy na zawał.
– Wybuchowy nowy rok – wzruszyłem ramionami za co zostałem pchnięty w zaspę.
Parsknęliśmy śmiechem tak głośno, że zwróciliśmy uwagę kobiet. Dla równowagi w naturze rzuciłem w twarz Tempa śnieżką, wywołując chichot Allie. Dziewczynka spytała, czy możemy zrobić bitwę na śnieżki, a choć Emerald nie chciała sprawiać nam problemu, Wendy od razu pociągnęła małą do bombardowania naszych sylwetek. Podkładaliśmy się jak tylko mogliśmy, bo obie miały z tego ogromną frajdę.
Kurwa, Wendy była rozpromieniona, trzymała dziewczynkę w ramionach z taką troskliwością... Mieliśmy przesrane, zostaniemy tutaj do końca.
_____________________
#twoforchristmasap
#sektaBanff
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro