Cień burzy
Mam nadzieję, że jesteście gotowi na mini-maraton do końca 💗
PS zapomniałam wcześniej dopisać, ale nazwą potoczną kanadyjskiego policjanta bywa też Mounties 😄
#twoforchristmasap #sektaBanff
_________________
Napięcie czułem w całym ciele. Miałem wrażenie, że żyjąca we mnie błyskawica próbowała roznieść każdą część mnie.
Złe przeczucia.
Dość rzadko się ich słuchałem, zrzucając winę na sporadyczne napady niepokoju i lęku. Niekiedy jednak nie dało się tego zignorować – teraz miałem podobnie. Pewnie powinienem podciągnąć to pod fakt bycia wraz z Queenem nieodwracalnie zakochanym w Wendy. Dodatkowo desperacko potrzebowaliśmy zapewnić jej bezpieczeństwo. Pewnie powinienem, ale natężenie wiadomości, które przechwytywał Kometa, kilka informacji o próbie zaburzania spokoju w Lastro i ilość nieudolnych napastników, którzy ewidentnie chcieli nas wykurzyć z Banff... Wszystko układało się w niepokojącą całość.
Więc nocą spałem coraz mniej, coraz intensywniej zastanawiając się nad tym, jak to wszystko rozegrać. Ostatnia rozmowa z Lucą Camdenem trochę pomogła pod względem poczucia wsparcia od szefów. Doceniałem jedno zwykłe, dobre słowo, bo motywowało do klarownego działania.
A nawet jeśli troszkę nielegalnego, to CA spróbują mnie z tego wyplątać. Wolałem wziąć winę na siebie, żeby Queen w razie czego chronił Wendy, gdy sam będę służył za rozproszenie.
Nie, żeby naszej kobiecie takie coś się uśmiechało.
Święta minęły nam po prostu wspaniale. Zmieniałem się w łagodnego kapcia, gdy myślałem o szczęściu i łzach Wendy. Liticia była sprytną, podstępną żmiją, ale myślałem o tym z ciepłem rosnącym w sercu. Z Queenem zauważyliśmy, że ten list bardzo pomógł Wendy.
Jak mowa o liście...
Cóż, bardzo intensywnie wykorzystaliśmy wszystkie pomysły z tego, o których Wendy napisała. Gdybym nie był tak zmęczony, pewnie stanąłby mi w pół sekundy na wspomnienie koślawo napisanych słów pragnienia, miłości i... kilku życzeń odnośnie jacuzzi, gondoli na Sulpur i pozycji sześć-dziewięć ze mną głęboko w jej cipce, gdy Queen zajmował się jej łechtaczką.
Przesunąłem dłonią po twarzy. Chryste, muszę się opanować nim na amen przekształcę się w napalonego nastolatka. Wyciągnąłem telefon z kieszeni słysząc cichą melodię. Stałem przy oknach, obserwując Wendy i Queena robiących aniołki na śniegu.
No tak, te aniołki zaraz będą uprawiać seks.
– Kłopoty zmierzają w waszą stronę z jakimś przydupasem – po drugiej stronie linii odezwał się Knight. Westchnąłem zmęczony i wkurwiony.
– Kurwa, nie sądziłem, że się na to zdobędzie – parsknąłem, czując napięcie w karku.
– Wynajął sobie jakiegoś pięściarza, nikt z wysokiej półki. Trochę ciężko zrobić profil Dumpforta – dodał Luca, witając się ze mną lekko. – Cole z Kometą próbowali oszacować ryzyko, jakie może stwarzać, ale on jest najbardziej nieprzewidywalnym czynnikiem w tej sytuacji.
– Motywy ma jasne.
Szefowie przytaknęli zgodnie.
– Przed Bożym Narodzeniem przepuściliśmy przez system wszystkie ruchy tego człowieka, żeby program oszacował, kiedy spróbuje wrogiego przejęcia całego Rapture, ale od początku sprawy rozwodowej minął co najmniej cztery wrażliwe momenty – streszczał Luca, stukając intensywnie w klawiaturę. – Prześlemy ci wszystkie wizualizacje, także przyszłe prognozy ataków. Program, ani tym bardziej my, nie możemy zrozumieć, czemu nie próbuje odzyskać całego majątku.
– Leticia nie odebrała mu wszystkiego... Chociaż Wendy tak. Dumbo jest zafiksowany na jej punkcie – odparłem ponuro, opierając się ramieniem o framugę. – Co jest jeszcze gorsze.
– Na szczęście nie jesteś kiepsko przeszkolony – wtrącił kwaśnym tonem Knight.
– Dzięki, szefie – parsknąłem. – Naprawdę doceniam
– On zamiast kręgosłupa ma tylko miękką glizdę. Łatwo go rozdepczesz... Chyba, że chciałbyś, żebyśmy pomogli się ich pozbyć? – zaproponował prawie ciepłym tonem Luca. Jakby ofiarował dokładkę tłuczonych ziemniaków przy stole, a nie tłuczenie innej osoby.
– Dzięki – powtórzyłem – ale obawiam się, że ona tego nie chce. Wie, że może być otwarta na wszystkie opcje, jednak nie sądzi, żeby to był dobry krok. Martwi się o nas.
W połączeniu zapadła cisza, aż musiałem sprawdzić, czy nic nam nie przerwało, ale nie, szefom po prostu odebrało mowę. Po chwili usłyszałem przeciągły, niebezpieczny dźwięk.
Knight się, cholera, śmiał.
Może i miałem niski głos, przez który wielu ludzi wprawiało mnie w zakłopotanie, ale Knight brzmiał tak, jakby to przed nim klękała śmierć.
– Pamiętam dobrze jak zatrudnialiście się w Camden's Arrows. Dwa zdeterminowane gnojki, które spróbowały się włamać do naszego domu, bo nie mieliśmy otwartego naboru. Zrobiliście na nas wrażenie, wasza determinacja i chęć znalezienia swojego miejsca... – Wydał z siebie głęboki dźwięk zamyślenia, a ja zamarłem, bo była to pierwsza sytuacja, gdy słyszałem Knighta mówiącego do kogokolwiek poza Jessamine Heyes i pozostałymi właścicielami CA więcej niż zdanie na raz. – Pamiętasz, co nam wtedy powiedzieliście?
– Określiłbym nas jako zdesperowane gnojki – poprawiłem go pod nosem, patrząc na Wendy i Queena za oknem. – Pieprzyliśmy wtedy niejedną głupotę, ale mam nadzieję, że chociaż część się sprawdziła.
– Tak – roześmiał się pod nosem, a mnie przeszedł dreszcz. Darzyłem Knighta ogromnym szacunkiem i przenigdy nie miałem zamiaru go lekceważyć. – Chcemy iść w wasze ślady. Nie sądziłem jednak, że zrobicie to aż tak dosłownie.
Prychnąłem zaskoczony i przysłoniłem dłonią usta.
– Cóż, podziwianie szefów poszło nam dość dosłownie.
Mruknął coś, czego nie usłyszałem ponad szelestem papierów.
– Uważajcie na siebie, bo to nie przelewki. Ani miłość, ani niebezpieczeństwo – dodał Luca.
– Nie opuszczę gardy – zapewniłem mrukliwie.
– Wiem – odparł, ale nie brzmiał na przekonanego. – Bo jednak, jeśli jesteście w naszych butach, zrobicie coś co może jej się nie spodobać, a będzie kluczowe.
– Zrobimy wszystko, żeby włos jej z głowy nie spadł.
– Dobrze, brzmi jak plan. Ale oferta pozostaje na stole – podkreślił Knight.
– I jestem za to wdzięczny, Dumbo jednak jest naprawdę kretynem i chociaż tacy idioci robią najniebezpieczniejsze rzeczy, przysięgam ze wszystko pójdzie dobrze.
Znowu cisza, jeszcze głębsza niż poprzednio.
– Kosmiczna trójca pozostaje do waszej dyspozycji – odparł, a ja starałem się nie roześmiać na określenie Meteora, Zorzy i Komety. – Dzwonimy też z jedną, dość kruchą sprawą.
Przekląłem pod nosem i niemal mogłem poczuć współczujące spojrzenie ich obu.
– Wysnuwamy tutaj teorię na bazie zdobytych informacji, jesteśmy także w kontakcie z FBI oraz Kanadyjską Królewską Policją Konną – powiedział ostrożnie Luca, a ja tym razem powstrzymałem się od rzucaniem kurwami. Ledwo co. – To gang działający na terenie Kanady i Montany. Od lat prowadzona jest przeciwko nim akcja. Uderzają w średnie oraz małe przedsiębiorstwa w najbardziej lukratywnych lokacjach.
– Takie jak Banff – mruknąłem. – W porządku, to jakiś punkt odniesienia – przyznałem, chociaż nic tu nie było w porządku. Jak w tę narrację wpasowuje się Turren?
– Prawdopodobnie już jej mąż miał do czynienia z Gorgonami, ale ich spłacał – wyjaśnił Luca. – Dopóki nie sięgnęliśmy głębiej, nie wiedzieliśmy o KKPK współpracujących z FBI, wtedy nasze kontakty udzieliły nam dodatkowej przestrzeni do wglądu. – Żeby nie robić działań aż tak nielegalnie, rozumiałem. – Greg Turren wypłacał co miesiąc spore, ale do zignorowania, sumy pieniędzy. Kiedy zmarł, co do tego pewnie będzie musiała zostać przeprowadzona ekshumacja, Gogrony zaatakowały Emerald, ale pewnie na początku chcieli załatwić sytuację „po dobroci" przekonani, że ona zrobi to samo, co Greg.
– A ona pewnie zignorowała jakże korzystną sytuację – rzuciłem kwaśno.
– Tak, cokolwiek zrobiła, wkurwiła ich, wciągnęli ją w system pożyczkowy, zaszantażowali dziecko, wszystko może być połączone – warknął Knight. – Służby o was wiedzą.
– Myślą, że Wendy będzie w niebezpieczeństwie? – Wszystko w moim ciele napięło się, bo patrzyłem na roześmianą, radosną twarz kobiety i po prostu... Nie ma, kurwa, mowy.
– O dziwo nie – przyznał ostrożnie Knight, ale westchnął, gdy prychnąłem. – Tempest, poważnie. W przeszłości część z najemców domków miała historię kradzieży i wyłudzeń, ale Gorgony wiedzą, skąd jesteście.
Pozwoliłem sobie na mściwy uśmiech.
– Skurwiele się boją?
– Są ostrożni – poprawił Luca, ale mogłem usłyszeć, że pozwolił sobie na niewielki uśmiech. – Ale pewnie też się boją, nie ma co ukrywać. CA daje parol protekcji, a wy też nie jesteście świętoszkami. Gorgony nie zaryzykują żadnego ataku.
Do czasu. Luca nie musiał mówić mi o tym, że skorzystają z okazji, jeśli taka się im natrafi.
– Dlatego nas śledzą – odparłem. Moje ramiona prawie się rozluźniły, bycie obserwowanym stało ze dwa szczeble niżej od pod ostrzałem. – To dla służb może być dodatkowym atutem. Jeśli ci skupiają się na nas, będą paranoiczni. Może popełnią błąd.
– Tak – przyznał Knight. – Wy macie jednak skupić się wyłącznie na bezpieczeństwu Rapture, reszta to dodatek. Nawet jeśli wtrącicie się w plany służb... bywa. – Słyszałem w jego głosie wszystko, zwłaszcza zrozumienie, że cokolwiek się nie stanie, nie będą mieć o to pretensji do nas. – Mounties mają świadomość, że muszą się z wamiliczyć, bo waszym priorytetem jest Wendy. Aktualizujcie status, pora nieważna.
– Przyjąłem. Szczęśliwego nowego roku, szefom.
Odmruknął coś, co można ująć jako: fajerwerki w twarz Dumbo, ale nie byłem pewny.
Zdeterminowany wyszedłem w kierunku śmiejącej się dwójki. Mróz mnie otrzeźwił, ale utyskiwanie Wendy na to, że się przeziębię, rozgrzało. Ze śmiechem zaczęła popychać mnie w stronę domku, aż podskoczyła, żeby objąć udami moją talię.
– Pewnie o to cały czas ci chodziło – mruknęła w moje usta.
– Mogę mieć swoje motywy. – Przytaknąłem na uniesione brwi Queena, który zauważył telefon w dłoni. – Dzwonił Knight.
Przyjaciel gwizdnął przeciągle.
– Czy to coś złego? – zapytała z przejęciem Wendy. – Hej, mogę to zrobić sama!
Queen jednak z krzywym uśmiechem, ściągnął z jej nóg trapery.
– Nie pamiętasz? Fetyszysta – szepnąłem do ucha kobiety, aż prawie ogłuszyła mnie parsknięciem.
– W porządku, możesz też pomasować na rozgrzanie. – Dosłownie usłyszałem w jej słowach uśmiech, gdy wystawiała stopę w kierunku Queena.
– Mogę zrobić o wiele, wiele więcej – odparł ociekającym seksem głosem. Wendy wpiła w mój kark paznokcie.
– Fajnie, ale nie. – Queen roześmiał się na jej słaby ton. – Najpierw Tempest powie nam co się stało.
Skrzywiłem się, bo wolałem, żeby była słodka i pogodna, a nie zmartwiona i wkurzona.
– Zrobię nam kawę – zaproponował Queen, odbierając też od Wendy kurtkę.
Usiadłem z nią na kanapie, ciężko mi było puścić jej ciało. Ukryłem twarz w zagłębieniu szyi kobiety, wzdychając z zadowoleniem, kiedy zaczęła przeczesywać palcami włoski na moim karku. Gładziła je delikatnym, hipnotycznym ruchem.
Kilka minut później i jedna paczka herbatników skończona w połowie, skończyłem opowiadać. Widziałem, że głowa Wendy niemal parowała od wszystkich informacji. Niechętnie rozluźniłem ramiona pozwalając jej się zsunąć na podłogę, bo musiała rozchodzić wszystko, czego się dowiedziała.
– Nie mogę sobie wyobrazić, co czuje Emerald – pokręciła głową, minę miała pełną wzburzenia, brwi ciągle zmarszczone. Przeczesała dłonią włosy, jakby sprawiały jej ból. – Myślicie, że służby ich w końcu zamkną?
– Chyba się na to zapowiada – przyznałem. – Tutaj sezon zimowy jest najintensywniejszy. Nie wiem jednak, gdzie mają główną siedzibę, jak koordynują akcję... Dowiemy się pewnie chwilę po fakcie.
– Oby to było szybko. – Queen pokręcił głową zniesmaczony. – Jeśli mają wici rozrzucone na całą Kanadę i, może nawet więcej niż jeden stan, to będzie duża akcja.
– Może nasza obecność tutaj zrobi trochę dobrego? Oprócz, wiecie. – Ułożyła palce w trójkąt, a ja roześmiałem się zaskoczony. Wendy podeszła do mnie z miną, jakbym co najmniej wręczył jej kolejny prezent świąteczny. Usiadła bokiem na moich udach, palce wsuwając pod udo Queena. – Co zrobimy z Dumsem? Co on w ogóle myśli, że zdziała?
Obaj pokręciliśmy ze smutkiem głową.
– Zorza próbował przejąć jego wiadomości, ale chyba Dupka dopadła klątwa ostracyzmu – wyjawił. – Nikt z nim nie rozmawia, nawet kumple od imprez ostatnio rezygnowali z jego obecności.
Zmarszczyłem na to brwi. Pokrywało się to ze wzorem, w który Dumpfort wpadał – desperacja i fiksacja na punkcie Wendy bez konkretnego celu. Po prostu dawał upust małostkowej nienawiści za własne grzechy.
– Musimy zrobić coś, cokolwiek, żeby mnie zaatakował...
– No chyba kurwa nie! – warknął wściekle Queen, a ja zamarłem. Przestałem gładzić plecy Wendy i przesuwać kciukiem po wnętrzu jej uda. Wyglądała na spłoszoną naszą reakcją.
– Ale czy to nie sensowne? Z naszą historią to nie do końca będzie wyglądać jak prowokacja. A w sumie, czy ja w ogóle muszę go prowokować? Wystarczy, że powiem chuj ci w dupę i dostanie piany.
Opuściłem ramiona.
– Wendy, ja rozumiem, ale nie. Kategorycznie, nieskończenie, nie. Cokolwiek będzie próbował tutaj zrobić, masz być czujna, świadoma i zawsze przy nas.
– Może tylko przyjdzie pokazać penisa i zostanie zamknięty za obnażanie się.
– Co? – spojrzeliśmy na siebie z Queenem.
– Muszę tylko pamiętać, żeby zrobić zdjęcie Komecie do jego katalogu – westchnęła, a Queen prychnął. Kobieta ułożyła się wygodniej na moich nogach, przytulając do piersi. Wyciągnęła dłoń w kierunku mojego przyjaciela i szybko ją ujął. – Nic nie zrobię, żeby was narazić – wyszeptała. – Może przyjechał tylko dla widoków.
Najważniejszym widokiem tutaj jesteś ty, pomyślałem ponuro i z ciepłem. Taka była prawda, czegokolwiek chciał ten stulejarz, koncentrował się wyłącznie na naszej kobiecie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro