Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2

Gdzie Josh spotyka na imprezie Brendona i swoją przyjaźń zaczynają w dość nietypowy sposób.

Słów: 2339

Dla bojesierolet i sparesomecoochie

To nie Joshler tylko Brendon x Josh czyli Bosh chyba xD

PRZEPRASZAM ZA KOŃCÓWKĘ, ALE SAMO TAK WYSZŁO...

Jak zwykle w każdy piątek, Josh musiał udać się na popijawę w klubie oddalonym zaledwie dwie ulice od jego mieszkania. Za każdym razem spotykał się z tymi samymi osobami, a mianowicie:

Tylerem, Debby, Adamem i Jenną.

Zawsze były to te same osoby, ale tym razem miał dołączyć do nich ktoś jeszcze.

Josh to na co dzień miły chłopak. Był niezwykle towarzyski oraz miał wyjątkowe zdolności medialne, czyli umiał starannie dobierać słowa oraz z kimś rozmawiać, aby wzbudzić ciekawość drugiej strony.
Miał azjatyckie korzenie, co widać było szczególnie po jego oczach, smukłej twarzy i pełnych ustach. Nos miał spory, ale kształtny z dwoma kolczykami ozdabiającymi lewy i prawy płatek nosa.
Dłuższa partia jego włosów pokryta była niedawno farbowanym czerwonym kolorem, a naturalne zostały tylko boki, które aktualnie były wygolone. Delikatne loczki nadawały spokojnego charakteru tego chłopaka, a małe dołki w policzkach, które pojawiały się za każdym uśmiechem uroku.

Jego prawa ręka pokryta była kolorowym rękawem, a lewa tatuażami na bicepsie i tricepsie w odcieniach szarości. Mięśnie klatki piersiowej jak i brzucha wskazywały na częste wizyty chłopaka na siłowni.

.

--Josh! -- Krzyknął Tyler widząc jak owy chłopak zbliżał się do ich stolika.

--Cześć. -- Przywitał się z każdym. Po długiej rozmowie, trwającej około godziny, oraz kilku piwach, Josh poczuł się nie do końca trzeźwy, lecz to olał, bo przecież w końcu o to chodziło w ich imprezach. Aby być pijanym.

--Słuchajcie tego. -- Zaczeła Jenna i lewą ręką przypadkiem trąciła swoje whisky z colą, lecz nie zwróciła na to szczególnej uwagi. --Wczoraj poznałam takiego zajebistego gościa, który ponoć nie jest heteroseksualny. -- Mówiąc to trąciła pod stołem nogą nogę Josha uśmiechając się głupkowato.

--Więc? -- Powiedziała Debby. Jenna wzruszyła ramionami i powróciła do kontynuowania tej jakże fascynującej historii. Josh jednak nie był zbytnio zainteresowany, więc postanowił odejść od stolika pod pretekstem pilnej potrzeby zawitania w toalecie. I tak nikt nie zwrócił na niego uwagi.

W milczeniu usiadł przy barze zamawiając whisky i rozmyślał nad tym marnym życiem. W pewnej chwili poczuł czyjąś rękę na swoich pośladkach, więc śmiejąc się (i nawet nie spoglądając na tego kto to zrobił) powiedział:

"Przykro mi, ale jestem homo, więc dziewczyny mnie nie interesują."

Po czym odwrócił się w stronę gdzie powinna stać kobieta, która próbowała poderwać Josha. Ale jej tam nie było. Za to stał tam przystojny śmiejący się brunet.

--Chyba nie wyglądam aż tak kobieco, co? -- Zapytał i zatrzepotał rzęsami niczym prawdziwa Karynka w dresie Adidasa oraz opalenizną z solarium. Ohyda.

--Przepraszam. -- Zaśmiał się Josh. -- Nie codziennie chłopak klepie cię po tyłku, więc najzwyczajniej w świecie, myślałem, że to jakaś blondynka, która liczy na szybki numerek w toalecie. -- Mówiąc to wskazał na drzwi z napisem WC.

--A skąd wiesz, że ja nie liczę na szybki numerek? -- Tajemniczy brunet przygryzł delikatnie dolną wargę i spojrzał na usta Josha.

--Powiem ci... Jesteś bezpośredni. -- Zaśmiał się czerwonowłosy i złapał bruneta za rękę.

--Brendon jestem. -- Powiedział.

--Josh.

--Miło mi.

Brendon, z natury chłopak nie liczący na nic więcej niż szybki numerek w kabinie toaletowej, najczęściej na imprezach. Oczywiście z odpowiednią ilością alkoholu we krwi. Jego ciemne, wysoko postawione włosy wydłużały jego już i tak wysokie czoło. Oczy miał równie ciemne co włosy, a usta duże i pełne w kolorze maliny, które idealnie pieściły to i owo.

.

Chłopcy nie zwracając uwagi na to, że są w publicznym miejscu, weszli do jednej z kabin toaletowych i natychmiastowo zaczęli się całować. Albo pożerać, bo wyglądało to, jakby jeden chciał wejść do gardła drugiemu. Oczywiście towarzyszyły przy tym różne bliżej nie zidentyfikowane dźwięki, ale mało ich to interesowało, bo teraz liczyli się tylko oni.

Tę walkę języków zdecydowanie wygrał Brendon, który już po chwili na szyi Josha zaczął zostawiać czerwone ślady, aż natknął się na materiał koszulki, który od razu z niego zerwał ukazując tym samym idealnie wyrzeźbione mięśnie, co niesamowicie podnieciło bruneta.

Brendon złapał Josha w pasie i podniósł go trochę do góry, a ten oplótł go nogami na biodrach. Brunet, aby nie upaść przybliżył się do ściany i oparł Josha plecami, na co ten przy kontakcie z zimnymi kafelkami jęknął cicho prosto w usta drugiego. Brendon korzystając z dodatkowej pomocy w postaci ściany, puścił czerwonowłosego i zaczął odpinać mu pasek od spodni, który już po chwili znalazł się na ziemi. Josh odsunął się od niego i zdjął jego biały T-shirt.

--Josh? -- W toalecie nagle pojawił się Tyler, który szukał przyjaciela. Chłopcy oderwali się od siebie, a Josh napisał na ręce Brendona swój numer telefonu i pokazał ręką aby zadzwonił później. Ubrali się i wyszli z kabiny, a mina Tylera mówiła sama za siebie. Tego się nie spodziewał. Potargane włosy obu chłopaków, pogniecione bluzki oraz bordowy szlaczek na szyi Josha dały Tylerowi do zrozumienia co tu się właśnie działo i w czym im przeszkodził.

--Coś chciałeś? -- Powiedział Josh jakby nigdy nic.

--Nie, już nic. -- Powiedział Tyler i wyszedł. Do Josha doszło jak to wyglądało i po chwili razem z Brendonem zwijali się ze śmiechu.

--Kontynuujemy? -- Powiedział Brendon gdy skończył się śmiać.

--Nie tutaj, chodźmy do mnie. -- Josh go pocałował i odwrócił się w stronę lustra aby trochę się ogarnąć.

Wychodząc z klubu zastał Tylera popalającego niebieskie Mallboro.

--Josh, musimy pogadać. -- wyrzucił niedopałek

--Spieszę się. -- Bez zatrzymywania się szedł w stronę swojego domu, a obok niego zataczał się trochę bardziej niż Josh wstawiony Brendon.

--No poczekaj! -- Krzyknął Tyler, a Josh się wreszcie zatrzymał i spojrzał na niego z wyrzutem.

--Naprawdę... Musisz nam przerywać te fascynującą chwile? -- Wybełkotał Brendon.

--Rozmawiam z Joshem. -- Tyler złapał za rękę czerwonowłosego i odszedł z nim kawałek. --Co ci odbija!? -- Powiedział, a wręcz krzyknął, ale na tyle cicho, aby Brendon nie usłyszał.

--Mi? Nic. Idę przeżyć zajebistą noc. -- Mówiąc to, Josh pokazał bordowy szlaczek na szyi.

--Josh, ty masz dziewczynę! -- Powiedział Tyler.

--Od kiedy?! -- Josh nie ukrywał swojego zdziwienia. Nie miał dziewczyny, a jeżeli już, to o tym NIE wiedział.

--No a Debby? -- Tyler się zdziwił. Przecież powiedziała mu, że są razem.

--To tylko i wyłącznie moja przyjaciółka. -- Zapewniał go Josh.

--Ale...

--Ja nie mam czasu, pa. -- Przerwał mu i poszedł z Brendonem do swojego domu.

Od razu po przekroczeniu progu mieszkania czerwonowłosego Brendon rzucił się na Josha i zaczął kolejną walkę na pocałunki, ale jako iż brunet był jeszcze bardziej wstawiony niż Josh, to czerwonowłosy wygrał.

Gdy chłopcy wreszcie (jakimś cudem) dotarli na łóżko, to rozpoczęła się prawdziwa walka.

--Uległy czy dominujący? -- Powiedział Brendon zdejmując spodnie.

--Oczywiście, że dominujący. -- Josh się zaśmiał, jakby to była oczywista oczywistość.

--Przykro mi, ale dzisiaj będziesz uległy. -- Brunet znowu wpił się w malinowe usta Josha, ale ten się od niego odsunął i mu zaprzeczył. Kłócili się ze sobą kto ma być dominujący, aż Josh popchnął Brendona na łóżko, a sam usiadł okrakiem na jego biodrach, czując przez cienki materiał bokserek coś dużego i twardego. Spojrzeli sobie w oczy, a Josh zbliżył się do niego lecz w ostatniej chwili, zamiast wpijač się w jego usta, to zaczął całować go po szyi, zasysając się i podgryzając co jakiś czas. Brendon chcąc go z siebie zrzucić zaczął wbijać paznokcie w jego plecy, ale marne skutki to dało, bo Josh tego nie czuł, a na plecach zostały tylko czerowne ślady.

***

Josha obudziło chrapanie z poduszki obok. Zdziwił się, bo nie pamiętał aby ktoś u niego nocował, ale po otwarciu oczu i ujrzeniu nagiego bruneta wtulającego się w jego klatkę piersiową, od razu przypomniał sobie cały wieczór. Natychmiastowo wstał, a jego głowa zaczęła tak boleć, że miał wrażenie jakby miała zaraz wybuchnąć.

--Już nie śpisz? -- Powiedział Brendon.

--Nie nie... Co robisz w moim łóżku? -- Udawał jakby nie wiedział co się stało. Miał w duchu cichą nadzieję, że on tez tego nie pamiętał.

--Leże. -- No tak, czego innego mógł się spodziewać?

--Coś do picia chcesz?

--Wody i czegoś przeciw bólowego. Łeb mi pęka, no i tyłek oczywiście. Nie oszczędziłeś mnie. -- Zaśmiał się, ale po chwili wydał z siebie jęk bólu.

--Już. -- Powiedział Josh zakłopotany. Wstał i ubrał na siebie dres, po czym wskoczył do kuchni z której zabrał potrzebne rzeczy.

--Przypomnisz mi swoje imie? -- Ten też już siedział, ale nie miał ochoty zakładać na swój goły tyłek jakiegokolwiek materiału.

--Josh, a ty..?

--Brendon.

--W ciekawych okolicznościach się poznajemy. -- Zaśmiał się Josh i wziął do ust tabletki przeciwbólowe, które zapił wodą.

--Taak. Ale powiedz, fajnie wczoraj było. -- Uśmiechnął się szelmewsko, a widząc zakłopotanie Josha zaczął się śmiać.

--Tak, ale średnio to pamiętam. -- Skłamał. Doskonale pamiętał co się stało, ale nie chciał aby tamten wiedział.

--Mogę ci powiedzieć wszystko z dokładnymi szczegółami, albo może i nawet zaproponować powtórkę z rozrywki. -- Brendon poruszył znacząco brwiami, a na policzkach Josha wyskoczył soczysty rumieniec.

--Nie trzeba. -- W tym momencie w mieszkaniu Josha rozległ się dźwięk dzwonka, przez co ten zaczął się bać, że któryś z jego sąsiadów mógł słyszeć coś minionej nocy, a tego chyba by nie przeżył.

Spojrzał przez wizjer, a to kogo zobaczył zdziwiło go. Nie spodziewał się tutaj Tylera, o dziewiątej rano.

--Cześć Ty...

--Mógłbyś się ubrać. -- Przerwał mu, a Josh dopiero teraz zobaczył, że na jego gołej klatce piersiowej jest pełno zadrapań i czerwonych śladów.

--Oj... -- To jedyne co Josh dał radę powiedzieć. Wpuścił Tylera do środka, a ten widząc jego plecy powiedział:

--Widzę, że cię nie oszczędził. -- I dotknął czerwonych śladów, które zaczęły dopiero teraz boleć Josha.

--Brendon ubierz się, mój przyjaciel przyszedł. -- Krzyknął Josh.

--Dobra!

-- Coś chciałeś, Tyler? --Tym razem czerwonowłosy zwrócił się do Tylera.

--Powiedzieć ci, że to co robisz jest nieodpowiedzialne. -- Zaczął, a Josh przewrócił oczami.

--Bo? Ja chce się tylko dobrze bawić! To że mam 28 lat, nie oznacza, że muszę mieć żonę i gromadkę dzieci! -- W tym momencie do salonu przyszedł Brendon i usiadł obok Josha na sofie.

--Jeżeli już chcesz się puszczać, to chociaż mogłeś mieć tyle godności, aby zrobić to z dziewczyną! -- Powiedział Tyler, co Josha niesamowicie zraniło.

--Aha. Miło wiedzieć jaki masz o mnie zdanie. -- Powiedział zawiedziony Josh, a do Tylera dopiero teraz dotarło co powiedział.

--Nie, Josh... Nie to miałem na my...

--Daj se siana ziom i wypieprzaj. -- Brendon wstał i złapał go za ramię przerywając mu tym samym.

--Ale...

--Wyjdziesz sam, czy mam ci pomóc? -- Jego ton głosu stał się jeszcze bardziej wściekły, a w oczach Josha zaczęły zbierać się łzy. Nie wiedział, że jego NAJLEPSZY przyjaciel ma o nim takie zdanie.

--Dobra, już idę. -- Wyrwał się z uścisku Brendona i wyszedł. Z trzaśnięciem drzwi przez Tylera, Josha opuściły wszystkie emocje i się rozpłakał. Został niesamowicie zraniony.

--Nie płacz. -- Powiedział Brendon i go przytulił.

--Oh dziękuję, już mi lepiej. -- Powiedział sarkastycznie Josh.

--No przepraszam, ale on nie jest ciebie wart! -- Powiedział oczekując jakiejś odpowiedzi od Josha, ale jej nie uzyskał. --W takim razie... -- Wstał. -- Chyba będę się zbierać. -- Powiedział.

--Już chcesz iść? -- Josh natychmiastowo się uspokoił. Mimo iż wcześniej nie chciał pamiętać o tej nocy i chciał zapomnieć o przystojnym brunecie z czołem wielkim jak lotnisko, to nie umiał.

--No... Tak.

--Jesteś gościem, powinienem jakoś się tobą zająć.

--Już się zająłeś. W nocy. Ledwo mogę siedzieć. -- Powiedział, a Josh się zarumienił.

--Nie w tym sensie... -- Brendon widząc minę Josha zaczął się śmiać.
--Chodziło mi może, czy nie zechciał byś zjeść ze mną śniadania.

--Chętnie.

***

Na śniadanie zamówili pizze, gdyż żadnemu nie chciało się nic gotować. Jedli ją w ciszy. Niezręcznej.

--Więc... -- Zaczął Josh, Brendon mruknął zwracając swoją uwagę na niego.
--Mogę twój numer, czy coś?

Brendon o mało nie zakrztusił się aktualnie przeżuwanym kawałkiem pizzy.

--Co? To był tylko seks, nic z tego nie wyjdzie, ziom. -- Powiedział.

--O-oh... Wiem, ja tylko chciałem się z tobą zakolegować, bo wydajesz się naprawdę spoko... -- Powiedział speszony czerwonowłosy.

--No... No to okej. -- Brunet chwycił pierwszą lepszą kartkę i zapisał na niej ciąg liczb.

--Dzięki... -- Powiedział Josh i znowu zaczął jeść swój kawałek.

Po zjedzeniu "śniadania" Chłopcy się pożegnali i Brendon wyszedł. Josh nie mógł przestać o nim myśleć i nawet chyba nie chciał, bo gdyby nie on, to już pewnie dawno Josh zacząłby o tym, co powiedział Tyler.

Josh był naprawdę smutny z tego powodu, gdyż to właśnie jego rzekomy przyjaciel pomógł mu wyjść z depresji, a teraz znowu zaczął go w nią wpędzać. To już nie pierwszy raz kiedy Tyler przegiął.

Tak, Josh miał depresję, o której chciał zapomnieć. Był to niestety długi epizod, który pozostawił na ciele czerwonowłosego dużo śladów i teraz ot tak nie mógł o tym zapomnieć, a wręcz zaczęło go ciągnąć, aby znowu sobie coś zrobił. Ale on tego nie chciał.

Lecz to było silniejsze od niego.

Krew spływająca po jego ręce działała na niego kojąco, no tak - zawsze kochał ten widok. Ale co mu dało te kilka kropelek z tak płytkiej rany? Nic, więc postanowił zrobić jeszcze jedną, głębszą. A może i kilka? Nim się obejrzał, jego ramię było we krwi, całe. Ciecz szybko zaczęła opuszczać ciało Josha, co go trochę przeraziło, więc szybko próbował jakoś to zatamować.

Niestety albo i stety Brendon wracając do domu, zorientował się, że zapomniał swojej ramoneski z domu czerwonowłosego, więc szybko zawrócił w tamtą stronę. Zapukał i wszedł do środka krzycząc, że to on i zapomniał swojej kurtki, ale nie uzyskując odpowiedzi się zmartwił. Przecież gdyby był w domu, to by mu odpowiedział, a napewno był, bo drzwi są otwarte. Brendon przeszedł się po mieszkaniu i znalazł w kuchni ledwo przytomnego Josha, z ręcznikiem we krwi. Zaczął przeklinać i natychmiastowo powiadomił odpowiednie służby i przystąpił do tamowania krwotoku.

.

--Brendon? -- To pierwsze co Josh powiedział otwierając oczy.

--Wystraszyłeś mnie... -- Powiedział brunet.

--Jak mnie znalazłeś?

--Zapomniałem kurtki z twojego domu i się wróciłem, no i zastałem ciebie z podciętymi żyłami w kałuży krwi. Powiedz mi, dlaczego? -- Chłopak spojrzał na drugiego z wyrzutem.

--To nie miało tak być. -- Zaczął. -- Nie chciałem umrzeć...

Tłumaczył się, kiedy nagle na swoich ustach poczuł usta drugiego.

--Czy ty... -- Powiedział po chwili.

--Martwiłem się. Wtedy gdy cię znalazłem, to zrozumiałem, że nie jesteś mi obojętny. -- Zaczął się tłumaczyć, ale Josh go przyciągnął do ponownego pocałunku, tym razem dłuższego i bardziej namiętnego.

Tak jest chyba okej XDD

WRESZCIE TO SKOŃCZYŁAM OMG

daj mi ktoś pomysł na kolejnego one shota pls.

Stay alive |-/
23.06.2019

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro